Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niezły ze mnie troglodyta.


Left Alone

Rekomendowane odpowiedzi

Hej. Mam na imię Kuba, mam 17 lat. Piszę tutaj, ponieważ szukam pomocy. Pomocy w zwalczeniu samotności, ewentualnie w naucę życia samemu (nie chodzi mi tu tylko o kwestię związku. Także przyjaźni, znajomych itp.) Mój problem polega na tym, że nie mam ani jednej osoby, z którą mogę gdziekolwiek wyjść, cokolwiek zrobić, porozmawiać twarzą w twarz. Zero przyjaciół. To się za mną ciągnie od 6 lat. Przez sześć lat każdy mój dzień wygląda dokładnie tak samo. Pobudka, szkoła, powrót do domu, oglądanie jakiegoś filmu czy serialu na internecie, łóżko. I tak w kółko. No chyba, że jest wolne od szkoły to po prostu cały dzień coś czytam albo oglądam. Ostatni raz wyszedłem z kimś na podwórko jakoś z 3 lub 4 lata temu. Taki wyjątek. Mój kontakt z ludźmi wygląda tak, że raz na miesiąc lub parę tygodni ktoś z drugiego końca Polski, ktoś kogo nigdy w realnym świecie nie widziałem napisze coś do mnie na Gadu. A no i jest też mama, której mówię "cześć", gdy wróci z pracy. Czasem jeszcze w szkole ktoś się mnie zapyta coś typu "w której sali mamy?". Tylko dzięki muzyce jeszcze nie zwariowałem. Do mojego planu dnia napisanego trochę wyżej możesz sobie osobo właśnie te wypociny czytająca dodać muzykę. Ona mi towarzyszy przez prawie cały dzień. Naprawdę ważną rolę w moim życiu odgrywa muzyka. Problem także polega na tym, że mam uraz do młodych ludzi. W sensie bardzo mi nie podchodzi ich styl życia. Ogólnikowo to napisałem, przepraszam. Ale przynajmniej ja to tak odbieram. Nie znam człowieka moim mieście, w bliskim mi wieku, który by nie chwalił się, że właśnie spalił ileś tam gramów marihuany, albo, że wczoraj tak się "naje*ał", że coś tam. Albooo, że "je*ana ku*wa mać psiarnia" mu coś tam zawiniła wykonując tak naprawdę tylko swoją pracę. No nie znam. Ja takiego stylu życia nie zrozumiem, nie wiem być może to ja jestem w tym wszystkim najgorszy, bo nie podążam za tłumem. Swoją drogą nie lubię tłumów, jak jest gdzieś dużo osób jak na jakąś powierzchnię to pragnę jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Ale dobra, koniec tego bełkotu. Do sedna. Pomimo tych lat życia samotnego wciąż przychodzą myśli, że beznadziejnie jest tak całkiem nikogo nie mieć, żadnego przyjaciela/przyjaciółki. Chciałbym albo to zmienić i jakoś się przełamać, wyjść gdzieś, poznać kogoś albo nauczyć się żyć z tą samotnością. Jakieś wskazówki? Dziękuję, jeśli ktoś wytrwał do końca, jestem pełen podziwu. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Młody jesteś i presji czasu nie masz. Jeszcze wiele zmian i róznych możliwości przed Tobą. Tylko nie pogrążaj się dalej. Wykorzystuj każdą sytuację do nawiązywania kontaktów z osobami które Cie interesują, nawet jeśli słabo Ci to wychodzi, żeby nie oszaleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludziom spoza kręgu "ale sie naje***" niekiedy ciężko jest znaleźć bratnią duszę. Wiesz, ludzie od cotygodniowych najebek są najgłośniejsi, a jesli chcesz znaleźć kogoś na swoim poziomie, to czasem naprawdę musisz się solidnie naszukać. Wiem to po sobie (w Twoim wieku byłam forever alone, a potem wkręciłam się w chory związek) i po moim rodzeństwie a także z obserwacji - tak jakby "przyjaźń" dziś już nie istniała [a może "prawdziwa przyjaźń" to naprawdę wymysł filmowców i autorów książek? Stara już jestem, 24 lata, a nadal tej "książkowej przyjaźni" nie doznałam, więc zaczęłam myśleć, że może spotkania uśmiechniętych kumpli istnieją tylko w reklamach ;)] Może ta wyczekana "przyjaźń" wymaga ponownego jej zdefiniowania - może oznacza co innego, niż samotna osoba sobie wyobraża. Tak zauważyłam, że sporo ludzi samotnych potem próbuje z potencjalnym przyjacielem stworzyć silną, wręcz zaborczą więź - "przyjaciel" gdy się orientuje, co jest grane, czmycha szybko w popłochu.

