Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kariera-rozwój-sukces zawodowy po 30-40-50 roku życia? Nie..


Asembler

Rekomendowane odpowiedzi

Nie ma to być wątek defetystyczny służący rozładowaniu frustracji, ale realistyczny.

Stawiam może kontrowersyjną tezę, że jak ktoś chce osiągnąć duży sukces finansowy, zawodowy, odgrywać znaczącą rolę w społeczeństwie to jak "obudzi się" po 30-ce to już jest spalony i będzie outsiderem. No dobra, jeszcze 30 kilka lat ewentualnie może nie być za późno, ale 40 to definitywna granica. Nie wierzę w sukces ludzi po 40, ludzi "znikąd". A ewentualny jeden czy drugi przykład można postawić na tym samym regale co "wygrana w amerykańskiej multiloterii", a nie rozwiązania systemowe.

Sam mam "dopiero" ćwierć wieku na karku, mam bardzo duże ambicje, silne motywacje witalne, bardzo ukierunkowane cele i zainteresowania i czuję, że już sporo ścieżek sobie zamknąłem np w sporcie czy wojsku czy pokrewnych.

Uważam, że jak ktoś nie potrafił się znaleźć w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, wyrobić towarzyskich kontaktów, wkręcić w sieć powiązań, stowarzyszeń, fundacji, loży, klubów, towarzystw czy zwał jak zwał przed 40stką, a ma motywacje na politykę / władzę to nie podskoczy wyżej radnego miasta czy ewentualnie, bardzo ewentualnie posła statysty, który będzie służył jako maszynka do głosowania. A niby można założyć, że na tym polu aktywność zawodowa jeżeli zdrowie dopisze może być dajmy na to do 80 tego roku życia, a więc pozostaje niby drugie tyle ile ma się lat, 40 - niby dużo.

 

I to wszystko mi tak kontrastuje z obrazami, które widzę. Bezrobotni "wykluczeni" na kursach przystosowania zawodowego organizowanych przez jakiś urząd są bombardowani różnymi banałami typu "jeszcze ma Pani przecież 20 lat życia zawodowego przed sobą", "nigdy nie jest za późno by zacząć kroczyć nową drogą". Albo filozofia new agowskiego uśmiechania się i beztroskiego podchodzenia do problemów, "wszystko jest w twojej głowie", "musisz inaczej spojrzeć na rzeczywistość", "wszystko tkwi w twojej głowie" (ogółem czysty postmodernizm i filozofia podmiotu), zamiast systematycznego wyciągania wniosków z dotychczasowych niepowodzeń - czasami spotykam w różnych nurtach pomocy psychologicznej.

 

Jak to czyta ktoś starszy ode mnie, a nie odniósł dużego sukcesu to może znienawidzić to co piszę. Rozumiem. Nie rzucam tego w tonie ex cathedra, ale to po prostu tezy, z którymi się zgadzam. Rozumiem też, że pewnie z 2/3 ludzi nie będzie miało tak mocno ukierunkowanej motywacji na karierę, wysoką pozycję społeczną. Niektórzy świetnie zadowoliliby się np firmą fotograficzną, barem szybkiej obsługi, kierownikiem magazynu, własnym solarium, własnym gabinetem psychoterapeutycznym itd. Śledzę kariery niektórych moich znajomych, w wieku 25-30 lat po kilku latach doszli do satysfakcjonujących zarobków i stanowisk, niektórzy bez znajomości doszli do "magicznej" granicy 10 tys. / msc, mówię o pracy w Polsce, nie np spawacz w Norwegii wtedy przeliczanie po kursach walutowych nie ma sensu, niektórzy pełnią funkcje publiczne lub dość wysoko w organizacjach społecznych, niektórzy są technicznymi specjalistami w tym co robią, niektórzy poszli w zarządzanie (prawdziwe, a nie tylko z nazwy). A ja czuję, że zaraz mi 25 latkowi z pewnymi zaburzeniami, problemami psychicznymi to wszystko oddali się niemożliwie daleko chociaż mam uważam predyspozycje do tego, tego i tego itd, wiedzę z tego i tego itd, była weryfikowana już pozytywnie, tak zwane kompetencje miękkie też jakieś zadowalające mam.

