Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

No taka w 100% obca nie jestem, znasz mnie trochę z forum. Ale wiem, o co chodzi... Hmm, jak mnie poznasz to przestanę być zupełnie obca

 

Byloby bardzo milo. :)

 

7f to nie jest typowy psychiatryk, oddział zamknięty. Sam oddział raczej przypomina jakiś ośrodek kolonijny

 

Dlatego napisalem w cudzyslowie. Tak akurat powiedzialem, bo jak bylem maly, to dla mnie szpital psychiatrczyny a oddzial zamkniety, to bylo jedno i to samo i sie sam ze soba droczylem. :P

 

A tak w ogóle, na razie, to ja ani trochę nie czuję się, żeby iść tam, jestem w głębokiej depresji, spowolniała, zmęczona do granic możliwości. W takim stanie już z dojazdem tam byłby problem, nie mam siły... Mam kilka tygodni...

 

7F - wpadnij na chwile, zostaniesz na dluzej. A nie moglby Cie ktos zawiezc? Przeciez to bardzo wazna sprawa, tzw. zyciowa decyzja. Ktos Ci powinien towarzyszyc chociaz.

 

A dla mnie takie rady to jest jeden wielki bezsens. Poddać się atakowi? (chyba, że chodzi o to, aby przestać się z lękiem szarpać i się nakręcać, tylko... właśnie o tym napiszę) Odwrócić uwagę? I tak całe życie..?

 

Nie, ja to rozumiem. Nie poddac sie temu. Raczej, hmmm... wybaczyc. Zaakceptowac. I wtedy umysl sie sam rozjasnia. Niestety latwo sie mowi, trudniej wykonuje.

 

Lęk paniczny zazwyczaj jest maską dla złości, której się boimy. Albo maską jakichkolwiek innych uczuć, który boimy się przeżywać, które trudno przeżywać, bo są bolesne, albo nieadekwatne, bo "nie wolno", bo boimy się utraty nad nimi kontroli (i stąd lęk przed chorobą psychiczną, szaleństwem), itd. Takie są moje spostrzeżenia.

 

Wedlug mnie to jest na odwrot. Zlosc jest maska dla leku. Wszystkie zle uczucia biora sie wlasnie z leku. Tylko zalezy od tego jaka postawe przyjmiemy wzgledem sytuacji - agresywna, oznaczajaca zlosc, bunt, niezgode na cos, bo sie boimy, ze to nam w jakis sposob zagraza, lub pasywna, czyli damy sie sparalizowac lekowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiolu, dziękuję za info. :uklon:

Nie potrzeba do niego skierowania jeśli ma podpisaną umowę z NFZ? :shock: to znaczy naprawdę idę sobie do niego tak po prostu bez skierowania od rodzinnego? :shock: przyznam, że na tym to się kompletnie nie znam, w ogóle biurokracja przyprawia mnie o zawrót głowy...

 

-- 19 cze 2011, 10:09 --

 

