Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia emocjonalne, chore myśli i fantazje


jann123

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

to mój pierwszy post na tym forum. Nie sądziłem, że kiedykolwiek znajdę się w poważnej sytuacji życiowej, która skłoni mnie do szukania pomocy w internecie. Z góry dziękuję za zwrócenie uwagi na mój problem.

 

Na wstępie zaznaczę, że sięgałem już po porady prywatnego psychiatry i psychologa. Ten pierwszy zbagatelizował sprawę, drugi natomiast miał kilka teorii, ale chciałbym przeczytać jeszcze czyjąś opinię.

 

Obecny problem w skrócie wygląda tak: mam dręczące, natrętne myśli, często ucisk lub kłucie w klatce piersiowej, mam zaburzenia fantazji seksualnych i nie potrafię określić, jakim naprawdę jestem człowiekiem. Mam trudności z wyrażaniem emocji, z przeżywaniem ich "całym sobą", problem z pewnością siebie i asertywnością. Obawiam się, że życie, które prowadziłem dotychczas było ciągłym dostosowywaniem się w poszukiwaniu akceptacji i uznania wśród innych osób. Obawiam się też, że jestem egoistą i leniwym człowiekiem, który czeka tylko aż ktoś wskaże mu drogę, wyda polecenia, bo sam nie umie wziąć spraw w swoje ręce.

 

Opiszę swoją historię najlepiej jak umiem, z nadzieją, że czyjaś wypowiedź pozwoli mi spojrzeć na samego siebie z większym dystansem.

 

Po pierwsze, podniecają mnie sadomasochistyczne fantazje seksualne. Chodzi głównie o poniżanie kobiet, traktowanie ich w fantazjach przedmiotowo, wykorzystywanie, rozkazywanie, sprowadzanie do roli narzędzia do zaspokajania siebie. Do niedawna miałem na to swoją "szufladkę", to znaczy: izolowałem się, fantazjowałem albo włączałem film lub grę pornograficzną o takiej tematyce i na ten moment pozwalałem sobie być oprawcą, katem, gwałcicielem i czerpać z tego podniecenie seksualne aż do rozładowania go. Było tak od bardzo dawna, jeszcze w dzieciństwie (~8 lat), nie wiedząc nawet, co to seks, wiązałem np. sam siebie i zaspokajałem się. Nieco później wsiąkłem w pornografię i często poświęcałem na nią dużo czasu. Zapchałem głowę naprawdę chorymi obrazami, już nie tylko z kategorii sadomasochizmu.

 

Na zewnątrz, wobec rodziny i znajomych, byłem uosobieniem spokoju, życzliwości i pojednawczości. Nie lubiłem konfliktów, wolałem zawsze rozwiązać sprawy polubownie bądź nawet ustąpić, a kiedy coś mnie denerwowało, często zdarzało się, że tego nie okazywałem, tylko "z grzeczności" nie odzywałem się. Myślę, że zacząłem "wyłączać" emocje. Zostawiałem sobie te "pozytywne", które wprawiały mnie w dobry nastrój i wydawało mi się, że jest mi z tym dobrze. Miałem wielu znajomych i byłem raczej lubiany (a przynajmniej to mi okazywano). Bardzo, bardzo rzadko zdarzało mi się wybuchnąć i np. uderzyć pięścią w ścianę, a i to tylko wtedy, gdy byłem sam.

 

Ponad rok temu poznałem dziewczynę, z którą jestem do dziś. O moich chorych fantazjach i wielu innych rzeczach z mojej przeszłości (zakrapiane alkoholem imprezy, obmacywanie koleżanki, będąc w związku z inną dziewczyną) dowiedziała się niedawno. Ukrywałem przed nią mnóstwo rzeczy, wiedząc że nigdy nie chciałaby być ze mną znając o mnie prawdę. Będąc z nią, napisałem pornograficzne wiadomości do obcych kobiet przez internet. Próbowałem też anonimowo, podstępem wyłudzić wyzywające zdjęcia od koleżanki. Jakiś czas temu nie zniosłem wyrzutów sumienia wynikających z notorycznego okłamywania jej i powiedziałem jej o wszystkim, ale nie od razu, dawkując to. Przez cały ten czas wiedziałem, że ma za sobą nerwicę. A właściwie tego nie da się tak do końca mieć za sobą.