 

Że niby jestem młody i wszystko przede mną? Śledzę kilka karier, bez nadmiernych szczegółów: dziewczyna1, absolwentka prawa, perfekt języki obce, jakaś wąska specjalność przy międzynarodowych umowach licencyjnych czy coś takiego, dostała się do międzynarodowej korporacji prawniczej, elitarnej, tam naprawdę znajomości nie wystarczą, rozwija się cały czas. kolega1, zaczynał od szeregowego programisty za średnią krajową, w kilka lat awansował i zdobywał doświadczenie, teraz robi projekty bezpośrednio dla amerykańskich firm, oni liczą koszty w dolarach, on wynagrodzenie w złotówkach, niszowa technologia, mało stresująca praca, dużo do nauki, ale to jego pasja więc przychodzi lekko, z deadlinami nie ma problemów. Wystarczy prześledzić wiele karier ludzi ze szczebla co najmniej senior executive. Po 30stce nie ma szansy realizować takiej ścieżki kariery i mówienie "jeszcze może z 40 lat zawodowych przed tobą" nie polepszy sytuacji.

 

No cóż skończyło się jednak trochę na moich "gorzkich żalach"...ale tak to widzę. Chętnie poznam spojrzenie na to osób mających jakieś doświadczenia doradztwem zawodowym, filozofią sukcesu wbijaną przez "trainerów i mentorów" czy psycho-coś-tam i jak skonfrontowali by to z moim wpisem. Myślicie że mam przerost ambicji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to czyta ktoś starszy ode mnie, a nie odniósł dużego sukcesu to może znienawidzić to co piszę.
Ja jestem dużo starszy, kariery żadnej nie zrobiłem, pracuje oficjalnie za minimum i mieszkam z mamą, mam w dupie całe te kariery, bycie kimś, posiadanie własnego domu, mieszkania i wypasionego auta. Nie nadaje się na to jestem za głupi, leniwy, bez ambicji. Dla mnie ten cały pęd ku karierze, byciu tzw kimś to bzdura, może dlatego że nie miałem na to szans i ochoty i tak se to tłumacze. Patrzenie na ludzi pod kątem zajmowanej pozycji w stadzie i osiąganych dochodów jest mocno ograniczone choć powszechne i uznawane za wyznacznik sukcesu życiowego w tym zmaterializowanym do szpiku kości świecie.

 

