Skocz do zawartości
Nerwica.com

lęk przed bliskością


summer16

Rekomendowane odpowiedzi

Zakładam ten wątek, bo mam nadzieję, że są tu osoby, które mają podobne doświadczenia i może doradzą mi coś. Mam 23 lata jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że mam poważne problemy w relacjach damsko - męskich. Nigdy z nikim nie byłam, zawsze zbywałam wszystkich bo tak było po prostu łatwiej. Wmawiałam sobie, że nie mam czasu, że to nie dla mnie bo przecież nie jestem dobrym materiałem na dziewczynę skoro ciągle musiałabym kłamać itd. Chciałabym wiedzieć jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie i czy można jakoś sobie z tym poradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że się wstydzę zrobiłam w życiu parę rzeczy których zawsze będę się wstydzić. A jeśli chodzi o relację to sama nie wiem... Ciężko mi powiedzieć czego chce chętnie byłabym z kimś tak po prostu jak każda inna normalna para a innym razem myślę, że to bez sensu bo przecież pewnie i tak nic by z tego nie wynikło. Nie chcę nikogo krzywdzić a tym bardziej sama wpaść z deszczu pod rynnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może ja odnowię? Ja też nikogo nie miałam, nie byłam w prawdziwym związku, a lat mam 26, więc więcej niż autor tego wątku.

 

Początkowo miałam z tego powodu okropne kompleksy i przez to (między innymi) wpakowałam się w dziwną relację (bo związkiem tego nigdy nie nazwę) z kimś, kto się kompletnie do tego nie nadawał. BARDZO się nacierpiałam, ale i bardzo dużo nauczyłam.

 

Chodzę też na grupę edukacyjną dla DDA, gdzie zauważyłam, że większość uważa się za "starych", co, nie wiem dlaczego, pomogło mi trochę uporać się z problemem jaki miałam z wiekiem i brakiem doświadczeń.

 

W rezultacie doszłam do wniosku, że:

1. każdy idzie w swoim tempie, ludzie są różni,

 

2. nie ma co na siłę pchać się w związki, jeśli się ich kompletnie nie potrafi tworzyć i nic w tym złego, bo niby gdzie i jak miałam się nauczyć tworzyć związek!? (nie tylko mam ojca-alkoholika, ale i moi rodzice byli po rozwodzie = zero szans na nauczenie się kreowania więzi)

 

3. co z tego ile mam lat i jakie mam doświadczenia? To nie znaczy, że jestem gorsza, po prostu miałam inne życie niż przeciętny Kowalski i nic w tym złego.

 

Innymi słowy - nie umiesz tworzyć związków, zacznij pracować nad SOBĄ, a dopiero potem szukaj swojego Romeo. Inaczej może się to źle skończyć (tak jak w moim przypadku), a po co cierpieć, jak można wcześniej iść na terapię i potem dopiero kogoś szukać, by stworzyć coś wartościowego?

 

Aha, jeszcze dodam - przez większą część życia kandydatów odrzucałam z powodu lęku przed bliskością (i pewnie jeszcze z innych powodów), przez co rosło mi ogromne poczucie winy. Teraz dopiero wiem, że niepotrzebnie.

 

Nie wiem, co więcej powiedzieć :P. Jak ktoś chce, niech pyta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem DDA, niestety, i miałabym do Ciebie kilka pytań, Purple

Najpierw może kilka słów o moich pesudozwiązkach. Dość młodo uwikłałam się w "poważny" związek - miałam 16 lat, chłopak 21 i również pochodził z dysfunkcyjnej rodziny. Z czasem sam zaczął nadużywać alkoholu. Odeszłam od niego po 6,5 rocznej relacji, głownie z powodu alkoholizmu, w jaki popadał.

