Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cześć. Mam 20 lat i studiuję.


jakub358

Rekomendowane odpowiedzi

arrivistE, z zakonem było tak, że w taki sposób chciałem się zamknąć na ludzi, tak myślę - ukryć swoje problemy w czterech ścianach, bez konieczności ponoszenia odpowiedzialności, czy zmierzenia się z własną seksualnością (wydawało mi się, że jestem gejem).

 

Więc poczytałem trochę o SSRI, neuroleptykach, receptorach, dopaminie, serotoninie i trochę się pogubiłem. Nie rozumiem, dlaczego pierwszy psychiatra przepisał mi w takim razie neuroleptyk (blokujący dopaminę i serotoninę) zwłaszcza, że zaznaczałem że moim problemem jest brak chęci do czegokolwiek; a nie mam żadnych urojeń, omamów, głosów - a wszelkie obrazy, którymi się posługiwałem, wynikały z kompleksów i manii religijnej. To wszystko co wypisywałem, wynikało z mojego przesadnego poczucia grzechu - to stąd te myśli, że wszystko co ode mnie pochodzi jest złe. Ta świadomość wszechobecnego grzechu przeżarła moje poczucie wartości, a jej punktem zapalnym była masturbacja i pornografia, która wynikała z samotności, której przyczyną było niskie poczucie wartości; i koło się zamyka.

Drugi psychiatra przepisał mi natomiast psychotrop z grupy SSRI - czyli w skrócie mający zwiększyć ilość serotoniny w moim mózgu; abym w <> skrócie był szczęśliwszy.

 

A więc po neuroleptyku: miałem bardzo duży apetyt, ogólnie wylane na wszystko i większy spokój. Brałem małą dawkę, tylko 0,5mg Risperidonu (Risperon), i chyba według mnie działał najwłaściwiej - uspokajał, ale też pozbawiał uczuć głębszych; uczucie ,,waty w mózgu". Miałem wrażenie, że mogę zrobić w danej chwili co chce i nie będzie się to wiązało z niczym strasznym. No i bardzo poprawiła mi się po tym wyobraźnia, o wiele łatwiej było mi się skupić wewnętrznie.

A po SSRI: no w sumie to dalej jestem pod jego wpływem - jadłowstręt i ciągłe ziewanie. Biorę też małą dawkę, tylko 0,25 Sertralinu (Asentra), jednak bardzo wzrosła mi po niej empatia i zwiększyła inteligencja. Zacząłem wyznawać mojej mamie, bratu i kumplowi emocje i co do nich czuję, w bardzo trafny sposób; zacząłem ich analizować, rozumieć, mówić że ich kocham. W ogóle to mogłem o jakiejś jednej rzeczy, wydarzeniu, rozmyślać przez 1,5h - np. o tym co czułem w danej chwili, lub co ktoś powiedział. No i mam cały czas rozszerzone źrenice - już mnie pytali, czy nie ćpałem.

 

Jednak nie jestem przekonany, czy chcę brać te psychotropy, bo wiem, że trzeba będzie je zażywać przez dłuższy okres czasu - np. pół roku; a widzę, jak na mnie działają. Odczuwam je jako sztuczne stany wywołane chemią, bez których w sumie mógłbym się obejść - albo <> które czułbym samoistnie, gdybym uporał się z problemami psychicznymi za pomocą psychoterapii.

W sumie pisze to wszystko będąc ,,na fazie", no i nie jestem do końca pewien, czy mogę sobie tak ot jutro nie wziąć tego SSRI - bo trochę chyba te leki zdążyły już namącić w mojej głowie i jak odstawie, to mogę serio wpaść w porządną depresję.

A z drugiej strony, cały czas się zastanawiam - dlaczego pierwszy psychiatra przepisał mi ten neuroleptyk? I własnie akurat w takiej dawce - 0,5mg? Na początku myślałem, że to niedorzeczne, bo nie mam schizy. Jednak może jest w tym jakiś bardzo sensowny cel? Bo nie potrafię zrozumieć, po co mi blokować tą dopaminę i serotoninę - skoro niby, według drugiego psychiatry, mam jej za mało. A jednocześnie dziwnym trafem działało to całkiem dobrze. Więc mogę się teoretycznie obejść bez tego neuroleptyku...

No ale gdyby już brać jakiś lek, to do wyboru mam również ten SSRI - który w sumie działa na mnie w bardziej ,,nienaturalny" sposób, jakbym był na haju. Jednak ta ,,radość", oraz duża empatia i pragnienie ludzi, to niezmiennie dobry skutek - po prostu lepszy humor, dzięki któremu można wreszcie zacząć coś robić, żyć. Ale wiem, że jest to stan nienaturalny, wywołany sztucznie; no i jeszcze te źrenice jak u ćpuna... Myślę też, że chyba bardziej usatysfakcjonowany byłbym, czując swoje malutkie, ale prawdziwe przebłyski promieni szczęścia; niż ogromną jarzeniówę kuli pociech zaprogramowanych robotów.

Więc, może mam jednak dobry poziom moich małych, kochanych hormonków - prawda Serotoninko? A może zaczął działać już lek i prawdziwa Serotoninka jest więziona we własnej izbie przez Antagonistyczną Macochę, która zablokowała wyjście?

 

[serotoninka says:],,Ach! Gdyby tylko przyleciały dobre gołębie, które podpowiedziałyby mi, czy pokonać tą wstrętną Macochę, czy może pójść z nią na układ, w którym czar radości z wygrzebywania farfocli z pieca trwałby wiecznie, kosztem mej wolności?"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednak ta ,,radość", oraz duża empatia i pragnienie ludzi, to niezmiennie dobry skutek - po prostu lepszy humor, dzięki któremu można wreszcie zacząć coś robić, żyć. Ale wiem, że jest to stan nienaturalny, wywołany sztucznie; no i jeszcze te źrenice jak u ćpuna...

