Cheshire Cat, minelo 5 juz lat.. co do seksu to za kazdym bolacym razem byl on wlasnie z mezczyzna.
Vian, sama od kilku lat probuje sobie odpowiedziec na to pytanie. dokladnie od 12. nie wiem kim dla siebie jestesmy, nie kochankami. nie upraiwamy seksu ze soba. moze opisze jak to mniej wiecej wyglada.
bylysmy bardzo mlode kiedy sie poznalysmy i byla to wspaniala przyjazn, taka jak na niektorych filmach dla dzieci. bezgraniczna. zblizyly nas do siebie rozne problemy, troszke takie nastolatkowe. ja umialam ja zrozumiec, sluchalam, pomagalam. tylko ze zawsze bylam smutna(a to inna historia z dziecinstwa i okresu dorastania). bylam zawsze taka smutna, malo sie smialam a wraz z poznaniem wlasnie jej zaczelam sie usmiechac, sama bylam w szoku,nawet zrobily mi sie zmarszczki od smiechu. no itak sobie szlysmy przez zycie bedac coraz blizej, coraz bardziej zalezne od siebie. w polsce nie mialam zadnych perspektyw na zycie, wiec za pierwsza okazja postanowilam wyjechac zabierajac oczywiscie przyjaciolke ze soba jako ze ona byla w jeszcze gorszej sytuacji. juz wtedy zastanawialo mnie dlaczego ja ja tak lubie i dlaczego predzej dalabym sobie glowe urwac niz zyc na swiecie w ktorym zabrakloby jej obecnosci.
podobala nam sie perspektywa mieszkania razem i bylo swietnie. do czasu az pojawily sie klutnie i zgody. jak w zwiazku, wsciekanie sie o byle co, robienie awantur (z obu stron). zylo nam sie coraz lepiej i coraz gorzej. na wzajem dbalysmy o siebie, robilysmy "romantyczne" kolacje(z racji takiej, ze jestesmy kobietami i milo przy takiej kolacji porozmawiac), rozne niespodzianki, wszystko nabralo takiej bliskosci i wewnetrznego poznania, ze nazwalam to sobie miloscia. bo jak to nazwac, jezeli ta osoba jest zawsze na pierwszym miejscu, traktuje sie ja jak rodzine, robienie niespodzianek jest tak przyjemne, ze ciezko wytrwac w tajemnicy do konca. z drugiej strony bylam bardzo w tej "milosci" nieszczesliwa. nienawidzilam sie klucic a ona ciagla znajdowala powod, a wtedy mowila ze ma mnie dosyc, ze przeze mnie nikogo nie ma (pominelam fakt ze jest lesbijka), ze nic nie moze przeze mnie osiagnac, jestem jej do niczego nie potrzebna, bezuzyteczna. bardzo mnie bolaly takie slowa, oczywiscie staralam sie nie pozostawac jej dluzna, wiec mowilam swoje, bo tez nikogo nie mialam wlasnie przez nia bo zawsze facet "byl nieodpowiedni". trzymala mnie tak jakby pod kluczem bo ze wszystkiego musialam sie tlumaczyc, nawet jak nie chcialam, bo czasami kazdy cos chce zatrzymac w sobie, ot tak, a ona zawsze tak wnikala, ze czulam sie gnebiona psychicznie.po jednej z takich klutni rok temu poznalam kogos(jak to w chwilach slabosci bywa, po prostu zakochalam sie w kims kto byl mily). zadbala o to aby nic z tego nie wyszlo. przezylam koszmar jakich w moim zyciu malo, doslownie jak z jakiegos chorego filmu.. dokladniej mowiac, po pierwsze, mowila ze to nie jest facet dla mnie i ze bede tego zalowala. gdy to nie podzialalo (a bylam bardzo zakochna na tamta chwile) zaczela straszyc samobojstwem, mowila straszne rzeczy, ktore do niej nie pasuja - to najbardziej radosna osoba jaka znam. zaczela grozic ze jak o 2 w nocy nie bedzie mnie w domu to wparuje do niego, gdy sie spoznilam, lezala w lozku i plakala albo robila mi wyrzuty ze czekala na mnie, jestem nie fair itd. w tamtym okresie plakala caly czas. miala podpuchniete oczy i malo spala. tak jak ja. probowala przeprosic mnie ze te klutnie, sama mowila zebym kogos poznala i sie odczepila, gdy tak sie stalo calkiem zmienila zdanie. ja tez plakalam. obie bylysmy w ciemnym i glebokim dole - tylko osobno. to byl najsmutniejszy okres w moim zyciu..nigdy tak sie nie czulam, bylam z facetem ktory wydawal sie idealny (choc nie byl - ot taki myslacy o tym co mezczyzni zazwyczaj mysla) a przyjaciolka straszy ze odbierze sobie zycie jak z nim nie skoncze. horror. po tym zdarzeniu doszlam do wniosku, ze zrobie tak jak ona chce. byla wazniejsza. obiecala nigdy juz nie wtracac sie w takie sprawy byle bym juz do niego nie wrocila. musialam to przelknac. jezeli o tego chlopaka chodzi, to wykorzystywal moje oslabienie psychiczne i probowal buntowac przeciwko dziewczynie. wiem ze nie byl fair, zobaczylam to gdy odpoczelam od nich obojga. wszystko wrocilo po dluzszym czasie do normy klutnie i zgody itd. zaczal sie inny problem. poznalam w pracy kogos i chcialam jedynie ta osobe poznac poprzez spotkania. tym razem bylo lagodniej, bez zastraszania. ale glupie teksty np, "jak chcesz to sobie z nim spedzaj sylwestra" doprowadzaly mnie do szalu. ja tylko chcialam sie z kims luzno spotykac a nie swietowac nowy rok. nie wiem o co tej dziewczynie chodzi w takich momentach.. zawsze mnie zapewniala ze nie podobam jej sie, ze nie widzi ze mna zwiazku(cokolwiek to teraz jest), nie jestem kobieta jej marzen. ja natomiast jestem typowa heteryczka i nie pociagaja mnie kobiety, wiec nie raz mowie jej ze ja bardzo kocham i ona wie o co chodzi i odwrotnie. ale co to jest? i dlaczego tak toksyczne? to co napisalam jest jedynie streszczeniem tego co sie dzieje, na pewno powstana jakies pytania i wtedy to sie troche rozwinie..