Następnie przeżyłam wielką (i chyba tak naprawdę pierwszą miłość) z chłopakiem, który mną manipulował, poniżał mnie, doprowadził do załamania nerwowego, a póżniej skutecznie utrudniał leczenie nerwicy i depresji. Mimo tego kochałam (a może wciąż kocham) go nad życie i czekałam, aż się zmieni, aż zacznie mnie szanować. Odeszłam dopiero, gdy spuscił mi łomot. Związek, bardzo burzliwy i bardzo poważny, bo ślub został odwołany na 4 dni przed ustaloną datą, trwał 2 lata.

Gdy wydawało mi się, że ochłonęłam i zaakceptowałam życie takim, jakie jest, poznałam chłopaka wydającego się być ideałem. Po krótkim czasie (raptem dwa miesiące czy jakoś tak) okazało się, że potrafi szantażować emocjonalnie prawie jak ten poprzedni, do tego chce mnie zagłaskać na śmierć i nie istnieje dla niego pojęcie "prywatność i swoboda" drugiej osoby. Czułam się jak w klatce.

 

W związku z powyższym chciałabym zapytać:

1. jak długo uczęszczasz na terapię dla DDA?

2. jakie widać efekty (poza uświadomieniem sobie, że to nie moja wina jeśli o tę część mego nieudanego życia chodzi - choć mam tego świadomość, wciąż poczucie owej winy mnie trawi: może powinnam zostać z pierwszym chłopakiem? może gdybym była inna, mój drugi facet lepiej by mnie traktował? może nie powinnam odchodzić od ostatniego?)?

3. w jaki sposób przestać zgadywać, co jest w związku normalne a co nie?

4. co zrobić, żeby przestać bać się samotności?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia,

 

Hej :)

 

Wydaje mi się, że nie do końca jestem właściwą osobą, by Ci odpisywać, ponieważ na terapię nadal czekam, niestety są kolejki w ośrodku, gdzie się zgłosiłam, ale próbuję już w innych placówkach. Chodzę natomiast na grupę psychoedukacyjną o DDA i wcześniej chodziłam na "luźne" wizyty do psychologa (co pomogło mi się uporać z nieudaną "miłością"). To daje bardzo dużo, pozwala zrozumieć siebie i emocje ogółem.

 

2. Z tego, co piszesz - na pewno nie powinnaś była zostać z kimś, kto Cię tak traktował. Problemy z poczuciem winy mam i ja sama - i nadal nie wiem, co z tym fantem zrobić. Na pewno wiem, że pojawia się, gdy DBAM o swoje interesy, SWOJE dobro - a więc dobrze robię. Dlaczego czuję się winna? Bo w dzieciństwie nikt o mnie nie dbał, a jak o coś prosiłam to albo byłam odrzucana, albo ignorowana, albo mi mówiono, że za dużo wymagam (a tak nie było). Chyba stąd poczucie winy.

 

może gdybym była inna, mój drugi facet lepiej by mnie traktował? może nie powinnam odchodzić od ostatniego?)?

 

Myślałam tak samo! UWIERZ MI - to NIE Twoja wina! Też miałam takie myślenie, po tym, jak mój "luby" mnie olał. Myślałam sobie - "gdybym była bardziej asertywna, to by został" itd. Nie prawda. Teraz to wiem. On by nie został, bo on nie potrafił tworzyć związków i nadal nie potrafi albo i nie chce, albo i jedno i drugie. A nawet jakby został - po co mi ktoś taki (toksyczny)? Po co Ci chłopak, który Cię krzywdził?

 

Na logikę - wyobraź sobie sytuację, że widzisz na ulicy dwójkę ludzi. Jeden kopie drugiego. Jak się potem okazuje, ten co kopał chciał okraść tego drugiego. Czy ten, który został pobity i okradziony jest winny? Nie. To nie jego wina, że ktoś go napadł i pobił. Nie więc Twoja wina, że ktoś Cię źle traktował. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze - tak, jak każdy człowiek.