 

Nie przejmuj się samotnością, nie myśl o niej, nie wkręcaj się w negatywne nastroje (myśli pt. "nie mam przyjaciół, to pewnie jestem do niczego" są przeważnie kłamstwem:D). Rozwijaj pasje, które już masz lub zacznij szukać nowych.

To może brzmieć banalnie, ale jak się robi coś fajnego, to bywa, że ludzie sami przychodzą, stajesz się dla nich interesujący (o ile się nie speszą, myśląc, że mają do czynienia z kimś, komu "nie dorastają do pięt"). Podczas samego rozwijania pasji też łatwo znaleźć fajnych znajomych, choćby dlatego, że macie już pierwszy wspólny temat.

 

Co do relacji, to nie śpiesz się. Skoro w Twoim otoczeniu nie ma nikogo interesującego, to zawsze możesz je zmienić, albo poczekać aż samo się zmieni (np. przeprowadzka). Albo korzystać z tego, co jest. Na pewno nie ma sensu pakować się w chore relacje "byle kogoś mieć"... Powiem Ci, że co jakiś czas w życiu pojawia się Ktoś Super. Raz na parę, paręnaście lat. Trzeba uważnie słuchać i patrzyć, nie tracić nadziei (rety jak to naiwnie brzmi, haha:D Sorry, opowiadam tylko moje nikłe doświadczenia w materii "bratnich dusz"). Grunt to nie tracić pozytywnego myślenia :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta stara 24 letnia dupa nade mną^ dobrze napisała:D

Powinieneś spróbować zmienić mimo wszystko tą monotonie, bo to się w tobie zakorzeni i zawsze będziesz smutasem. Są przecież młode osoby, którym nie tylko dziwki, wóda, lasery w głowie, nie przesadzajmy. Musisz takie towarzystwo znaleźć, bo uciekanie w muzykę daje ukojenie, ale szkoda życia. To w sumie najfajniejszy okres w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludziom spoza kręgu "ale sie naje***" niekiedy ciężko jest znaleźć bratnią duszę. Wiesz, ludzie od cotygodniowych najebek są najgłośniejsi, a jesli chcesz znaleźć kogoś na swoim poziomie, to czasem naprawdę musisz się solidnie naszukać. Wiem to po sobie (w Twoim wieku byłam forever alone, a potem wkręciłam się w chory związek) i po moim rodzeństwie a także z obserwacji - tak jakby "przyjaźń" dziś już nie istniała [a może "prawdziwa przyjaźń" to naprawdę wymysł filmowców i autorów książek? Stara już jestem, 24 lata, a nadal tej "książkowej przyjaźni" nie doznałam, więc zaczęłam myśleć, że może spotkania uśmiechniętych kumpli istnieją tylko w reklamach ;)] Może ta wyczekana "przyjaźń" wymaga ponownego jej zdefiniowania - może oznacza co innego, niż samotna osoba sobie wyobraża. Tak zauważyłam, że sporo ludzi samotnych potem próbuje z potencjalnym przyjacielem stworzyć silną, wręcz zaborczą więź - "przyjaciel" gdy się orientuje, co jest grane, czmycha szybko w popłochu.

 

Nie przejmuj się samotnością, nie myśl o niej, nie wkręcaj się w negatywne nastroje (myśli pt. "nie mam przyjaciół, to pewnie jestem do niczego" są przeważnie kłamstwem:D). Rozwijaj pasje, które już masz lub zacznij szukać nowych.

To może brzmieć banalnie, ale jak się robi coś fajnego, to bywa, że ludzie sami przychodzą, stajesz się dla nich interesujący (o ile się nie speszą, myśląc, że mają do czynienia z kimś, komu "nie dorastają do pięt"). Podczas samego rozwijania pasji też łatwo znaleźć fajnych znajomych, choćby dlatego, że macie już pierwszy wspólny temat.