 

Obecnie boję się własnych myśli, boję się, że pomyślę coś krzywdzącego dla niej, zacząłem w myślach nazywać ją bardzo wulgarnie, mam wyobrażenia o tym, że ją krzywdzę, już fizycznie. Boję się też swojego popędu i tego, że mógłby podniecić mnie ktoś inny, że zdradziłbym ją w myślach. Dopóki jej nie poznałem, miałem do tego inne podejście - uważałem, że fantazje i pornografia to nie zdrada.

 

Przez te natrętne myśli nie mogę się w pełni cieszyć życiem z moją dziewczyną. Przede wszystkim przez samego siebie.

 

Moi rodzice są nauczycielami i są religijni. Moja matka jest bardzo kontrolująca i despotyczna, ojciec zazwyczaj jest cichy i wycofany. Zauważam, że często zachowuję się tak samo jak on. Chodzi o podejście do konfliktów, ale też o wyrażanie własnego zdania, albo raczej jego brak, jak również o drobne gesty, takie jak sposób poruszania się, odruchowe skubanie brwi, maniera mówienia. Od kiedy mieszkam z dziewczyną, zerwałem prawie kontakty z rodzicami - moja matka ma problem z akceptacją ateizmu mojej dziewczyny.

 

Do niedawna identyfikowałem się z religią chrześcijańską, jednocześnie mówiąc sobie, że jestem otwarty na inne poglądy. Teraz widzę, że moje poglądy zmieniały się w zależności od tego, kogo miałem najbliżej, z kim najwięcej przebywałem, byłem jak plastelina. Mam problem z określeniem samego siebie. Mam już "alergię" na wiele rzeczy, które lubiłem do tej pory, bo kojarzą mi się z moją płytkością, hipokryzją, dwulicowością, aktorstwem. Miałem mnóstwo "podpórek" pewności siebie - zespół rockowy, wiarę chrześcijańską, idoli z dzieciństwa.

 

Teraz robię problem sam sobie z najmniejszej głupiej myśli, mam wrażenie, że je ściągam własnymi obawami, denerwuję się wewnątrz na samego siebie, na byle co, na coś bez powodu. Tak się nie da normalnie funkcjonować.

 

Jeżeli ktoś doczytał do końca, to dziękuję i proszę o wyrażenie opinii.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mojej dziewczynie tak jakby świat - a przynajmniej wyobrażenie o nas - legło w gruzach. Nadal mnie kocha, bo nie może tak po prostu przestać kochać, i wierzy, że nie wszystko z mojej strony było kłamstwem. Płacze przeze mnie często, ma tak zszargane nerwy, że okazuje mi to otwartą agresją fizyczną lub nawet autoagresją. Wcześniej nigdy tak nie było, płakała, kiedy dowiadywała się o mnie czegoś, co próbowałem zatuszować, miała do mnie coraz mniej zaufania. Po tym, jak przyznałem się do wszystkiego i cały czas jej mówię, że chcę coś z tym zrobić, że cieszę się, że ona jest ze mną nadal, okazuje sobie albo mi agresję, kiedy widzi, że nic się nie zmienia, że nie umiem z nią rozmawiać, że jestem "jak kloc". Mówi, że jest zdesperowana, nie wie już jak do mnie dotrzeć, nie może się opanować i to są próby wydobycia ze mnie czegokolwiek, uczuć, reakcji, zmian, zaangażowania, inicjatywy. Boi się też, że mógłbym jej wyrządzić fizyczną krzywdę.

 