 

3 i 4 - psychoterapia. Zapisałaś się??? Zapisz się chociaż na grupę psychoedukacyjną albo idź na otwarte spotkania DDA (przychodzisz z ulicy, nikt Cię o nic nie pyta) - to naprawdę DUŻO daje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Purple - na razie staram się o terapię na dziennym oddziale leczenia nerwic (choruję na nerwicę lękową i ostatnio nie daję już rady ze swoimi schizami). O DDA tez myślałam, ale grupa, na którą tak liczyłam, została rozwiązana z powodu terapeuty (choroba i długoterminowe zwolnienie podobno).

Najgorsze jest to, że ja bardzo nie chcę być sama. Panicznie boję się samotności.

Z drugiej zaś strony panicznie boję się zaanagażować w jakąkolwiek relację... Boję się braku akceptacji, odrzucenia... Boję się krzywdy, którą znowu mogę sobie w ten sposób zrobić.

Związkowi z K. poświęciłam tutaj kilka wątków i dotąd chyba się nie pozbierałam. Zrobił mi ogromną krzywdę i nie chcę żadnych przeprosin od niego, nie chcę wracać do niego - chciałabym tylko, żeby wiedział, jaki był wobec mnie okrutny. Chciałabym żeby miał świadomość. Nic więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wmawiałam sobie, że nie mam czasu, że to nie dla mnie bo przecież nie jestem dobrym materiałem na dziewczynę skoro ciągle musiałabym kłamać itd.

 

Co prawda moje motywacje były inne, ale również uważałam, że związek nie jest dla mnie dobrym rozwiązaniem.

Co myślę teraz?

Miałam rację.

Chyba lepiej się trzymać pierwszej wersji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Purple - na razie staram się o terapię na dziennym oddziale leczenia nerwic (choruję na nerwicę lękową i ostatnio nie daję już rady ze swoimi schizami). O DDA tez myślałam, ale grupa, na którą tak liczyłam, została rozwiązana z powodu terapeuty (choroba i długoterminowe zwolnienie podobno).

Najgorsze jest to, że ja bardzo nie chcę być sama. Panicznie boję się samotności.

Z drugiej zaś strony panicznie boję się zaanagażować w jakąkolwiek relację... Boję się braku akceptacji, odrzucenia... Boję się krzywdy, którą znowu mogę sobie w ten sposób zrobić.

Związkowi z K. poświęciłam tutaj kilka wątków i dotąd chyba się nie pozbierałam. Zrobił mi ogromną krzywdę i nie chcę żadnych przeprosin od niego, nie chcę wracać do niego - chciałabym tylko, żeby wiedział, jaki był wobec mnie okrutny. Chciałabym żeby miał świadomość. Nic więcej.

 

 

A leki??

 

Lepiej być samemu niż z kimś, kto spowoduje później, że będziesz się czuć jeszcze gorzej. Jak się doleczysz, będziesz przyciągać do siebie zdrowszych ludzi. Podobno tak to działa.

 

No i co Ci to da, że on się dowie? Też miałam takie pomysły, bo chciałam go w ten sposób ukarać. Pokazać, jakim był draniem. Ale to nic nie da. Problem leży w Tobie - z tego, co widzę, masz niską samoocenę, a ukaranie go Ci tej samooceny nie poprawi.

 

W Twoim województwie jest tylko jedna grupa? A terapia indywidualna? Czasami warto dojechać, przecież chodzi o Twoje zdrowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Purple, dla mnie teraz priorytetem jest terapia ukierunkowana na objawy nerwicy, bo co raz gorzej się czuję. Leki owszem, biorę - obecnie dawki jak dla małego konia... Działają oczywiście, ale zawsze do pewnego momentu; objawy wracają jak bumerang i pozostaje tylko albo zmiana leków, albo zwiększenie dawek tych obecnych. Przetestesowałam już spory kawałek przemysłu farmakologicznego, od sertraliny poprzez klomipraminę i inne, aż do trazodonu i paroksetyny, które na chwilę obecną zdają się być dość fajną mieszanką. Tylko że ja już nie chcę. Czuję się trochę jak zombie wyprane z uczuć wyższych; coś za coś - nie ma lęku, ale nie ma też innych emocji...