 

Co do relacji, to nie śpiesz się. Skoro w Twoim otoczeniu nie ma nikogo interesującego, to zawsze możesz je zmienić, albo poczekać aż samo się zmieni (np. przeprowadzka). Albo korzystać z tego, co jest. Na pewno nie ma sensu pakować się w chore relacje "byle kogoś mieć"... Powiem Ci, że co jakiś czas w życiu pojawia się Ktoś Super. Raz na parę, paręnaście lat. Trzeba uważnie słuchać i patrzyć, nie tracić nadziei (rety jak to naiwnie brzmi, haha:D Sorry, opowiadam tylko moje nikłe doświadczenia w materii "bratnich dusz"). Grunt to nie tracić pozytywnego myślenia :]

 

Whoa, 24 lata? to istnieją tak starzy ludzie? haha bez przesady. Co do tych przyjaźni telewizyjnych/książkowych to dokładnie tak samo przez jakiś czas myślałem. No ale przecież znam paczki przyjaciół, którzy się ciągle ze sobą spotykają. A co do tych więzi to wiesz co? ja nawet nie chcę jakiejś mega mocnej mieć, po prostu przydałby mi się ktoś z kim mógłbym porozmawiać, wyjść, cokolwiek. A nie przejmowanie się samotnością to rzecz raczej nierealna. Samotność wytwarza uczucia, uczuć nie umiem stłumić. Nawet jakby mi się udało, to wtedy uczucie samotności wróciłoby po jakimś czasie, tyle że mocniejsze. Tak mi się wydaje. Pasję mam, jak napisałem wcześniej - muzyka. Nie tylko jej słucham. Też coś tam swojego "tworzę". To tak przy okazji skreślając trochę to co napisał Sesto, że uciekanie w muzykę daje ukojenie, ale szkoda życia. Z tego na pewno bym nie umiał zrezygnować. Okej, wracając jeszcze na sekundę do przemyśleń Pani "Starej".. Ciężko mi uwierzyć w zjawiającego się nagle "Super Ktosia". I właśnie wiem, że lepiej nie szukać na siłe, byle kogo byle był. Nie chcę tak, bo to jest oczywiste, że taka znajomość się zaraz rozleci. Z przeprowadzką to raczej będzie ciężko mając 17 lat, ucząc się jeszcze. Niezbyt wiem co robić. A zależy mi na tym, żeby zmienić swoje życie. Póki co jest nudne, puste. A moje teraźniejsze znajomości, skończą się, gdy internet padnie. Także taka znajomość marna raczej jest. A zresztą, przez internet się udaje przeważnie całkiem innego człowieka. Ale to temat rzeka, a ja znów się chcę rozpisać na tematy oczywiste i nieistotne. Tak więc postaram się tu skończyć swoją chaotyczną wypowiedź.

 

W ogóle dziękuję Wam za odpowiedzi. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Left Alone, ja ci to napisałem nie bez powodu. Sam też zajmuje się trochę mixem i potrafię godzinami siedzieć słuchając muzyki, czy też czytając o niej. Wiadomo jak ona oddziałuje, relaksuje.... ale tego odreagowania trzeba szukać w innych zajęciach. Tak to się tworzy taki obraz -gdy jest nam źle, uciekamy do tamtego świata, uczuć dźwięku i pobudzania wyobraźni, tworząc niejako substytut tych emocji które powinniśmy czerpać z życia, tego realnego, przezywania, tak jest też z internetem, tak jak to ty napisałeś, tak jest tez z opisywanie problemów na tym forum i brakiem działania. Potrzebny jest we wszystkim umiar po prostu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jasne, że potrzebny jest umiar. We wszystkim. Tylko właśnie problem polega na tym, że ja nie mam zupełnie nic innego. Książka/Film/Muzyka, koniec. I jako, że chcę to zmienić to pytam na tym forum jak to zrobić. Bardziej o to mi chodziło. Ja nie mam pomysłów, zwłaszcza że jestem BARDZO nieśmiały. Plus mam wiele widocznych od razu wad, przez które hmm jak to się mówi, wpadam w kompleksy. No i przez te kompleksy też zakładam (i nie umiem tego przezwyciężyć), że dana osoba nie będzie miała ochoty choćby podjęcia rozmowy ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×