Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Nie akceptuję siebie. Ani tego jaki jestem w środku ani na zewnątrz.

A wiesz chociaż jaki jesteś w środku i na zewnątrz? Potrafisz zdefiniować to co ci się w tobie nie podoba? Dużo znam osób, które nie akceptują siebie ale tak naprawdę nie wiedzą co z nimi jest nie tak.

 

Wiara w siebie nie pojawi się znikąd. Nie zacznę nagle, na przekór wszystkiemu dookoła, myśleć, że "ku##a fajny ze mnie facet". Potrzebuję kogoś kto spojrzy mi w oczy i powie, że jestem kimś wartościowym.

Masz lustro?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

520m.n.p.m. kurde no........napisałeś masę mądrych rzeczy i ta część mojego mózgu do której uciekła inteligencja to widzi, docenia i popiera. Zła strona medalu jest taka, że mam też tę drugą małą część mózgu która jest ślepa na wszystkie argumenty choćby nie wiem co za nimi stało i domaga się natychmiastowej poprawy w moim życiu. Innymi słowy jestem trochę rozdarty ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wiesz chociaż jaki jesteś w środku i na zewnątrz? Potrafisz zdefiniować to co ci się w tobie nie podoba? Dużo znam osób, które nie akceptują siebie ale tak naprawdę nie wiedzą co z nimi jest nie tak.

Widzę jaki jestem na zewnątrz i potrafię wymienić rzeczy, które mi się nie podobają. Widzę jaki jestem w środku i też potrafię wymienić to co mi się nie podoba, chociaż tu jest już trudniej bo potrafię też sobie wytłumaczyć dlaczego się zachowuje tak a nie tak.

 

Masz lustro?

Tak, i nie lubię w nie patrzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Innymi słowy jestem trochę rozdarty ;p

 

Taka banalna historyjka, którą pewnie znasz:

"Pewien Indianin Cherokee nauczał swoje wnuki. Powiedział im tak:

- Wewnątrz mnie odbywa się walka. To straszna walka. Walczą dwa wilki: jeden reprezentuje strach, złość, zazdrość, smutek, żal, chciwość, arogancję, użalanie się nad sobą, poczucie winy, urazę, poczucie niższości, kłamstwa, fałszywą dumę, poczucie wyższości i ego. Drugi to radość, pokój, miłość, nadzieja, chęć zrozumienia, hojność, prawda, współczucie i wiara.

Dzieci myślały o tym przez chwilę, po czym jedno z nich zapytało:

- Który wilk wygra?

- Ten, którego karmię - odpowiedział stary Indianin."

 

Decyzja należy do ciebie Bobby6

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz lustro?

Tak, i nie lubię w nie patrzeć.

 

To spróbuj się przełamać, spojrzeć w oczy temu facetowi, który tam jest i powiedzieć mu, że pomimo tego że jest taki, smaki i owaki to fajny z niego facet i że go kochasz. Nawet nie wiesz jakie to trudne, tzn. powiedzenie sobie: "Bobby6 (czy jak tam masz na imię) KOCHAM CIĘ", mnie to zajęło trochę czasu liczony w tygodniach, a potem się popłakałam. Spróbuj, nic nie tracisz :D

Lecę, przemyśl to

dobranoc ... wszystkim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pagórku, mogę tak do Ciebie mówić?

Jedyną osobą mogącą znotywotywować mnie do zmian będzie ktoś na kim mi będzie cholernie zależało. Opcja 1. skuteczniejsza, zaczynam od siebie, powoli budując jakąkolwiek motywację. Mozolna praca nad sobą, z czego nawiasem mówiąc korzystam (psychoterapia). Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolniść drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być. Owszem, pojawi się smutek, prawdopodobnie rezygnacja. Nie zamierzam jednak rezygnować z terapii...

Piszesz, że bez samoakceptacji nie można być szczęśliwym. Owszem. Nie zgodzę się jednak z Tobą, że nie można odnaleźć szczęścia w kimś innym. Piszę w tej chwili z pewną dziewczyną. Na samym początku ustaliliśmy, że jest to na zasadzie przyjaźni i niczego więcej, ergo o związku nie ma mowy. Też ma spore problemy. Daję jej wsparcie, możliwość wysłuchania jej, pomoc w granicach swoich możliwości. I na ten moment są to jedyne sytuacje, które sprawiają mi radość. Krótkotrwałą, ale jednak radość. I teraz pytanie. Czy to wg Ciebie jest niemoralne? Jeśli ta sytuacja zmptywowałaby mnie do zmian to też byłaby niemoralna?

