Skocz do zawartości
Nerwica.com

lady_karolina

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lady_karolina

  1. Wiecie co jest jeszcze fantastyczne? To, że w końcu zaczęłam wyznaczać sobie sama cele które powoli realizuję, kiedyś wychodziłam z domu zmuszana przez jakąś okolicznośc , z konieczności a teraz sama planuję. Postanowiłam iść w tym miesiącu z dziećmi do figlolandii i jeszcze do groty solnej i choćby nie wiem co zrealizuję te cele. Znowu bez stresu zaprowadziłam córkę do przedszkola, bo skoro byłam tam wczoraj i przedwczoraj to co złego może spotkać mnie tam dzisiaj? Poza tym zawsze moge się zatrzymać, usiąść choćby na chodniku odetchnąć i iść dalej! Każdy mały kroczek bardzo mnie cieszy i pcha coraz dalej i dalej... Nawet nie wiecie jak się wzoraj popłakałam, bo przez tę cholerna chorobe i siedzenie w domu nawet nie wiedziałam jak zmienia sie moje miasto, zobaczyłam nowe sklepy, skwerki itp. Nie bądźmy niewolnikami!!!
  2. I powiedziałam sobie jeszcze jedno: cały czas bałam się że złamię noge na drodze a co najwyżej mogę sie potknąć! A wiecie co mówię sobie w duchu kiedy czuję że coś zaczyna się dziać: a kysz cholero, paskudna nerwico, żebyś ty mną rządziła - nie pozwolę- królowa jest tylko jedna;)!!!! Zastanówcie się nad jednym: ile razy stało się wam to czego tak bardo sie boicie?
  3. Hej, jeszcze dwa miesiące temu siedziałam w domu i z przerażeniem myślałam o każdym wyjściu. Tak sobie wszystko zorganizowałam, że naprawdę szkoda gadać. Koleżanka odbierała mi dziecko z przedszkola i je zaprowadzała, a kiedy nie mogła tego zrobić wymyślałam jakąś chorobę i zostawiałam córkę w domu. nigdy nie jeździłam na zakupy, nie chodziłam do kościoła i w praktycznie nigdzie nie wychodziłam oprócz wyjazdu do rodziców. Ponad miesiąc temu postanowiłam iść do lekarza i Pani doktor przepisała mi leki : Rixetin i alprox ( w razie napadu lęku). Było troszkę lepiej ale dalej nie wychodziłam z domu i wiecie co? Pewnej niedzieli zbiłam rano dzbanek do herbaty. Po południu jechałam do teściowej zaplanowana wczesniej drogą a tu nagle mąż zafundował mi terapię wstrząsową! Zamiast do teściowej zawiózł mnie do kauflanda ( w którym nigdy nie byłam) i zostawił na parkingu samą w aucie , a sam poszedł kupić nowy dzbanek. Po drodze błagałam go aby zawrócił, mówiłam że zwymiotuję, że zemdleję i jeszcze wiele innych rzeczy których nawet nie pamiętam. Jednak nic takiego się nie stało, owszem zrobiło mi się przez chwilę słabo i serce zaczęło walić jak młotem ale okazało się że to się nie stało. Wiecie jaką miałam satysfakcję że dałam radę? Po 1,5 miesiaca cały czas mając na uwadze to że wtedy nie zemdlałam zaczęłam chodzić z dzieckim do przedszkola, byłam w kościele ze święconką, poszłam prawie 3 km sama z dzieckiem do lekarza do poradni pełnej ludzi, dzisiaj byłam nawet na zakupach w rosmanie i w pepco! I wiem że cały czas się bałam że zemdleje ale teraz wiem że co najwyżej może mi tylko szybko zabić serce i co z tego? Nic wielkie nic, uwierzyłam że dam radę. Wam też się uda!!!
  4. No włąśnie u nas jest jeden ośrodek leczenia takich przypadków w którym przyjmuje tylko dwóch lekarzy i to raz w tygodniu! Niestety terminy sa bardzo odległe. Z drugiej strony niezły pomysł na biznes!