Szczerze sztuczny czy nie ale zazdroszczę. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to widać jak psychiatrzy znają się na chorobach i jakie mają kryteria by rozpoznać konkretną chorobę. Czyli nie mają ŻADNYCH kryteriów i walą diagnozami na oślep. Jak można diagnozować poważną chorobę jaką jest schizofrenia po kilku minutach rozmowy z pacjentem?!! Przecież to się będzie ciągnęło za człowiekiem całe życie. Bardzo Ci współczuję jakub666 że coś takiego musiałeś przejść i to idąc po raz pierwszy do lekarza specjalisty. A dla mnie jest to kolejny dowóod, że nie można ufać psychiatrom. To jest jakieś chore, czy wina leży w ich niedouczeniu, czy też cały system diagnostyki jest zgniły? Dobrze gdybyś nas poinformował co to za lekarz, który stawia takie genialne diagnozy, żeby nikt się już na niego nie naciął. Jest taki wątek "czarna lista lekarzy" w dziale oferty, gdzie można opisać swoje przeżycia z konowałami. W głowie mi się nie mieści jak można nie rozróżnić schizofrenika od osoby depresyjnej, to potrafi zrobić zwykły pacjent już po jednym dniu pobytu w psychiatryku!!! To jest po prostu straszne i jak sobie pomyślę gdyby mnie mogło to spotkać-mylna diagnoza- to na pewno bym się podłamała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Zawiódł psychiatra, psychotropy i psycholog. Nie wiem, co mi pozostało. Piszę, jak jest:

 

Czuję się kiepsko w takim znaczeniu, że np wczoraj spałem w nocy 11h, aż do godziny 12:00; potem poszedłem na kolokwium, na którym wszystko ściągnąłem; a po kolokwium, od razu wróciłem do pokoju w akademiku i położyłem się, niemalże w butach, spowrotem do łóżka. Czułem przy tym, taki przenikający duszę na wskroś, bezsens - stan, w którym czuję jakbym zamieniał się w kamień, taka szara strefa. Polega on na tym, że jedyne czego pragnę, to tylko istnieć - nie ma niczego w czym widziałbym jakikolwiek cel, ani w jedzeniu, ani w siedzeniu, ani w patrzeniu na coś, ani w jakimkolwiek kontakcie z kimś... a nawet w leżeniu; chodzi po prostu o to, aby tylko istnieć, a wszystko cokolwiek jest - jest niezrozumiale bezsensowne i niewygodne. To chyba wg mnie najgorszy stan, jaki człowiek w ogóle może doświadczać - stan w którym nie ma nadziei, jest tylko rozpacz i w ogóle niemożnością jest wyobrażenie sobie, aby mogło być inaczej.

Przetrwałem tak 3h, zwinięty na łóżku, po czym zadzwoniła mama. Ona bardzo mnie kocha. Po rozmowie z nią, wstałem i poszedłem na Wieczorek gier planszowych. Był tam taki chłopak, który kilka dni wcześniej bardzo mnie zranił. Ale nie rozmawialiśmy - raczej ma na mnie wylane, od tamtego wydarzenia. Oto sposób, w jaki odczuwałem, gdy mnie zranił:

 

wlasnie przed chwilą mnie wykorzystałeś i upokorzyłeś; no i tak Ci powiem szczerze,

że naprawdę myślałem że jesteśmy kumplami, ale chyba byłem naiwny.

Czuję się prez ciebie ośmieszony, poniżony, upokorzony

poszedłem do ciebie z dusza na ramieniu, a ty mnie wykorzystałeś.

nie mogłem tobie ufać

nie zachowałeś się jak przyjaciel

okłamałeś mnie

kręciłeś ze mnie beke

nakarmiłeś swój egoizm

byłem zbyt mało inteligenty, czy jak

naiwny

zaufałem dzieciakowi

miałem nadzieję, na przyjaźń

śmaiłeś się ze mnie

wykorzystałeś

znisszczyłeś to, co budowałem tak długo, gdy myślałem już że jest dobrze

zniszczyłeś wszystko to co budowałem

ja budowałem, ty nie

miałeś na mnie od początku wylane

nic nie chciałeś mi dać

tylko kręcić beke

jesteś niedojrzałym dzieciakiem i to nie było śmieszne

nie dla mnie

ja cierpię

czuję stres

uraziłeś mnie

zabiłeś częśc mnie

i będziesz upokarzał dalej

to nie zostanie tylko dla ciebie

inni też się dowiedzą

odejdę

i nie wrócę

zostałem oszukany

byłem naiwny

liczyęłm na miłość i przyjaźń

dostałem gorycz i upokorzenie

tyle godzin o nim myślałem

a on to zniszczył w kilka minut

na zawsze się od niego oddaliłem

i już nigdy mu nie zaufam.

 

Napisałem ten tekst zaraz po tamtej rozmowie na facebooku. Myślałem, że znalazłem kumpla; a on mnie zdradził - okłamał, że traktuje mnie jak przyjaciela. Tak mi napisał, a potem wykorzystał - żeby się pośmiać. Nie rozumiem po co ktoś, kogo obdarzyłem tak dużym zaufaniem, miałby coś takiego robić. Zawiódł moją krztynę miłości. Jednak nie wie, co naprawdę czułem. Zresztą, nie tylko on - nikt nigdy nie wie, co czuję. Nawet mamie mówię półprawdę - nigdy jej nie powtórzę tych słów nienawiści do siebie samego, których część udostępniłem z Dzienniczka Nienawiści na forum.