 

Powtórzę. Zgadzam się z Tobą, że najlepiej jest zmienić własne przekonania, swoje podejście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pagórku, mogę tak do Ciebie mówić?

Jedyną osobą mogącą znotywotywować mnie do zmian będzie ktoś na kim mi będzie cholernie zależało. Opcja 1. skuteczniejsza, zaczynam od siebie, powoli budując jakąkolwiek motywację. Mozolna praca nad sobą, z czego nawiasem mówiąc korzystam (psychoterapia). Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolniść drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być. Owszem, pojawi się smutek, prawdopodobnie rezygnacja. Nie zamierzam jednak rezygnować z terapii...

Piszesz, że bez samoakceptacji nie można być szczęśliwym. Owszem. Nie zgodzę się jednak z Tobą, że nie można odnaleźć szczęścia w kimś innym. Piszę w tej chwili z pewną dziewczyną. Na samym początku ustaliliśmy, że jest to na zasadzie przyjaźni i niczego więcej, ergo o związku nie ma mowy. Też ma spore problemy. Daję jej wsparcie, możliwość wysłuchania jej, pomoc w granicach swoich możliwości. I na ten moment są to jedyne sytuacje, które sprawiają mi radość. Krótkotrwałą, ale jednak radość. I teraz pytanie. Czy to wg Ciebie jest niemoralne? Jeśli ta sytuacja zmptywowałaby mnie do zmian to też byłaby niemoralna?

 

Powtórzę. Zgadzam się z Tobą, że najlepiej jest zmienić własne przekonania, swoje podejście.

Wydaje mi się, że jeśli się na niej nie "uwieszasz", a nawiązujesz bliską emocjonalnie relację (nie ważne czy przyjaźń czy coś więcej), to znaczy, że być może psychoterapia działa i zdrowiejesz :) z umiejętnością budowania związków i samoakceptacją nie tak że albo jest albo jej nie ma...każdy ma ją w mniejszym lub większym stopniu. I uwazam że związki międzyludzkie są niezbędne do tego żeby naprawdę "wyzdrowieć". Nie da się wyjść z totalnego bagna psychicznego, gdzie unika się dobrych związków lub nie potrafi się ich tworzyć, nie budując poprawnych związków. Pierwszy ma być teoretycznie z terapeutą ale pojawienie się poprawnych związków w życiu jest moim zdaniem oznaką, że jest z nami lepiej (o ile znowu nie spieszymy się z rozwojem wydarzen, a związek jest naprawdę zdrowy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narkotyki w ciągu 20 lat nie zabiły mnie.

Ale to właśnie samotność będzie powodem mojej śmierci, to nieuniknione.

Cofam się w rozwoju psychospołecznym, coraz bardziej się alienuję,

coraz bardziej się ludzi boję.

 

Jest tu ktoś z Warszawy ? Niech poda GG lub cokolwiek.

Bo muszę zacząć jakiekolwiek nowe znajomości, moja psychika domaga się

ludzi, jakiegokolwiek kontaktu NIEinternetowego (na początku tylko przez net).

 

GG: 2048838

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność jednak szybko może "transformować" się w desperacje,jeśli sprzyjają temu wcześniej wspomniane przeze mnie bzdury,to niestety - z osoby która np napotykała dużo toksyków,sama może w "toksyka" się zmienić.

Balansowanie na granicy poczucia własnej wartości i mixowanie innych z tym w czasie gdy pracuje się nad samoakceptacją jest ryzykowną rzeczą i trzeba się pilnować i uważać jak Macierewicz na mównicy sejmowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pagórku, mogę tak do Ciebie mówić?

Jeśli to do mnie to nie, nie możesz

Jedyną osobą mogącą znotywotywować mnie do zmian będzie ktoś na kim mi będzie cholernie zależało. Opcja 1. skuteczniejsza, zaczynam od siebie, powoli budując jakąkolwiek motywację. Mozolna praca nad sobą, z czego nawiasem mówiąc korzystam (psychoterapia). Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolniść drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być. Owszem, pojawi się smutek, prawdopodobnie rezygnacja. Nie zamierzam jednak rezygnować z terapii...