  5. No właśnie, ja tez miałam wsparcie w mężu. To nawet on zaproponował mi leczenie i znalazł mi lekarza. Razem chodziliśmy na wizyty a on cierpliwie czekał, wspierał mnie i doceniał każde moje małe sukcesy w leczeniu. Jednak z biegiem czasu niestety jego cierpliwość sie powoli konczyła. Teraz mi w sobotę powiedział, że on po prostu nie może już tak żyć. Może wynika to z tego, że pochodzi z bardzo tradycyjnej rodziny gdzie po prostu nie wypada pokazywać się w pewnych sytuacjach samemu. Zresztą patrząc z drugiej strony go rozumiem, niby jest moim mężem a jednak wszędzie chodzi sam. Owszem wszelkie wesela i inne imprezy od których już nie da się uciec jakoś przeżywam i wychodzimy razem, ale nie ma mowy o wyjściu do Kościoła w niedzielę czy nawet na spacer. Ja sama też jestem zła na siebie, tym bardziej, że kiedyś byłam pełną enrgii dziewczyną, która zawsze była w centrum uwagi. Uprawiałam sport potrafiłam jechać 100 km na rowerze. Byłam w klubie rowerowym gdzie razem ze znajmomymi jeździliśmy po prostu wszędzie. On zakochał sie właśnie w tamtej dziewczynie. Myślę że on przypuszczał, że to choroba jak grypa - po pewnym czasie przejdzie, jednak się rozczarował. Zrobię wszystko żeby te czasy wróciły, żebym mogła pojechać i lepić babki z piasku w maju przyszłego roku nad morze. Jeszcze nie wiem jak to zrobię ale muszę dac radę, nie dla męża ale dla siebie i swoich dziewczynek. Jak wychodzę z domu i czuję że kołacze mi serce to myślę wtedy: " Nosz kur.., żebyś ty babo się bała z własnymi dziećmi wyjść. A zresztą jak zamdlejesz to zemdlejesz, wezwą karetkę i tyle, -ktos Ci pomoże". Czasami pomaga ale nie zawsze. Trzymajcie kciuki.
  6. Witam ponownie, dwoniłam dzisiaj do innego gabinetu i niestety moja wizyta na 11 stycznia jest chyba najszybsza. Niestey w moim mieście nie ma prywatnego gabinetu psychiatrycznego. Postanowiłam porozmiawiać z mężem szczerze o tym co czuję i może to chcociaz pomoże mi jakoś funkcjonować do wizyty u lekarza.
  7. Hej, piszę do Was pierwszy raz od kilku lat. Niestety podejrzewam że mam nawrót choroby. 2-3 lata temu dzieki Waszym słowom udało mi się dojść do jakiegoś stanu funkjocnalności. Dzisiaj zwracam się do Was o pomoc. Zostałam drugi raz mama i już było świetnie, chodziłam z dziećmi na spacery , do przedszkola i w ogóle, nawet bez leków pojechałam w ciąży w góry i do parku. Jednak teraz kiedy moja młodsza córka ma już 9 miesięcy czuję się znowu niewolnikiem swojej chorej wyobraźni. Przestałam wychodzić z domu, nie zaprowadzam córki do przedszkola a wczoraj nawet nie poszłam na cmentarz odwiedzic zmarłych. Dzwonię do mojego lekarza ale niestety wizytę u psychiatry mam dopiero na styczeń, co mam robić już nie mam sił. Świadomość, że taka okropna ze mnie matka nie daje mi spokoju. Świetnie bawię się z dziećmi w domu, mam mnóstwo kreatywnych pomysłów ale kiedy mam iść na dwór to ogarnia mnie przerażenie. Mąż tez już nie potrafi żyć ze mną a wczoraj powiedział mi że już nie ma śiły, że chciałby jechac z dziećmi nad morze, wyjść na spacer całą rodziną... POMOCY co mam zrobić?
  8. Długo nie pisałam bo nie było o czym:((( Teraz jednak mam na koncie kilka niezłych sukcesów i mam zamiar się z Wami nimi podzielić. Zacznę jednak od tego, że 2.05.07 zmarła babcia mojego męża, która bardzo kochałam i cała ta sytuacja mnie początkowo bardzo przytłoczyła. Kiedy tylko się dowiedziałam o tym przykrym zdarzeniu to miałam uczucie coraz większego lęku przez około 3 godziny. Najgorsze było to, że nie myślałam o babci tylko o tym, że z pewnością nie dam rady iść na pogrzeb. Ta myśl towarzyszyła mi cały czas aż do dnia pogrzebu jednak " po drodze" do tego dnia coś się zmieniło. Powiedziałam sobie: " ty durna babo, żebyś ty myślała tylko o sobie w chwili kiedy babcia nie żyje???? Przestań sie nad sobą rozczulać, babcia miała gorzej i nie narzekała!!!" I wiecie co podziałało. Od tej pory chodzę z córcią 2 razy dziennie na spacer przez cały czas nie patrząc na pogodę ( przynajmniej tak robiłam wcześniej wciąż wychodząc z założenia że jak świeci mocno słońce to na pewno jest gorąco i ja na pewno zemdleję), poszłam pożegnać babcię z godnością, nic mi się nie działo, byłam w Kościele!! Najważniejsze jest to, że uwierzyłam że można i że się da!! Szkoda tylko, że musiałam przekonać się o tym w taki sposób. Postanowiłam iść w sobotę wieczorem do Kościoła- pójde i koniec. Daję radę i njlepsze jest w tym to, że się przekonuję do zdrowia i do tego , że pozytyne myślenie działa. Aha na marginesie dodam że Kościół podczas pogrzebu był pełny po brzegi a na samej stypie było ponad 120 osób!!! Kocham Cię babciu bo wiem, że to też dzięki Tobie!!!