ja do tej pory myślałam, że żeby móc iść do psychiatry na NFZ to potrzebuję skierowanie od rodzinnego tak jak na przykład jak chcę iść do endokrynologa, laryngologa itd. ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możecie mnie znienawidzić za to co napiszę. Ja sama bym chciała napisać, co innego. Że jest lepiej, że czuję coś pozytywnego. Wczorja jak zjadlam stilnox czytała do 1.30 Pamietniki z Powstanie Warszawskiego. Nie przeżywałam tego za bardzo, ale czułam ciekawość i było mi przyjemnie.Jak codzień miała nadzieje, że obudze sie też w dobrym nastroju. ALe już po 5h obudził mnie potwrony lęk w żołądku. Ścisk żołądka i cierpienie. Nie mam pojęcia z jakiej przyczyny. Ponoć tak jest w depresji. Nie pomogła kolejna benoziazpina. Już nie zasnęłam. Czulam tlyko to potworne cieprienie. Myślalam, jak codzień o zabiciu się. Na pewno macie tego dość, ale ja myślę o tym bez przerwy. Myślałam, żeby wezwać pogotowie i żeby mnie zbarali nawet do szpitala rejonowego, że wszystko mi jedno. Rozmawiałam z rodzicami. Powiedziałam jak jest. Że nie mam sily iść do pracy jutro, że mówię im to od wielu dni....że ja chodziłam do pracy na czworkach przez pól roku, bo mi lekarka i psycholożka powiedziały, że mi OBIECUJĄ, że będzie lepiej...dobra, miałam się streszczać. Ojciec odparł, że jak nie chce ośc do pracy to go to nic nie obchodzi. Wczoraj też mi powiedział, że on mnie utrzymywac nie bedzie. Pwoiedziałam, że jest swinią, że kaza głupią chorobę smoatyczną traktuje jak chorobę, że było dla niego oczywiste, że nie mogę iść do pracy z grypą jelitową, ale że ciężka depresja to dla niego nie chooroba i że da mi urzmeć z głodu. Ojciec powiedział, że go też o 5 rano obudził lęk i zaczął mi pakać do słuchawki. Ojciec załamany, Mama załamana, a mi jak się wyryczałam minął lęk i wróciła standardowa apartia bez uczuć. Ja się nie potrafię z tym pogodzić, że żadna najmniejsza rzez nie sprawia mi radości, że odkąd się to zaczęło mija 2,5 roku. Że od 1,5 roku nie czułam dopoczynku i relaksu.

Myślę, że mój rpzypadek ejst za ciężki na to forum. Domyślam się, że nikt nie chce czytać codzień takich ciężkich rzeczy. Może pozukam inne forum. NAwet się nie umiem już modlić i wierzyć, że Bóg naprawdę jest i wysłucha. Bo gdybym wierzyła, to bym Go blagała o śmierć.

Co do psychologa - to pójdę do kolejnego psychologa i będe mu przez miesiące opowiwdala, że czuję cierienie i pustkę. I co on na to pomoże?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że mój rpzypadek ejst za ciężki na to forum. Domyślam się, że nikt nie chce czytać codzień takich ciężkich rzeczy.

 

widać jak mało znasz osoby tu piszące... jest tu myślę wiele osób, które są w bardzo kiepskim stanie psychicznym. tylko, że one o tym po prostu często nie piszą, może nawet na to nie mają siły, nie są w stanie. gdybyś zobaczyła coś więcej poza swoim bezndziejnym przypadkiem to może dostrzegłabyś, że inni ludzie też naprawdę mają poważne problemy. to nie jest atak na Ciebie, brak uczuć, polubiłam Cię i próbuję Cię naprawdę zrozumieć, chciałabym Ci bardzo pomóc. to nie jest tak, że nikt nie jest w stanie czytać tych ciężkich rzeczy jak piszesz, tylko nikt nie chce czytać w kółko tego samego. to Ci nie pomaga. co z tego, że ciągle piszesz o tym samym, to Cię nie pcha do przodu, kręcisz się tylko w kółko, a to błędne koło, to Cię jeszcze bardziej pociąga w dół, zobacz to w końcu Dziewczyno!

może tego nie widzisz, ale w tej chwili też trochę manipulujesz - próbujesz wzbudzić poczucie winy użytkowników i "grozisz", że poszukasz sobie innego forum. nie odbierz tego źle. tak to wygląda jak się na to patrzy z boku.

nie idź do psychologa tylko do wykwalifikowanego PSYCHOTERAPEUTY. kogoś, kto będzie z Tobą pracować na początku nawet na tych niewielu emocjach, które odczuwasz, czyli przerażeniu, lęku i będzie potrafił Cię poprowadzić dalej. nie zapisuj się na spotkania z psychologiem tylko na prawdziwą psychoaterapię. bardzo polecam psychoterapię integratywną.

wierzę, że cierpisz, naprawdę wierzę. ale spróbuj dostrzec, że Twoje zachowania wcale Ci nie pomagają, sama sobie fundujesz dodatkowe cierpienie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie potrafię z tym pogodzić, że żadna najmniejsza rzez nie sprawia mi radości, że odkąd się to zaczęło mija 2,5 roku. Że od 1,5 roku nie czułam dopoczynku i relaksu.

