Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja droga do wolności


8bit

Rekomendowane odpowiedzi

Ku przestrodze dla innych. Historia dosyć długa, kilkuletnia, ale czegoś warta. Warta dla mnie straconych kilku lat życia... Dlatego opiszę, aby... Pozbyć się balastu jaki mam, a i może komuś to pomoże.

 

Swego czasu, kilka lat temu po zdiagnozowaniu pewnej przypadłości, rozpoczęłam jej leczenie. Przeprowadziłem badania, zaczęłam brać 2 leki, A i B. Po pewnym czasie pojawiły się u mnie depresja, liczne wahania nastroju. Problemy w pracy, brak aktywności, niechęć do wszystkiego i kompletna stagnacja. Nieumiejętność podejmowania nawet małych wyzwań. Nazwałabym to nawet totalnym wyłączeniem. Najgorsze były wahania nastroju, z którymi nie umiałam sobie poradzić. Mając dostęp do netu szukałam jakiegoś rozwiązania w nim, wychodziło mi, że mogę mieć jakiegoś rapid CHADa, czy innego bordera albo depresję. Dlatego rozpoczęłam poszukiwanie pomocy u psychiatrów, aż wreszcie dostałam SSRI. Pomogło, dzięki temu lekowi (nazwijmy go C) udało mi się wyjść jako tako na prostą. Zaczęłam robić badania krwi podczas dalszego leczenia, redukowałam lek A, który obarczałam o swoje problemy z depresją, aż do jego totalnego wyłączenia po roku leczenia. Niestety kolejne wyniki badań były niezadowalające, musiałam go ponownie włączyć w minimalnej ilości. I jakby tego było mało, lekarz I kontaktu dorzucił mi lek D na cholesterol. Wtedy właśnie, po kilku dniach depresja wybuchła na nowo. Próbowałam sięgać po wcześniej odstawiony lek C SSRI, jednak nie był on w stanie mi pomóc i nawet po miesiącu brania go, odczuwałam poważne wahania nastroju i objawy depresji. Nie wiedziałam co zrobić. Moja wiedza na temat działania leku A się skończyła, a jednocześnie miałam przeczucie, że może to być problem z jakimiś zaburzeniami psychicznymi. Jak sobie z tym poradzić?

 

Wówczas nastąpił przełom - mimo odstawienia leków, po kilku dniach miałem nadal te same objawy jak wcześniej, i... straciłam panowanie nad sobą. Jeśli pojawiają mi się poważne myśli samobójcze i nie jestem w stanie ich kontrolować to najwyższy czas na pomoc specjalistów. Dlatego udałam się do szpitala, gdzie już po kilku dniach na oddziale klinicznym dostałam diagnozę: border. Emocjonalnie chwiejna. Początkowo spowodowało to u mnie ulgę - wiem co mam, wiem jak to leczyć, czytałam o tym. Niestety, po wywiadzie z lekarzami ich współpraca ze mną się porwała. Lekarka prowadząca nie była zainteresowana kontaktem i zwrotem informacji o tym co dalej, co się obecnie dzieje. Straciłam do nich i do niej wszelkie zaufanie jakie miałam. W tej sytuacji po wyjściu ze szpitala wróciłam do swojego leczenia, aczkolwiek zapominając już o braniu leku D na cholesterol. Po prostu zapomniałam. O dziwo depresji nie odczuwałam już takiej jak poprzednio, wahań nastroju nie było, tylko ciągły brak aktywności i w dodatku po małej redukcji leku B jaką zrobiłam - rozkojarzenie, brak koncentracji i uwagi. I też nie wiedziałam skąd ten objaw się wziął - nasilony zresztą tak bardzo jak na oddziale w szpitalu po odstawieniu wszystkich leków.

Podczas pobytu na oddziale nerwicowym stwierdzono/ zdiagnozowano/ ;P przepisano mi diagnozę ze szpitala. Border. Skierowano mnie na leczenie psychoanalityczne. Stąd też próbowałam dostać się do odpowiedniego ośrodka, ale bez szczególnego powodzenia. A zaraz po oddziale nerwicowym rozpoczęłam leczenie farmakologiczne lekami stabilizującymi nastrój i terapię w PZP.