  9. Cześć Basiu, ja jestem z jastrzębia i powiem szczerze, że szukałam kogoś od nas . Co do męża to mam podobny problem, czasami mówi że jestem wspaniała i że mnie kocha, a kiedy mam atak i okazuje się że jednak nie moge pójść z nim np. na zakupy do lidla to słyszę, że powinni mnie zamknąć na oddziale zamkniętym w Rybniku. Mam do Ciebie dodatkowe pytanie czy ty bierzesz jakieś leki i u jakiego lekarza sie leczysz? Pozdrawiam Karolina
  10. lady_karolina

    [Bielsko-Biała]

    witam serdecznie jestem z okolic bielska a dokladnie z Jastrzębia zdroju. Mam do Was pytanie, mianowicie chodzi mi o to, że znalazlam na internecie Szpital z odziałem dla newicowców wlasnie w bielsku ( Sobieskiego 67), czy ktoś z Was może tam był? Prosze o ewentualne recenzje bo planuje sie wybrać gdzieś na leczenie zamknięte lecz nie chcę dostac się na oddział ogólny lecz wlaśnie o profilu lęków i nerwicy. Dzięki za odpowiedzi
  11. Witam Was kochani! Mam takie pytanko: Kto z Was zażywa Moklar i czy mu pomaga. Może znacie jakieś inne skuteczne w Waszym przypadku leki. Mi Moklar przestał pomagać choć biorę go już rok, wcześniej jak brałam Fluoksetynę to minęło mi po 4 miesiącach a teraz sie leczę i leczę a końca nie widac. nie piszcie mi tylko, że najlepiej bez leków bo to wiem, lecz w moim przypadku muszę mieć jakiś dopalacz. Czekam na Wasze odpowiedzi
  12. Dzisiaj niestety nie poszło mi tak jak wczoraj. Może ze względu na to że mieszkam na osiedlu i wciąż jest tam pełno ludzi a wczoraj byłam u rodziców, którzy mieszkają w domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta. nie wiem... Jednak i tak postanowiłam iść z tym że zażyłam alprox, który pomógł mi przełamać lęki. Wyszłam i byłam z córcią ponad godzinę na spacerze. Chodząc z nią przemyślalam sobie dlaczego mnie to spotkało. Zastanawiałam się kiedy byłam szczęśliwa i co spowodowało moje załamanie. Doszłam do pewnych wniosków, które tak przypuzczam, mają związek z ta sytuacją. Po pierwsze to obwiniam mojego tatę, mimo tego,że przez całe zycie mialam z nim świetny kontakt i nawet kiedy byłam mała ciągle mówiłam,że jak coś się by stało ( np. rozwód rodziców) to chciałabym z nim zostać. Kiedy jednak miałam 17 lat zawiódł mnie, zdradził moją mamę i prawie od nas odszedł. Prawie bo mama mu wybaczyła. Jednak ta cała sytuacja odbila się na mnie strasznie. Cały czas myslę, że nikt nie jest w stanie mnie pokochać. Mimo tego że mam wspanialego męża córcię to wciąż myślę: jak on w ogóle może mnie kochac, przecież jestem taka beznadziejna. I to własnie jest pierwszy powód, tak myślę jest nim niska samoocena. Drugi powód jest taki, że ta niska samoocena wynika też z mojego samozaniedbania. nie akceptuję siebie bo przytyło mi się, przestałam się malowac i w ogóle. To wszystko sprawiło, że postanowiłam o siebie walczyć i się zmieic dla siebie. Zacznę od wizyty u fryzjera i od diety. Będe ćwiczyć sama w domu bo nie jestem na tyle "ustabilizowana" psychicznie żeby iść na aerobik. Jestem pewna że jak tylko odzyskam dawną figure i formę fizyczną to odzyskam też wiarę w siebie i miłość mojego Krzysia. Trzymajcie kciuki. Każdy mały sukces będe Wam streszczać ( oczywiście oprocz diety itp.). Musze przyznać , że Wasze posty tak mnie odmieniają, że w końcu postanowiłam walczyć o swoje zdrowie i przede wszystkim o siebie. Życie jest tylko jedno i nie warto go marnować na choroby i użalanie się nad sobą. Trzeba walczyć o spełnianie swoich marzeń!!!