Myślę, że mój rpzypadek ejst za ciężki na to forum. Domyślam się, że nikt nie chce czytać codzień takich ciężkich rzeczy. Może pozukam inne forum.

Żaden psycholog/psychiatra, tylko tak jak Asia napisała-wykwalifikowany, kompetentny psychoterapeuta jest w stanie Tobie pomóc.

NIe skakanie z kwiatka na kwiatek, zmienianie specjalistów.

Dziewczyny, m.in. ja też chodzą na terapię do jednego terapeuty 2 lata.

Pamiętaj, że to jest proces. Jak się coś przerywa, to nie ma to najmniejszego sesnu.

Ja prawie do roku będąc w terapii bardzo źle się czułam. Dzisiaj też nie jest jeszcze idealnie. Zaniedługo miną 2 lata. I zdaję sobie sprawę, że na dojscie do względnej równowagi potrzeba czasu.

Wytrwałaś chociaż rok w terapii? U jednego terapeuty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie chodziłam i nie chodzę na terapię i czuję się znacznie lepiej. Co komu pomaga, to zależy. Psychoterapia nie jest jedynym rozwiązaniem. Mi pomógł psychiatra, który leczy mnie od lipca 2009 roku. Też próbował mnie skłonić do podjęcia psychoterapii, a ja nie chciałam. Później zorientował się, że czuję się coraz lepiej, spokojniejsza, bardziej się realizuję i chyba doszedł do wniosku, że nie ma co mnie dłużej nakłaniać, że sama sobie radzę. Ale, jak już często wspominałam, w każdej chwili, kiedy będę chciała rozpocząć psychoterapię lub pójść na pojedynczą sesję "się wygadać", mam zaufaną terapeutkę, która jest naprawdę świetna i wiele razy mi w życiu pomogła, rozjaśniła mi kilka spraw w głowie, umiała na pewne rzeczy spojrzeć z humorem. Grunt to wiedzieć, że w razie złego stanu ma się dokąd pójść i wcześniej znać to miejsce, osobę. Takie "pasy bezpieczeństwa", sama świadomość ich istnienia dają mi spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Skoo nie chciałaś terapii , to był Twój wybór. Widocznie Twój stan nie był na tyle ciężki. Gdybyś była w gorszym stanie ...chwytałabyś się jak tonący ....nawet brzytwy.

Nie ma co uogólniać. I liczyc na to, że samo przejdzie.

Nie będę Cię pytała o leki. Skoro sobie radzisz bez nich, to świetnie. A jeśli je bierzesz, to niestety......zdrowie pełną parą to to nie jest.

 

Lady_B, Co się dzieje maleńka? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie wiem ale takiego lęku to jeszcze nie czułam nigdy... mam wrażenie że zaraz mnie ten niepokój rozsadzi albo że całkowicie stracę kontrolę nad sobą... nie umiem tego opisać ale strasznie się boję. nie wiem co robić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, mam benzo ale jakoś nie pomaga... nie wiem co się dzieje...

nie mam odwagi do tej terapii... iść tam... załatwić to... gadać znowu z lekarzami o tych moich jazdach... czekać na wyrok...