Przez rok czasu brałam psychotropy. Jednak któregoś dnia zaczęłam kojarzenie tego co mi napisali w wypisie ze szpitala, zaczęłam pytać znajomego lekarza i studenta medycyny co i jak. Lekarz jak to lekarz. Wie, ale nie powie. A student? Ha! Student wie i chętnie się podzieli wiedzą. Podpowiedział mi kilka słów kluczowych, dzięki czemu po całym dniu czytania wiedziałam, że jest coś takiego jak cytochrom P450 i jak leki mogą się ze sobą pogryźć. Po tygodniu wczytywania się zauważyłam już kolizje między A i B, doszłam do tego jak oddziaływuje lek D na oba(!!!) te leki i dlaczego nie działał SSRI ©. Mając te informacje, trzymałam się małych dawek A i B, a zanim wzięłam cokolwiek do ust wczytywałam się w różne strony o lekach, aby mieć pewność, że nie znajdę się znowu w psychiatryku...

Minął kolejny rok, z innego ośrodka PZP dostałam wypis z diagnozą przeprowadzoną przez konsylium. To wtedy szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego taka diagnoza zapadła, jakie objawy o tym zadecydowały, dowiedziałam się od pewnej pani MGR, jak działa cała grupa leków do których należy lek A. Tamtego dnia doczytałam to co pominęłam o tym leku - bardzo poważną informacje, która w połączeniu z wykonanymi wcześniej badaniami jasno sugerowała odpowiedź, że to ani ta diagnoza, ani borderlajn - tylko lek A. Pamiętam do dzisiaj jak siedziałam w pracy. Zastygłam przed monitorem, zapatrzyłam się... Miałam ochotę walnąć rękami o biurko. Bo to ja, durna pacjentka musiałam sama doczytać co mi jest i skąd te objawy, a jełopy lekarzyki nie umiały???!!!

Ale najgorsze było jeszcze przede mną - odstawienie. Ten lek A hamował mnie, rozdzielał jakby pewne części mojego mózgu (podwzgórze!), przez co chwilami brakowało mi emocji, inteligencji, energii, aktywności i doświadczałam dystymii. Podczas odstawienia tego leku A musiałam zmierzyć się na nowo z wahaniami nastroju, kilkoma większymi i mniejszymi depresjami i niestety impulsywnymi zachowaniami, przez co miałam problemy w pracy.

Dzisiaj, po kilku miesiącach od ostatecznego rozwiązania jakim było odstawienie, wiem, że wszystkie diagnozy jakie dostawałam przez te kilka lat były totalnymi bzdurami opartymi na niedoczytaniu, niezrozumieniu sytuacji, braku skojarzeń pewnych faktów przez lekarzyków psychiatrii. Szanowne lekarzyki dały tak totalną plamę, że w zasadzie nie umiem znaleźć wyjaśnienia dla takiego diagnozowania.

I co gorsza - próbowałam wyjaśnić sprawę z lekarzycą, która mnie prowadziła na oddziale. Niestety nie umiałam przełamać jej uporu, była znacznie bardziej zajęta pisaniem, aniżeli słuchaniem i myśleniem, zastanawianiem się czy aby ta pacjentka nie ma racji. A to świadczy tylko przeciwko lekarzykom psychiatrii. I poświadcza to, co tu kiedyś ktoś napisał na tym Forum - raz postawiona diagnoza, choćby była nieprawdziwa i błędna - będzie szła za pacjentem aż do jego śmierci. Bo żaden durny lekarzyk nie przyzna się do błędu.

 

Mam nadzieję, że to co napisałam się komuś przyda, że będzie przestrogą dla innych. I dobra rada - jak się diagnozujecie to w kilku placówkach, na czysto, bez okazywania kwitów z poprzednich miejsc. To wcale nie pomaga, a skutecznie ułatwia kretynom psychiatrii przepisywanie diagnoz. Bo tak jest im najłatwiej i nie muszą myśleć - a to przecież ich boli... ;P

Może jestem złośliwa i ironiczna wobec nich - ale za te kilka lat zasłużyli na to. Na potępienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co ... można się z Tobą zgodzić i nie zgodzić.

 

Na pewno, trudno się odciąć od raz postawionej diagnozy.

A inna sprawa, student medycyny nie ma takiej samej wiedzy jak lekarz ze specjalizacją.

 

Może być, ze to co przedstawiasz jest prawdą, albo też inaczej - że łatwiej Ci taką wersję zdarzeń przyjąć niż diagnozę border czy innego cuda ;)

I myślę, że taki psychiatra czy inny lekarz NIESTETY szybciej/łatwiej uwierzy innemu specjaliście niż pacjentowi ...

