Skocz do zawartości
Nerwica.com

czesc, tu Emilly :)


GreenEye30

Rekomendowane odpowiedzi

Czesc, mam na imie Emilly, mieszkam w Londynie.

nie wiem, czy kazdemu jego osobisty przypadek wydaje sie jakis "dziwniejszy" ale akurat o tym, co mnie dotyczy jeszcze nie slyszalam(z gory usprawiedliwiam sie, ze nie przeczytalam jeszcze zadnego watku). jakby to ujac, zyje w jakims toksycznym zwiazku z... przyjaciolka. nie jest ona dla mnie partnerka tzn oficjalnie a jednak wprowadza w moje zycie cos na ksztalt milosci a za razem ogranicza mnie jakbysmy byly partnerkami(byc moze ja tez tak robie, o tym jednak napisze w swoim watku).

drugim problemem, ktory mnie przesladuje jest depresja po seksie, bez zadych powodow. nagle cos sciska mi gardlo i zaczynaja plynac lzy a ja czuje sie jakby mi ktos sprawil spora przykrosc. o tym takze chcialabym popisac, gdyby ktos mial podobny problem.

moje problemy nie sa bardzo powazne tzn nie widze w sobie choroby, obawiam sie jednak o przyszlosc.

bardzo dziekuje za przczytanie mojej wypowiedzi(o ile ktokolwiek dotrwal :)) oraz witam i pozdrawiam wszystkich goraco,

Emilly.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emilly, właśnie, jak jest z tą przyjaciółką? Kim Wy dla siebie jesteście? Kochankami? Jeśli ze sobą sypiacie, to wcale nie jestem pewna, czy nie jesteście w związku. W końcu związek to przyjaźń + seks, nie..?

 

To po seksie z nią masz depresję? A jak w ogóle zaczęłyście ze sobą sypiać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cheshire Cat, minelo 5 juz lat.. co do seksu to za kazdym bolacym razem byl on wlasnie z mezczyzna.

Vian, sama od kilku lat probuje sobie odpowiedziec na to pytanie. dokladnie od 12. nie wiem kim dla siebie jestesmy, nie kochankami. nie upraiwamy seksu ze soba. moze opisze jak to mniej wiecej wyglada.

bylysmy bardzo mlode kiedy sie poznalysmy i byla to wspaniala przyjazn, taka jak na niektorych filmach dla dzieci. bezgraniczna. zblizyly nas do siebie rozne problemy, troszke takie nastolatkowe. ja umialam ja zrozumiec, sluchalam, pomagalam. tylko ze zawsze bylam smutna(a to inna historia z dziecinstwa i okresu dorastania). bylam zawsze taka smutna, malo sie smialam a wraz z poznaniem wlasnie jej zaczelam sie usmiechac, sama bylam w szoku,nawet zrobily mi sie zmarszczki od smiechu. no itak sobie szlysmy przez zycie bedac coraz blizej, coraz bardziej zalezne od siebie. w polsce nie mialam zadnych perspektyw na zycie, wiec za pierwsza okazja postanowilam wyjechac zabierajac oczywiscie przyjaciolke ze soba jako ze ona byla w jeszcze gorszej sytuacji. juz wtedy zastanawialo mnie dlaczego ja ja tak lubie i dlaczego predzej dalabym sobie glowe urwac niz zyc na swiecie w ktorym zabrakloby jej obecnosci.

