Skocz do zawartości
Nerwica.com

kurczeblade

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kurczeblade

  1. Korat Twój post wiele mi uświadomił. Mam wrażenie, a nawet jestem tego pewna, że ten perfekcjonizm przeszedł z ojca na syna. Jego ojciec jest bardzo surowy, każde niepowodzenie bardzo go irytuje i wpada w szał, nawet błahostka: np. kot zrobi mu małą rysę pazurem na jego telewizorze. Ja tam w ogóle żadnej rysy nie widziałam, a on zaczął krzyczeć, że nie będzie mu kot psuł telewizora. Więc myślę, że jest tam też ogromna presja, bardzo duża kontrola + przewrażliwienie na punkcie bezpieczeństwa (po każdym przyjeździe do mnie mój chłopak piszę sms-a do rodziców: "dojechałem"). Ogólnie w jego rodzinie generowanie jest poczucia strachu, że każdy wyjazd samochodem może skończyć się wypadkiem idt. Bardzo dużo cech u obu panów (chłopaka i jego ojca) przypomina osobowość anankastyczną. Jak poznawałam mojego chłopaka, to właśnie ten perfekcjonizm, spokój, oszczędność (każdy zakup musiał być przemyślany) dojrzałość (jak na swój wiek wydawał się bardzo dojrzały) dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Jednak im bardziej się poznawaliśmy stało się to dość uciążliwe. Ten perfekcjonizm blokował wykonywanie pewnych zadań. Jak się poznawaliśmy wiedziałam o jego epizodach depresyjnych, wiedziałam, że nie może skończyć pracy dyplomowej, ale miałam jakąś siłę i nadzieje, że to chwilowe, że będzie dobrze. Podjął nawet pracę na budowie, i faktycznie widziałam, że go to interesuje, dużo o tym czytał. Myślę o, fajnie, jak nie napisze tej pracy licencjackiej, to przecież nic się nie stanie, rozpocznie nowy kierunek studiów, może faktycznie tam się już wypalił i nie ma co na siłę go męczyć. Miał motywację, żeby wstawać o 6:00, wracać o 19:00, dużo czytał o różnych konstrukcjach. Szef go doceniał, bo był bardzo solidny i dobrze wykonywał swoją pracę. Jednak cały czas jego rodzina: że to nie jest praca dla niego, że powinien w biurze pracować jakby skończył studia, a tak to mu przyjdzie tylko jako robotnik fizyczny. Mówię im, ale go to interesuje, może rozwinąć tę pasję. Strasznie mnie to wkurzało, bo jestem przekonana, ze każda praca daje nam jakieś doświadczenie i gdzieś w przyszłości te umiejętności mogą się przydać. Nie muszą, ale mogą. Po pół roku zrezygnował z pracy i postanowił, że zrobi sobie przerwę i będzie pisał licencjat. Do tej pory go nie napisał i nadal siedzi w domu i nie wie co ze sobą zrobić. Zaproponowałam, żeby wrócił do poprzedniej pracy, ale chyba już mu przeszło zainteresowanie tym tematem. Ma tyle umiejętności, które mógłby rozwinąć i stale mu o tym powtarzam. On już nie chce słyszeć o nowym kierunku, chce skończyć to, co zaczął, ale nawet nie otwiera kilku stron pracy, którą kiedyś rozpoczął, odkłada to na później, tutaj kłania się prokrastynacja o której pisałeś. Zachęcam go do zadzwonienia na uczelnie, żeby dowiedzieć się, czy ma jakieś różnice programowe, na co on, "ale to mi w niczym nie pomoże". Wiem co to znaczy bezczynne siedzenie w domu, sama to przeżywałam i powinnam wiedzieć jak się zachować w takiej sytuacji, żeby mu pomóc, ale nie wiem, gdy nie poruszam tego tematu wszystko pozornie jest dobrze, rozmawiamy ze sobą, ale gdy tylko zaczynam temat pracy jedyną odpowiedzią jest cisza...
  2. Jest jeszcze jedna sprawa. Jego studia. Zdał egzaminy, jednak od lat nie może napisać pracy dyplomowej. Jest perfekcjonistą, co utrudnia mu kończenie wielu rzeczy, bo nie spełniają jego wygórowanych oczekiwań. Ale, czy fakt trwania w tym zawieszeniu może być związany z tym, że nadal chce pozostać w świecie dzieciństwa? Ma 25 lat.
  3. Jest to z góry przegrana sytuacja? Walka z wiatrakami? Syn, który czuje się bezpiecznie w domu rodzinnym nigdy tego domu nie opuści?
  4. Myślę, że też jego rodzice w jakiś sposób nie chcą odciąć tej pępowiny. Kiedyś rozmawiałam z jego tatą odnośnie moich wyjazdów zagranicznych, chciałam uzbierać samodzielnie kasę (miałam cel), w zasadzie zawsze próbowałam się utrzymywać sama, daje mi to niezależność, którą jest mi potrzebna. Mówiłam mu, że moja psychika po tym wszystkim była w kiepskim stanie. Na co on: "ale przecież nikt Cię z domu nie wyganiał". Zatkało mnie... oczywiście, że mnie nikt nie wyganiał i też mogłabym tak siedzieć i przyjemnie żyć, ale mi chodziło o coś innego, o bycie samodzielną.