I to wszystko mi tak kontrastuje z obrazami, które widzę. Bezrobotni "wykluczeni" na kursach przystosowania zawodowego organizowanych przez jakiś urząd są bombardowani różnymi banałami typu "jeszcze ma Pani przecież 20 lat życia zawodowego przed sobą", "nigdy nie jest za późno by zacząć kroczyć nową drogą".
To są brednie wtłaczane przez własnie takie panie z pośredniaka które mają się nijak do rzeczywistości, oczywiście wyjątki się zdarzają że ktoś po 40-ce zmienia życie i osiąga sukces ale to są wyjątki potwierdzające regułę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest taki typ ludzi o motywacji witalnej, który dużo energii wkłada w to by posiadać (słowo klucz: posiadać, nie ważne kredyt, pożyczone, wygrane w karty - liczy się wrażenie) obiekty, które wzbudzą u innych osobników z grupy podziw, zazdrość. Taki typ jest mi zupełnie obcy. Raczej nie podążam za modą. Ostatni raz jeansy kupiłem sobie latem / jesienią poprzedniego roku, telefon mam stary, ważne by było kilka podstawowych aplikacji, z których korzystam. Mam wyrąbane w to czy modne są teraz wąsy, brody, irokezy czy co. Zawsze dla mnie: wydajność ważniejsza jak efekty zewnętrzne. W tym ujęciu nie zależy mi na wyścigu szczurów. Ostatecznie ktoś silny nie musiałby udowadniać jak jest silny i chodzić z napiętymi bicami, bogaty nie musi jeździć złotym samochodem by pokazywać że jest bogaty, mający powodzenie facet nie musi się chwalić wszystkimi znajomościami na instagramie. Dla mnie to oznaka próżniactwa. Mam motywację czuć się potrzebny, zajmować ważne stanowiska dające swobodę kreowania rzeczywistości, być trudnym do zastąpienia. Dlatego widzę się na takich stanowiskach jak wykładowca akademicki, jakiś wpływowy biskup, specjalista techniczny w swojej dziedzinie (na to jeszcze mam jakąś realną szansę), dyplomata, ekspert w różnych instytucjach związanych ze sterowaniem państwem, trener sportowy czy coś. W sumie pisząc sobie pod nosem teraz ująłem to co gdzieś głębiej we mnie tkwiło i było dla mnie nie zrozumiałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez tak po części myślę. Mowi sie niby, ze szanse sa dopóki sie zyje. Wskazuje historie ludzi którzy mieli warzywniak i w 10 lat po 50stce zrobili jakaś siec sprzedaży i dorobili na kiju, cebuli ale... Nie oszukujmy sie, to sprytny zabieg dlatego, ze takie osoby jakby nie były motywowane tym ,,życie jest piękne'' generowały by duże straty osobiste, społeczne i siały tak jakby defetyzm, po przez co spadłaby wydolność całego tego jednostkowego systemu wyższego wynagradzania (Spotkania integracyjne aby sie spotkać przeskalować statusowo, pozazdrościć i aby ktos kogoś gonił, a wiadomo ze przez karierę) Teraz sie pachnie aquadidzo (tym sie chyba nie pachnie 20 lat;d) jeździ volvo czy tam jaguarem, przedstawia Marc choć ma na imię Marek a nie jest sie Grażyna która ma polubić to jak jest. Ma polubić to ze nie ma, bo wtedy bedzie mniej bolec. Choć podobno nawet w kamieniołomach dało się wyrobić niewolników do takiego stopnia, ze lubili tam chodzic, bo to im harmonizowało dzień, nie próbowali ociekać bo bali się tego braku stabilności a co za tym idzie bezpieczeństwa(wyobrażenie lekowe większe niz rzeczywisty wysiłek, psychologicznie zmaksymalizowane a predyspozycje zminimalizowane. Inaczej niz w tym powiedzeniu ,,ja nie zrobię?'' . Właśnie w tym nadzieja, ze znajdzie sie taki który będzie chciał uciec, bo system stymulacji zapętlonej będzie mu nie wystarczał. Spojrzy z innej strony i znajdzie nisze i sile. Ogólnie to trzeba sie produkować w życiu zeby sie ustawić. Osoby zaburzone maja z tym 2x przewalone, bo często sa świadome ale bezbronne wobec samego siebie, dlatego uciekają w chwile, namiastki. Potem dociera do nich to, ze tacy nie sa, ze to tylko chwile, chwile zwane życiem iluminacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetny temat, sam często o tym rozmyślam. Wiek sam w sobie nie jest żadną cezurą, to pewnie tylko tak wychodzi w danych statystycznych, jakichś badaniach. Najważniejsze jest to kim się jest przez cały czas trwania życia. Ktoś kto zrobił coś wyjątkowego w wieku 50 lat nie zaczął nad tym pracować rok wcześniej, tylko jest to wynik całego życia, wszystkich doświadczeń, wszystkich znajomości, kontaktów, zainteresowań. Jeśli jesteś np. 30+ i nie masz wpływowych znajomych to kiedy i w jaki sposób chcesz ich poznać? Jakie są szanse że będziecie przebywać w tym samym miejscu i tym samym czasie? To nie wiek jest przeszkodą, ale związane z nim ograniczenia. W szkole mogłeś poznać wielu przyszłych "ludzi sukcesu", lecz dorosły człowiek nie uczestniczący w takim życiu ma na to niewielkie szanse.

