Skocz do zawartości
Nerwica.com

Strach przed usamodzielnieniem się


Rekomendowane odpowiedzi

Co sprawia, że ktoś nie może przejść z okresu dzieciństwa w okres dorosłości? Czy zbyt duże poczucie bezpieczeństwa w domu rodzinnym przyczynia się do takiej sytuacji? Ktoś czuje się tak bezpiecznie w domu, że po prostu mu się nie chce podejmować wyzwań w życiu, no jest dobrze tak jak jest, bo w domu zawsze czeka ciepły obiad i wygodne łóżko?

Czuję złość w stosunku do mojego chłopaka dlatego, że nie chce się usamodzielnić, a ja czuję bardzo silną potrzebę "bycia na swoim".

Jesteśmy ze sobą ponad rok, jest to mój pierwszy związek, wcześniej byłam bardzo zamknięta, gdy ktoś za bardzo się do mnie zbliżał uciekałam, urywałam kontakt. Być może jest to spowodowane tym, że ojciec mnie zostawił jak byłam mała. Po wielu staraniach ze strony mojego chłopaka w końcu jakimś cudem się otworzyłam, przezwyciężyłam barierę i czułam się zupełnie swobodnie przy nim. I nadal tak jest. Tylko, że jedyną blokadą w tym związku jest to, że tkwimy ciągle w tym samym miejscu. I przyznam, że zaczyna być to dla mnie bardzo męczące. Nie widzę rozwoju. Ja w tygodniu mam pracę, w weekendy jeździmy do siebie i tak w kółko. A mamy możliwości, żeby np. przeprowadzić się do innego miasta lub zamieszkać ze sobą. Nic nas nie trzyma, możemy próbować, ale jakoś jedna strona ciągle siedzi w domu rodzinnym. I zastanawiam się... może ja nie jestem właściwą osobą dla niego, może nie daję mu tej motywacji, żeby żyć ze mną przez cały czas, tylko wystarczą weekendy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że też jego rodzice w jakiś sposób nie chcą odciąć tej pępowiny. Kiedyś rozmawiałam z jego tatą odnośnie moich wyjazdów zagranicznych, chciałam uzbierać samodzielnie kasę (miałam cel), w zasadzie zawsze próbowałam się utrzymywać sama, daje mi to niezależność, którą jest mi potrzebna. Mówiłam mu, że moja psychika po tym wszystkim była w kiepskim stanie. Na co on: "ale przecież nikt Cię z domu nie wyganiał". Zatkało mnie... oczywiście, że mnie nikt nie wyganiał i też mogłabym tak siedzieć i przyjemnie żyć, ale mi chodziło o coś innego, o bycie samodzielną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurczeblade, wiadomo, lepiej byc samodzielna, ale sa ludzie jak Twoj chłopak ze wolą zyc wygodnie. Jak przedklada zycie u mamusi nad zycie w zwiazku z Toba to pomysl czy chcesz miec partnera dzieciaka czy faceta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chłopak jest przyzwyczajony do cieplarnianych warunków w domu rodzinnym, to trudno będzie mu z tego zrezygnować. W domu może coś zrobić, ale podejrzewam, że nie musi. Ma ten komfort, poczucie bezpieczeństwa, wygodę. Natomiast związek, owszem, to są plusy i korzyści, ale też dużo obowiązków, proza dnia codziennego, z czego pewnie zdaje sobie sprawę. Może dlatego nie chce rezygnować z życia kawalera, beztroski na rzecz konieczności myślenia, za co zapłacić rachunki czy co ugotować na obiad? Nie każdy ma silną potrzebę usamodzielnienia się i tkwi w takim status quo. A ile lat ma Twój chłopak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze jedna sprawa. Jego studia. Zdał egzaminy, jednak od lat nie może napisać pracy dyplomowej. Jest perfekcjonistą, co utrudnia mu kończenie wielu rzeczy, bo nie spełniają jego wygórowanych oczekiwań. Ale, czy fakt trwania w tym zawieszeniu może być związany z tym, że nadal chce pozostać w świecie dzieciństwa? Ma 25 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurczeblade napiszę ci z autopsji, jak wewnątrz to się przeżywa i jak bardzo to może się różnić od widoku z zewnątrz. Psycholodzy mi mówili o lęku przed dorosłością, pępowinach itd., bo przez lata mam problem dokończyć pracę dyplomową. A teraz jak to wygląda wewnątrz mnie. Od dzieciaczka miałem poczucie bycia gorszym i przekonanie, że tylko robiąc coś perfekcyjnie dorównam innym, ojciec też lubił przypominać że opuszczony trening czy zajęcia w szkole, to zaległości. Oczywiście życie kumuluje takie zaległości i w gimnazjum już czułem że mam zaległości nie do nadrobienia. Uprawiałem sport tak perfekcyjnie, że trener zauważał to i namawiał żebym wyluzował, ale wewnątrz nie potrafiłem uwierzyć że bez tego cokolwiek osiągnę. Pierdykło, rzuciłem