Nie wiem Monia... jestem jak dzikie zwierzę zamknięte z malutkiej klatce... strasznie się boję... chcę uciec ale nie mogę otworzyć tego cholernego zamka od klatki... zaciął się... już dłużej nie mogę... nie radzę sobie... nie wyjdę z tego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_B, kochana na pewno po prostu masz gorszy dzień. Wiem, jakie to nieprzyjemne. Czy coś się dzisiaj wydarzyło raniącego czy tak po prostu obudziłaś się z czarną dziurą? :(

Monika1974, przecież ja wcale nie uogólniałam. Napisałam "co komu pomaga, to zależy". Mnie pomagają leki, na których prawdopodobnie jeszcze długo będę "jechać", tak powiedział mój psychiatra po mojej ostatniej załamce. Biorę 150 mg Wenlafaksyny i na noc małą dawkę Kwatepiny. Przecież wiem, że zdrowie pełną parą to to nie jest. Mam osobowość chwiejną emocjonalnie i doskonale sobie zdaję z tego sprawę, mam też terapeutkę, do której zawsze mogę się udać. Uważam tylko, że nie należy czynić z psychoterapii jedynej słusznej metody. Skoro Brak Uczuć chce zażywać sole litu i iść na elektrowstrząsy, to może to właśnie jest dla niej ratunek, kto wie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że mój rpzypadek ejst za ciężki na to forum.

 

Coś Ci powiem szczerze. Ja uważam, że Twój przypadek jest faktycznie bardzo ciężki, ALE nie ze względu na rodzaj objawów i intensywność cierpienia (nota bene - nie da się udowodnić, że cierpisz bardziej od ludzi z tego wątku i forum, to strasznie wyższościowe z Twojej strony - twierdząc tak pokazujesz, jak bardzo nie dostrzegasz naszego cierpienia! tu jest tu wiele osób, które są po próbach samobójczych, szpitalach, etc.), a ze względu na NIEREFORMOWALNOŚĆ MYŚLENIA. Nie przyjmujesz do siebie żadnych sugestii, nie dyskutujesz z nimi, nie podajesz refleksji, skupiasz się tylko na objawach i nakręcasz w nich, zamiast nakierować się na możliwe PRZYCZYNY. Jeśli tego nie zmienisz to moim zdaniem jesteś skończona i faktycznie nieuleczalna - nie ze względu na objawy, ale na Twoją postawę, bo NIE DA się Tobie pomóc, jeśli nic do siebie nie przyjmujesz - możesz się do tego odnieść?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie mam siły... tak strasznie nie mam siły tego zrobić...

 

New-Tenuis, gorszy dzień trwa od wczoraj i jest coraz gorzej... obudziłam się z czarną dziurą...niby nic się nie stało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Przestań, proszę. To,że brak uczuć chce zażywać sole litu i pójśc na elektrowstrząsy...to jej wybór, ale w opinii specjalistów nietrafiony.

Skwitowałaś co komu pomaga.....dobrze, masz swoją wizję na ten temat.

Porzuć leki, zejdź z nich pod kontrolą lekarza. Zobacz jak się będziesz czuła.

Psychoterapia w zaburzeniach osobowości jest jedyną, wiodącą metodą. Postawową. Natomiast leki w zaburzneniach osobowości to dodatek ratujący w większości z opresji. Leki tu wspomagają, a nie leczą.

Osobowość chwiejna emocjonalnie to całe spectrum zachowań, żeby je zmienić to trzeba uczęszczać na psychoterapię i proacować z emocjami, regularnie, a nie od czasu do czasu i zażywać tylko leki. Nie słyszlaam jeszcze jak dugo żyję, żeby leki ustabilizowały trwale jakieś zachowania u osoby cierpiącej na zaburzenia dotyczące sfery emoconlanej.

Pochłanianie samych leków mija się z celem, śmiem nawet twierdzić,że przez ich wieloletnie zażywanie przynosi więcej strat niż zysków.

 

 

Monika1974, nie mam siły... tak strasznie nie mam siły tego zrobić...

Nie masz siły...bo się boisz, lękasz, wstydzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7F - wpadnij na chwile, zostaniesz na dluzej. A nie moglby Cie ktos zawiezc? Przeciez to bardzo wazna sprawa, tzw. zyciowa decyzja. Ktos Ci powinien towarzyszyc chociaz.