Ale ja chciałem o czym innym. Bo sedno sprawy stanowi coś co można nazwać ambicją, energia witalną, chęcią do życia. W obserwowanej każdego dnia dynamice życia różnych osób przejawiają się radykalne różnice pomiędzy ludźmi. Wyglądamy tak samo, ale myślimy i odczuwamy zupełnie inaczej. Obawiam się że to jest trochę tak, jak z funkcjami pełnionymi przez owady. Rodzimy się z określonym potencjałem i wyżej pośladków nie podskoczymy. Inni podskoczą - my nie. I nic nie da się z tym zrobić. W jaki sposób można konkurować "na osiągnięcia" z kimś, kto od wczesnej młodości posiada jasne i określone zainteresowania, pasje, coś co sprawia mu przyjemność, radość, kiedy po drugiej stronie jesteśmy my, 30+ albo 40+ a nawet 50+ i ciągle nie wiemy co chcielibyśmy robić w życiu?

Trapi mnie jedno pytanie: czy ambicji można się nauczyć? Czy związanej z nią chęci do życia, witalności, jakiegoś takiego bakcyla można się nauczyć? Czy czegoś takiego jak pasja, hobby, posiadanie zainteresowań w wąskiej i dobrze płatnej dziedzinie można się nauczyć? Jeśli tak, to w jaki sposób? A może to jest niezależne od nas? Może to jest losowe - jedni to mają, inni nie?

Znam odpowiedź na to pytanie, ale nie jest ona pełna. Kwestią kluczową są wg mnie emocje, uczucia, jak zwał tak zwał. Chodzi o to wszystko, czego doświadczamy, kiedy robimy coś, co lubimy. Przede wszystkim najpierw trzeba coś lubić robić, ale jak sprawić, żeby tak się stało? Czy to jest zależne ode mnie? Jeśli wykonujemy jakieś czynności i nie towarzyszą im pozytywne emocje to nie możemy być zaangażowani a bez zaangażowania nie zrobimy żadnych postępów.

Albo jeszcze inne pytanie: dlaczego nie jestem narkomanem? Dlaczego nie jestem alkoholikiem? Czy miałem na to jakiś wpływ? Smakowałem jednego i drugiego. Nie mam silnej woli, mocnego charakteru, mam słabość do słodyczy. A jednak ani narkotyki ani alkohol ani nikotyna nie były dość silne, żeby u mnie zagościć na dłużej. Dlaczego? Jaki mam na to wpływ? Dlaczego mogę odmówić sobie butelki wina, mogę odmówić papierosa, mogę odmówić zielonego, ale z czekoladą walczyć nie potrafię? Może te pytania wydają się dziwne, niemądre, dziecinne, lecz wg mnie pokazują jakiś absurdalny brak wpływu na nasze życie, na obszar kompletnego chaosu, losowości zdarzeń, przypadku, wobec którego "mentorzy", "kołcze" i inne "jesteś zwycięzcą" jawią się jako zwykli oszuści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo jeszcze inne pytanie: dlaczego nie jestem narkomanem? Dlaczego nie jestem alkoholikiem? Czy miałem na to jakiś wpływ? Smakowałem jednego i drugiego. Nie mam silnej woli, mocnego charakteru, mam słabość do słodyczy.
Też się nad tym zastanawiam, częściowo na to wpływ miało złe samopoczucie po alkoholu i słaba reakcja na marihuanę, haszysz( zwykle nie odczuwałem nic) bo twardych nie próbowałem z lęku i braku okazji. A od słodyczy też jestem uzależniony. A co do kariery to przez wieki takie coś jak kariera, spełnianie się były dostępne nielicznym, wpływowym. Dziś potencjalne szansę na to ma każdy choć realia bywają inne, ale wg mnie większości ludzi na tym nie zależy, to raczej media, szkoła, świat wtłaczają ludziom że mają robić kariery choć nie leży to naturze większości ludzi którzy zadowalają się spokojnym, bezpiecznym i raczej mało wymagającym życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to czyta ktoś starszy ode mnie, a nie odniósł dużego sukcesu to może znienawidzić to co piszę.
Ja jestem dużo starszy, kariery żadnej nie zrobiłem, pracuje oficjalnie za minimum i mieszkam z mamą, mam w dupie całe te kariery, bycie kimś, posiadanie własnego domu, mieszkania i wypasionego auta. ....

