Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

alu, ja ostatnio uciekłam z kościoła w trakcie kazania ( a chciałam dosłuchać do końca ) i nawet po wyjściu na świeże powietrze nie chciało mi przejść... uspokoiłam się dopiero po dotarciu do domu ( na szczęście było blisko ) i zażyciu Clona :?

 

Mam już tych cholernych ataków po dziurki w nosie... nie da się normalnie żyć :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ostatnio ataki mocno zelżały, bo je zaakceptowałam. Kiedy czuję, że jakiś nadchodzi, myślę sobie "ok, to potrwa chwilę i przejdzie" i w momencie takiego relaksu umysłowego "odechciewa mi się" panikować. Byłam w szoku, jak odkryłam, że to działa. Ciekawa jestem, czy to się utrzyma, bo bardzo mnie to cieszy. Niestety nie działa w sytuacji, kiedy stanie się coś nieprzewidywalnego, na pewną wiadomość od koleżanki zareagowałam pełnoobjawowym atakiem. Ech :) Ja bym chyba wolała, żeby zamiast ataków zniknął najpierw ten ciągły lęk, który jest zawsze i wszędzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wy to robicie, ale serio pytam. Zaczyna się atak i potraficie go olać? Ja niby próbuję, wydaje mi się, że jestem spokojna, ale dolegliwości mnie tłuką masakrycznie ... z tym problemem, że ja mam emetofobię, a przy ataku zawsze mam mdłości i sam lęk zmienia się w lęk przed porzyganiem się. Szczęśliwie nie wymiotowałam od 16 lat, co nie zmienia faktu, że codziennie czuję, że dziś jest ten dzień. Idzie się wykończyć!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, ja kiedys mialam nawet taka sytuacje, ze jak gdzies na ulicy zaczynal sie atak i juz bylo naprawde zle, mowilam sobie - "ok, jak tak to dobra, mam umierac (albo chociaz zemdlec) to - proszę bardzo, niech tak sie stanie." I doslownie momentalnie mijala mi panika i lęk :)

Dobrze jest sie tez skupic wtedy na przezywanych emocjach - pomyslec co TAK NAPRAWDE czujesz - tez wiele razy mialam tak, ze to natychmiast przerywalo atak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu

Myślę, że to jest tak, jak napisała nerwa. Ja sobie przerobiłam wszystkie poszczególne dolegliwości i uświadomiłam sobie że wszystkie są objawem paniki. Czyli są wytworzone przez moją głowę. I uświadomiłam sobie, że to mnie nie zabije. W pierwszym momencie ataku jest panika, owszem, ale po chwili ogarniam się i myślę "ok, mogę to przeżyć" i znika, jak pisałam. Ważne jest żeby przemyśleć, co się właściwie najgorszego może stać. No bo już miałaś te ataki, prawda? Być może Twoi bliscy już je widzieli. Wiesz, co się zdarzy. Lęk przed wymiotowaniem jest paskudną rzeczą, ale chyba pomóc może jedynie, jeśli pomyślisz sobie - ok, najwyżej zwymiotuję (nie wiem czy w tym lęku faktycznie dochodzi do zwymiotowania i jest to lęk wtórny, czy też to zwymiotowanie to jest takie w sferze domysłów?). Może piszę głupio, jeśli tak to przepraszam, nie wiem jak ten lęk wygląda. W każdym razie mi taka akceptacja lęku pomaga. I jak powtarza ciągle moja psycholożka "trzeba nauczyć się żyć z lękiem", co mnie trochę złości, ale w sumie to paradoksalnie pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy jest tu ktoś kto nie ma typowych ataków paniki? tylko cały czas się źle czuje?? bo ja juz mam dosyć. nie mam jako tako typowych ataków ( no miałam moze z 2 razy) czyli przyspieszone bicie serca, drzenie ciała, oblewanie potem itd. tylko mam np. przez kilka dni złe samoopoczucie., które po prostu mnie dobija. nie mam juz sił na to. wstaje rano i jest dobrze. a po ok. godzinie zaczyna się jakieś dziwne otępienie, osłabienie. wstaje z krzesła i zastanawiam się czy zaraz nie upadne. obracam się i mam wrażenie jakby miało mnie zaraz zarzucić i wogóle czuje takie choler*e dziwne osłabienie jakby mętlik w głowie. sama nie wiem jak to opisać. od poniedziałku męczyło mnie cos takiego. w czwartek do kościola jechałam z myślą, ze pewnie padne w trakcie mszy. po mszy było chwile dobrze i znowu się zaczęło. pojechałam z mężem, dziećmi i szwagrem i jego rodzina na przejażdzke rowerową i cały czas zastanawiałam się czy nie przewróce się na rowerze prosto pod jakies auto. dopiero jak bylismy w domu i wypiłam jedno piwko to gdzies to otępienie odeszło. dzisiaj od rana jest jakby troszeczke lepiej ale dla odmiany boli mnie glowa i mam ją taką ciężką. zaznaczam, że to na pewno nie kac;p bo to nie mozliwe a takie bole głowy to mam co troche. ;(

