Skocz do zawartości
Nerwica.com

Terapia


zujzuj

Rekomendowane odpowiedzi

Po raz wtóry jestem w trakcie konczenia terapii. Po raz wtóry pani psycholog nalega na nie konczenie terapii. Nie wiem za bardzo co mam o tym wszystkim myśleć, bo nie bardzo wiem co jej tak zależy. interpretuje to, że tak jakby ona wiedziała co jest nie tak i juz mało brakuje do sukcesu... Ja jednak byłem w takiej sytuacji kilka razy i za każdym razem do niczego nie dochodziło. Powiedziałem co o tej terapii mysle i o swoich wątpliwościach itd... Pani terapeutka zebrała sie na szzerość( troche chyba jej w piety poszło) o otwarcie oświadczyła, że poległa. Powiedziała że jesli chodzi o tą kwestie to okazała sie zbyt słaba, zbyt mało kompetentna w starciu z moim mechanizmem samodestrukcyjnym... jednak nie bardzo wiem, jak do tego wszystkiego ma sie kontynuowanie terapii. Troche sie w tym gubię, ale po tym spotkaniu chiało mi sie płakać i dopiero dotarła do mnie powaga sytuacji. Czuje sie wkórwiony na samego siebie, bo w zasadzie to sie bawiłem i zwodziłem ją. Tak jakbym poszedł na terapie, ale robił wszystko zeby sobie nie pomóc, z obawy przed czymś. Ze względu na lęk

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to jest najlepszy moment, żebyś przełamał lęk i się otworzył? Skoro masz poczucie winy, że ją zwodziłeś to możesz to jeszcze odkręcić i może po to powinieneś kontynuować terapię. W ogóle z czym do niej przyszedłeś? Jaki jest Twój problem? Już to chyba pisałam, ale mam wrażenie, że jesteś bardziej zaabsorbowany terapeutką i procesem terapeutycznym niż rozwiązywaniem swojego problemu. Może łatwiej współpracowałoby Ci się z mężczyzną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam poczucia winy wobec niej, tylko wobec siebie. Zamiast podejść poważnie, to ja sie miotam między jakimiś ... nie wiem nawet jak moje działanie określić. Mój problem jest nie do opisania. Nie da sie go określić. Czuje opór i złość i chyba nie będe mógł sie otworzyć. Na samym początku popełniła fundamentalny błąd, wręcz smieszny i pozwoliła sobie na niego myślać że robi dobrze. Zrobiła to ze względu na koncepcje psychologiczne, chyba nie moge tego wybaczyć. W zasadzie to powinienem ją zjebać od góry do dołu, a ona mi wyskakuje że powinienem o tym i o tamtym poopowiadac i nad tym i tamtym popracować

 

Jak ten wątek nadaje sie do tego działu, skoro pisze o nieudanej kilkuletniej terapii? Bo to mnie zastanawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jakbym poszedł na terapie, ale robił wszystko zeby sobie nie pomóc

 

Skąd ja to znam..... Ciągle to robię...., może w obecnej mniej, ale na poprzedniej straciłam 2 lata, oszukując, manipulując, nie wiadomo po cholerę.

 

 

Dział jest dobry. Samo podjęcie terapii to poczynienie kroku do wyzdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jakbym poszedł na terapie, ale robił wszystko zeby sobie nie pomóc

 

Skąd ja to znam..... Ciągle to robię...., może w obecnej mniej, ale na poprzedniej straciłam 2 lata, oszukując, manipulując, nie wiadomo po cholerę.

 

U mnie to samo... Bronię się rękami i nogami przed pomocą... :roll: I terapeutka otwarcie mi to mówi. Staram się nie manipulować, ale też tak naprawdę to nie wiem kiedy jestem prawdziwa, czy w ogóle jestem prawdziwa, kiedykolwiek, pogubiłam się w tym wszystkim. :roll: Na szczęście ona nie za bardzo nabiera się na moje gierki, tak więc trafiła kosa na kamień. :mrgreen::pirate:

Zastanawiałam się dlaczego właściwie nie daję sobie pomóc, dlaczego musi być choćby mały dystans, dlaczego nie dam się zbliżyć. Właśnie z lęku. Boję się w pełni zaufać i dać komuś poprowadzić bez trzymania wciąż ręki na pulsie i kontrolowania sytuacji. Boję się, że gdy się w pełni odsłonię to ten ktoś mnie odtrąci, odrzuci, odejdzie, każe mi odejść bądź po prostu coś złego się stanie i go stracę, a tego wtedy nie przeżyję. Dopóki jest dystans - lęk jest mniejszy, bo wiem, że gdyby coś się stało i terapeutka by mnie zostawiła (wszystko jedno już z jakiej przyczyny) to jakoś bym się pozbierała.

Poza tym to dla mnie jakby poniżające, upokarzające odsłaniać się, przyznawać do słabości. Nawet przed samą sobą. Wydaje mi się to wręcz w pewien sposób groteskowe.

Boję się też, że gdybym w pełni zaufała i powierzyła siebie drugiej osobie to stałabym się od niej całkowicie zależna, za bardzo bym jej potrzebowała i wtedy nie mogłabym się bez niej obyć - tak bardzo bym jej pragnęła, chciałabym się wręcz do niej przykleić, oddychać nią, a to jest niemożliwe, więc chcę sobie oszczędzić cierpień.

Ja nie umiem być tak naprawdę prawdziwa przed drugim człowiekiem w bezpośrednim kontakcie. Przed nikim. Staram się, ale wciąż nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×