To akurat też mam w dupie. Może z wyjątkiem mieszkania, bo jednak wygodnie mieć własne. Domu nie potrzebuję. Wypasionej fury (w sensie społecznym, czyli drogiej) również nie.

Kasa służy do tego, żeby robić co się chce. Nic więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasami miewam takie ukłucie ambicji, że nie jestem jakimś super człowiekiem sukcesu, prezesem, lekarzem itd.

ale później się zastanawiam skąd ta idea pochodzi i dochodzę do wniosku, że z zewnątrz, że nigdy tak na serio mi na tym nie zależało, a już na pewno nie na tyle by poświęcić temu tyle ile trzeba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to być wątek defetystyczny służący rozładowaniu frustracji, ale realistyczny.

Stawiam może kontrowersyjną tezę, że jak ktoś chce osiągnąć duży sukces finansowy, zawodowy, odgrywać znaczącą rolę w społeczeństwie to jak "obudzi się" po 30-ce to już jest spalony i będzie outsiderem. No dobra, jeszcze 30 kilka lat ewentualnie może nie być za późno, ale 40 to definitywna granica. ...

 

(cozadurnyfpis....... nawetnieczytamdalejnawetnamilimetr..... xDDDDDDDDDDDDDDDDD)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to być wątek defetystyczny służący rozładowaniu frustracji, ale realistyczny.

Stawiam może kontrowersyjną tezę, że jak ktoś chce osiągnąć duży sukces finansowy, zawodowy, odgrywać znaczącą rolę w społeczeństwie to jak "obudzi się" po 30-ce to już jest spalony i będzie outsiderem. No dobra, jeszcze 30 kilka lat ewentualnie może nie być za późno, ale 40 to definitywna granica. ...

 

(cozadurnyfpis....... nawetnieczytamdalejnawetnamilimetr..... xDDDDDDDDDDDDDDDDD)

Brak umiejętności pomijania bzdur.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest taki typ ludzi o motywacji witalnej, który dużo energii wkłada w to by posiadać

 

To ciekawe. System preferuje głównie takie osoby, z kolei oni preferują otaczać się się takimi osobami i suma sumarum ogranicza się przestrzeń dla ludzi chcących nie posiadać lecz być. Trudno im o godne życie, bo są poza rywalizacją i pracoholizmem, przez to nie rozumiani i pogardzani. Nikogo nie obchodzi jak bogate wnętrze ma ten prosty, pokorny i ubogi człowiek. W świetle wartości cywilizacji zachodnej jest przegrywem, nie wbił żadnego znaczącego lvlu w żadnej z branż dającej wpływy i prestiż.

Przeżyć życie , być spełnionym i szczęśliwym to chyba największy sukces.

A nasz kontynent czeka długa i ciężka praca nad moralnością, żeby zadbać o godność wszystkich.

Pieniądz w ogólności nie jest odzwierciedleniem żadnej wartości człowieka. Ci którzy zarabiają tysiące razy więcej od innych, to często ani wcale tyle razy więcej nie pracują, ani ich praca nie jest aż tak ważna, a i korzyści płyną mizerne. Patrząc uczciwie wielu ludzi "sukcesu", to jawne szkodniki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ciekawe. System preferuje głównie takie osoby, z kolei oni preferują otaczać się się takimi osobami i suma sumarum ogranicza się przestrzeń dla ludzi chcących nie posiadać lecz być. Trudno im o godne życie, bo są poza rywalizacją i pracoholizmem, przez to nie rozumiani i pogardzani. Nikogo nie obchodzi jak bogate wnętrze ma ten prosty, pokorny i ubogi człowiek. W świetle wartości cywilizacji zachodnej jest przegrywem, nie wbił żadnego znaczącego lvlu w żadnej z branż dającej wpływy i prestiż.

