Skocz do zawartości
Nerwica.com

One


noszila

Rekomendowane odpowiedzi

Czym jest równowaga? Nie taka fizyczna, w której chodzi o to, czy potrafisz stać na własnych nogach bez oparcia, jesteś w stanie przejść po linii prostej stawiając noga za nogą i nie obawiasz się zachwiać i upaść. Równowaga psychiczna. W umyśle. Chociaż stwierdzenie „w umyśle” nie ukazuje zbyt dokładnie, gdzie ona tak naprawdę się znajduje. Bo czym jest umysł? Tym samym co mózg? Przecież miało być coś, co jest kwestią psychiki a nie cielesności. Ale skoro mój umysł szwankuje rzekomo przez zaburzenia chemiczne w neuroprzekaźnictwie, to właściwie od somatyki się to wywodzi. To jak z tym wreszcie jest? Tak jak mówią – ciało wpływa na umysł a umysł na ciało. Ale co zaczyna tę wzajemną grę? Co było pierwsze? Zostawmy to.

 

O czym więc było? A tak. Czym jest równowaga. Psychiczna. Nie jestem pewna, czy potrafię ją określić, opisać odpowiednimi słowami. Tak rzadko ostatnio mam z nią do czynienia. Widujemy się rzadko. Wpada na chwilę w pośpiechu, rzuca w przelocie kilka słów i znów ucieka nie mówiąc, kiedy znowu mnie odwiedzi. Pozostaje tylko więc czekać, wyglądać przez okno i wypatrywać jej pośród wichury, zamieci i mroku nocy, przez którą być może będzie próbowała się przedzierać. Czasem myślę, że to ona. Widzę zarys postaci. Ale porusza się zbyt szybko. Wpada do umysłu z wielkim hukiem, nie zamykając za sobą drzwi. Wpada więc z nią cały ten wiatr świszczący na zewnątrz, kłęby dymu, śniegu i liści. Tak. To wszystko jest pomieszane. Nic nie jest przewidywalne. Wszystko może się nagle pojawić i równie niespodziewanie zniknąć. Jedno co jest zawsze pewne i stałe, to bałagan jaki pozostaje po takiej wizycie. A czyjej? Nie wiem dokładnie jak ona się nazywa. Złość? Nienawiść? A może to Smutek? Albo taka zorganizowana wizyta całej trójki, co podpada już powoli pod Szaleństwo? Zbyt mocno powiedziane? To zależy od punktu widzenia. Od definicji. Czym jest szaleństwo? Gdzie i kiedy się zaczyna i kończy?

 

Co więc z tą równowagą? Czym lub kim ona jest? Wydawałoby się, że są dwie osoby. Stojące po przeciwnych stronach barykady, na przeciwległych biegunach. Ale czy to nie byłoby zbyt proste? Tendencyjne? Czy świat jest bowiem czarno-biały? Wszystko albo nic? Kochać lub nienawidzić? Tak lub nie? Żadnych odcieni? Być może. Często mam takie wrażenie. Chociaż….JA czyli kto? Która Ona?

Czytam, dużo o tym czytam. Chociaż nie zawsze coś z tego zostaje. Wszyscy mówią, że odcienie są i muszą być dostrzegane. Że trzeba zawsze szukać czegoś pośrodku. Że NIC nie jest czarne lub białe, chociaż może mi się tak wydawać. Więc idąc tym tropem próbuję pośród Czarnej i Białej znaleźć jeszcze kogoś. Ale może po kolei. Będzie łatwiej. Spróbujmy ten chaos jakoś uporządkować, jakkolwiek bezsensownie by to brzmiało.

 

Czarna.