O semestr na studiach będę walczył nadal, chociaż wiele męki mnie to kosztuje. Jednak wracam do domu teraz na weekend. A po weekendzie spowrotem tutaj, do akademika - zamknięty sam w pokoju. Więc nie wiem co ze studiami. Jak zawale semestr, co jest prawie pewne, to... wizja pracy zarobkowej, która będzie ode mnie wymaganą koniecznością, mnie przeraża; że nie będę mógł leżeć zwinięty w kłębek. Nie wiem nawet, co chciałbym studiować. Nie wiem, kim chciałbym być.

W ogóle ja niczego tak naprawdę od życia nie oczekuje, chyba. Wystarczy mi miejsce, gdzie mógłbym istnieć - nie potrzebuję wiele pożywienia. Tyle.

 

Prawda z tą koleżanką od Wrzosa jest taka, że zaprosiła mnie na osiemnastkę swojej przyjaciółki, która właśnie teraz trwa - z początku zgodziłem się pójść, jednak zrezygnowałem. W stanie w jakim byłem, jestem - to się niezbyt nadawałem. Ona chce ze mną kontaktu, może nawet chciałaby być moją dziewczyną - jednak ja nie chce z nią być, nie potrafię; nie mam potrzeby, aby mieć dziewczynę. Zresztą nie wiem, co mógłbym jej dać - moją depresję? Ciemność i zgorzknienie? Ściągnąłbym ją w dół, w dół. Ona widzi tylko moją zewnętrzność (bo tak naprawdę, obiektywnie, jestem przystojny, ale sobie tego nie potrafię uświadomić), a nie wie, co mam w środku.

 

No więc, tak w skrócie - leki raz wywołują euforię, a raz potworną depresję. Obecnie trwa to drugie. W domu odpocznę, bo tam jestem kochany. Kolega, który nazywa się Mateusz - bardzo mu zaufałem, lubiłem, a on mnie zranił i to bardzo spotęgowało zły stan. Studia idą mi do kitu, w ogóle ich nie potrafię ogarnąć. Oraz zazwyczaj przesypiam większą część doby. Tak to wygląda.

Od około 3 tyg mam bardzo słaby kontakt z Bogiem, nie byłem u spowiedzi i nie modlę się. No i pominąłem jedną dawkę mojego psychotropu przedwczoraj; w ogóle nie wiem, czy brać - bo to tylko beznadziejna neurotoksyna, która nie zmienia istoty mojego problemu. Chyba.

No i byłem też przedwczoraj u tego psychologa. Spotkanie trwało tylko 20min - bo się spóźniłem 10min, a u niej ,,jedno spotkanie na tydzień trwa 30min i ma to formę poradnictwa psychologicznego". Nie wiem, czy chcę się bawić w takie coś - ja potrzebuję gruntownej psychoterapii, a nie jakiegoś półgodzinnego poradnictwa z uśmiechniętą psycholożką; gdzie takie coś przypomina mi bardziej próbę posłodzenia kawy, jednym ziarnem cukru.

 

A więc ani leki nie pomagają, ani pomoc psychologa. A psychiatra stwierdza, że mam schizofrenie (czyt: jestem świrem), bo najprościej przykleić taką łatkę, kiedy mamy ,,trudny przypadek". W sumie to jest pełny przekrój moich ostatnich dni. Może nakupię sobie jedzenia i będę tylko leżał na łóżku? Bo serio, ale tak serio - nie wiem co mam robić, zupełnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i byłem też przedwczoraj u tego psychologa. Spotkanie trwało tylko 20min - bo się spóźniłem 10min, a u niej ,,jedno spotkanie na tydzień trwa 30min i ma to formę poradnictwa psychologicznego". Nie wiem, czy chcę się bawić w takie coś - ja potrzebuję gruntownej psychoterapii

Ja też bym nie miała cierpliwości do takiego poradnictwa. Poszukaj jakiś polecanych psychoterapeutów, może tutaj na forum, z twojego miasta. Krótkoterminowa poznawczo-behwioralna lub długoterminowa psychodynamiczna to dwie najpopularniejsze.

 

Jednak wracam do domu teraz na weekend. A po weekendzie spowrotem tutaj, do akademika - zamknięty sam w pokoju.
W domu odpocznę, bo tam jestem kochany.

Możliwe, że ta depresja objawia się też z tęsknoty za rodzinnym domem. Próbujesz wydorośleć, ale jednak wciąż coś cię trzyma przy rodzicach. To by nadawało się do przepracowania na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawiódł psychiatra

Dlatego, że leki nie działają ?

Pisałem wczoraj na gadu na temat leków trochę i osoba która bierze powiedziała mi, że od razu nie działają.

500px-LPDmechanizm.gif

 

 

PS

Tzw. leki przeciwdepresyjne są niejednolitą grupą substancji o zróżnicowanej budowie chemicznej, mechanizmach działania, cechach wpływu psychotropowego, rodzajach działań niepożądanych, farmakokinetyce i ryzyku interakcji z innymi lekami. Ponadto, reakcje na ten sam lek przeciwdepresyjny mogą być znacząco odmienne u różnych pacjentów (osobnicza zmienność w odpowiedzi na lek). Z tych powodów przewidzenie tego, jakie działania niepożądane wystąpią u poszczególnych pacjentów często jest utrudnione[9].

 

Większość działań niepożądanych obserwowanych w trakcie stosowania leków przeciwdepresyjnych ma charakter łagodny i przemijający. Zwykle występują one w ciągu pierwszych dni stosowania lek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zo spotęgowało zły stan. Studia idą mi do kitu, w ogóle ich nie potrafię ogarnąć. Oraz zazwyczaj przesypiam większą część doby. Tak to wygląda.

