Skocz do zawartości
Nerwica.com

świąteczna gorycz


niestety

Rekomendowane odpowiedzi

Czuję się mało realna. Odłączona od świata. Samotnie wypełniająca się codziennymi zdarzeniami. Trzeba zapełnić się, doszczętnie zapchać się, emocjami, zdarzeniami, ludźmi, sytuacjami, myślami, aż do momentu kiedy będą się przelewać. Móc je wyrzygać i „spokojnie” na nowo dokonywać codziennego rytuału stworzenia. Jednak ciągle pozostaje coś na dnie żołądka. Emocje niedowyrzygania, kwaśne i boleśnie odbijające się każdego ranka. Nawet realne bordowobure ślady na rękach nie pozwalają poczuć się bardziej „jakaś”, bardziej „konkretna”, żywa. Skoro jeszcze płynie we mnie krew, to znaczy, że żyję. Czy aby na pewno? Może moje życie jest jak te rany?Ukrywana, pod plastrami, kolorowymi bransoletkami, przyklejonymi do twarzy fałszywie żałosnymi uśmiechami, prawda o nie akceptacji, szukaniu wciąż nowych granic, a może tylko fanaberie znudzonej, niezbyt mądrej panienki. Kogo Ty tak nienawidzisz, co? Czego Ty się tak boisz? Czego Ty, cholerna dziewczynko, od nas wszystkich chcesz? Zastanów się nad sobą.

Zgasła już pierwsza gwiazdka. Aniusiu, co dostałaś od Świętego Mikołaja? Garść frustracji, wiadro smutku, przypalone pierogi, żal do siebie, poczucie osamotnienia w domu pełnym ludzi, plamy z barszczu lub krwi na białym obrusie, sztuczne uśmiechy, zaplątane myśli.

Martwa, krwawiąca powłoka ludzka. Pozbawiona wnętrza, żałosna, nieznośna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O kurcze, przeczytałam Twój wpis i od razu zabrałam się za odpisywanie ale tak naprawdę to nie bardzo wiem, co napisać. Weszłam na to forum, bo mi bardzo źle na duszy - czuję smutek, niepokój, beznadziejność, samotność...

Widzę, że nie tylko ja cierpię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest nas więcej skufka...niestety...

Czasami wydaję mi się, że dźwigam już absolutnie całe syf tego świata, że bardziej na dnie być już nie można...ale później okazuję się, że można. Zawsze można.

Budzę się rano i nie potrafię zrekontruować wydarzeń dnia poprzedniego. To co było jeszcze kilka godzin wcześniej końcem świata, traci znaczenie. To na co czekałam, nie mogąc zasnąć aż do świtu - staje się przerażającym zadaniem niedowykonania. Codzienne skoki między wiarą w sens swojego życia, a kompletną rezygnacją.

Czas się rozwarstwia. Świadomość umyka. Myśli przytłaczają. Ciało boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niestety, i nic dobrego Cię nie spotyka?dlaczego skupiasz się tylko na samych negatywach?to sprawia że czujesz się jeszcze gorzej.Myśli wpływają na nasze samopoczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żyję w morzu negatywnych przekonań o sobie i świecie. Z pełną świadomością problemu. Na poziomie rozumu - rozpracowane to niemal na najdrobniejsze szczególy. Psychologiczne sztuczki, dzienniczki emocji pod którymi stawiam sobie punkty uznania lub nagany za samoświadomość i zrozumienie problemu.

Emocjonalnie bagno. I kiedy tylko coś zaczyna się układać następuję nagły, niezapowiedziany, niezapraszany zwrot o 180 stopni, równia pochyła. To co cieszyło, nadawało sens znika, rozpływa się we mgle. Nie jestem gotowa do doświadczenia spokoju i pogodzenia ze sobą. Stale walczę, ratując się i niszcząc na przemian.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niestety, widzisz jakąś poprawe?w czasie tej terapii?To dobrze że chodzisz praca nad sobą świadomość pewnych mechanizmów to podstawa.Twój terapeuta/tka wie dokładnie co czujesz?szczerość to podstawa na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę pewien wpływ terapii, ale trudno zbudować stałą relacje i mówić o poprawie, kiedy wszystko we mnie jest zmienne i zależy od niewiadomoczego.

Jak mówi terapeutka, robię krok do przodu a później pięć w tył. Co kilka sesji neguję wszystko co do tej pory wypracowałam, później pracuję dalej, później zawalam i myślę o rzuceniu terapii. Tak to wygląda, ale mam nadzieję, że jakaś szansa jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ..... Czego nie chcesz być zbyt blisko....Mam wrazenie że Siebie prawdziwej ....Ależ nie bój sie jesteś dobra ...wrazliwa , i mądra ...Wiem po tym co piszesz ...Nie cofasz sie , wiele juz wiesz i sie zmieniasz ... ,a że wracasz i ..przód i tył .To nic ,spokojnie ,poradzisz sobie .Nie jesteś sama...Pracy wewnętrznej nie widać , ale spokojnie ...bedzie dobrze.Co to za emocje nie do powiedzenia ,tu wyjęcia z własnego wnętrza/ cyt. do wyrzygania/.Trzeba powiedzieć.Obejrzeć to wszystko w świetle dziennym.Będzie wtedy mniej bolesne ,mniejsze ,łatwiejsze ..Wszystko w Tobie jest do ułożenia , wyciszenia , uspokojenia ...Jesli ktoś Cie nie akceptuje , to dla tego ze nie rozumie .Może nie rozmawiacie szczerze.Trzeba powiedziec...przykro mi ze mi tak powiedziano...,bolało mnie to i to.....Wtedy będzie inaczej .Czasem ludzie nie zdają sobie sprawy ,że kogoś ranią ...i jak bardzo . Nie wszyscy są wrażliwi ,...pozdrawiam .../ nie samo zło jest wokół nas, ani Ty nie jesteś zła.../

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się mało realna. Odłączona od świata. Samotnie wypełniająca się codziennymi zdarzeniami. Trzeba zapełnić się, doszczętnie zapchać się, emocjami, zdarzeniami, ludźmi, sytuacjami, myślami, aż do momentu kiedy będą się przelewać. Móc je wyrzygać i „spokojnie” na nowo dokonywać codziennego rytuału stworzenia. Jednak ciągle pozostaje coś na dnie żołądka. Emocje niedowyrzygania, kwaśne i boleśnie odbijające się każdego ranka. Nawet realne bordowobure ślady na rękach nie pozwalają poczuć się bardziej „jakaś”, bardziej „konkretna”, żywa. Skoro jeszcze płynie we mnie krew, to znaczy, że żyję. Czy aby na pewno? Może moje życie jest jak te rany?Ukrywana, pod plastrami, kolorowymi bransoletkami, przyklejonymi do twarzy fałszywie żałosnymi uśmiechami, prawda o nie akceptacji, szukaniu wciąż nowych granic, a może tylko fanaberie znudzonej, niezbyt mądrej panienki. Kogo Ty tak nienawidzisz, co? Czego Ty się tak boisz? Czego Ty, cholerna dziewczynko, od nas wszystkich chcesz? Zastanów się nad sobą.

Zgasła już pierwsza gwiazdka. Aniusiu, co dostałaś od Świętego Mikołaja? Garść frustracji, wiadro smutku, przypalone pierogi, żal do siebie, poczucie osamotnienia w domu pełnym ludzi, plamy z barszczu lub krwi na białym obrusie, sztuczne uśmiechy, zaplątane myśli.

Martwa, krwawiąca powłoka ludzka. Pozbawiona wnętrza, żałosna, nieznośna.

Może tych ludzi jest za dużo na raz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×