  5. Co sprawia, że ktoś nie może przejść z okresu dzieciństwa w okres dorosłości? Czy zbyt duże poczucie bezpieczeństwa w domu rodzinnym przyczynia się do takiej sytuacji? Ktoś czuje się tak bezpiecznie w domu, że po prostu mu się nie chce podejmować wyzwań w życiu, no jest dobrze tak jak jest, bo w domu zawsze czeka ciepły obiad i wygodne łóżko? Czuję złość w stosunku do mojego chłopaka dlatego, że nie chce się usamodzielnić, a ja czuję bardzo silną potrzebę "bycia na swoim". Jesteśmy ze sobą ponad rok, jest to mój pierwszy związek, wcześniej byłam bardzo zamknięta, gdy ktoś za bardzo się do mnie zbliżał uciekałam, urywałam kontakt. Być może jest to spowodowane tym, że ojciec mnie zostawił jak byłam mała. Po wielu staraniach ze strony mojego chłopaka w końcu jakimś cudem się otworzyłam, przezwyciężyłam barierę i czułam się zupełnie swobodnie przy nim. I nadal tak jest. Tylko, że jedyną blokadą w tym związku jest to, że tkwimy ciągle w tym samym miejscu. I przyznam, że zaczyna być to dla mnie bardzo męczące. Nie widzę rozwoju. Ja w tygodniu mam pracę, w weekendy jeździmy do siebie i tak w kółko. A mamy możliwości, żeby np. przeprowadzić się do innego miasta lub zamieszkać ze sobą. Nic nas nie trzyma, możemy próbować, ale jakoś jedna strona ciągle siedzi w domu rodzinnym. I zastanawiam się... może ja nie jestem właściwą osobą dla niego, może nie daję mu tej motywacji, żeby żyć ze mną przez cały czas, tylko wystarczą weekendy?
  6. Witajcie :) hmm... od czego tu zacząć? Może dziwnie to zabrzmi, ale zawsze byłam szczęśliwym ludziem, mimo tego, że nie zawsze wszystko wychodziło, nie wszystko udawało się za pierwszym razem w dążeniu do celu, niekiedy doły też były, ale mimo tego zawsze czułam jakąś taką wewnętrzną moc, że będzie dobrze. Na studia wybrałam się do innego miasta, zamieszkałam z osobą poznaną przez internet (mieszkałyśmy ze sobą przez cały okres studiów rozumiałyśmy się bez słów), w mojej grupie też czułam się bardzo dobrze, mimo tego, że jestem typem introwertyka, najprawdopodobniej z osobowością unikającą. Po zakończeniu studiów (licencjat) podjęłam decyzję, że muszę zarobić na magisterkę i wyjechałam za granicę. Dokładnie do Niemiec, później do Francji. Chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym (w wolnych chwilach zwiedzić miasto i takie tam). Na początku było dobrze, wiadomo, praca monotonna, ale dało się wytrzymać. Jednak jak to zazwyczaj bywa w dużych zbiorowościach, ludzie tracą energię na głupoty, czyli obrabianie tyłka innym i nie tylko, w 90% dochodziły do tego zdrady i inne mniejsze lub większe "wyskoki". A ja na to patrzeć po prostu nie mogłam, zaczęłam oddalać się od wszystkiego, brakowało mi rozmowy, czułam się tam jak jakiś ufoludek, który przyleciał z innej planety. Jakoś w moim małym mózgu się to nie mieściło. Nawet nie wiem, w którym momencie pojawiły się lęki. Na początku bałam się jeździć w busie do pracy (zazwyczaj dojeżdżaliśmy pół godziny, niekiedy godzinę w jedną stronę) czułam się, jak sardynka w puszce, serce mi waliło i brakowało powietrza (chyba jakaś klaustrofobia, albo coś w tym rodzaju). Nie wspominając o podróży powrotnej do Polski, gdzie w busie jechało się niekiedy 10 godzin (męka!). Później pojawił się lęk przed robieniem zakupów w markecie (zawsze w piątek, po pracy na szybko, totalny dzień świra, długie stanie w kolejkach). Następnie lęk przestrzeni, praktycznie w ogóle nie wychodziłam z hotelu, najbezpieczniejsze wydawało się moje łóżko. Od tamtego czasu czuję, jakby ktoś walnął mnie wielkim młotem w głowę. Jestem totalnie wypalona, nie rozumiem niczego... Nie potrafię rozmawiać z ludźmi (chociaż kiedyś to uwielbiałam!). Ogólnie czuję, że się uwsteczniłam. Obecnie przebywam w Polsce. Myślałam, że to minie, gdy znajdę się "na swoim terenie", poczuję się bezpieczna, ale nie. Nadal boję się jeździć komunikacją miejską, (samochodem też), boję się chodzić do marketów, zazwyczaj kupuję najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę. I co najgorsze ubzdurałam sobie, że wszędzie, w każdej pracy w Polsce będzie tak samo jak za granicą, że zawsze spotkam takich samych ludzi...
  7. kurczeblade

    Co teraz robisz?

    słucham chrapania mojego kota
  8. Wydaje mi się, że Marek Koterski. Doskonale to odzwierciedla w swoich filmach.
×