Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Może i są gorsze przypadki, ale uważam, że Rachel przeszła cholernie ciężką drogę i lekkim przypadkiem również nie była.

 

naranja, zauważyłam, że uwielbiasz kontrargumentować ;)

 

-- 27 maja 2011, 10:28 --

 

to prawda, na samą myśl, że mam rozmawiać znowu kogoś wprowadzać w moje problemy, od początku mam odruch wymiotny.

 

Asiu, ale mówiłaś, że ciężko Ci się otwierać przy osobie, na której Ci zależy.

 

Kasiu, jeśli chodzi o emocje związane z Twoją Mamę to w takim razie to widocznie nie czas, póki co, nie ma sensu na siłę, zmuszać się do czegoś. Kiedyś dopuścisz do siebie te emocje. Ważne, żebyś mówiła też o tym na terapii - że się na nie blokujesz, że wypierasz, dlaczego...

 

Ja je dopuszczam, zauważam ich obecność, ale ich nie zatrzymuję, tylko zamykam.

Przez zablokowane emocje mam takie problemy z ciałem. Dlatego pracujemy z ciałem teraz na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i są gorsze przypadki, ale uważam, że Rachel przeszła cholernie ciężką drogę i lekkim przypadkiem również nie była.

 

Tak, bez wątpienia przeszła ciężką drogę - odwaliła kawal dobrej roboty w terapii. Ale chodziło mi o to, że są znacznie gorsze przypadki niż ona - cięższe życiowe doświadczenia, cięższe objawy. I także, dzięki terapii wychodzą na prostą :smile: Czytałam kiedyś o dziewczynie, która miała wiele prób samobójczych, wiele szpitali za sobą, brak wsparcia rodziny i kogokolwiek, okres totalnej izolacji, lata tak bardzo nasilonej bulimii i depresji, że terapeuci jej mówili, że z tego nie wyjdzie. A wyszła.

 

naranja, zauważyłam, że uwielbiasz kontrargumentować ;)

 

;) Dzięki za uwagę. Wiesz co, to może wynika z tego, że ja ciągle czuję, że istnieję tylko przez negację, bunt, kontrargumenty... to jest takie mocne zaznaczenie swojej "bytności", chyba boję się, że inaczej nie ma mnie, niknę. Oczywiście na rozum wiem, że tak nie jest. Kurcze, widzę, że ciągle jestem w ciemnej dupie, za przeproszeniem :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale chodziło mi o to, że są znacznie gorsze przypadki niż ona - cięższe życiowe doświadczenia, cięższe objawy.

 

to prawda.

 

Wiesz co, to może wynika z tego, że ja ciągle czuję, że istnieję tylko przez negację, bunt, kontrargumenty... to jest takie mocne zaznaczenie swojej "bytności", chyba boję się, że inaczej nie ma mnie, niknę.

 

znam to, dlatego chyba rzuciło mi się to w oczy. wielokrotnie mi zarzucano, że na wszystko mam kontrargumenty, że wręcz atakuję, choć wcale nie muszę się bronić, zawsze muszę stawiać opór i mieć inne zdanie.

 

ciągle jestem w ciemnej dupie,

 

nie jesteś, tutaj Twoja obecność nie wymaga zaznaczenia, jesteś tu i Cię widać :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciągle jestem w ciemnej dupie,

nie jesteś, tutaj Twoja obecność nie wymaga zaznaczenia, jesteś tu i Cię widać :D

 

Korba, z tą ciemną dupą nie chodziło mi o to, że mnie nie widać, heh, ale, że mój poziom rozwoju emocjonalnego pozostawia jeszcze wieeeeele do życzenia i że czeka mnie masa pracy w terapii, skoro czuję, że istnieję tylko wtedy, jak się nie zgadzam, buntuję, etc. A przecież to też jest uzależnienie od ludzi - bycie ich odwrotnością. Lipa, lipa.

 

-- 27 maja 2011, 10:49 --

 

znam to, dlatego chyba rzuciło mi się to w oczy. wielokrotnie mi zarzucano, że na wszystko mam kontrargumenty, że wręcz atakuję, choć wcale nie muszę się bronić, zawsze muszę stawiać opór i mieć inne zdanie.