 

To chyba pytanie retoryczne... Mieszkam tylko z mamą, nie mamy samochodu. Reszta rodziny ma samochody, ale nikt w poniedziałek nie będzie się zwalniał z pracy, aby mnie zawieść do Krakowa (mam jakieś 5 godz drogi do Kobierzyna). Gdy, będąc w ostatnim szpitalu, byłam na przepustce w domu to nikt nie chciał mnie zawieść (2 godziny drogi!) do szpitala, mimo, że byłam w głębokiej depresji, miałam myśli "s" i nie miałam siły chodzić. Sama wzięłam taksówkę na PKP, a potem wlokłam się pociągiem, pod który chciałam skakać. Rodzina jeszcze się biernie wkurzała, że nie ma kto pomagać przy moim dziadku, że ja się w garść nie biorę tylko znowu szpital...

 

Nie, ja to rozumiem. Nie poddac sie temu. Raczej, hmmm... wybaczyc.

 

Ale co wybaczyć? Załóżmy, że masz atak paniki. On się z jakiegoś powodu pojawił. To jest sygnał czegoś. Trzeba się skierować na przyczyny.

 

Wedlug mnie to jest na odwrot. Zlosc jest maska dla leku.

 

Tak też może być. Mnie chodziło o ataki paniki, generalnie o patologiczne objawy - zarówno panika, derealizacja, anoreksja, depresja, natręctwa, napady wściekłości, jak i lęk ogólny, i tak dalej - to OBJAWY trudności z emocjami, objawy, które maskują konkretne emocje. Może u Ciebie objawem (tak, jak u innych ataki lęku panicznego) są napady gniewu, które są maską dla strachu, lęku?

 

Wszystkie zle uczucia

 

Złe uczucia?????????

Ojej... Uczucia nie są dobre albo złe, uczucia SĄ. Każda emocja jest potrzebna, bo mówi, czego chcesz, a czego nie, co Ci się podoba, a co smuci, to podstawa poczucia tożsamości. I radość, i smutek, i strach, i złość, i zakochanie, i bezradność, i zazdrość, a nawet nienawiść. Co nie znaczy, że trzeba się tymi emocjami zawsze kierować i tracić nad nimi kontrolę. Złe, bo niebezpieczne i autoagresywne, to jest odcinanie się od uczuć albo odreagowanie ich w niebezpieczne sposoby. Mówisz tak, jakby człowiek, który czasem przeżywa złość, gniew, strach, smutek, zazdrość, etc. - był zły, bo ma "złe" emocje. To co jest dobre? Tylko radość, miłość, zaciekawienie? Człowiek bez uczucia złości oraz strachu (nie lęku jako objawu) - jest ślepy i bezbronny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, czemu jesteś takim wyznawcą psychoterapii?

 

