Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie mogę się pogodzić z przemijaniem


Gość Dytsw

Rekomendowane odpowiedzi

Nie mogę się pogodzić z przemijaniem. Wszystko co było kiedyś (złe i dobre), jest dla mnie lepsze niż to, co jest teraz. Teraz nic strasznego mi się nie dzieje, ale i tak wolałbym żyć w przeszłości niż dniu dzisiejszym, nawet jeśli wiązałoby się to ze starymi stresami (teraz też mam całkiem sporo stresu, ale na pewno mniej niż w upragnionej przeszłości). Mam również nerwicę natręctw (sam sobie zdiagnozowałem, nie byłem nigdy u specjalisty, ona od kilku lat narasta). Poza tym, chwilami jest mi cholernie smutno. Jakieś 3 lata temu zaczęło mi być cholernie smutno, potrwało to rok, potem przez rok było mi lepiej, a teraz znowu od roku jest mi cholernie smutno. Mimo wszystko - nie mogę się pogodzić z przemijaniem. Szczerze powiedziawszy, to często chce mi się płakać, ale jeśli nie jestem sam w domu, to niestety nie mogę, bo jeszcze ktoś zobaczy i będzie tragedia. Chce mi się płakać, ponieważ nie mogę się pogodzić z przemijaniem.

 

Pozdrawiam forumowiczów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mając 5 lat zaczelam obsesyjnie myslec o smierci. I bac sie spac. Przemijanie jest dla mnie przerażające i myślę, ze to jest pewna bolączka ktora dotyczy każdego czlowieka i jest do przemyslenia, refleksjii na dlugie zimowe wieczory przed kominkiem. Moze warto wtedy rozmawiac z kims bliskim. Moze warto dbac o ,,rytualy" o to co jest w zyciu wazne. Nostalgia, strach przed śmiercią - to wszystko jest niestety jakos tam naturalne.

Ale jesli piszesz ze od 3 lat towazyszy Ci permanentny smutek, to jednak zastanow sie czy nie chorujesz na depresje, czy Twoj nastroj nie jest obnizony ponad norme i czy nie czas podejsc do tego jak do sprawy, którą mozna podleczyc lekami albo terapią, żeby dać sobie pozytywniejszego kopa do dzialania i stworzenia czegoś na dziś , na jutro co zabuduje tą pustke w ktorą wchodzisz myslac o tym co bylo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam znaleźć "coś fajnego"? Chciałbym znaleźć coś, czego nie nadgryzł ząb czasu, ale to raczej niemożliwe na tym ziemskim padole. To może faktycznie poszukać kogoś, a nie czegoś? Kogoś bliskiego z podobnymi obsesjami, żeby sobie tak razem "przemijać i umierać". Nie wiem, depresja? 2-3 lata temu byłem na jakimś badaniu psychologicznym (jakieś kompetencje zawodowe czy coś, nie pamiętam) i babka na rozmowie stwierdziła, że mam "takie tendencje do stanów depresyjnych, może warto coś z tym zrobić". Ale ani z tym cholernym smutkiem, ani z samozdiagnozowaną nerwicą natręctw nic od tamtej pory nie zrobiłem. Wstydzę się iść z takim czymś do "lekarza" (psycholog to w ogóle lekarz? chyba nie). Zresztą, co mi psycholog pomoże, skoro ja bym chciał cofnąć czas i potem w wybranych momentach go sobie zatrzymywać. Nie da rady, więc jest mi cholernie smutno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kakaniel, przecież możesz pójśc do jakiegoś ośrodka, który zajmuje się tylko i wyłącznie leczeniem takich schorzeń, np Poradni Zdrowia Psychicznego czy do prywatnej placówki. Sam zwlekałem z udaniem się do lekarza aż 4 lata i to był spory błąd. Dobrze by było później też pójść na psychoterapię. Czasu się nie cofnie, ale na teraźniejszość i przyszłość masz wpływ i na tym dobrze by było się skupić. Mi się wydaje, że wiele osób ma problem z zaakceptowaniem przemijania, ale dusi to w sobie i nie mówi o tym nikomu.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 22 lata.

Nie mam zbyt wielu znajomych, może kilku. Nie znam też (jeszcze) żadnej kobiety z "ciekawymi obsesjami", z którą mógłbym się nimi dzielić (nawet tak tylko po cichu, podświadomie, egoistycznie, w niemej zmowie przeciwko upływającym sekundom).

W nocy obserwuję ze swej samotni gwiazdy, przeraża mnie małość własnego istnienia i próbuję odnaleźć jakiekolwiek ukojenie w nieskończonej całości bytu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dokładnie to samo. Kiedyś sobie mówiłam "a, co tam, jestem nieśmiertelna" (tak się czułam, jakoś w gimnazjum, wtedy też chciałam być wampirem i wmawiałam sobie, że jak będę sobie wizualizować ugryzienie przez niego i przemienienie, to pewnie w końcu to się stanie, to dawało nadzieję...). Teraz mam 19 lat, już nie mam obsesji na punkcie wampirów, nie wierzę w nie, nie wierzę też, że moje ciało jest nieśmiertelne (duszy moim zdaniem nie ma). I co? Pozostała wielka pustka, nie mam już nadziei. Jeszcze przed rozpoczęciem studiów panicznie zaczęłam bać się śmierci. Patrzyłam na rodziców i myślałam "Jak umrą, to przypomnę sobie tę chwilę". Bo jeszcze w podstawówce myślałam o tym, że studia będą cieżkie, że nie chcę być dorosła. Teraz jestem i rzeczywiście jest mi ciężko. Tęsknię za szkołą, za tymi błahymi problemami. Teraz żyję w stresie i na co mi hobby, jak nie mam na nie czasu? Na studiach też nie idzie mi dobrze mimo ciągłej nauki.Swojej śmierci też się boję. Wizualizuję czasem sobie swoją śmierć i myślę: "Boże, dokąd odejdę? A jeśli nigdzie, jeśli nie będę miała świadomości, to CZYM jest nicość? Co to jest? Jak można NIC nie czuć, jaki to jest stan?" I czuję przerażającą pustkę, bezsilność, to mnie paraliżuje. I kto mi pomoże? Niby jak może pomóc psychiatra, skoro śmierć jest nieunikniona?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) nie chcę być dorosła. Teraz jestem i rzeczywiście jest mi ciężko. Tęsknię za szkołą, za tymi błahymi problemami.

