Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Natusia, skarbie, mam faceta, mam matkę... i co z tego?

Oni udają, mówię ci, nikt mnie nie kocha, oni czegoś chcą, chcą mnie wykorzystać i zranić, szczególnie on, na pewno.

Kocham go do szaleństwa, ale chyba muszę odejść, dla jego dobra. Jestem wariatką.

:why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam... Jak widać jestem nietutejszy, wręcz nowy. W sumie sam nie wiem czy moja pisanina tutaj ma jakiś sens. Te liczby stron trochę mnie przerażają.

Znowu zacząłem leczyć się na gnębiącą mnie od zarania depresję. Tym razem korzystam również z "usług" psychoterapeutki. Od dwóch tygodni zażywam seroxat. Od dwóch tygodni nie piję. A piłem o wiele za długo. Co prawda z reguły nie były to astronomiczne ilości, niemniej doprowadzały do stanu "błogosławionego", który towarzyszył mi regularnie niemal co wieczór. W międzyczasie zawaliłem studia - 4 zmarnowane lata z czego trzy spędziłem na drugim roku.

Życie zawsze traktowałem jako obowiązek, a chwile wyzwolenia od tego przykrego uczucia przychodziły, gdy się upijałem.

Wpatruję się teraz w przeszłość. Błędów nie da się naprawić, to fakt. Ale poczucie bycia szmatą jest bardzo męczące.

Już w szkole średniej doszedłem do wniosku, że źle skończę. Ta wiara tkwiła we mnie i kwitła. Samospełniające się proroctwo? Być może. Przeraża mnie wizja mojego końca w całkowitym opuszczeniu, biedzie, bezdomności. I chociaż teraz mi to nie grozi (mam gdzie mieszkać, mam pracę), to jednak ciągle czuję, że ten moment nieustannie się zbliża. Tak jakbym powolutku staczał się po równi pochyłej. Od dawna żyję w cieniu prawdziwego istnienia. Samotność mnie męczy. Nie mam przyjaciół, bo zawsze miałem zbyt wysokie wymagania wobec ludzi, których napotykałem na swojej drodze. Ich dążenia, pragnienia, sposób przeżywania życia były i są mi tak obce... Muszę udawać, by nie zrazić do siebie nawet tych osób, z którymi pracuję. A i tak uchodzę za dziwka...

Przynudzam, wiem, ale grawitacja działa na mnie dzisiaj silniej niż zazwyczaj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam sieczke w glowie. Nie jestem w stanie zrobic nic konstruktywnego, zajac sie czymkolwiek konkretnym. Nic mi sie nie chce. W sumie to nie wiem czemu i to jest chyba najgorsze.. Jedyna rzecz jaka sprawia mi jeszcze wzgledna frajde to bieganie za pilka. Aha w znacznym stopniu mieszcze sie w definicji dystymika.

 

Nie ogladam tv, przestalem nawet wchodzic na onet - mam juz dosc zakazanych mord wszelkiej masci politykow, wkurwiaja mnie tak samo od lewa do prawa.

 

Kumple z ktorymi sie spotykalem regularnie wyjechali, tak wiec nie mam nawet z kim wyskoczyc na przyslowiowe piwko.

 

Co jeszcze.. a moze to ze na mysl o nadchodzacych swietach robi mi sie niedobrze na sercu jak sobie pomysle ze mialbym je spedzic ze swoja rodzina. Raz ze zupelnie jak Grinch nie lubie swiat, a dwa to ze nie lubie rodziny (nie ze calej, po prostu nie jestem w stanie nijak sie z nia porozumiec i to sie juz raczej nie zmieni, a juz na pewno nie przez dwa najblizsze miesiace: to jest tak, ze mamy 20 osob i kazda z nich wie lepiej, do tego ich poglady sa skrajnie sprzeczne z moimi. Ja wiem, ze oni chca dobrze ale prawda jest taka, ze z rodzina najlepiej to sie wychodzi na zdjeciach). Najchetniej wyjechalbym do Kalifornii ale nie mam kasy - pewnie i tak nie dostalbym wizy.

 

Chcialbym zrobic pare rzeczy, ale nie wiem czy dam rade bo brakuje mi motywacji.. Jak ja zdobyc na nowo? Kiedys proste rzeczy dawaly kopa, a teraz..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×