Mózg ludzki nie jest do końca zbadany, a "specjaliści" mogą się mylić. Teraz jest jakaś dziwna moda na zaburzenia osobowości. Pytałam się swojego psychiatry, czy leki, które w tym momencie zażywam, są zagrożeniem dla mojego zdrowia, a on powiedział: "U mężczyzn mogą powodować spadek libido". Spytałam o swoją wątrobę, on powiedział, żebym co jakiś czas się przebadała, ale to są leki nowej generacji i nie sądzi, żeby mi mogły zaszkodzić. Poza tym, Moniko, zwróć uwagę na to, że nawet po dwóch latach psychoterapii nie czujesz się "kwitnąco". Ja nie jestem na samych lekach. Pomaga mi również zdrowa dieta i to, że się realizuję. Mam dwa kierunki studiów, na których zdobywam dobre oceny, mam przyjaciół, mam świetną mamę i wspaniałe mieszkanie i mam powody, by czuć się szczęśliwa. W tym momencie. Moje załamania wiązały się w dużej mierze z mieszkaniem z tatą, który pił (bo jestem też DDA :roll: ) i niestabilną sytuacją w domu, problemami towarzyskimi. Teraz mam po prostu spokojny dom, moja relacja z tatą się ustabilizowała (piszemy do siebie często i czasem się spotkamy i jest fajnie), poznałam fajnych ludzi, nauczyłam się bronić. Wszystko dlatego, że zmieniłam otoczenie, przeprowadziłam się, bo mój poprzedni dom był toksyczny. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mam urazy do taty, że potrafią mnie irytować zachowania mamy, mam wgląd w samą siebie... ale te urazy nie burzą mi życia. Nie widzę sensu w pielęgnowaniu ich. Myślę, że gdybym zeszła z leków, mogłabym przez moment się źle czuć, ze względu na objawy odstawienne, ale potem znów poczułabym się dobrze. Nie ma w moim życiu nic, co bym "zamiotła pod dywan" i trzeba by było wydobyć za sprawą psychoterapii.

 

Co nie oznacza, moi drodzy, że psychoterapia jest złym rozwiązaniem. Dla jednego może być naprawdę pomocna, a dla drugiego (a tak jest w moim przypadku właśnie) nawet szkodliwa. Nie jestem przecież jakimś mędrcem, żeby wyrokować, co komu dolega i co mu może pomóc. Z mojego doświadczenia wynika, że całkowita zmiana otoczenia pomaga.

 

I nie atakuj mnie, Monika. Ja Cię lubię i cenię i nie rozumiem, czemu tak zareagowałaś na to, co napisałam. Nie ma jedynej słusznej metody dotyczącej leczenia mózgu ludzkiego, w to nigdy nie uwierzę. To jest tylko moja opinia.

 

-- 19 cze 2011, 13:50 --

 

Lady_B, może faktycznie przydałaby Ci się sesja z psychoterapeutą? Może pomogłoby Ci to zrozumieć istotę tego, co Cię tak boli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, zwróć uwagę na to, że nawet po dwóch latach psychoterapii nie czujesz się "kwitnąco". Ja nie jestem na samych lekach. Pomaga mi również zdrowa dieta i to, że się realizuję. Mam dwa kierunki studiów, na których zdobywam dobre oceny, mam przyjaciół

 

New Tenuis, każdy idzie swoją drogą i tak powinno być. Ty chyba też jesteś za tym? To, co pomaga Tobie, komuś innemu nie pomoże - i na odwrót. Tobie pomaga dieta - dla mnie to nie rozwiązanie, bo ja mam problemy z odżywianiem (psychiczne opory, lęki, etc.). Nie jestem w stanie się realizować i studiować - i między innymi dlatego jestem w terapii, leki nie pomogły. Nie mam przyjaciół, bo boję się bliskości i mam trudności w byciu z ludźmi. Próbowałam sobie poradzić sama, próbowałam sobie poradzić na samych lekach - bezskutecznie.

 

Co do "mody" na Z.O. - wiesz, mnie mało obchodzi nazwa, jaką można objąć moje problemy. Ja mam konkretne trudności związane ze stosunkiem do siebie oraz trudności w relacjach z ludźmi i sama sobie z tym nie radzę. To, czy ktoś to nazwie "zaburzenia osobowości" czy inaczej - nic nie zmienia. No i to, ŻE mam takie trudności emocjonalne to nie efekt mody, ale wychowania.

 

Różnica między osobami pozostającymi tylko na lekach, a chodzącymi na (skuteczną) terapię jest taka, że mimo, że leki zazwyczaj szybko działają (jeszcze zależy jak na kogo...) to tylko terapia daje szansę na wyleczenie - leki tylko zaleczają, nie są skierowane na przyczyny, odstawiając je nie można mieć pewności, że nawrotu nie będzie. A zaburzenia skorygowane podczas terapii taką pewność dają. Tyle, że terapia musi być naprawdę dobrze prowadzona, no i długo trwa, 2 lata terapii Moniki to nie jest dużo, jeśli problemy są głębokie. Ale ona ma za to większe szanse później na stabilność niż ktoś, kto opiera się tylko na chemii, tak sądzę...