Ja sam czuję się pogubiony. Mam straszną huśtawkę nastrojów - od momentu przyznania się dziewczynie do wszystkiego, byłem na zmianę, po kilka dni: przygnębiony i zrezygnowany/ otępiały i bierny/ trochę bardziej optymistycznie i pozytywnie nastawiony. Teraz, po ponad dwóch miesiącach takiej huśtawki, te nastroje zmieniają mi się jeszcze częściej, w ciągu jednego dnia. Moja dziewczyna denerwuje się, kiedy zamykam się w sobie, kiedy dziwnie milczę, ja denerwuję się tym, że ją denerwuję, nie umiem określić swoich emocji, siedzę jak kloc, a to ją tylko bardziej rozsierdza. Zastanawiałem się nawet, czy ja w ogóle nie mam prawdziwych emocji, tylko jestem jakimś podłym kameleonem, który czuje to, co mu akurat pasuje, co jest korzystne. Z drugiej strony cierpię, czuję się winny, a wiem, że kiedy się na tym skupiam, to tylko pogrążam siebie i moją dziewczynę. Poza tym rozklejam się dosyć często, płaczę kiedy moja dziewczyna wybucha po raz kolejny. Zachowuję się strasznie niemęsko, tak jakbym potrzebował instrukcji, jak ruszyć dalej z życiem. Patrzę w lustro i widzę, że się marnuję, że wyglądam też gorzej niż kiedyś. Ciągnie mnie do słodyczy i jedzenia w ogóle, bardziej chyba niż kiedykolwiek, a zawsze lubiłem jeść (wyłączając dzieciństwo). Brakuje mi cały czas inicjatywy, ciągle nie mam pomysłów, co zrobić ze sobą, z nami. Dostosowywałem swoje zainteresowania, tożsamość, ogólnie siebie, do dziewczyny, i teraz, kiedy mnie pyta, jak chciałbym spędzić czas, mam beton w głowie i próbuję coś na siłę wymyślić, nie potrafię określić, czego JA SAM bym chciał. Okazuje się, że do tej pory zajmowałem się w życiu jakimiś pierdołami - czytałem komiksy i fantastykę rozrywkową, grałem w zespole i widywałem się ze znajomymi, których nazywałem przyjaciółmi, bo lubiłem z nimi spędzać czas, jeździłem do rodziny, chodziłem do kościoła, chodziłem na siłownię i czasem na basen, miałem jakieś swoje punkty do realizacji tak naprawdę cały czas na garnuszku rodziców, a kiedy to wszystko zniknęło, okazało się, że jestem jakiś goły, bez charakteru, determinacji, pewności siebie. Frustruje mnie to wszystko.

 

Poza tym mam problemy z pamięcią i koncentracją. Czasami nie pamiętam co zrobiłem dosłownie przed chwilą, albo nie zwracam uwagi na coś, co mam pod nosem. Zawsze byłem gapowaty i rozkojarzony, miałem pamięć tylko do głupot, takich jak filmy, gierki komputerowe, dowcipy, książki bez głębi, poprawność językowa (to wyniesione z domu), a nie do ŻYCIA. Nie do umiejętności i spraw, które są w życiu ważne i przydatne. Ale teraz to moje rozkojarzenie jest wręcz spotęgowane.

 

Ostatnio trochę ulżyło mi, kiedy nawiązałem ponowny kontakt z rodziną. Chcę nauczyć się mieć z nimi relacje na swoich zasadach (odszedłem od chrześcijaństwa i to jest dla nich problem), ale nie chcę ich zupełnie zrywać. Poza tym, chcę się usamodzielnić. Tęsknię za nimi, czasami bardziej, czasami mniej, czasami mam wrażenie, że w ogóle.

 

Przez większość czasu jestem niespokojny, zestresowany, i chcę już tylko spokoju dla mojej dziewczyny i dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm dobrze by wam zrobiła terapia współna bop jest pare problemow do przpracowania, od których zalezy trwanie zwiazku, czy te fantazje to tylko fantazje czy chciąłbys je wcielic w zycie i do jakiego stopnia, moze ona tez ma fantazje o których nie mowi i wiem po sobie ze czesto fantazje seksualne niekoniecznie = wprowadzeniem tego w praktyke.Po drugie przerobic sdokładnie dziecinstwo i podłoze tego czesto sa wrodzone a czesto moze tak byc u ciebie neistety rodzina , która kontroluje, zbyt sztywne zasady w katoliskim domu, brak uczuciiowosci, kontrolujaca matka mogła wpłynąc na ciebie tak ze teraz masz duza potrzebe kontroli na parnerka i w ten sposób to sie uaktywnia u ciebie takimi potrzebami seksualnymi, ta potrzeba kontroli nad kims wyniesiona z domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm.. Zgadzam Się Z Opinia Wyżej. Obojgu Wam Przyda Się Konsultacja z Psychologiem. POza Tym Myślę, że Oceniasz Siebie I Swoje życie Zbyt Surowo; Potrzeba Ci Nieco Dystansu, By Dostrzec, że Wcale Nie Jest Tak źle Jak Się Wydaje:) Mi W TeJ Kwestii Pomogła Terapia GrupOwa.