sport bo już nie wytrzymałem. Rzuciłem się na nauki ścisłe, całe liceum napieprzałem zadania , ludzie myśleli że jestem jakimś geniuszem, a ja po prostu przeczytałem w biografię naukowca, który stwierdził że większość wybitnych uczonych już w liceum wiedziała że tym chce się zajmować, więc nie chciałem tracić czasu, bo się bałem że ze swoim niedorobieniem nie nadrobię zaległości. Obok tego wszystkiego oczywiście była depresja, samoeksploatacja do granic możliwości i zero miłości i współczucia do samego siebie. Wypruty z sił i tak poszedłem na studia i nie odpuszczałem, miałem nawet bardzo dobre wyniki, ludzie widzieli we mnie pasję, a ja lęk przed porażką i zmarnowanymi latami włożonymi w wysiłek, jedynie hobbystyczne zajmowanie się nauką dawało radość. W końcu to pękło i się rozsypałem, urlopy zdrowotne, pobyty w szpitalach. Uspokajałem się po takich okresach, starałem mieć do samego siebie więcej wyrozumiałości, litości, i nie przejmować się ograniczeniami czy błędami. Jednak każdy powrót na studia uruchamiał we mnie ogromne ambicje, nakręcałem się do potęgi, każdą chwilę nałogowo poświęcałem nauce i znowu wpadałem w wir perfekcjonizm, prokrastynacja, depresja, za każdym kuźwa razem to samo. Dobiłem w końcu do sytuacji, że po 10 latach takiej tułaczki napisałem magisterkę, sam bez konsultacji z promotorem, bo to kolejna moja psychologiczna wada, że nie potrafię prosić o pomoc, jakby to było upokorzenie i porażka. Byłem wrakiem , ale napisałem tą pracę, poszedłem do promotora, a on powiedział że trzeba praca fajna i w ogóle, ale trzeba wprowadzić parę poprawek. Znowu coś we mnie pękło, już rzygałem tym trybem życia, a nie umiałem tego zmienić, stało się to, że przez rok nie tknąłem tej pracy, mimo że mam tylko parę poprawek wprowadzić. W międzyczasie gdy mi w trakcie studiów pyknęło 24lata to zacząłem pracować, bo czułem się jak gunwo, że jestem na utrzymaniu rodziców i ciągle odracza się moja praca zawodowa. Wyprowadziłem się na stancję, pracowałem za najmniejsze pieniądze, ale czułem tam ulgę. Czułem , że to nie jest studnia bez dna, że idę sobie do roboty, robię swoje, wracam i mam życie dla siebie, to było piękne, problemem są tylko te pieniądze. Żyję skromnie, ale chciałbym coś więcej, na dodatek lubię pracować, nadgodziny czy dodatkowe obowiązki w robocie nie robią mi problemu, cieszę się że nie muszę ich zabierać ze sobą do domu, że są jasne granice i dobrze widoczny szczyt umiejętności, które trzeba posiadać by bezpiecznie się odnaleźć w tej pracy. Nie wiem, z jakichś lęków mam perfekcjonizm, ogromnie cierpię gdy mam podjąć skomplikowany projekt i nie mam już na to sił, jest w tym dużo poczucia bezradności, bo jednak lata walki się włożyło na pokonanie tych ograniczeń. Najlepsze w tym wszystkim ,to to że ta trauma ze studiami wpoiła mi przekonanie, że tak jest ze wszystkim i wszędzie, byłem pewien że skończę na rencie albo DPSie, aż podjąłem tą prostą pracę i przekonałem się że można inaczej, wyprowadzenie z domu to był już wtedy pikuś, choć nie zadowalają zarobki. Poza tym okazało się, że ta praca to dla mnie pikuś, a wiele osób nie wytrzymywało w niej, to też budujące. Nie wiem jak to wygląda wewnętrznie u twojego chłopaka, do tego potrzeba szczerej otwartej poważnej rozmowy, chcę tylko pokazać, że odpowiedź wcale nie musi być oczywista i to co widać po czynach wcale nie musi być spójne z tym co on przeżywa wewnątrz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat Twój post wiele mi uświadomił. Mam wrażenie, a nawet jestem tego pewna, że ten perfekcjonizm przeszedł z ojca na syna. Jego ojciec jest bardzo surowy, każde niepowodzenie bardzo go irytuje i wpada w szał, nawet błahostka: np. kot zrobi mu małą rysę pazurem na jego telewizorze. Ja tam w ogóle żadnej rysy nie widziałam, a on zaczął krzyczeć, że nie będzie mu kot psuł telewizora. Więc myślę, że jest tam też ogromna presja, bardzo duża kontrola + przewrażliwienie na punkcie bezpieczeństwa (po każdym przyjeździe do mnie mój chłopak piszę sms-a do rodziców: "dojechałem"). Ogólnie w jego rodzinie generowanie jest poczucia strachu, że każdy wyjazd samochodem może skończyć się wypadkiem idt. Bardzo dużo cech u obu panów (chłopaka i jego ojca) przypomina osobowość anankastyczną.