podobala nam sie perspektywa mieszkania razem i bylo swietnie. do czasu az pojawily sie klutnie i zgody. jak w zwiazku, wsciekanie sie o byle co, robienie awantur (z obu stron). zylo nam sie coraz lepiej i coraz gorzej. na wzajem dbalysmy o siebie, robilysmy "romantyczne" kolacje(z racji takiej, ze jestesmy kobietami i milo przy takiej kolacji porozmawiac), rozne niespodzianki, wszystko nabralo takiej bliskosci i wewnetrznego poznania, ze nazwalam to sobie miloscia. bo jak to nazwac, jezeli ta osoba jest zawsze na pierwszym miejscu, traktuje sie ja jak rodzine, robienie niespodzianek jest tak przyjemne, ze ciezko wytrwac w tajemnicy do konca. z drugiej strony bylam bardzo w tej "milosci" nieszczesliwa. nienawidzilam sie klucic a ona ciagla znajdowala powod, a wtedy mowila ze ma mnie dosyc, ze przeze mnie nikogo nie ma (pominelam fakt ze jest lesbijka), ze nic nie moze przeze mnie osiagnac, jestem jej do niczego nie potrzebna, bezuzyteczna. bardzo mnie bolaly takie slowa, oczywiscie staralam sie nie pozostawac jej dluzna, wiec mowilam swoje, bo tez nikogo nie mialam wlasnie przez nia bo zawsze facet "byl nieodpowiedni". trzymala mnie tak jakby pod kluczem bo ze wszystkiego musialam sie tlumaczyc, nawet jak nie chcialam, bo czasami kazdy cos chce zatrzymac w sobie, ot tak, a ona zawsze tak wnikala, ze czulam sie gnebiona psychicznie.po jednej z takich klutni rok temu poznalam kogos(jak to w chwilach slabosci bywa, po prostu zakochalam sie w kims kto byl mily). zadbala o to aby nic z tego nie wyszlo. przezylam koszmar jakich w moim zyciu malo, doslownie jak z jakiegos chorego filmu.. dokladniej mowiac, po pierwsze, mowila ze to nie jest facet dla mnie i ze bede tego zalowala. gdy to nie podzialalo (a bylam bardzo zakochna na tamta chwile) zaczela straszyc samobojstwem, mowila straszne rzeczy, ktore do niej nie pasuja - to najbardziej radosna osoba jaka znam. zaczela grozic ze jak o 2 w nocy nie bedzie mnie w domu to wparuje do niego, gdy sie spoznilam, lezala w lozku i plakala albo robila mi wyrzuty ze czekala na mnie, jestem nie fair itd. w tamtym okresie plakala caly czas. miala podpuchniete oczy i malo spala. tak jak ja. probowala przeprosic mnie ze te klutnie, sama mowila zebym kogos poznala i sie odczepila, gdy tak sie stalo calkiem zmienila zdanie. ja tez plakalam. obie bylysmy w ciemnym i glebokim dole - tylko osobno. to byl najsmutniejszy okres w moim zyciu..nigdy tak sie nie czulam, bylam z facetem ktory wydawal sie idealny (choc nie byl - ot taki myslacy o tym co mezczyzni zazwyczaj mysla) a przyjaciolka straszy ze odbierze sobie zycie jak z nim nie skoncze. horror. po tym zdarzeniu doszlam do wniosku, ze zrobie tak jak ona chce. byla wazniejsza. obiecala nigdy juz nie wtracac sie w takie sprawy byle bym juz do niego nie wrocila. musialam to przelknac. jezeli o tego chlopaka chodzi, to wykorzystywal moje oslabienie psychiczne i probowal buntowac przeciwko dziewczynie. wiem ze nie byl fair, zobaczylam to gdy odpoczelam od nich obojga. wszystko wrocilo po dluzszym czasie do normy klutnie i zgody itd. zaczal sie inny problem. poznalam w pracy kogos i chcialam jedynie ta osobe poznac poprzez spotkania. tym razem bylo lagodniej, bez zastraszania. ale glupie teksty np, "jak chcesz to sobie z nim spedzaj sylwestra" doprowadzaly mnie do szalu. ja tylko chcialam sie z kims luzno spotykac a nie swietowac nowy rok. nie wiem o co tej dziewczynie chodzi w takich momentach.. zawsze mnie zapewniala ze nie podobam jej sie, ze nie widzi ze mna zwiazku(cokolwiek to teraz jest), nie jestem kobieta jej marzen. ja natomiast jestem typowa heteryczka i nie pociagaja mnie kobiety, wiec nie raz mowie jej ze ja bardzo kocham i ona wie o co chodzi i odwrotnie. ale co to jest? i dlaczego tak toksyczne? to co napisalam jest jedynie streszczeniem tego co sie dzieje, na pewno powstana jakies pytania i wtedy to sie troche rozwinie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale co to jest? i dlaczego tak toksyczne?

Ech... :) Napiszę Ci tylko to, co jak sądzę już wiesz, a tylko chcesz potwierdzenia.

Bo nieodwzajemniona miłość powoduje ból, żal i zazdrość, a z tego powstaje toksyna.