Od około 3 tyg mam bardzo słaby kontakt z Bogiem, nie byłem u spowiedzi i nie modlę się. No i pominąłem jedną dawkę mojego psychotropu przedwczoraj; w ogóle nie wiem, czy brać - bo to tylko beznadziejna neurotoksyna, która nie zmienia istoty mojego problemu. Chyba.

No i byłem też przedwczoraj u tego psychologa. Spotkanie trwało tylko 20min - bo się spóźniłem 10min, a u niej ,,jedno spotkanie na tydzień trwa 30min i ma to formę poradnictwa psychologicznego". Nie wiem, czy chcę się bawić w takie coś - ja potrzebuję gruntownej psychoterapii, a nie jakiegoś półgodzinnego poradnictwa z uśmiechniętą psycholożką; gdzie takie coś przypomina mi bardziej próbę posłodzenia kawy, jednym ziarnem cukru.

 

A więc ani leki nie pomagają, ani pomoc psychologa. A psychiatra stwierdza, że mam schizofrenie (czyt: jestem świrem), bo najprościej przykleić taką łatkę, kiedy mamy ,,trudny przypadek". W sumie to jest pełny przekrój moich ostatnich dni. Może nakupię sobie jedzenia i będę tylko leżał na łóżku? Bo serio, ale tak serio - nie wiem co mam robić, zupełnie.

 

Jeżeli jesteś wierzący, to spróbuj się modlić, co to byłby za Bóg który odsuwa się gdy jesteś w dołku.

Co do leków decyzję oczywiście podejmiesz sam. Ze swojej strony mogę poradzić żebyś poszedł do innego psychiatry, nie mówił mu nic o tej schizofrenii tylko o swoich objawach i zobaczył co on na to. Najlepiej idź prywatnie, wtedy może poświęci Ci więcej czasu i uwagi. I poproś o skierowanie na psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej idź prywatnie, wtedy może poświęci Ci więcej czasu i uwagi. I poproś o skierowanie na psychoterapię.
Rzeczywiście lepsze jakościowo są spotkania prywatne z psychiatrą? I tak ostatecznie wypisze receptę na antydepresant. Czy ze skierowaniami na psychoterapię nie jest tak, że nie wiadomo na kogo się trafi? Może lepiej przeznaczyć pieniądze na skutecznego psychoterapeutę i zanim zadziałają leki, popracować nad samooceną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Schizofrenia prosta (F20.6)

 

Profesor Tadeusz Bilikiewicz uważał schizofrenię prostą za podstawową formę schizofrenii. Jej początek ma miejsce zwykle w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania płciowego, rzadko później. Aktywność seksualna chorych na ten rodzaj schizofrenii jest zwykle obniżona, choć niekiedy chorzy ci bez skrępowania uprawiają samogwałt. Niestety rokowanie jest złe, choroba postępuje wolno ale stale. Proces chorobowy może czasami ujawnić nowe zdolności lub talenty. Schizofrenię określa się wtedy schizofrenią paradoksalnie społecznie pozytywną.

 

1. Występuje powolny ale stały rozwój przez okres przynajmniej jednego roku wszystkich trzech warunków:

- znaczna i konsekwentnie utrzymująca się zmiana w zachowaniu jednostki, która ujawnia się utratą napędu i zainteresowań, bezcelowością, bezmyślnością, zaabsorbowaniem własną osobą i wycofaniem społecznym

- stopniowe pojawiają się i pogłębiają objawy negatywne takie jak wyraźna apatia, ubóstwo mowy, zmniejszenie aktywności, stępienie afektu, bierność i brak inicjatywy, uboga komunikacja pozawerbalna (mimika twarzy, kontakt wzrokowy, modulacja głosu i postawa)

- znaczny spadek funkcjonowania społecznego, zawodowego i wyników w nauce.

2. Nie występują objawy z grupy 1 kryteriów ogólnych schizofrenii (patrz powyżej). - czyli omamy, urojenia, zwidy itd.

 

 

Wydaje mi się, że jednak ten pierwszy psychiatra u którego byłem, chyba postawił dobrą diagnozę - schizofrenia prosta... a nie depresja.

Szukałem w sieci jakichś informacji na ten temat, ale jest niewiele.

No i ogólnie to jestem trochę przerażony i zdezorientowany.

 

Wszedłem tutaj w dział ,,Schizofrenia", ale nie znalazłem niczego o schizofrenii prostej - więc jeśli jest tutaj na forum taka osoba, to czy mógłbym prosić o kontakt?

 

W sumie, to nie rozumiem swojego działania - nie wiem, co mógłbym zrobić, ale z autopsji zauważyłem, że najlepiej jest skupić się na życiu codziennym: ćwiczyć, modlić się, uczyć itd. Chyba teraz ta choroba się tak uwidoczniła, przez to, że siedziałem bezczynnie sam w pokoju i hodowałem tą nienawiść do siebie. Czy jest dla mnie jeszcze nadzieja? Bardzo chciałbym jednak walczyć o normalność.

W ten czwartek mam wizytę u psychiatry (tego co mi tą schize stwierdził) i poproszę go o skierowanie na psychoterapie , bo ostatnio dostałem do psychologa - czy w ogóle mogę poprosić o takie coś, czy nie wiem na jakiej podstawie to działa; czy może to psycholog wystawia takie skierowanie na psychoterapie?