Uwielbia spać. Potrafi być tak bezproduktywna nawet przez kilkanaście godzin dziennie. Wstaje w zasadzie tylko do łazienki. Tego „obowiązku” ominąć nie potrafi. Jeszcze nie wymyśliła na to sposobu. W dużej mierze pewnie dlatego, że w ogóle nie chce jej się myśleć, bo ją to zwyczajnie męczy. A jak się zmęczy to co robi? No wiadomo. Idzie spać. Zdarza się, że czasami podczas przebudzenia, gdy z trudem otworzy jedno oko (dwoje jednocześnie? Litości, każdy ma swoje możliwości i ograniczenia!) wydaje jej się, że czuje coś w rodzaju głodu. Jakieś przelotne skurcze brzucha. Wtedy zastanawia się, kiedy ostatnio coś jadła. Z poważnych, absorbujących mózg wyliczeń wynika, że dosyć dawno. A właśnie mózg. A przynajmniej to coś, co powinno być na jego miejscu. Zdaje się wyglądać jak stara szmata do podłogi, namoczona wodą do ostatniej nitki i wciśnięta pod czaszkę. Jedyne co z niej się wydostaje, czy dosłownie „cieknie” to wąskie strużki brudnych myśli. Zatrutych. Zgniłych jak resztki jedzenia. To jeszcze mózg, czy już kupa śmieci? Myśl o jedzeniu ostrożnie, niepewnie sączy się kropla po kropli. W zasadzie można by było coś zjeść. Pod warunkiem, że nie będzie to wymagało ruszenia się z łóżka, wybrania produktów, przygotowania posiłku i zjedzenia go. Tyle czynności na raz. Nie w tym stanie. Wypuszczam oddech. Zmęczona. Łatwiejsze od jedzenia będzie odwrócenie się na drugi bok w celu ponownego zapadnięcia w sen na kolejne kilka godzin. Spoglądam na swoje ręce. Niby wyglądają normalnie ale mam wrażenie, jakby drżały od samych ramion począwszy, aż do koniuszków palców. Przyglądam się im jednak uparcie i niczego takiego nie zauważam. Czuję ale nie widzę. Ignoruję. A przynajmniej staram się. Nie mam siły dłużej się na tym po prostu skupiać. Woła mnie sen. Zawijam się w kołdrę jak w kokon i uciekam przed światem. Budzę się po kilku godzinach. Zanim wstanę, minie jakieś 20-30 minut, gdyż podniesienie się z łóżka jest operacją niezwykle skomplikowaną, wymagająca odpowiedniego zaplanowania i logistycznego wręcz podejścia. Trzeba to wszystko odpowiednio rozegrać. Trzeba umieć podejść do tematu od odpowiedniej strony. Czyli krótko mówiąc, wyczekać na odpowiedni moment i spróbować „bujnąć” się i podnieść najlepiej jednym ruchem. Pozycja siedząca. Sukces. Teraz można powoli wdrażać w życie pozostałe procesy myślowe. Maszyna ruszyła. Wprawdzie pociągnie maksymalnie na drugim biegu, ale to zawsze lepsze, niż „piłowanie” silnika na jedynce. Wszakże służy ona tylko do rozruchu! A ten mamy już za sobą. Posiłek więc czas zorganizować. Zaraz, zaraz. Trzeba najpierw dotrzeć do kuchni, nie uszkadzając przy tym siebie lub ścian (zależy od siły uderzenia przy zachwianiu). OK. jest dobrze. Obyło się bez ofiar. Jestem już na tyle rozbudzona, że nawet robię bez problemu herbatę. Na pamięć! Bez przepisu! Ha! Taka jestem zdolna…

 

c.d.n.??

 

-- 11 lut 2015, 22:40 --

 

No dobrze, jeśli ktokolwiek przebrnął przez powyższe opisy, powinien domyślić się, jak wygląda przygotowanie i wmuszenie w siebie posiłku. Bo tak naprawdę nie jestem specjalnie głodna. Jem tylko po to, żeby nie opaść do reszty z sił.