 

Wierz mi, jestem biseksualistką, mam za sobą związki z kobietami, ale też dziwne, nieco zbyt emocjonalne przyjaźnie z kobietami i zaręczam Ci - kiedy to TYLKO przyjaźń, to nie zmusza się przyjaciółki do zerwania z facetem grożąc samobójstwem. Po prostu to nie przychodzi do głowy. Mnie też się zdarzało dziamać na chłopaków przyjaciółek, ale to dlatego, że - w mojej opinii - źle je traktowali. I to były konkretne, rzeczowe argumenty: nie podoba mi się, że z nim jesteś, bo cię nie szanuje, bo cię zdradza, oszukuje, robi to to i to, a tak nie powinien. No i jak się upierały jednak z nim być, to się krzywiłam jak po piołunówce, ale nie starałam się ich rozdzielać.

 

zawsze mnie zapewniala ze nie podobam jej sie, ze nie widzi ze mna zwiazku(cokolwiek to teraz jest), nie jestem kobieta jej marzen.

Tak powiedziała, prawdopodobnie chce nawet w to wierzyć, ale spójrzmy prawdzie w oczy - co innego mogła Ci powiedzieć? Czy gdyby powiedziała "kocham cię, bądź ze mną", to cos by się zmieniło? Najwyżej to, że byś się od niej zdystansowała albo całkiem odcięła, a ona ewidentnie nie jest w stanie tego znieść i woli cierpieć niż zaryzykować, że takim wyznaniem rozwali przyjaźń. Ale emocje są emocjami i o ile ona radzi sobie z faktem, że jej nie chcesz i nie zechcesz, to już Ty z kimś innym, kiedy wewnętrznie czuje, że to powinna być ona! - to już dla niej za dużo. Ona nie potrafi być z kimś innym, bo kocha już Ciebie i jakkolwiek świadomie wie, że nie powinna mieć pretensji o to, że Ty potrafisz, to podświadomie ma i nie jest w stanie tego do końca kontrolować.

 

Współczuję Ci, ale jej jednak bardziej... Rzadko słyszę, żeby ktoś wytrzymał aż tyle lat w nieodwzajemnionej relacji...

 

A dlaczego napisałam, że Ty już to wiesz? Bo masz depresję po seksie. ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GreenEye30, myslę, że ta przyjaciólka zastępuje Ci partnera czy moze nawet rodzinę ? w sensie uczuciowym. Wiekszość ludzi potrzebuje mieć kogos bliskiego, kto mógłby zaspokoic ich potrzeby emocjonalne. Więc ona zapewne spełnia dla Cb taka funkcję, kochasz ją, lubisz, troszczysz sie o nią, nie jestes samotna. Tylko że ona jest homo i dla niej to coś więcej, po prostu czuje do Cb miłość nie tylko przyjacielską. Stąd ta zazdrość, próby niszczenia Twoich relacji z facetami. Wie, że wtedy byś odeszła a chce mieć Cie dla siebie. Zapewne ona czuje tez niesamowita frustracje, że przez tyle lat nie odwzajemniłaś jej uczuć, nie nawiązałaś z nią relacji erotycznej, a próbujesz to robić z płcią przeciwną.

 

Co do depresji po seksie, często to czułam kiedy byłam związana uczuciowo z kimś innym niż partner do seksu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do depresji po seksie, często to czułam kiedy byłam związana uczuciowo z kimś innym niż partner do seksu.

Hm...

Ja nie.

 

Dziesiątki razy szłam do łóżka z kochankiem czy kochanką, którego jakkolwiek lubiłam, to na pewno milion razy bardziej uczuciowo związana czułam się z przyjaciółkami i ani nie byłam po seksie smutna, ani w depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziekuje Ci za wypowiedz, dobrze jest poznac opinie kogos innego poza swoja. tak, to prawda, pisalam wiecej o swoim bolu, lecz zgadzam sie ze mogla cierpiec bardziej w gruncie rzeczy. zastanawia mnie tylko dlaczego tak mnie rani.. i dlaczego jeszcze nie odeszlam badz ona zeby bylo nam zwyczajnie lepiej, obie jestesmy juz duzymi dziewczynkami, a zachowujemy sie nieadekwatnie do tego. nie wiem co bedzie jak sie rozstaniemy, ale tez tego chce. (czytaj: nie wiem czego chce). jak ktos zapyta czy ja kocham, odpowiem "tak". nie umiem jednak zniesc jej zachowania, tego jak mnie czasami poniza. prawda jest taka - i tu zdania nie zmienie, ze jest najwazniejsza osoba jaka znam. moge miec kogos, kogo takze bede dazyc uczuciem ale to bedzie co innego, cos osobnego. bede miala swoj dom, dzieci, bo tego bardzo pragne, jednak to co jest miedzy nami uwazam, ze na zawsze zostanie..