ja juz mam do chol*ry dosyć. co to za życie. zamiast cieszyć się i zajmować się córeczkami to ja cały czas zastanawiam się co mi jest ..;/ i widze, ze jest coraz gorzej;/ kiedys bylam noprmalna wesoła dziewczyna a teraz boje się z domu wyjść. w poniedziałek pojechałam z dziećmi do marketu i połowy rzeczy nie kupiłam bo nie miałam sił;/ tragedia...;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natiii, ja tak miewam czesto :-/

Np. mam tak, ze przez kilka dni czuje sie tak ogolnie zle, oslabiona, otumaniona itd. Z tym oslabieniem to mam dosc czesto problemy - czuje wtedy tak w rekach, w nogach, wszedzie doslownie taką niemoc. Co ciekawe, kiedy sie zmusze do czego (np. do wejscia po schodach) daje rade. Wiec takie to troche subiektywne odczucie. I nieraz jak zaangazuje sie w robienie czegos, to jakby zapominam i tego nie czuje.

A co do otepienia czy otumanienia - tez miwam takie dni, ze mam jakby wate w glowie. Ciezko mi sie skupic na czymkolowiek. Jakby sennosc, ale nie do konca. Dziwny stan.

I co wiecej, i to oslabienie i otumanienie powoduje, ze odczuwam większy lęk (bo juz jestem na tym skupiona caly czaS).

 

Nawet mialam dzisiaj pisac tu o tym otumanieniu, czy kogos meczy - bo mnie dzisiaj od rana. Jakis taki mam scisk w glowie az ciezko mi funkcjonowac w pracy. Dodatkowo ten upał... ehh :-/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwa ja tez tak mam, ze jak zaczne cos robic to to robie. i niby o tym zapominam. ale za chwile sobie przypomne i jest masakra;/

cały czas czekam kiedy to sie skonczy ale zaczynam wątpić czy w ogole sie skonczy bo z biegiem czasu zauwazyłam, ze jak juz mnie to dopada to mam to coraz dłuzej. co ciekawe teraz gdy zrozumialam, ze to wszystko to pewnie nerwica to dotarło do mnie, ze takie dziwne uczucia to miałam juz jakies 8 lat temu gdy chodziłam jeszcze do liceum. ale wtedy do głowy mi nie przyszlo, ze to nerwica. zganiałam to zawsze na picie kawy. bo wydawało mi się, ze zawsze jak wypije kawe to dopada mnie jakies dziwne chwilowe uczucie otępienia. przestawałam wtedy pic kawe i to mijało. z biegiem czasu jednak to odzcucie co jakis czas wracało niezależnie juz od tego czy piłam kawe czy nie. i w koncu pozostało to juz na dłuzej i dopiero nie dawno dotarło do mnie, ze to najprawdopodobniej nerwica...;(

 

Boze... poradzcie cos co zrobic, zeby to gówno się skonczylo... wiem wiem powiecie : ,,zajmij się czymś, zrób cos dla siebie" itd... uwierzcie mi, ze nie zawsze tak można... poszukać sobie jakieś zajęcie bo gdy ma się małe dzieci to ciężko jest wygrzebać się z domowych obowiązków a co dopiero zrobić coś dla siebie.... własnie teraz znalazłam dla siebie głupie 5 min a już przychodzi starsza córka z płaczem do domu;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja juz nie wiem co robic. Wczoraj na przyklad zrobilam sobie medytacje, relaksacje wieczorem itp. A dzisiaj.. znowu od rana bol glowy, zmeczenie, otepienie. Ehh...