Ale żeby nie było tak łatwo i przewidywalnie, Czarna ma też swoje lepsze i gorsze dni. Czasami zrywa się z łóżka np. kiedy ktoś chce ją na siłę uspokoić, wyciszyć, czy też może po prostu przegonić? Co wtedy robi? Broni się. Najlepiej jak potrafi. A jedyne co potrafi to złościć się, krzyczeć, płakać i zwijać w kłębek próbując izolować się od każdego człowieka, który tylko spróbowałby jakoś chcieć jej pomóc. Bo jej się nie da pomóc. Ona o tym wie. Bo ją można tylko chwilowo uśpić, posadzić w kącie i pozwolić się tam pobujać na starym fotelu. Okryć grubym kocem, pogłaskać po głowie, włożyć za ucho kosmyk potarganych włosów. Wtedy śpi. Głębokim snem. Do czasu, aż nie zerwie się gwałtownie z fotela, pełna strachu i paniki i nie zacznie krzyczeć. Bo ona nie budzi się powoli, nie przeciąga, nie wstaje niespiesznie rozglądając się wokół z wypisanym na twarzy rozmarzeniem. Nie. Ona budzi się nagle, jakby wyrwana ze snu przez okropny koszmar, który nagle targnął jej niestabilnym umysłem. W jednej chwili przyjmuje pozycję obronną, gotowa jednak w każdej chwili zaatakować. Jest nadal małą dziewczynką. Ściska kurczowo starego, brudnego pluszowego misia z jednym okiem i dziurą w łapce, z której wystają kawałki pluszu. Jej włosy są ciągle w nieładzie. Jej twarz nosi wciąż ślady łez. Wygląda na bardzo zmęczoną dlatego nie lubi światła. Nie lubi kiedy zbyt dobrze ją widać. Woli działać w mroku. Dlatego na ogół „lepsze” momenty miewa w dzień. Wtedy tylko leży lub śpi. Kiedy jednak zrobi się choć trochę ciemno, zaczyna tworzyć w swoim zatrutym umyśle chore plany. Wychyla się spod kołdry i szuka inspiracji. Czasem zdarza jej się słuchać muzyki. Bardzo głośno. Lubi, kiedy sąsiedzi ją słyszą. Bo czemu by mieli nie słyszeć? Ona musi znosić te wiecznie wrzeszczące, rozwydrzone małe potworki z góry, krzyczące bez opamiętania. Odrobina ostrej „łupanki” od czasu do czasu im nie zaszkodzi. Coś za coś. Czarna i tak uważa, że jest dobrze wychowana pod tym względem, bo nie puszcza muzyki w godzinach nocnych. Pewnie dlatego, że po prostu nie lubi a nie ze względu na grzeczność, jaką bezczelnie sobie przypisuje. Za to bez względu na porę dnia uwielbia słuchać głośno muzyki w samochodzie. O tak. Żadnych ograniczeń. Niby wśród ludzi ale odgrodzona kupą blachy i szkła. Na dodatek to się porusza, to jeździ! I co najważniejsze, wcale nie tak wolno. Cóż, więcej niż te 160km/h nie wyciągnie ale i tak nie ma za bardzo gdzie bardziej się rozpędzić. Musi jej to wystarczyć. Ważne, że podniosła w górę swój rekord. Przy okazji wyprzedzając kilka „wlokących” się maruderów. Niedzielni kierowcy. W większości oczywiście baby albo auta nauki jazdy. Cholerstwo. Blokują tylko ruch. I wkurzają. Niebotycznie! Powinni to najpierw wyrzucić gdzieś za miasto. Niech się w polu uczą jeździć. Bo Czarna kocha jeździć ale nie znosi innych kierowców a już zwłaszcza innych kobiet za kółkiem. Wytępiłaby je w cholerę! Tu nie ma miejsca na babską solidarność. W życiu! Tu się nie ma z czym solidaryzować! Bo jeździć trzeba umieć. I trzeba to robić dobrze, energicznie, płynnie acz z wyczuciem. Czarna się lubi w tej materii mądrować. Ale nie przeszkadza jej to. Jest bezczelna. Lubi to.