 

No i teraz dalej nie wiem co z tymi lekami: czy brać ten SSRI (Asentra 25mg), czy ten neuroleptyk (Risperon 0,5mg)? No a jeśli jednak ten neuroleptyk, to czy mogę go brać od jutra, czy zrobić sobie przerwę po SSRI, który wziąłem dzisiaj? No i w jaki sposób w ogóle działa ten Risperon 0,5mg na mózg (bo asentra wiem, że serotonine zatrzymuje)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej idź prywatnie, wtedy może poświęci Ci więcej czasu i uwagi. I poproś o skierowanie na psychoterapię.
Rzeczywiście lepsze jakościowo są spotkania prywatne z psychiatrą? I tak ostatecznie wypisze receptę na antydepresant. Czy ze skierowaniami na psychoterapię nie jest tak, że nie wiadomo na kogo się trafi? Może lepiej przeznaczyć pieniądze na skutecznego psychoterapeutę i zanim zadziałają leki, popracować nad samooceną?

 

Żadna psychoterapia nie podwyższy Ci samooceny szybciej, niż leki zaczną działać.

Jak podsypiesz kaską to z reguły psychiatra będzie milszy i poświęca więcej czasu i uwagi. Sprawdzone info.

 

W ten czwartek mam wizytę u psychiatry (tego co mi tą schize stwierdził)

 

I jak było?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam!

Nastąpiła u mnie odmiana. Jest lepiej, dobrze. W sumie to sam siebie nie poznaje - głównie chyba przez to, że leki działają; a działają rewelacyjnie, mówię o Rispolepcie.

Każdemu w podobnej sytuacji do mojej gorąco polecam ten środek - funkcjonuje się po nich zupełnie lepiej.

Chce mi się wstawać, chce mi się uczyć, chce mi się robić. Poprawiła mi się pamięć, dzisiaj pisałem kolokwium z którego poradziłem sobie całkiem dobrze i na pewno zdam. Spotkałem się kilka razy z ludźmi i dzisiaj wieczorem również się z kimś zobaczę.

Serdecznie dziękuję za całe wsparcie, którego mi udzieliliście - była to nieoceniona pomoc.

Ja obecnie będę uczęszczał na psychoterapie, biorę te leki i patrze w optymizmem w przyszłość.

Pozdrawiam, Jakub.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

Minął prawie miesiąc od mojego ostatniego wpisu.

Chciałbym napisać ten post, aby dać trochę nadziei wszystkim, którzy są ,,beznadziejni"; a niech moje wcześniejsze wpisy w tym wątku będą dowodem stanu, w którym się znajdowałem.

 

Więc na początku powiem, że było u mnie serio kiepsko już od kilku lat - a pierwszym krokiem ku zmianie tego, było udanie się do psychiatry. Przepisał mi on leki, bardzo dobrze dobrane leki- na zaburzenia zachowania w połączeniu z depresją. Dostałem Risperon na to pierwsze, a Citabax antydepresyjnie.

 

Odkryłem też powód mojej depresji - odczucia homoseksualne sprzeczne z religią i wynikające z tego potworne uczucie bycia grzesznym, gorszym; a dalej ciągnęło to za sobą oderwanie od innych ludzi, jak i również od własnego ciała.

Moje życie się zmieniło. Zacząłem spotykać się z ludźmi i znalazłem nowe zainteresowania; ale co najważniejsze - odczuwam z tego przyjemność. Zacząłem też o siebie dbać i uczęszczać na psychoterapię. Oczywiście to wszystko trwa nadal.

 

Jednak nie jest idealnie. Dalej są momenty, kiedy leżę jak warzywo na łóżku i niczego nie pragnę, ale są to stany chwilowe, a nie nieprzerwane uczucie beznadziejności, trwania w ,,szarej strefie".

Odszedłem trochę od wiary, obecnie rzadko się modlę. Stwierdziłem, że szkodziła mi ona w takim wymiarze, w jakim ją przeżywałem - ciągłego potępienia, poczucia winy i uczucia, że do końca życia będę trwał w samotności, niczym w bezgwiezdnym zimowym zmierzchu.

Nie mogę pogodzić tych dwóch światów. Nie potrafię wyprzeć się mojej wiary całkowicie, a jednocześnie sercem czuję coś innego. Rozmyślałem nad tym od kilku wieczorów i o terapii leczenia homoseksualizmu. Jednak możliwe, że popycham się na coś porównywalnego z samobójstwem, przy tej depresji. A myśli te obrastają mnie jak wały żwiru przy morskich wylewach, bo w nich skamieniałem i ruszyć się nie potrafię.

 

Myślę, że powiedziałem wszystko, co najważniejsze. Pozdrawiam wszystkich ,,beznadziejnych" i trzymam kciuki, ponieważ głęboko wierzę, że każdy może być szczęśliwy

-Jakub.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejho!

 

Chciałbym powiedzieć, że dzięki Wielbłądzicy zainteresowały mnie wielbłądy i tak jakoś wyszło, że ostatnio kupiłem z 2 paczki Cameli.

Dowiedziałem się, że wielbłądy potrafią wypić w ciągu 10min aż 100 litrów wody - a to tyle, ile wypija słoń! Wielbłądom wystarcza to na długie tygodnie.

 

Obecnie dawne, czarne chmury zostały rozwiane. Wciąż biorę leki i chadzam do psychologa, oraz na psychoterapię. Wiele dowiedziałem się o sobie.

Buduję moje poczucie wartości cegła po cegle. Może kiedyś zbuduję porządną chałupę.

 

No i jest tak, jak ktoś mi tutaj powiedział - nie jestem ani gejem, ani nie mam powołania do zakonu. Z moimi odczuciami homoseksualnymi się pogodziłem, jednak one wcale nie muszą oznaczać bycia gejem; to dwie różne kwestie. Można mieć takie odczucia, a być w związku z kobietą i zbudować rodzinę. Pogodziłem się też z moją wiarą - z tym, że jestem nieidealny i grzeszny. To moje dążenie do perfekcjonizmu przysporzyło mi tyle tarapatów, a mieści się ono w moich mieszanych zaburzeniach osobowości, z obsesjami na czele.