 

Są teorie, ze takie stany biorą sie z tego, ze nie przezywamy jakichs emocji (sa zepchniete gdzies na bok, bo są np. trudne), i tak umysl się broni przed nimi. Tzn. woli się odciąc od wszystkiego (i w taki stan otepienia wpasc) niż przezywac to co jest do przezycia.

 

A z kawą to ja mam taki problem, ze nie dosc, ze mi NIC a nic nie pomaga na tą sennosc i otumaneinie, to w dodatku załącza mi się po niej takie roztrzesienie ogolne. I to jest jeszcze gorsze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z napadami lęku i niepokoju miałam spokój przez równe trzy miesiące.

Od dwóch tygodni zaczęło się od nowa.

Jestem maksymalnie przerażona bo jest coraz gorzej.

Pierwsze co, wstaję i biorę 10mg Relanium...trochę pomaga ale niepokój siedzi sobie i siedzi i czyha kiedy zaatakować z grubej rury.

Nauczyłam się, że zawsze muszę mieć piwo w zapasie bo kiedy dopada mnie ta okropna paskuda, piwo z relanium całkowicie wycisza ten demoniczny stan.

Wiem...droga do nikąd.

Psychotropy biorę od 12 lat i cóż zdziałały? Wielkie G!

Jedyny ratunek benzodiazepiny, alkohol i opioidy, których staram się unikać.

Nie powinnam ale mam ogromny żal do Boga, że stworzył mnie taką jaka jestem.

Zaburzona, znerwicowana, szukająca ucieczki w prochach i alkoholu.

Nienawidzę brać tych piekielnych tabletek, nienawidzę pić ALE co mam zrobić?

Jak stłumić ten lęk kiedy on jest tak silny i wprowadza w derealizację...

Myślałam, że coś się zmieni, kiedy ktoś mnie pokocha, kiedy będę miała pieniądze.

Teraz opływam w luksusie. Mieszkam ze swoim facetem, który bardzo mnie kocha i niczego mi nie żałuje...

ale co z tego kiedy On nie rozumie mojej duszy.

Wiem, że z czasem odejdzie ode mnie bo nie wytrzyma moich psychoz.

Wiem to i nie będę miała mu tego za złe.

Co ja mam zrobić? Co?

We wtorek mam pierwszą prywatną terapię, pokładam w niej nadzieję.

Pracuję.

Mam bardzo odpowiedzialną pracę.

Główna sekretarka tuż przy Pani Dyrektor.

Urząd Pracy.

Boże ja tylko proszę żebyś dał mi siłę w utrzymaniu tego co mam, co uzyskałam.

Bardzo się boję i jestem niesamowicie zdruzgotana :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natii, no to jest taki stale odczuwany poziom lęku, mniejszy lub większy - osobiście nie lubię go bardziej niż ataków. U mnie poza ciągłym niepokojem/ przygnębieniem/ rozdrażnieniem jest somatyczny ból głowy albo gula w gardle. No i se żyję z tym. Niwelując to trzeba pracować nad lękiem. Jeśli chodzisz na terapię, to dojdziesz do tego. Kiedyś zniknie, jak zyskasz pewność siebie, nauczysz się zmieniać przekonania. A tak, to nie da się go czymś zająć. Niektórym pomaga medytacja, jakieś techniki relaksacyjne. Mi pomaga bardzo silne zaangażowanie się w jakąś aktywność, ale to się wiąże z wysokim kosztem energetycznym i większym ryzykiem, że dostanę ataku paniki pod koniec dnia. Chodzisz na terapie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już postanowione.

Czekam na śmiertelną dawkę metadonu i kończę moje śmieszne i połamane życie.

Uciekam.

Spadam i bardzo się z tego cieszę.

Mam tylko nadzieję, że Bóg mi to wybaczy.

Nie bez powodu piję i biorę leki.

Nie chcę być zamykana w psychiatrykach regularnie co parę miesięcy.