oczywiscie przemysle kilka razy to co napisalas, jednak podam ci tez fakty poniekad zaprzeczajace. np wiem jaki typ kobiety jej sie podoba, i jednak odczuwam, ze jest to cos czego ja nie mam, wiem tez ze slowa sa tylko slowami, znam ja bardzo dobrze i czuje, ze to prawda, ze sie jej nie podobam (powtarzam sie - to tylko takie odczucie, nie zaprzeczam ze mozesz miec racje - albo jej nie miec). znam doskonale jej charakter, wiem z jakim jest w stanie sie dogadac a z jakim nie.

nieodwzajemniona relacja? nie wiem czy tak to mozna nazwac. z tego wszystkiego to ona jest niezalezna i ma wszystko gdzies(wiadomo do jakiego momentu) a ja zawsze jestem na jej zawolanie (uleglosc charakteru odgrywa role). nawet jezeli lubie byc przy kims i robic to co chce to niestety to tez ma swoje granice bo jestem tylko czlowiekiem. kiedy role sie odwracaja i ja czegos potrzebuje, traktuje mnie z gory, ciezko jest sie doprosic nawet zeby cos drobnego mi podala. tutaj nie mam na mysli tylko oczekiwania czegos za cos tam wczesniej, mysle o takiej normalnej zyczliwosci.. tak wiec jest dla mnie berdzo dobra i kochana a za razem po prostu okrutna. nie wiem co mam tak naprawde myslec, czytajac wlasna wypowiedz nie wiedze wiele sensu.. to taki moj mozna powiedziec zyciowy zamet.

a ten nieszczesny seks (a teraz na powaznie nie zgadzam sie) nie ma raczej nic z tym wspolnego.. to jest jakies zaburzenie.. nierozumiem czym wywolane. nigdy o tym nie slyszalam. czuje sie po prostu paskudnie. mozna tu pomieszac rozne negatywne emocje, np skrzywdzenie, poczucie winy, zal, cos jakby strata czegos, kogos istotnego. nie ma zanczenia, czy seks byl przyjemniejszy czy tez mniej przyjemny, czy to byla osoba z ktora laczylo mnie cos wiecej albo mniej. zawsze to samo.

 

-- 05 sty 2013, 13:49 --

 

dziekuje bittersweet, najwyraznieje cos w tym musi byc... tzn w tej relacji. powiedzialas istotna rzecz o ktorej powinnam napisac. ona zastepuje mi wszystko to co wymienilas, to takie trafne! byc moze macie racje z ta miloscia erotyczna, moze sama nie potrafie przyjac tego do wiadomosci?? dlaczego waszym zdaniem mowi mi takie rzeczy, ze jestem jej zbedna itd? mowi tez wiele razy ze jestem zalosna i rozne tego typu slowa (czasami na pewno taka jestem, tu nie mozna zaprzeczac), oczywiscie, ze ja tez mam swoje grzeszki, to jest zazwyczaj po prostu zly humor i wtedy jestem wrazliwsza na jakies tam zlosliwosci, ktore zazwyczaj mam w nosie a przynajmniej kiedy nie mam to tego tak nie pokazuje..

 

-- 05 sty 2013, 13:55 --

 

a twoja depresja mysle ze jest zwiazana z wyzutami sumienia, a to z kolei wynika z naduczuciowosci. przypuszczam ze wiekszosc moze dopiero po przemysleniu zachowania cos tam poczuc i zdaje sie to normalne, cos jak moralniak. czy to co czujesz jest tak samo paskudne jak to co ja wczesniej opisalam? i czy to jest od razu? u mnie doslownie po zakonczeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×