Co Do Fantazji Seksualnych Mam W Druga Stronę; Chciałabym Być Bita, Ponizana I Zupełnie BezWolna Podczas ZBlizen... Też Się Tego Wstydzę. Nigdy Nikomu O Tym Nie Powiedziałam... Mój Partner Wie, że Lubię, Kiedy Nie Jest Zbyt Delikatny, Ale Nie Ma Pojęcia, Co Tak Naprawdę Siedzi W Mojej Głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałem tutaj z nadzieją, że odezwie się ktoś, kto może miał podobny problem i sobie z nim poradził, i mógłby udzielić mi jakichś wskazówek, dać przykłady ćwiczeń psychologicznych, cokolwiek. Nie szukam pocieszenia albo zapewnień, że nie jest ze mną tak źle. Chcę wyzbyć się takich skłonności. Nigdy nie chciałem realizować takich fantazji, czuję rozbieżność między tym, że darzę kogoś uczuciem, a jednocześnie podnieca mnie myśl o traktowaniu kogoś przedmiotowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, co Ci poradzić. Ja np. chciałabym być kochana i szanowana, a gdzieś tam w głębi duszy pociąga mnie bycie takim właśnie przedmiotem... Nie jestesmy terapeutami, nie powiemy Ci, jak sobie z tym radzić. Możemy tylko podzielić się swoimi doświadczeniami w tej kwestii.

 

-- 27 lis 2014, 19:35 --

 

Nie wiem, co Ci poradzić. Ja np. chciałabym być kochana i szanowana, a gdzieś tam w głębi duszy pociąga mnie bycie takim właśnie przedmiotem... Nie jestesmy terapeutami, nie powiemy Ci, jak sobie z tym radzić. Możemy tylko podzielić się swoimi doświadczeniami w tej kwestii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na zewnątrz, wobec rodziny i znajomych, byłem uosobieniem spokoju, życzliwości i pojednawczości. Nie lubiłem konfliktów, wolałem zawsze rozwiązać sprawy polubownie bądź nawet ustąpić, a kiedy coś mnie denerwowało, często zdarzało się, że tego nie okazywałem, tylko "z grzeczności" nie odzywałem się.

 

 

moja koleżanka zawsze twierdziła, że osoby ciche, spokojne i bezkonfliktowe, nieraz skrywają w sobie demony. Wtedy traktowałam to z przymrużeniem oka, ponieważ raczej imponowały mi takie osoby.

Teraz widzę, że koleżanka miała rację

Mój świat legł w gruzach :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja koleżanka zawsze twierdziła, że osoby ciche, spokojne i bezkonfliktowe, nieraz skrywają w sobie demony

 

Dobrze że dodała "nieraz" bo to nie reguła czasem ktoś jest z natury spokojny ale nie ja... :twisted::twisted::twisted: ja mam w sobie demona...

 

 

Mój świat legł w gruzach :why:

 

jeszcze nieraz legnie :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja koleżanka zawsze twierdziła, że osoby ciche, spokojne i bezkonfliktowe, nieraz skrywają w sobie demony

 

Dobrze że dodała "nieraz" bo to nie reguła czasem ktoś jest z natury spokojny ale nie ja... :twisted::twisted::twisted: ja mam w sobie demona...

 

 

 

Myślę, że niestety nie dodała słowa nieraz... Chyba sama je dodałam pozostawiając w sobie zalążek nadziei :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jann123, dla mnie swoje problemy wyniosles z domu, gdzie rzadziła despotyczna matka. Zauwaz, czego dotycza Twoje fantazje - poniżania kobiet, znecania sie nad nimi. Zaczales juz jako ddziecko , teraz projektujesz agresywne nastawienie wobec kobiet na swoja dziewczynę. Imo jako dzieciak nie mogles i nie potrafiles przeciwstawić sie posiadajacej władze matce, wiec przekierowałes swoja agresje na nia symbolicznie na plec przeciwna. Podejrzewam, ze przez Twoje fanatzje i zachowanie objawia sie stłumiona zlosc na mame, której nie dopuszczales do siebie i dalej nie dopuszczasz. Zachowujesz sie jak tato, wycofany, stłumiony. A emocje musza sie jakoś ujawnić, nie mozna ich wypierac w nieskończonosc; stad obecne problemy.

Co do braku inicjatywy i pomysłów, braku kontaktu z swoimi uczuciami - moze całe zycie dostosowywałes sie do oczekiwan innych, robiłes to, co nalezało. Nie reaizowałes siebie, a teraz już nie wiesz nawet , jaki jestes i jak to zrobić.

Zdecydowanie zgłosiłabym sie z Twoimi problemami na terapie, aby to wszystko jakoś rozwikłac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×