Przeżyć życie , być spełnionym i szczęśliwym to chyba największy sukces.

A nasz kontynent czeka długa i ciężka praca nad moralnością, żeby zadbać o godność wszystkich.

Pieniądz w ogólności nie jest odzwierciedleniem żadnej wartości człowieka. Ci którzy zarabiają tysiące razy więcej od innych, to często ani wcale tyle razy więcej nie pracują, ani ich praca nie jest aż tak ważna, a i korzyści płyną mizerne. Patrząc uczciwie wielu ludzi "sukcesu", to jawne szkodniki.

Dlaczego rozróżniasz bycie od posiadania? Jedno i drugie nie wyklucza się. Nie ma niczego złego w byciu bogatym, nie ma niczego złego w byciu wpływowym. Nie widzę żadnej wartości w byciu prostym, pokornym i ubogim człowiekiem, dlaczego ktoś kto nie potrafił niczego osiągnąć ma być traktowany na równi z tym, co osiągnął wiele? Skąd ta niechęć? Jak można "zadbać o godność wszystkich"? Co przez to rozumiesz? Masz "pretensje", że ktoś zarabia duże pieniądze niewielkim wysiłkiem, ale przecież w zarabianiu nie chodzi o to, żeby tyrać od świtu do zmierzchu, tylko o to, by jak najmniejszym kosztem, jak najłatwiej osiągnąć zysk. Relatywnie łatwy zarobek np. sportowców czy celebrytów wynika z naszej chęci płacenia za bilety na mecze, koncerty, itp. Gdybyśmy stracili zainteresowanie ich aktywnością, to oni przestaliby zgarniać dziesiątki milionów za jeden wieczór. I na sam koniec, niestety czy stety - pieniądz jest w pewnym sensie miernikiem wartości człowieka. Taki człowiek może więcej i jest lepiej przez innych traktowany. Pomijam dorabianie się niezgodne z prawem, ale bogactwo płynące z uczciwej i rzetelnej pracy jest godne pochwały a nie pogardy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest taki typ ludzi o motywacji witalnej, który dużo energii wkłada w to by posiadać

 

To ciekawe. System preferuje głównie takie osoby, z kolei oni preferują otaczać się się takimi osobami i suma sumarum ogranicza się przestrzeń dla ludzi chcących nie posiadać lecz być. Trudno im o godne życie, bo są poza rywalizacją i pracoholizmem, przez to nie rozumiani i pogardzani. Nikogo nie obchodzi jak bogate wnętrze ma ten prosty, pokorny i ubogi człowiek. W świetle wartości cywilizacji zachodnej jest przegrywem, nie wbił żadnego znaczącego lvlu w żadnej z branż dającej wpływy i prestiż.

Przeżyć życie , być spełnionym i szczęśliwym to chyba największy sukces.

A nasz kontynent czeka długa i ciężka praca nad moralnością, żeby zadbać o godność wszystkich.

...

Toś pojechał..... kolejny nawiedzony faszysta-moralizator.

A i jeszcze prorok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Toś pojechał..... kolejny nawiedzony faszysta-moralizator.

A i jeszcze prorok.

 

Możesz być pewien, że twój Korwin miałby zupełnie odmienne poglądy gdyby od młodości zmagał się z ciężką niepełnosprawnością...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byt określa świadomość :D

Transcendentalizm:)

 

Kto zmierzy sukces ojca, który zrezygnował z prestiżowej pracy żeby zapewnić całodobową opiekę nad dzieckiem niezdolnym do samodzielnej egzystencji?

Nie ma prostych odpowiedzi gdy chodzi o ludzkie życie.

Między rezygnacją ze stanowiska przez szanowanego naukowca, a wyborem przez niego życia w prostocie na wsi jest cała przestrzeń motywów i okoliczności, do ktorych osądzania nic nikomu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×