  13. I kolejny sukces... ( przynajmniej dla mnie) Dzisiaj pojechałam z mężem i córcią autem do moich rodziców. Kiedyś gdy się tam wybierałam tuż przed wyjściem zazywałam 1 tabletkę Alproxu bo już byłam pewna że dostanę ataku. Dzisiaj postanowiłam powiedzieć sobie, że przecież jadę do rodziców i że nic nie może mi się stać. skupiłam się na tym, że do nich jadę a nie na tym c będzie się dzialo po drodze. Nie zażyłam Alproxu! Powiem szczerze, że jeszcze nigdy tak mocno nie trzymalam się uchwytu drzwi ale dałam rade dojechalam a ataku... nie było!! Mąż zostawil mnie w moim rodzinym domku i poszlam z córcią na spacer. Było gorąco. Zazepiła mnie sąsiadka i zaczęła zagadywać a ja czułam jak nagle serce wali mi jak młot w gardle mam gule itp. Wcześniej gdyby się takie coś zdarzyło wykręciłabym się i po prostu bym zwiala a dzisiaj powiedzialam sobie : Skup sie na rozmowie a nie na tym co "być może" sie stanie. I wiecie co??? Minęło!!! Stałam w słońcu ok. 150 m od mojego rodzinnego domu, biegałam za Olką i gadałam z sąsiadką przez prawie godzinę. co prawda sączyłam zawsze przy mnie będącą zimna wodę mineralną ale dałam rade. Mam nadzieje że komuś doda to siły, bo ja wlasie po przeczytaniu kilku postów postanowiłam walczyć. Ktoś tu napisał, że jk wchodzi do sklepu to myśli po prostu co ma kupić a nie o tym że zaraz może zemdlec i sama postanowilam przyjąć taką strategię. Myślmy co mamy zrobić w danej chwili a nie o tym co może się stać. ja dodatkowo myslę sobie jeszcze o jednym: jeżeli nawet zemdleje to przeciez ktoś mi pomoże, cóż może się więcej stać, najwyżej walnę o ziemie i tyle!!!
  14. Choć jestem zalogowana na forum od niedawna, a z nerwicą zmagam się od 6 lat posiadam na koncie większe i mniejsze sukcesy. Moim najwięszkym sukcesem sa dwie rzeczy a raczej wydarzenia: mianowicie to, że urodziłam córkę niczego sie nie bojąc . Powiem więcej - nawet położna dziwiła się że można z takim spokojem podchodzić do porodu i to pierwszy raz. A mój drugi wielki sukce to to,że nie biorąc leków pojechałam autem 9 oczywiście jako pasażer) 60 km od domu stojąc po drodze w korku, a następnie obroniłam swoją pracę inzynierską na ocenę bardzo dobrą!!! Moja porażka zaczeła się znowu gdyż dostałam nawrotu choroby ale postanowiłam znowu z nią walczyć. Jest mi trudno wychodzic z domu, ale staram się to robić. znalazłam już nawet na to sposób- kiedy wychodzę z córcią na spacer to najpierw chodzęz nią w poblizu domu, po to by mieć wrażenie że w razie czego przecież zaraz moge iść do domu, i tak po maluśku bez pośpiechu odchodze od domu coraz dalej. na dzień dzisiejszy odchodzę w granicach 100-150 metrów ale codziennie staram sie iśc dalej i udowadniam sobie,że przecież nic mi się nie dzieje, a jak się dzieje to wracam. Moim sukcesem jest również to że w chwili załamania, kiedy chciałam poddac sie już chorobie i myslałam o strasznych rzeczach postanowiłam podjąć walkę. To było w dniu kiedy zalogowałam się na forum, nawet w swoim kalendarzu napisałam : Od dzisiaj aktywna walka z chorobą!!! Ktoś powie,że to nic w porownaniu z jego sukcesami ale dla mnie to dużo, tym bardziej że będę walczyć i nie dam się choćby dla mojej malutkiej córeczki!!!!