Po pierwsze gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że cholernie mu na mnie zależy to bym od tej osoby uciekła aż by się kurzyło, bo to znaczy, że ta osoba ma jakaś manie na moim punkcie.

"Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne?" Po drugie uczucia nie zmieniają człowieka na trwale tylko na czas trwania uczucia, uczucie znika, człowiek jest taki jak przedtem. Trwałej zmiany można dokonać tylko poprzez naukę tak, żeby w mózgu powstały nowe połączenia neuronowe (czy jakoś tam), na to potrzeba czasu, ćwiczeń, powtórek, a uczucia to tylko burza hormonów, które zmieniają działanie mózgu ale tylko na chwilę. Co w tym niemoralnego? A no to, że w tym czasie dajesz komuś nadzieję, bawisz się jej i swoimi uczuciami, krzywdzisz siebie i tego kogoś też.

Piszesz, że bez samoakceptacji nie można być szczęśliwym. Owszem. Nie zgodzę się jednak z Tobą, że nie można odnaleźć szczęścia w kimś innym. Piszę w tej chwili z pewną dziewczyną. Na samym początku ustaliliśmy, że jest to na zasadzie przyjaźni i niczego więcej, ergo o związku nie ma mowy. Też ma spore problemy. Daję jej wsparcie, możliwość wysłuchania jej, pomoc w granicach swoich możliwości. I na ten moment są to jedyne sytuacje, które sprawiają mi radość. Krótkotrwałą, ale jednak radość. I teraz pytanie. Czy to wg Ciebie jest niemoralne? Jeśli ta sytuacja zmptywowałaby mnie do zmian to też byłaby niemoralna?

Nie wiem co w tym niemoralnego, to zależy jak to się skończy, ślepy kulawego prowadzi, sam sobie odpowiedz jak daleko zajdziecie. Ustaliliście coś czego nie da sie ustalić, nie da sie ustalić że się w kimś zakochasz, nie da sie ustalić że ktoś się w tobie nie zakocha, uczuć się nie da ustalić. Najlepszą motywacją do zmiany siebie powinna być miłość do samego siebie, np. ktoś pali papierosy i postanawia rzucić ale nie dla mamusi, tatusia, dziewczyny, tylko dla siebie. I nie nazywaj "krótkotrwałej radości" szczęściem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli to do mnie to nie, nie możesz

Nie, to nie. Więc droga 520m.n.p.m.

Co do mechanizmu zmian, trudno się z Tobą nie zgodzić,. Nie jestem pewien czy się jednak dobrze zrozumieliśmy.

Co w tym niemoralnego? A no to, że w tym czasie dajesz komuś nadzieję, bawisz się jej i swoimi uczuciami, krzywdzisz siebie i tego kogoś też.

Chodzi mi o ewentualne wykorzystanie własnego uczucia [nie drugiej osoby do mnie] do zmiany swojego nastawienia do zmian. Owszem uczucia są chwilowe, ale mogą dać początek szeregowi innych zmian własnych, co chyba jest efektem długotrwałym, czyż nie?

Po pierwsze gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że cholernie mu na mnie zależy to bym od tej osoby uciekła aż by się kurzyło, bo to znaczy, że ta osoba ma jakaś manie na moim punkcie

Skąd Twój lęk? To, że mi na kimś może cholernie zależeć nie oznacza, że nie będę w stanie uszanować jego wolności, jego decyzji. Ewentualnie proszę o zdefiniowanie słowa "mania", może gdzieś tu popełniam błąd...

Nie wiem co w tym niemoralnego, to zależy jak to się skończy, ślepy kulawego prowadzi, sam sobie odpowiedz jak daleko zajdziecie. Ustaliliście coś czego nie da sie ustalić, nie da sie ustalić że się w kimś zakochasz, nie da sie ustalić że ktoś się w tobie nie zakocha, uczuć się nie da ustalić.