Mam identycznie z tą szkołą (też teraz studiuję)... :why:

 

(...) dokąd odejdę? A jeśli nigdzie, jeśli nie będę miała świadomości, to CZYM jest nicość? Co to jest? Jak można NIC nie czuć, jaki to jest stan?

Mnóstwo takich przemyśleń mam w wakacje - teraz jestem troszeczkę zaganiany, więc siłą rzeczy jest ich mniej (wracają najczęściej w weekendy). A jeśli chodzi o pytanie "czym jest nicość?", to też mnie ono często nachodzi i wtedy próbuję sobie wyobrazić stan, w jakim "znajdowałem się", zanim zostałem poczęty (te miliardy lat! kiedy w ogóle zaczęło się życie na Ziemi? i dlaczego? a jeśli życie było tu od zawsze, to od kiedy trwa zawsze? skąd tu Słońce, skąd gwiazdy?!). Ten stan przed poczęciem jest w moim założeniu analogiczny do tego po śmierci, z tą jednak różnicą, że drugi raz się już nie urodzę.

 

 

Ja mam też takie "akcje", że wyobrażam sobie swój rodzinny dom za X-lat, kiedy ani śladu tu po mnie nie będzie, wszystko zmieni się nie do poznania, po moim ogrodzie i domu będą łazić jacyś obcy ludzie. Pod drzewem, gdzie każdego lata szukam wytchnienia w cieniu, położy się jakiś obszczymur, a w pokoju, w którym przenudziłem tyle dni i przespałem tyle nocy będzie wylegiwać się jakaś inna łajza. Rozglądam się po pokoju i po prostu nie wierzę, że to wszystko się kiedyś dla mnie definitywnie skończy, że ktoś zwyczajnie wejdzie na moje miejsce i będzie stał tu, gdzie ja teraz stoję. Będzie się gapił przez MOJE OKNO na te łąki i pola, po których tyle kilometrów przeszedłem. :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam też takie "akcje", że wyobrażam sobie swój rodzinny dom za X-lat, kiedy ani śladu tu po mnie nie będzie, wszystko zmieni się nie do poznania, po moim ogrodzie i domu będą łazić jacyś obcy ludzie.

Fragment "Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego opisze to ładniej...

 

Wszystko przeminęło w czasie, odpłynęło z wodą. Grunt obojętny został sam jeden i jak przed wiekami zielenił się do końca. Nic tu nie ocalało po moim ojcu, po mojej matce, po mnie i braciach. Obszar, przesiąkły pracą, myślami i uczuciami nas wszystkich, wziął inny człowiek.

W tym miejscu, gdzie ostatni jęk wydali oni, które jest dla mnie świętym świętych — szwargoczą cudzy ludzie. Drzewa, co żyły w ciągu lat tęsknoty w duszy mojej jak święte, tajemnicze symbole spraw zakrytych przed śmiertelnymi oczyma, koleje dróg wyżłobione w żółtym piasku, co jak złote liny ciągnęły mię do tego kraju pośród łez i mroku nocy zimowych, łąki moje i błysk wody w zakrętach rzecznych między olszyną — wszystko dziedziczy przychodzień! Dla niego te wszystkie skarby duszy mojej są tylko przedmiotami lichego zarobku.

I on tak samo jak my przeminie i zstąpi ze swoim handlarskim mózgiem w tę ziemię, która wszystko pożera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest temat stworzony dla mnie.

Jak Barbie zaprojektowane jest dla małych dziewczynek.

Jak but stworzony, żeby w nim chodzić.

Jak most nad rzeką dla wędrowca.

 

Tak ten temat, pasuje mi w 100%.

 

Już niejedną filozofią się ratowałem, przemyśleniami, opowieściami religijnymi, literaturą ezoteryczną. Wszystko po to by się pozbyć problemu przemijania. Przez jakiś czas myślałem, że złapałem srokę za ogon, ale oto zdaję sobie sprawę, że ta metoda się nie sprawdza.

 

Jak już bawimy się w cytaty to dam tekst od Pascala, nie przeczytałem nawet tego do końca. :/

 

„Wyobraźmy sobie gromadę ludzi w łańcuchach skazanych na śmierć; codziennie kat morduje jednych w oczach drugich, przy czym ci, którzy zostają, widzą własną dolę w doli swoich bliskich i spoglądając po sobie wzajem z boleścią a bez nadziei, czekają swojej godziny. Oto obraz doli ludzkiej”

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×