Teraz to wiem.

 

Bardzo ważne jest, żeby się na kogoś otworzyć - może to być brat, mama, tata, przyjaciel, psycholog, lub nawet ksiądz, czy Bóg. Chodzi po prostu o to, aby starać się być bardziej ,,na zewnątrz", a nie kierować się tak bardzo ku wnętrzu. Zresztą jest to egoistyczne, w złym odcieniu tego słowa; bo istnieje też dobry egoizm, którym osoby w depresji powinny się kierować (jednak w sumie nie nazywa się on już wtedy egoizmem).

 

Kontynuując ten wątek chciałbym zaznaczyć, jak ważne jest robienie tego, co się lubi. Większość osób zapewne zgodzi się ze mną, że pomocne jest słuchanie dobrej muzyki. Mieści się to w worku z różnymi rzeczami z nalepką ,,ZAINTERESOWANIA". Każdy z nas nosi w sercu taki woreczek. W moim przypadku jest to rysowanie, gra na gitarze i granie w gry komputerowe. A jakie są Twoje?

 

Żeby dać sobie pomóc, trzeba najpierw samemu zrobić pierwszy krok i wyjść ,,na zewnątrz". Mi się udało już całkiem spory kawałek tak zawędrować i takim sposobem spotkałem osoby, które chwycą mnie za rękę i zatrzymają, gdybym chciał się cofnąć. To działa antylękowo.

Dawniej, trwałem w smutku i żalu, niczym przemieniony w ogniu wstydu w kamień i czekałem tak bez nadziei, niczym w bezgwiezdnym, zimowym zmierzchu na wypełnienie długich dni mojego życia. Obecnie kwitnące rośliny rozkruszyły ten kamień i oblał go złoty blask Słońca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakub358,

Czyli jest lepiej,widzisz czasem po prostu trzeba o siebie zawalczyc tak jak ty,poznawac siebie,dowiedzec sie co sprawia nam przyjemnosc co nie i robic to co nam te przyjemnosc sprawia, jak chocby wlasnie sluchanie muzyki,ktora lubimy czy czytanie ,powodzenia w zyciu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje się gorszy od innych. Kiedy jestem w tłumie, to czuje się jako takie zbędne chuchro. Jestem brzydki i wyglądam nieatrakcyjnie. Inni mężczyźni są ode mnie lepsi, a ja funkcjonuje na niskim poziomie. Jestem osobą nędzniejszą od nich. Rozmawiają ze mną, ale może nawet nie czują, że nie jestem na ich poziomie - jestem na niskim poziomie. To co robię, jest złe i bezowocne - z reguły więcej grzeszę, niźli czynię dobro. Moje uczynki są spaczone, czyli ja jestem spaczony. Odbija się to w tym co czynię, a także w tym co mówię i jak wyglądam. Nie jest mi dane zaznać szczęścia zdrowego człowieka. Nie miałem tych złych myśli, jedynie dzięki branym lekom. Gdy ich nie wezmę, to cała ta czerń zostaje uwolniona jak z gotującego się garnka, a leki są taką pokrywką. To żałosne, że taki jestem. Nikt normalny tak o sobie nie myśli - jestem nienormalny i skażony. Skaziłem sam siebie, przez moje grzeszne czyny, jak i przez ogólne postępowanie. Zaczęło się to rozwijać już od kiedy byłem mały i trwa nieprzerwanie, to jest proces wypaczania. Będzie to tak dążyło w dół, w coraz głębszą ciemność, bez światła - bo w mej duszy zaległy cienie i brud. Nie potrafię się go pozbyć, może Bóg to potrafi - ale ciężko mi do Niego wrócić, to zbyt bolesne. A odszedłem od Niego na wzgląd na mój homoseksualizm. Jednak odejście od wiary nie dało ukojenia, wcale nie rozwiązało konfliktu. On był światłem w mej ciemności, a teraz tego światła nie mam - sam się go pozbawiłem, ale jak mógłbym postąpić inaczej, kiedy jednocześnie pragnę rzeczy homoseksualnych. Chciałbym wydrzeć się z tych odczuć, pozbyć się ich i nie przyznawać do nich. Ukryć głęboko. Brzydzę się homoseksualizmu, a jednocześnie pragnę - w emocjonalnym wymiarze, miłości. Ale jak ktoś taki jak ja, tak żałosny, mógłby spełnić tą potrzebę miłości.

Starałem się, żeby było dobrze, ale nie wyplenię z siebie tego spaczenia. Nie potrafię sam sobie pomóc, a i powątpiewam, czy te leki coś zmienią, czy tylko zamaskują - jak przykrywa się brudną podłogę postrzępionym dywanem.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sprawia mi jakąś dziwaczną satysfakcję oblewanie siebie tym szlamem. To tak, jakbym dawał temu upust, żeby to ze mnie wylazło; przy czym jednocześnie utwierdzam te złe myśli i pojawia się ich więcej. Dlaczego ja to w sumie robię? Czemu nie potrafię myśleć o sobie dobrze.

Czuję smutek, który niczym woda wezbrał jeszcze jakby kto rzucił weń czarny kamień.

Świat jest dla mnie dziwny, nie potrafię zrozumieć jak ludzie z taką łatwością wykonują różne zadania. Czemu tak łatwo przychodzi im załatwianie różnych spraw, jak podróżowanie, czy wykonywanie swojej pracy. Nie rozumiem kontaktów międzyludzkich - w jaki sposób przychodzi ludziom z taką łatwością przebywanie ze sobą, rozmowa, czy bycie w związku.

