Skocz do zawartości
Nerwica.com

ostatnia deska ratunku...


lady_karolina

Rekomendowane odpowiedzi

Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi, że jest chory na nerwicę to zapewne obruciłabym sie na pięcie i cicho chichocząć pomyślałabym, że to jakiś wariat. Jednak dzisiaj muszę z żalem przyznać, że to ja jestem chora, a ta choroba to nie wariactwo tylko najokropniejsza rzecz jaka spotkała mnie w życiu. Jestem 24 latką z południowej Polski, która jeszcze 5 lat temu była dusza towarzystwa, o której mówiono że jakby mnie zaprosić na pogrzeb to będzie niezla biba. Obecnie jestem zupełnym przeciwieństwem, choć nieźle się z tym ukrywam. Nerwica dopała mnie jak tylko zaczęła się moja pierwsza sesja na studiach, zasłabłam na egzaminie który dla mnie nie skończył sie tylko pałą w indeksie ale również biegunką, wymiotami i ciągłym lękiem. Od tej pory wciąż myślę co stanie się złego jak wyjdę z domu, co będzie kiedy... i tak na okrągło. Już wtedy postanowiłam coś z tym zrobić i poszłam do psychiatry, co było dla mnie wielce wstydliwe, jednak pomyślałam, że on musi mi pomóc. Przez kilka miesięcy pożerałam leki i powiem szczerze, że powoli mi sie udało ograniczyć odczucie lęku. Jednak po pewnym czasie lęk powrócil ze zdwojona siłą. Mama znalazła mi nowego lekarza w Ośrodku leczenia Nerwic. Zaczełam brac kolejne serie leków i zrobiłam testy psycholgiczne , z których wywnioskowano, że cierpię na tzw. zaburzenia lękowe. Zgodzilam się na terapię ale tylko indywidualną ponieważ odczuwam lęk przed większą ilością osób w małym pomieszczeniu. Jednak po 3 miesiącach zrezygnowalam przede wszystkim z dwóch powodów: finansowych i braku postepu terapii. Nie powiem, jak wychodziłam od psychologa to dostawałam takiego powera że mogłam nawet jechac do banku co wcześniej było niemożliwe, jednak na drugi dzień znowu czułam się okropnie. Poza ym Pani psycholog stwierdziła że najprawdopodobniej znęca się na demną mąż psychicznie i chciala mnie wysłać na dodatkowy test psychologizny dotyczący przemocy a raczej objawów syndromu ofiary przemocy. Tutaj właśnie nadszedł decydujący moment na to, żeby zrezygnowac z terapii. wydałam na to okolo 300 zł a dalej balam się wyjść z domu i iść na spacer z moją ukochana córcią. Tak jest własnie do tej chwili. Już nie wiem co mam robić. Nawet leki mi niezbyt pomagaja, a w rzeczywistości wcale. Łykam je bez żadnego efektu. Najbardziej boli mnie fakt, że swoją choroba robię krzydę swojej kochanej córce odbierając jej możliwość wychodzenia na tak przez nią lubiane spacery. Moim marzeniem jest wyjście z choroby i udanie się na spacer z córką. Błagam pomóżcie mi to osiągnąć jesteście moja ostatnią deska ratunku. Mam jeszcze wspanialego męża ale wiem że jego ta sytuacja najbardziej męczy, wszystkie "domowe" sprawy załatwia sam i nie ma we mnie oparcie. Dla niego i dla córci chce wyjść z choroby, to wspaniała motywacja jednak ja już nie mam siły... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Wielu z nas nie może znaleźć "swojego" lekarza, lecz trzeba próbować. W końcu trafisz na tego właściwego, który będzie potrafił Ci pomóc.

Musisz mieć siłę żeby walczyć, powody są oczywiste, lecz czasem masz też prawo być słaba. Nic na siłę, powolutku a wszystko się ułoży.

I nie obwiniaj się za nic - na pewno nie robisz córce krzywdy, to nie Twoja wina że Cię to dopadło.

Uwierz mi że da się z tego wyjść, Tobie też się uda.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Karolino :P

Doskonale Cię rozumiem ,przechodzę dokładnie to samo..

Tak jak mówi Lusi ,na dobrego lekarza,ba ,lekarza-psychologa chyba trzeba poprostu trafic..

Też mam z tym problem..i bardzo się zrażam ale myślę że niewolno Nam tracic nadzieji bo naprawdę wiele osób sobie z tym poradziło.Wiesz,najgorzej się poddac,tego niewolno Nam robic.

Nierobisz krzywdy córce,nieobwiniaj się,również mam dzieciaka i to przede wszystkim dla niego chciałabym wyjśc z agorafobii,czasami denerwuję się że on "żyje" moją nerwicą (mówię żyje ponieważ czasem słyszę "Mamuś a jak już bedziesz zdrowa to.............etc"Wiem że na swój sposób przeżywa to,niesposób ukryc to paskudztwo,ale wiesz co zauważyłam?Że moje dziecko jest jakby wrażliwsze przez to na ludzką krzywdę ...newiem dlaczego ale coś takiego w Nim zauważam...

Karolino MY niechciałyśmy chorowac i niemożemy się za to obwiniac a dzieci?Dzieci będą NAs kochały za to że jesteśmy....Tak ja uważam.

Musimy wierzyc że będzie dobrze....no ,dopadło NAs cholerstwo ale to jeszcze nie koniec świata....niepoddawaj się,ja walczę juz trzy lata,

czasem brakuje sił.....mam dołki ale zaraz się podnoszę...

Myślę że zrobiłam duże postępy...dzieki wierze w to (tak ,juz sama wiara i przykłady ludzi którzy dziś żyją inaczej) pozwoliła mi przekierowac swoje myślenie na inny tor...czyli ,już niemyślę że się nieda,że ja z tym muszę już (nie)funkcjonowac do końca życia,dziś wiem żę się uda.....

Małymi kroczkami...ale musi.

Tobie też się uda...życzę Ci tego z całego serca...

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za kolejne słowa, które podniosly mnie na duchu. Własnie wczoraj postanowiłam a nawet zapisałam w kalendarzu : od dziś aktywna walka z chorobą !!! Jak na razie stawiałam na leki i na psychoterapię ale one mnie zawiodły. Ja widzę że to forum to też rodzaj psychoterapii bo od wczoraj poczułam się silniejsza dzięki Waszym słowom. DZIĘKI!!!! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×