 

-- 12 lut 2015, 19:44 --

 

Czarna bywa też wredna, chamska i sarkastyczna. Najczęściej dokucza i złości się. Na ogół jednak zdarza się to wtedy, kiedy przejmuje znaczną kontrolę. Ale zdarza jej się też płakać. Ale to z kolei najczęściej jest spowodowane jej konfrontacją ze mną. Tzn. w zasadzie wtedy JA płaczę przez nią, przez jej nienawistne komentarze, które czasem szepcze a czasem wykrzykuje wprost do ucha. Wtedy pozwala mi bardziej „być” i mocniej czuć. Jestem w jej działaniu obecna bardziej, ale nadal bez możliwości kontroli. Czarna nie lubi też towarzystwa. Zdecydowanie woli samotność. Inni jej przeszkadzają i bywają irytujący. Sama ze sobą też nie czuje się zbyt dobrze, ale jednak lepiej niż w otoczeniu ludzi. Czasem kiedy chcę się z kimś zobaczyć, albo kiedy ktoś chce bardzo zobaczyć się ze mną, wtedy Czarna wyskakuje przed szereg jak z procy i krzyczy „ani mi się waż!”. Wszystkimi znanymi sobie sposobami odpycha taką osobę, czy to poprzez słowa, pełne odrzucenia i sarkazmu, czy to poprzez krzyk, złość i płacz, by w końcu nawet odsuwać się odrzucając czyjąś chęć bliskości, przytulenia. Szarpie się wtedy strasznie, odtrąca próbujące objąć ją ramiona, odpycha wyciągnięte ręce, kuli się w sobie, zatyka uszy, zaciska zęby, chowa głowę w ramionach i pragnie zniknąć. A jeśli nie ona, to przynajmniej wszystko wokół niech wtedy zniknie. Tego pragnie. Chociaż nie jestem pewna, czy to ona tego pragnie czy JA, będąca pod jej wpływem. Bo nadal nie wiem, czy jestem „tą trzecią”, która znajduje się pod kontrolą i wiecznym wpływem tych dwóch – Czarnej lub Białej, czy może składam się tylko z nich dwóch. Albo – albo. Sama nie jestem pewna.

 

-- 12 lut 2015, 20:41 --

 

Może jednak trzy…

Czarna mówi, że jestem zła. Przypomina mi często różne sytuacje z życia, w których zawaliłam nie tylko ważne sprawy, ale również te błahe, paradoksalnie proste i nie do spieprzenia. A jednak. Wyzywa mnie często od głupich i niezdarnych. Mówi, że jestem brzydka i nie da się na mnie patrzeć. Może jedynie z litością i współczuciem. Wytrzymać ze mną zbyt długo też nikt nie da rady. Prędzej czy później każdy będzie miał mnie dosyć. Nie jestem nikomu do niczego potrzebna. Jestem tylko ciężarem, generatorem problemów. Potrafię tylko brać i potrzebować, a nie jestem w stanie dać nic w zamian. Nie ma ze mnie żadnego pożytku, tylko same szkody. Bliskie osoby tylko cierpią poprzez kontakt ze mną, z którego na ogół nie mają zbyt wielu chwil radości a tylko takie pełne troski, obaw i niepewności co do tego, co przyniesie przyszłość. Do niczego się nie nadaję, za co się nie wezmę to schrzanię, więcej szkody i sprzątania niż pożytku. Nie mam żadnych zdolności, talentów, większych umiejętności. Jestem jak dziecko we mgle, wiecznie potrzebujące kogoś obok, kto będzie w razie czego mógł mi pomóc. Nie umiem dorosnąć i stać się odpowiedzialną osobą, zdolną do stworzenia zdrowej, wartościowej relacji z drugą osobą i założenia własnej rodziny. Nikt nie powinien mnie kochać. Nie wolno tego robić. Nie ma przecież też i za co. Mnie można tylko nienawidzić. Ale pod żadnym pozorem nie wolno kochać. To błąd. Wielka pomyłka. Początkowo się komuś może wydawać, że to nic złego a może nawet coś fajnego, ciekawego. Ale z czasem zobaczy, w jak wielkie bagno się wpakował. Tyle, że wtedy będzie już mocno nadwyrężony przez kontakt ze mną a na jego psychice będzie już mnóstwo ran i blizn, powstałych poprzez pełne udręki miesiące czy lata spędzone w mojej obecności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×