Nie wiem już, co powinienem myśleć - postaram się nie myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sprawia mi jakąś dziwaczną satysfakcję oblewanie siebie tym szlamem. To tak, jakbym dawał temu upust, żeby to ze mnie wylazło; przy czym jednocześnie utwierdzam te złe myśli i pojawia się ich więcej. Dlaczego ja to w sumie robię? Czemu nie potrafię myśleć o sobie dobrze.

Też czasami czuję ulgę dopiero przy destrukcyjnych myślach. Wtedy wypróbowuję na sobie wczuwanie się w siebie. Bo gdy chcę unikać pewnych emocji, to one bardziej się intensyfikują. Jeśli czuję smutek to daje go sobie poczuć i na przykład wtedy dobrze słucha mi się poezji śpiewanej, która staje się towarzyszem mojej "niedoli".

A jeśli chodzi o pragnienie dobrego traktowania siebie, to chyba ma to związek z tym czy realizujemy swoje potrzeby, które mogą być w konflikcie z nienaturalną dla nas narzuconą powinnością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Mam 20 lat i studiuję.

Lekarz wystawił mi przedwczoraj skierowanie do psychiatry uzasadniając, że mam zaburzenia osobowości.

Nigdy o tym tak nie myślałem. Nie wiem, czego mam się spodziewać; opiszę jak to wygląda u mnie.

 

Jestem chrześcijaninem.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Regularnie od paru lat masturbuje się i oglądam pornografie, z małymi przerwami.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Jestem potwornie egoistyczny.

Jak większość porządnych Polaków...

 

A jednocześnie myślę, że może chciałbym wstąpić do zakonu.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Czuję się tak, jakby każdy kogo spotkam chciał do mnie powiedzieć ,,zamknij mordę".

Jak większość porządnych Polaków...

 

Od 3 lat prowadzę dzienniczek, w którym wypisuję słowa nienawiści do siebie.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Chciałbym móc dawać innym miłość, jednak nie potrafię - wszystko we mnie jest spaczone i zużyte.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Wszedłbym do dziury, ciemni - i nie wychodziłbym z niej.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Żyłbym, ale nie istniałbym.

Jak większość porządnych Polaków...

 

W wakacje siedziałem 3 miesiące w domu, nigdzie się nie ruszyłem i tylko spałem i istniałem jak warzywo.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Obecnie zawaliłem całkowicie studia, w ogóle nic mi się nie chce studiować, uczyć, robić.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Siedzę tylko zamknięty w pokoju całymi dniami i tylko śpię, lub siedzę przed monitorem.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Nawet wyjście do sklepu jest dla mnie problemem.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Wizja pracy zarobkowej mnie przeraża.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Już nawet nie chce mi się tego zmieniać.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Jestem pasożytem, a do tego pedałem.

No tu masz maleńkiego pecha... ale tylko pozornie - orientacja jak widzisz po powyższym wiele tu nie zmienia....

 

Potrafię tylko grzeszyć.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Często myślę, że nie chce w ogóle kontaktu z innymi ludźmi - niech do mnie nic nie mówią, niech na mnie w ogóle nie patrzą.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Nie potrafię z nimi być - jestem zbyt dziecinny, niemęski i robię z siebie tylko błazna; gdy coś powiem swoim sztucznym głosem, to pytają ,,czy czegoś nie brałem?".

Jak większość porządnych Polaków...

 

Wstydzę się kontaktu z innymi ludźmi, to co mówię i tak jest bezwartościowe.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Nigdy nie miałem przyjaciela i dziewczyny też nie, bo mam odczucia homoseksualne.

Tu też niby odskocznia... ale taka jakaś z dupy wyjęta....

 

W sumie dziewczyny nie interesuję mnie kompletnie, są dla mnie jak boty komputerowe.

No w końcu jesteś homoseksualistą - czego się spodziewałeś po takim obrocie rzeczy?

 

A chłopaka nie chce mieć, bo jednak jestem chrześcijaninem.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Nigdy nie będę gejem, jednak robię to co oni.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Jestem żałosny.

Jak większość porządnych Polaków...

 

A do tego ciągle grzeszę i obrażam Boga.

Jak większość porządnych Polaków...

 

Mam powykrzywiane ciało.

Jak większość porządnych Polaków...

 

 

Jak sam widzisz - logicznie nawet jest to opcja "żałosna".... Nawet gdybym chciał Ci pomóc - to po prostu nie wiem jak przy Twoim nastawieniu..........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczuwanie się w siebie działa u mnie na zasadzie niekończącego się fraktalu tak, że mógłbym kopać bardzo długo i coraz głębiej, przebijając się przez kolejne gęste warstwy mojego jestestwa, docierając w końcu do jądra niematerialnej przestrzeni duchowej - przerażająco rozległej i głębokiej niczym bezdenny ocean. Jednakże jeszcze nigdy tak głęboko nie zapadłem się w sobie, a wczuwanie się w siebie jest dla mnie tym trudniejsze, że najpierw muszę przebić się przez warstwy zewnętrzne, okryte kamieniami smutku i piórami wstydu.

 

Mam zdiagnozowane zaburzenia osobowości bliżej nieokreślone, oraz schizofrenie prostą - bez objawów wytwórczych, tylko negatywne. Psychiatra nie powiedział mi tego wprost, ale ja wiem, że choroba będzie powoli, lecz nieprzerwanie postępować. Wiem, że mam dopiero 20 lat - jestem TAK młody... Wiem, że mógłbym zdobyć orzeczenie o niepełnosprawności i żyć na rencie i zasiłkach.