 

Dobrze, że znalazłaś swój sposób :smile:

 

-- 19 cze 2011, 15:04 --

 

dobra nie zawracam wam już gitary... macie tu swoje sprawy

przepraszam za wcięcie się i dziękuję za uwagę...

 

= "Proszę, powiedzcie, że wcale nie zawracam Wam gitary... że moje sprawy nie są mniej ważne... Powiedzcie mi, abym została..."

 

Zostań, Lady B :smile:

(Mam nadzieję, że na złość mi - za tą analizę - nie pójdziesz jednak? ;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do mojej niereformowalności, to też tak czuję. Że coś się we mn ie zablokowało. Co dzień od wczesnych godzin rannych powtarza się ten sam schemat. Żadne psychoterapia na to nie pomagają. Na jedną chodziłam 3 lata, ale jeszcze zanim zaczęły mi "zanikać uczucia", trafiłam głównie przez problemy ze snem, ale ta terapia nie była trafiona. Wedt potrzebowała czego w rodzaju skrzyżowania behawioralnej ( z uwagi na natętrny charakter moich problwmów ze snem) z psychodynamiczną ( z uwagi na "smutej od dzieciństwa"). Lekarka skierowala mnie na poznawczą, która nic nie poprawiła, za to jeszcze popsułą moej stosunki z rodzicami. Moje odczucia są takie, że od stresu (albo od leków:>) coś się we mnie biologicznie zablokowało z tymi uczuciami. Z moje doświadczenia wynika, że póki nie powróci przeżywanie rzeczywistości, to terapia może mieć charakter jedynie wspierający, choć i tak mnie to nie wspiera, bo jak mówię, co dzień powtarza się to samo. CO do elektrowstrząsów to jeszcze na razie jestem na nie. To zbyt ryzykowne. Co do soli litu - nie wiem już czy one pomagają na depresję czy nie. Słyszałam różne zdania. Z tego co czytałam, to jest to lek nielekki, więc trzeba się dobrze zastanowić. W najtragicznijeszych chwilach (czyli codzień przed południem) pocieszam się myślą, że jest ejszcze ketamina. Może tego nie zrozumiecie, ale człowiek, żeby żyć - musi mieć jakąś nadzieję. U mnei najgorsze jest to, że nikt mi nie jest w stanie pomóc, a ostatnio byłam u paru specjalistów i każdy miał własne pomysły i ja nie wiem u kogo się leczyć. Aczkolwiek z prof. R nie chciałabym rezygnować z uwagi na tę ketaminę. Bardzo mi brakuje odczuwania - tego żeby poczuć, że kwiaty pachną albo że placek smakuje - żeby mieć takie proste radości.

Wiecie - ja kiedyś byłąm zupełnie inna.Uważałam, że trzeba sobie radzić. Ale w pewnym momencie - lata temu zaczęłam się rozczytywać nad tym, jak to człowiek po trudnym dzieciństwie musi być neiszczęśliwy. I zaczęłam się w tym babrać zamiast powiedzieć sobie "ale teraz jestem dorosła i będę tak żyła, żeby sprawić sobie jak najwięcej rpzyjemnosci i być szczęsliwa"...dłuha historia, może następnym razem. W każdym razie rozuimiem jak najbardziej postawę New -Tenuis. I wydaje mi się niegłupia.Całe życie przed nią i może je ułożyć po swojemu. Nie musi być nieszczęśliwa dlatego, że miała trudne przeżycia.

 

-- 19 cze 2011, 15:10 --

 

Lady B - przytulam. Pisz kochana

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×