 

Przeszłam już raz terapię na oddziale leczenia nerwic rok temu (a trafiłam na nią praktycznie prosto z oddziału zamkniętego, więc w gorszym stanie, niż jestem teraz). W pewnym sensie bardzo mi pomogła, ale... nieco minęła się z celem; mieszkałam z rodzicami alkoholikami i tkwiłam w przepełnionym przemocą psychiczną i strachem związku z K.

Teraz mieszkam sama, rodzinę biorę na dystans, nikt mi już nie mówi, że jestem byle kim ani nie straszy, że odejdzie... Teraz dopiero taka terapia może przynieść naprawdę dobre efekty - postaram się uporządkować ten bałagan pod rudą kopułą zdystansowana do ludzi, którzy mnie skrzywdzili.

 

Wiesz, Purple - K. to dla mnie bardzo drażliwy temat. Naprawdę bardzo go kochałam, dużo zniosłam i wybaczyłam... Chciałabym tylko, żeby miał świadomość, jak bardzo mnie skrzywdził - nic więcej. Nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu, nie chcę go nigdy więcej widzieć, nie chcę nakreślać mu ogromu cierpienia, jakie mi zadał. Chciałabym, żeby tak jak ja z perspektywy czasu zobaczył, jaka byłam za nim i ile robiłam dla nas, dla niego.

I z tego też chciałabym się na owej terapii wyleczeć - z obsesji na punkcie swojej krzywdy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cheiloskopia,

 

najważniejsze, że nie mieszkasz już z toksycznymi rodzicami. Najwyraźniej potrzebujesz i terapii, a do tego leki. Powodzenia!

 

Wiesz, Purple - K. to dla mnie bardzo drażliwy temat. Naprawdę bardzo go kochałam, dużo zniosłam i wybaczyłam... Chciałabym tylko, żeby miał świadomość, jak bardzo mnie skrzywdził - nic więcej. Nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu, nie chcę go nigdy więcej widzieć, nie chcę nakreślać mu ogromu cierpienia, jakie mi zadał. Chciałabym, żeby tak jak ja z perspektywy czasu zobaczył, jaka byłam za nim i ile robiłam dla nas, dla niego.

I z tego też chciałabym się na owej terapii wyleczeć - z obsesji na punkcie swojej krzywdy...

 

OK, ale PO CO? :D Nie jesteście już parą, nic was nie łączy oprócz przeszłości, a ona już minęła. Co to Tobie da, oprócz tego, że w ten sposób nawiążesz z nim kontakt (informując go i oczekując reakcji) i na dodatek będzie to próba jednak ukarania (po co mu świadomość tego, jaka byłaś dobra, a on be? żeby poczuł się źle)?

 

Pomyśl proszę, bo moim zdaniem, najlepiej odpuścić, szkodzisz tylko sobie. Zwłaszcza, że, jak sama mówisz, to szkodliwa osoba i jest duża szansa, że nigdy nie będzie żałował tego, co zrobił albo machnie na to ręką. Zresztą - co on Cię obchodzi?

 

Obsesja? Ile czasu jesteście po rozstaniu? Może za mało czasu minęło i tyle? ;)

 

Też się bałam, że mam obsesję na punkcie tego mojego ostatniego Romeło od siedmiu boleści, ale z czasem zauważyłam, jak moje podejście do niego się zmienia i uczucia bledną. Choć nie ukrywam, że nadal mam trochę problem z akceptacją jego osoby, bo niestety jestem w takiej sytuacji, że jestem go zmuszona widzieć (studia) i widzę teraz realnie, jak pokręcony jest to człowiek i wzbudza we mnie jakąś taką złość jego osoba ("ja takie coś kochałam?!" itd.). Ale jest lepiej i z Tobą też będzie :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×