I wiem, że nazywam się Jakub i nie pójdę tędy; wybiorę drogę trudniejszą, drogę której przedwiecznie zapragnąłem - wyruszę w podróż usianą cierpieniem i niebezpieczeństwem, niosąc przez świat jako najdroższy klejnot który posiadam własne serce; nie wiem, dokąd tak zawędruję i jakie spotkają mnie przygody, ale wiem, że będę wolny - postaram się rozbić i roztrzaskać tysiączne łańcuchy schizofrenii jak miliony gwiazd na niebie nocnym.

Ale boje się - boje, że będę żył wspomnieniem echa muzyki, która dawno zgasła. Jak trup tańczący na sznurkach do żałobnego marszu, i że przeminie tak moje życie bez cienia chwały, w smutku i rozpaczy która trwa wiecznie jak nieprzerwane pływy morskie - bez nadziei zamieniony jakby w kamień i trwający tak niczym w bezgwiezdnym, zimowym zmierzchu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powietrzny Kowal, rozumiem to jako powszechność problemów z którymi się zmagam , przy jednoczesnej dramatyzacji, użalaniu się nad sobą, i z tych powodów - niemożnością udzielenia mi pomocy. I może są w tym gorzkie okruchy prawdy, ale reszta pieczywa jest odmienna i smaczna.

Staram się sobie pomóc. Wielbłądzica ma rację - błędne jest określanie kogoś schizofrenikiem, ponieważ choroba nie może określać tożsamości osoby; pozostaje tylko chorobą. Dziękuję za to, bo to rada przydatna.

Jednak nie potrafię zrozumieć tego, co czuję. Jest konflikt między tym, co wiem, co sądzę, a tym, co pragnę. Najprostszy przykład - mam wrażenie, że jestem brzydki i pokrzywiany; a zaprawdę jestem przystojny.

To, że czuję się mało inteligentnym głupcem, a czyż nie jestem mądry?

To, że czuję że nie potrafię podołać studiom i pracy, a w prawdzie jestem do tego zdolny.

Razem z terapeutką podobne złe myślenie na zasadzie ,,uważam, że..." przypisaliśmy do chochlika, który niczym cień zaległ w mojej głowie - nazwałem go Zgredusiem.

A więc dużo czerpię z terapii, jednak potrzeba czasu, aby przyniosła zamierzone efekty. Narazie terapeutka pełni rolę kontenera emocjonalnego, jednak już powoli zawiązuje z nią relacje - na przykład lubi, tak jak ja, kwiaty.

Jednak pomimo tego wszystkiego, moje codzienne funkcjonowanie jest dość minimalistyczne. Nie interesują mnie studia, praca, ani nic podobnego. Nie mam motywacji. A chwilą wytchnienia jest mi terapia, sen, no i pisanie na tym forum...

 

Pragnę ujrzeć góry wysokie i chłodne morza, i przejść przez lasy ciemne z promieniem gwiazdy na czole. Pożądam świata, a jednocześnie trwam w szarej strefie; jak pielgrzym, który utknął na wyspie bezdrzewnej. A więc z czego przyszło mi łódź zbudować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje się smutno

nic mi się nie chce

czuje, jakbym się rozpadał

jakby w moich żyłach krążył odłamek lodu

jakbym tkwił na krześle bezkresnego snu

jak król pogrążony na tronie smutku

w bezkresnej przestrzeni swego jestestwa

który zapomniał kim już jest

ale pamięta kim był

w czasach dobrobytu, gdzie muzyka grała wesoła

gdzie ludzie ubrani w najdroższe szaty tańczyli szczęśliwi

i pracowali niestrudzenie

a słońce świeciło jasno nad ich głowami, lub niebo ślicznemi gwiazdami uhaftowane było

... lecz to przeminęło i świat się odmienił

pozostała cisza, i ogrom nieba, który przeraża

omszałe pomniki splendorem dawnej chwały, wśród gnijących drzew

i słońce dla głupców, które tylko oślepia i wypala

 

Jeśli otworzę swoje usta, to popłynie z nich pieśń smutku

jeśli otworzę swoje oczy, to popłyną z nich łzy

niczym morze najszlachetniejszych pereł, które wezbrały tak, że były zdolne zalać cały świat!

Brodzę w tym morzu łez, bo pękło mi serce i nie powrócę już na ląd wśród kwilenia mew

czasem tylko usłyszysz legendę o królu, co ze swojego smutku zamienił się w skałę;

a jeśli ujrzysz ją kiedyś samotną wśród fal, to może usłyszysz wśród szeptów wiatru smutną opowieść o tym, co przeminęło i nie powróci nigdy.

Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ze mnie w młodości zrobiono groźnego, chorego schizofrenika i nawet zlecono mi badanie EGG i mam dzień takiego badania pani przeprowadzające owe badanie i chce być miała i pyta, a z jakiego powodu ma pan robione EGG na co ja całkiem serio i bez żartów odpowiadam, że mam problemy z koncentracją i pamięcią przez co z przedmiotów humanistycznych nie osiągam zadowalających mnie rezultatów, no może oprócz historii :lol: pani mają zlecenie dobrze wiedziała, że mam schizofrenie i patrzy na mnie dziwnie. nawet z przerażeniem i pyta się czy może porozmawiać z kimś z mojej rodziny :oops: na co domyśliłem się o co chodzi i mówię no tak choruje na schizofrenie :lol:

 

własnie tak matka zamknęła mnie w psychitryku. znaczy ogólnie nie wiedziałem dlaczego tam jestem i za co, ale ogólnie to czułem się jak na wakacjach :lol:

 

tylko nie ogarniałem co się dzieje.. i tak zostałem schizofrenikiem :lol:

 

 

nie wiem jakub jak było u ciebie? skoro nie czujesz jedności z diagnozą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×