Jak poznawałam mojego chłopaka, to właśnie ten perfekcjonizm, spokój, oszczędność (każdy zakup musiał być przemyślany) dojrzałość (jak na swój wiek wydawał się bardzo dojrzały) dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Jednak im bardziej się poznawaliśmy stało się to dość uciążliwe. Ten perfekcjonizm blokował wykonywanie pewnych zadań. Jak się poznawaliśmy wiedziałam o jego epizodach depresyjnych, wiedziałam, że nie może skończyć pracy dyplomowej, ale miałam jakąś siłę i nadzieje, że to chwilowe, że będzie dobrze. Podjął nawet pracę na budowie, i faktycznie widziałam, że go to interesuje, dużo o tym czytał. Myślę o, fajnie, jak nie napisze tej pracy licencjackiej, to przecież nic się nie stanie, rozpocznie nowy kierunek studiów, może faktycznie tam się już wypalił i nie ma co na siłę go męczyć. Miał motywację, żeby wstawać o 6:00, wracać o 19:00, dużo czytał o różnych konstrukcjach. Szef go doceniał, bo był bardzo solidny i dobrze wykonywał swoją pracę. Jednak cały czas jego rodzina: że to nie jest praca dla niego, że powinien w biurze pracować jakby skończył studia, a tak to mu przyjdzie tylko jako robotnik fizyczny. Mówię im, ale go to interesuje, może rozwinąć tę pasję. Strasznie mnie to wkurzało, bo jestem przekonana, ze każda praca daje nam jakieś doświadczenie i gdzieś w przyszłości te umiejętności mogą się przydać. Nie muszą, ale mogą. Po pół roku zrezygnował z pracy i postanowił, że zrobi sobie przerwę i będzie pisał licencjat. Do tej pory go nie napisał i nadal siedzi w domu i nie wie co ze sobą zrobić. Zaproponowałam, żeby wrócił do poprzedniej pracy, ale chyba już mu przeszło zainteresowanie tym tematem. Ma tyle umiejętności, które mógłby rozwinąć i stale mu o tym powtarzam. On już nie chce słyszeć o nowym kierunku, chce skończyć to, co zaczął, ale nawet nie otwiera kilku stron pracy, którą kiedyś rozpoczął, odkłada to na później, tutaj kłania się prokrastynacja o której pisałeś. Zachęcam go do zadzwonienia na uczelnie, żeby dowiedzieć się, czy ma jakieś różnice programowe, na co on, "ale to mi w niczym nie pomoże". Wiem co to znaczy bezczynne siedzenie w domu, sama to przeżywałam i powinnam wiedzieć jak się zachować w takiej sytuacji, żeby mu pomóc, ale nie wiem, gdy nie poruszam tego tematu wszystko pozornie jest dobrze, rozmawiamy ze sobą, ale gdy tylko zaczynam temat pracy jedyną odpowiedzią jest cisza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×