Owszem, nie da się ustalić uczuć. Ale wytyczenie pewnych granic obniża oczekiwania, co jednocześnie ogranicza prawdopodobieństwo wystąpienia silnego uczucia. Z mojej strony, mogę Ci powiedzieć, że ta relacja jest dla mnie bezuczuciowa. Fajnie, że jest. Jeśli się kontakt jednak urwie, to zmiany nie odczuję. Jedyną rzeczą jaką dostaję w zamian jest chwilowe uczucie szczęścia, tfu radości. W takim razie czy jest coś złego w tym, że daję jej w tej chwili to, czego potrzebuje?

Najlepszą motywacją do zmiany siebie powinna być miłość do samego siebie,

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

520m.n.p.m.

To że będzie mi na kimś cholernie zależało, nie oznacza, że ten ktoś będzie odzwierciedlał moje uczucia. Wracając do moralności. Jeśli potrafiłbym pokonywać własne bariery, robić te małe kroki do wolności, tylko dlatego, że mi zależy na dziewczynie, która powiedzmy się mną w ogóle nie interesuje, dalej byłoby to niemoralne i krótkotrwałe? Kroki które przez ten okres wykonam zostaną. Istnieje ryzyko, że wrócę do punktu wyjścia, ale to ryzyko, mniejsze lub większe, istnieje zawsze na wskutek szeregu czynników zewnętrznych i wewnętrznych.

 

 

Po jakim czasie znika możliwość edycji posta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

ale taki zywot jest smutny po prostu nie kochajac samego siebie trudno oczekiwac ze ktos to zrobi za nas a towarzystwo reszty swiata nie powinno nas ograniczac w dazeniu do szczescia a jedynie robic za dodatek do niego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi o ewentualne wykorzystanie własnego uczucia [nie drugiej osoby do mnie] do zmiany swojego nastawienia do zmian. Owszem uczucia są chwilowe, ale mogą dać początek szeregowi innych zmian własnych, co chyba jest efektem długotrwałym, czyż nie?

Igranie z ogniem

Skąd Twój lęk? To, że mi na kimś może cholernie zależeć nie oznacza, że nie będę w stanie uszanować jego wolności, jego decyzji. Ewentualnie proszę o zdefiniowanie słowa "mania", może gdzieś tu popełniam błąd...

To nie lęk tylko zdrowy rozsądek

Owszem, nie da się ustalić uczuć. Ale wytyczenie pewnych granic obniża oczekiwania, co jednocześnie ogranicza prawdopodobieństwo wystąpienia silnego uczucia. Z mojej strony, mogę Ci powiedzieć, że ta relacja jest dla mnie bezuczuciowa. Fajnie, że jest. Jeśli się kontakt jednak urwie, to zmiany nie odczuję. Jedyną rzeczą jaką dostaję w zamian jest chwilowe uczucie szczęścia, tfu radości. W takim razie czy jest coś złego w tym, że daję jej w tej chwili to, czego potrzebuje?

Dziwne to wszytko, najpierw piszesz, że ci na niej cholernie zależy i wykorzystujesz to uczucie do zmiany siebie a później, że ten kontakt jest bezuczuciowy. W którym momencie kłamiesz?

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

Po to żeby kochać innych, bo człowiek to taka istota, która chce kochać i być kochana inaczej ginie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne to wszytko, najpierw piszesz, że ci na niej cholernie zależy i wykorzystujesz to uczucie do zmiany siebie a później, że ten kontakt jest bezuczuciowy. W którym momencie kłamiesz?

Przypuszczam, że chodzi CI ten fragment:

Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolność drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być

 

Nie napisałem, że to robię. Wymieniłem to jako jedną z opcji do wyboru.

Wskaż mi więc proszę, w którym momencie wg Ciebie skłamałem.

 

Może się czepiam, ale wydaje mi się, że są tu mylone pojęcia samoakceptacji i miłości do siebie.

Ja tych pojęć nie mylę

 

Być może, ja te pojęcia mylę, dlatego też na nikogo w swojej wypowiedzi nie wskazałem, Zostawmy więc ten temat w spokoju :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zauważyłam, że odkąd postanowiłam sprawiać sobie większą przyjemność i korzystać z życia, to nie cierpię aż tak bardzo z powodu samotności.

 

Hedonizm :D

 

Ale jest to tylko mniejsze zło, ponieważ i tak najlepiej by było wiecie jak......gdyby wszystkie niesamowicie mocne pragnienia w końcu się spełńiły.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×