Psychotropy to szatan.

Zniszczyły mnie.

Toksyczne relacje z matką, która każe mi iść na tory, szantażuje, że potajemnie mnie otruje bo tak będzie lepiej dla wszystkich.

Płakałam ale już nie płaczę.

Cieszę się, że niedługo odejdę na dobre i nawet jestem z siebie dumna chociaż nie powinnam, że wreszcie po 32 latach męczarni mam odwagę się zabić.

To nie jest użalanie się nad sobą. Nie znoszę tego.

Postanowiłam.

Masz rację Bóg dał Nam wolną wolę więc sobie z niej skorzystam.

Mam nadzieję, że niebo mi to wybaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora88 nie chodze na terapie dlatego, ze nie mam za duzo mozliwosci. pochodze z malego miasteczka, teraz przeprowadzilam sie na wies i wszedzie musialabym dojechac autem. a jazda autem kilkadziesiat km tak mnie stresuje, ze boje się, ze w trakcie dostane ataku paniki i spowoduje wypadek. wiem, ze to glupie ale na prawde. na poczatku nie rozumialam, ze to sam wyjazd mnie stresuje. gdy wsiadalam za kółko sztywniała mi szyja, miałam przerózne bole itd ale jechałam. w męczarniach ale przejezdzałam te kilkanascie kilometrow. ale od jakiegos czasu na sama myśl jest tragedia. zaluje, ze nie mieszkam w duzym miescie gdzie pewnie doszłabym pieszo do jakiegos lekarza no ale trudno. myslalam nad terapia online ale sama nie wiem. biore lekarstwa: tianesal (coaxil) 2x dziennie i propanolol 2 x dziennie. biore magnez i pije melise. ale caly czas jest kiepsko. trzyma mnie to juz ponad tydzien dokładnie od wieczoru panienskiego przyjaciólki, na któym byłam i wiadomo troszke wypiłam. i od tego czasu mam to odrealnieie;/

 

co do terapii to wlasciwie wydaje mi sie, ze wszystko wiem juz w temacie nerwicy i wlasnych problemów i nie chce zalic sie przed zadnym terapeuta. wszystko sobie juz sama uswiadomiłam. popelnilam pare lat temu duzy błąd, którego dlugo żalowałam ale juz się z tym uporałam i zamknęłam ten rozdział. każdy popełnia błędy i dla innego pewnie to nawet nie bylby powod do płaczu. jednak dla mnie bylo to cos co odcisnęlo duże piętno na moim sumieniu. miałam pewne zasady w życiu, którym jeden jedyny raz zaprzeczyłam i tak się to skończylo, ze pewnie od tego narodziła się ta nerwica. wiem o tym, pogodziłam się z tym. i caly czas walcze z tym cholerstwem.

 

co dziennie rano mowię sobie, ze dzisiaj jest ten dzień, który wszystko zmienia, ze od dzisiaj juz bedzie dobrze. i mija godzina i zas zaczynaja się głupie myśli, wymyślanie problemów, chorób, i te cholerne objawy odrealnienia. dla mnie to jest najgorsze. nie przejmuje juz się nawet bólem serca czy czyms innym. jak mnie zakłuje to sama się w myślach śmieje z tego bólu. i za chwile mija. tylko to odrealnienie mnie dobija. z tym nie umiem sobie poradzić. nie mam na nic siły. mam cały dom na głowie a nie mam sił nic robić. to znaczy siły może mam ale blokuje mnie to głupie uczcucie...

zaczęłam stosować metody relaksacji... i sama nie wiem... fajnie jest wyłączyć się na chwile ale potem jest powrót do rzeczywistości i znowu to samo. zakupiłam książkę ,,kod uzdrawiania" i szczerze liczyłam dużo na nią... ale nie wiem czy te metody z tej książki cos pomagają. być moze jest to bardziej placebo niz skuteczność tych metod. bo ostatnim razem jak zrobilam sobie kod uzdrawiania to przez chwile myślałam ,, teraz juz będzie dobrze, jestem pełna optymizmu itd" i przez chwile nawet bylo dobrze ale za chwile zas to głupie uczucie powróciło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natiii, jak daleko masz do tego miasta i terapeuty? Kilkadziesiąt kilometrów, czy kilkanaście? A co z jazdą autobusem, czy jest równie stresująca? Może jazda w godzinach, gdy nikt niemal nie podróżuje? Czy nie ma kogoś w rodzinie, kto mógłby Cię podwozić?