 

Ważne w tym wszystkim, że jest u Ciebie lepiej ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co ... można się z Tobą zgodzić i nie zgodzić.

Na pewno, trudno się odciąć od raz postawionej diagnozy.

A inna sprawa, student medycyny nie ma takiej samej wiedzy jak lekarz ze specjalizacją.

 

Student medycyny tak w zasadzie to nie ma tu kompletnie nic do rzeczy. On podał tylko kluczowe słowa przydatne do formułowania zapytań i szukania odpowiedzi na nie. I te pytania powinny zostać postawione przez lekarza podczas diagnozowania mnie już w szpitalu. Niestety szanowne lekarzyki miały ważniejsze sprawy na głowie nież porządne diagnozowanie i leczenie w szpitalu no i niestety...

 

Może być, ze to co przedstawiasz jest prawdą, albo też inaczej - że łatwiej Ci taką wersję zdarzeń przyjąć niż diagnozę border czy innego cuda ;)

I myślę, że taki psychiatra czy inny lekarz NIESTETY szybciej/łatwiej uwierzy innemu specjaliście niż pacjentowi ...

 

Ok, rozumiem :) Ale czy przeczytałeś dokładnie moją krótką opowieść, zwłaszcza początek? W którym nakreśliłam, od kiedy zaczął się w zasadzie problem? ;)

Poza tym - jak to możliwe, że lekarzyków nie zainteresował ciąg przyczynowo-skutkowy - czyli ten moment KIEDY to się zaczęło? Bo jak wiemy wszyscy - border rzaaadko kiedy zaczyna się ot tak sobie w 1/3 życia przeciętnej Kowalskiej. Muszą istnieć jakieś konkretne podstawy pod niego, jakies problemy wychowawcze, traumatyczne przejścia itede. A tymczasem, u mnie się on "rozwinął" jakoś w chwili kiedy w moim zyciu pojawiły się leki, dokładniej wspomniany lek A.

Aha, oczywiście może się pojawić pytanie: "dlaczego nie odstawiłaś leku A, skoro zauważyłaś, że źle on działa na ciebie?". Odpowiadam zatem:

- musiałam kontynuować leczenie

- zawsze się słuchałam lekarzy, bo wiedzieli lepiej (do czasu jak widać)

- mój lekarz lekceważył trochę problem

- koleżanki leczące to samo wspominały o podobnych problemach i o tym, że te objawy przechodzą

- i wreszcie - to gówno, ten lek A "odcina" możliwość swobodnego kojarzenia pewnych faktów. To tak jakby ktoś mi zrobił mini lobotomię i wyciachał część normalnego życia. Brak skojarzeń, elastyczności w myśleniu i dodatek impulsywności + dystymia. Zero energii.

 

 

Ważne w tym wszystkim, że jest u Ciebie lepiej ;)

 

"Lepiej" to nieprawidłowe określenie. Za to "normalnie" brzmi już poprawnie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Essprit - skargi nie złożę, bo jak mogłeś doczytać sama nieco mieszałam w lekach. Co prawda chodziło tylko o zmniejszanie dawek, które mi szkodziły, ale jednak. Mimo to mogłabym się jednak spodziewać, że jakiś lekarz w końcu doczyta i zastanowi się nad tym, dlaczego młoda kobieta trafia do szpitala dopiero w takim wieku z takim ciężkim rozpoznaniem, skoro powinna była zostać posłana do psychiatryka znacznie wcześniej? Przecież BPD nie bierze się z powietrza!

 

Co do nazw leków - nie chcę podawać, aby mnie ktoś zbyt szybko nie skojarzył. Mogę tylko powiedzieć, że C to jeden z lepszych moim zdaniem leków SSRI o zresztą nazwie substancji też na C ;)

 

I to co chciałabym podkreślić - nie zależy mi na tym, aby szkodzić całej psychiatrii - raczej na tym aby dać pstryczka w nos (takiego sporego) kilku osobom, których sposób podejścia do tematu diagnozy jest zupełnie nieodpowiedni, a który doprowadził do tego, że straciłam wiele miesięcy ze swojego życia. Mam nadzieję, że inni pacjenci wyciągną wnioski dla siebie i skorzystają z tych doświadczeń. Zwłaszcza, że moja historia to przypadek, gdzie problemem jest faktycznie i naprawdę tylko niewłaściwa farmakologia - a nie istniejące w jakiejkolwiek mierze zaburzenia psychiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×