Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie wiem, co mi jest.


frenchy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, trafiłam na to forum przez przypadek, ale od razu przykuło moją uwagę. Jest tutaj mnóstwo ludzi, którzy mają problemy i na szczęście - mnóstwo niosących im pomoc.

 

Moja historia jest bardzo długa, więc, żeby nie zanudzać - streszczę do minimum. Zacznę od początku. Dzieciństwo - mało z niego pamiętam, ponieważ było nie do końca szczęśliwe, więc drogą wyparcia zapomniałam wiele. W domu liczne awantury, dużo imprez, często rodzice mnie lekceważyli i odsyłali do babci, która blisko mieszkała. Nie mówię, że żyłam w jakieś patologii - były również szczęśliwe chwile.

Wtedy, przy tych kłótniach rodziców, czułam niesamowity strach. Trzęsłam się ze strachu, bo było mi strasznie żal mamy, która musiała się użerać z moim tatą. Myślałam, że te kłótnie to moja wina, więc robiłam wszystko w myślach, by jej pomóc, by nie dopuścić do następnej kłótni. Przypadkiem się zdarzyło, że ich awantura zaczęła się o godzinie, której suma była nieparzysta. I tak narodziła się moja nerwica natręctw, która trwa po dziś dzień. Unikam, jak ognia, nieparzystych liczb. Wszystko, co robię musi być symetryczne (podwójne, poczwórne). Im więcej parzystych liczb, tym lepiej. Już nie chodzi o mamę, bo rodzice już się nie kłócą. Wszystko przeszło na moje ruchy, na moje pole widzenia.

Następną rzeczą jest fantazjowanie. Sens mojego dnia polega na tym, że położę się w łóżku wieczorem i zacznę sobie wyobrażać różne rzeczy. Czasem poznaję facetów, tylko po to, żeby móc myśleć o tym, co bym z nimi robiła, nasze rozmowy. Gdy jest okres, gdzie nie rozmawiam z żadnym mężczyzną - jestem nieszczęśliwa i nie śpię najczęściej. Ogólnie to jestem aspołeczna, wytrzymam w towarzystwie parę chwil, jeżeli te chwile trwają dłużej, niż zwykle, odcinam się od reszty. Oczywiście, z bliskimi jest inaczej, ale to wiadoma sprawa. Nienawidzę ludzi, gdy z kimś się zaprzyjaźnię - i tak w pewnym momencie zaczynam go nienawidzić. Wracając do meritum - jestem samotniczką, aczkolwiek kreuję siebie, jako kogoś niesamowicie towarzyskiego. Moje życie to ciągłe kłamstwa, dziwię się w ogóle, że nikt się nie zorientował ze znajomych, jak ich oszukuję. Zawsze byłam zamknięta w domu, tata powtarzał, że ludziom nie można ufać, a ja też nie byłam aniołkiem i przysparzałam wiele problemów, więc rodzice mnie uziemili na ponad rok. (przepraszam za nieuporządkowane wypowiedzi, ale pragnę się podzielić wszystkim). Również brakowało mi akceptacji ze strony ojca, zawsze mnie krytykował. Cóż, przez to, szukałam jakiegoś dowartościowania, bo jestem strasznie zakompleksiona. Dzięki temu, spotykałam się z o wiele starszym mężczyzną od siebie (ja miałam 14 lat, a on 29). Do tej pory nie potrafię się jakoś dogadać z rówieśnikami, wolę zdecydowanie starsze osoby od siebie. Jestem również bardziej dojrzalsza od reszty (chodzę jeszcze do liceum).

Mam chyba coś w rodzaju rozdwojenia jaźni. Nic nie robię, tylko prowadzę rozmowy z drugą osobą, która jest we mnie. Nie traktuję jej jako siebie, nie traktuję tego jako rozmowy z samą sobą. Jest to mój najlepszy przyjaciel/najlepsza przyjaciółka. Czasem nie wytrzymuję tego, bo ona jest bardzo wredna. Obraża mnie, innych. Mówi rzeczy kompletnie nie na miejscu, a ja mam ochotę się wtedy zabić, bo wiem, że to jedyny sposób na uciszenie tej osoby we mnie. Często pomaga, ale często jest również źle, bo wmawia mi wiele rzeczy i boję się, że zacznę w to wierzyć.

Gdy ktoś mnie zdenerwuję to muszę wyjść i zamknąć się w osobnym pomieszczeniu. Najgorzej jest, gdy jest to moja bliska osoba. Płaczę, biję się, żeby wypędzić te myśli. A jedyne, co może mnie uspokoić to rozmowa z tą osobą we mnie i wyobrażanie sobie sposobu, jak zabiję człowieka, który mnie właśnie zdenerwował. Czasem boję się, że zrobię coś złego..

Cierpię również na mizofonię.

I mam do Was pytanie, drodzy forumowicze. Czy można sklasyfikować, co mi dolega?

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, że nie oczekuję, że ktoś mi powie, na co choruję, jak mam się leczyć, bo to nonsens. Chciałam się dowiedzieć, czy ktoś ma podobnie i czy to jest odpowiedni moment na pójście do psychiatry, czy jest aż tak źle z moją psychiką. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat, po prostu, czy mam się obawiać. Jasne, mój błąd, bo nie wyraziłam się zbyt jasno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,czytając opis Twojego dzieciństwa,czułam jak bym czytała o sobie,ponieważ mimo,że nie pochodzę tak jak Ty z żadnej patologicznej rodziny,moi rodzice często się kłócili,po za tym u mnie moja mama miała zawsze jakieś ale do mnie i tak jest do tej pory,ja nie mam czegoś takiego jak Ty,ja boję się,że umrę,że jestem poważnie chora np guz głowie,ponieważ mam w jej obrębie dolegliwości..neurologiczne. Poszłam na psychoterapię,z której zrezygnowałam nie potrzebnie próbuję na nią wrócić,do tego zapisałam się do psychiatry jutro moja pierwsza wizyta... :)Pozdrawiam i idź najlepiej do specjalisty powiedz mu o tym o czym pisałaś nam tutaj na pewno Ci pomoże trzymam kciuki i pozdrawiam!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

frenchy, to jest odpowiedni moment na pójscie do psychiatry nie ma na co czekać przy takich objawach.Idż jak najpredzej i napisz jak Ci poszło :smile: Powodzenia.

 

-- 04 kwi 2013, 11:38 --

 

paulita, Tobie również jutro na wizycie...powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×