Nie przekreślałabym od razu terapii, te lęki skądś się biorą, jeżeli powodem nie są jakieś biologiczne przyczyny, które można zbadać u lekarza, to będzie to spowodowane jakimiś oporami w psychice. Piszesz, że wiesz skąd się to wzięło i dany problem masz już za sobą. Czy na pewno? Ty tak twierdzisz, ale może tak nie jest? Może jest tam coś jeszcze, coś z czego nie zdawałaś sobie sprawy? Jeżeli ten problem wciąż rzutuje na Twoje życie, to znaczy że go nie rozwiązałaś w pełni, może to stłumiłaś, oddaliłaś, zignorowałaś, ale to nie jest wyjście.

W mojej opinii leki nie wyleczą lęków, tak samo myślę że takie tłumienie lęku poprzez relaksacje itp. jest wyjściem na chwilę, na teraz, ale potem lęk wróci. Co do terapii online, nie wiem czy na forum jest jakiś wątek na ten temat, ale warto zainteresować się tematem, wydaje mi się że niektórzy psychologowie oferują konsultacje przez Skype, może jest to możliwe. Poszukaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie Aurora88, wspomnialas o relakacji. Ja niedawno mialam o tym napisac.

Co myslicie o relaksacji na lęki?

Bo generalnie jest to polecany sposob, ale ja np. czuje, ze to jest taka troche ucieczka. Ze ok, w danej chwili moge sie zrelaksowac, i czuc dobrze, ale to nie załatwi sprawy, bo nie skasuje lęku, nie?

I tak z jednej strony lubie czasem zrobic taką relaksacje sobie, ale z drugiej mam wrazenie, ze robie wtedy zle - bo uciekam od problemow ktore tak naprawde powoduja ten lek, a działam "objawowo".

No chyba, ze jednak jakies regularne relaksacje czy medytacje powoduja jakas taka zmiane globalna? Jakie macie doswiadczneia?

(nie mowie tu o takiej relaksacji w czasie ataku juz konkretnie, bo wtedy wiadomo, ze troche pomaga. Pytam tak juz bardziej o dlugoterminowy efekt).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no u mnie relaksacja pogłębia czasem stany lekowe :-P a oddychanie e tam, niewiele daje. Też tak sobie myślałam jak Ty, nerwa, ze konfrontacja powinna być ważniejsza niz ucieczka ale to zależy. Jeśli lęk jest spowodowany przez jakieś błędne przekonanie, to pozbycie się tego przekonania bedzie czymś w rodzaju chwilowego rozprawienia się z nim. Można sobie pooddychać, można pomyśleć - nie mam czasu na panikę! i nie bedzie to ucieczka, no bo przecież konfrontujesz się z tym, mówisz coś temu lękowi! A potem można do danej sprawy wrócić, juz na chłodno. I to jest lepsze rozwiązanie. Jednym z moich błędnych przekonań jest to, ze muszę wszystko zrobić natychmiast. Kurde, ale to utrudnia życie :) teraz ucze się, ze problemy moge odłożyć na później ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie,dziś znowu miałak akcje. Siedze sobie w pracy i nagle zaczyna wirować. Wydaje mi się,ze nic mnie nie zdenerwowalo. tak się zaczelam bać,że wzielam pol tabletki afobamu. tak napawdę do atak mialam w niedziele juz w kosciele, potem w samochodzie ale jakoś same przeszly , w poniedzialek spotkanie, które mniwe wyprowadzilo z rownowagi ale w sumie ok. Wczoraj wspaniały dzień a dziś buuum.

ja naprawdę nie myslalam o leku a on sam mnie dopadł :(

chodze na terapię i w sumie już było ok mialam mieć jeszcze 4 spotknia i zakończyć intensywna terapia i spotkania miały juz być co 3 tygodnie. jejku czy coś takiego może powtarzać się codziennie. nie chce uzależnić się od afobamu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×