  15. Dzisiaj dostałam też od "jednego" z nas wiadomość na gg, słowa pocieszenia i kolejnego powera do dzialania. Wiecie co ? Czuję że to własnie tu znalazłam swoją grupę terapeutyczną! DZIĘKI!!!
  16. Dzięki za kolejne słowa, które podniosly mnie na duchu. Własnie wczoraj postanowiłam a nawet zapisałam w kalendarzu : od dziś aktywna walka z chorobą !!! Jak na razie stawiałam na leki i na psychoterapię ale one mnie zawiodły. Ja widzę że to forum to też rodzaj psychoterapii bo od wczoraj poczułam się silniejsza dzięki Waszym słowom. DZIĘKI!!!!
  17. Dzięki za poparcie i dodaie otuchy. Teraz estem pewna że trafiłam w odpowiednie miejsce. w końcu znalazłam kogoś kto mnie rozumie :)
  18. Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi, że jest chory na nerwicę to zapewne obruciłabym sie na pięcie i cicho chichocząć pomyślałabym, że to jakiś wariat. Jednak dzisiaj muszę z żalem przyznać, że to ja jestem chora, a ta choroba to nie wariactwo tylko najokropniejsza rzecz jaka spotkała mnie w życiu. Jestem 24 latką z południowej Polski, która jeszcze 5 lat temu była dusza towarzystwa, o której mówiono że jakby mnie zaprosić na pogrzeb to będzie niezla biba. Obecnie jestem zupełnym przeciwieństwem, choć nieźle się z tym ukrywam. Nerwica dopała mnie jak tylko zaczęła się moja pierwsza sesja na studiach, zasłabłam na egzaminie który dla mnie nie skończył sie tylko pałą w indeksie ale również biegunką, wymiotami i ciągłym lękiem. Od tej pory wciąż myślę co stanie się złego jak wyjdę z domu, co będzie kiedy... i tak na okrągło. Już wtedy postanowiłam coś z tym zrobić i poszłam do psychiatry, co było dla mnie wielce wstydliwe, jednak pomyślałam, że on musi mi pomóc. Przez kilka miesięcy pożerałam leki i powiem szczerze, że powoli mi sie udało ograniczyć odczucie lęku. Jednak po pewnym czasie lęk powrócil ze zdwojona siłą. Mama znalazła mi nowego lekarza w Ośrodku leczenia Nerwic. Zaczełam brac kolejne serie leków i zrobiłam testy psycholgiczne , z których wywnioskowano, że cierpię na tzw. zaburzenia lękowe. Zgodzilam się na terapię ale tylko indywidualną ponieważ odczuwam lęk przed większą ilością osób w małym pomieszczeniu. Jednak po 3 miesiącach zrezygnowalam przede wszystkim z dwóch powodów: finansowych i braku postepu terapii. Nie powiem, jak wychodziłam od psychologa to dostawałam takiego powera że mogłam nawet jechac do banku co wcześniej było niemożliwe, jednak na drugi dzień znowu czułam się okropnie. Poza ym Pani psycholog stwierdziła że najprawdopodobniej znęca się na demną mąż psychicznie i chciala mnie wysłać na dodatkowy test psychologizny dotyczący przemocy a raczej objawów syndromu ofiary przemocy. Tutaj właśnie nadszedł decydujący moment na to, żeby zrezygnowac z terapii. wydałam na to okolo 300 zł a dalej balam się wyjść z domu i iść na spacer z moją ukochana córcią. Tak jest własnie do tej chwili. Już nie wiem co mam robić. Nawet leki mi niezbyt pomagaja, a w rzeczywistości wcale. Łykam je bez żadnego efektu. Najbardziej boli mnie fakt, że swoją choroba robię krzydę swojej kochanej córce odbierając jej możliwość wychodzenia na tak przez nią lubiane spacery. Moim marzeniem jest wyjście z choroby i udanie się na spacer z córką. Błagam pomóżcie mi to osiągnąć jesteście moja ostatnią deska ratunku. Mam jeszcze wspanialego męża ale wiem że jego ta sytuacja najbardziej męczy, wszystkie "domowe" sprawy załatwia sam i nie ma we mnie oparcie. Dla niego i dla córci chce wyjść z choroby, to wspaniała motywacja jednak ja już nie mam siły...
×