 

Ja w związku z tym miałam bardzo trudny czas w ostatnim szpitalu. Wylądowałam z niknącym poczuciem rzeczywistości i tożsamości i jedyną próba zaznaczenia "ja" było bycie na nie, niezgoda z lekarzami, opór, bunt (miałam też wtedy fazę anoreksji). Widzę teraz wyraźnie, że to była moja próba ratowania siebie, poczucia, że jestem. A ci debile tego nie rozumieli i zamiast zrozumieć, dlaczego tak robię, to mi jeszcze zarzucali oschle brak współpracy, obwiniali za niepowodzenie leczenia, ironicznie traktowali. A wystarczyło wejrzeć w przyczyny mojego bycia na "nie", przecież nikt tak nie mówi bez powodu. Musze stwierdzić, że to oni ze mną współpracować nie chcieli (sic!) - nie słuchali tego, co mówię, tylko oceniali. A gdybym zaczęła pokornie się zgadzać na wszystko, wtedy, to pewnie popadłabym w psychozę. O wiele łatwiej jest zarzucić pacjentowi brak współpracy i mieć święty spokój, niż zastanowić się, z czego ten opór wynika. Poza tym natknęłam się kiedyś na artykuł, dotyczący terapii BPD, w którym - na pewnym etapie - próby negowania tego, co mówi terapeuta, buntu, niezgody, "brak współpracy" - uważa się za postęp w leczeniu (!) i się to wzmacnia.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to prawda, na samą myśl, że mam rozmawiać znowu kogoś wprowadzać w moje problemy, od początku mam odruch wymiotny.

 

Asiu, ale mówiłaś, że ciężko Ci się otwierać przy osobie, na której Ci zależy.

 

zgadza się, Kasiu, dlatego pomyślę może jednak o tym terapeucie. chociaż w sumie myślałam też o mojej dawnej psycholog, którą traktuję teraz zupełnie neutralnie. albo o mojej lekarce od boreliozy, która jest też psychologiem klinicznym i ostatnio jak u niej byłam to dobrze mi się z nią rozmawiało, doszłam u niej do kilku wniosków, i to sama, "tu i teraz". :shock: tak więc zobaczymy jak to będzie.

 

-- 27 maja 2011, 09:59 --

 

Kasiu, fajnie, że pracujecie też z ciałem, to ważne przy napięciu. zazdroszczę Ci, że Twoja terapeutka jest też instruktorką jogi. ;)

 

-- 27 maja 2011, 10:02 --

 

Wiesz, że ja wybieram się na 7f. Ale mam jeszcze trochę czasu, a teraz źle się czuję. Nie chciałam być dłużej sama ze swoimi myślami i uczuciami, wybrałam się do poradni, aby mieć z kim o tym rozmawiać, umówiłam się z terapeutką, nową osobą, która mnie nie zna. I idę też za tydzień :smile:

 

dobrze, że szukasz pomocy, kontaktu! tzn. już raz byłaś u tej terapeutki czy dopiero się umówiłaś? jeśli byłąś - to jakie pierwsze wrażenie? dla mnie jest baaardzo ważne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chociaż w sumie myślałam też o mojej dawnej psycholog, którą traktuję teraz zupełnie neutralnie. albo o mojej lekarce od boreliozy

 

Asiu, to jest świetny pomysł!

 

Kasiu, fajnie, że pracujecie też z ciałem, to ważne przy napięciu. zazdroszczę Ci, że Twoja terapeutka jest też instruktorką jogi.

 

to jest wspaniałe, bo ona podczas ćwiczeń kontroluje co się dzieje ze mną na poziomie emocji, a pomiędzy ćwiczeniami o tym rozmawiamy.

ja się ostatnio bardzo niepewnie czuję, jeśli chodzi o ciało, jestem taka "galaretowata" w odczuciu, tak jakby moje wnętrzności i moja skóra się trzęsły i nie miały silnej podstawy, jakbym w każdej chwili się miała rozpłynąć, złamać, albo przewrócić.... pracujemy nad odnalezieniem naturalnej siły w ciele...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to co piszesz znacząco zniechęca mnie do terapii w szpitalach....

 

Kasiu, ja nie pisałam o terapii w szpitalu. Ja byłam na oddziale zamkniętym (choć z własnej woli). Ten "brak współpracy" oznaczał to, że np. odmawiałam na początku uczestnictwa w zebraniach społeczności (które nie były obowiązkowe - choć zalecane), gdy chciałam robić coś innego. Że negowałam, nie zgadzałam się z tym, co mówili bądź proponowali lekarze, np. wychodzenie na spacer (a czułam się źle). Że odrzucałam proponowane przez nich pomysły (bo uważałam i uważam, że były głupie - choć tak nie mówiłam). Generalnie rola lekarza jest nieco inna niż terapeuty, lekarz kieruje, doradza, narzuca dawki leków - więc generalnie tam powinnam być "posłuszna". Z tym, że to posłuszeństwo mogło mnie wtedy sporo kosztować.

 

nie chcę, aby zmieniano mnie wbrew mojej woli, na nie moich warunkach...

 

To wtedy nie będzie prawdziwa zmiana, moim zdaniem. Co najwyżej pozorne dostosowanie, a w środku dalej to samo (plus gniew, że ktoś mi coś narzuca). Jeśli poczuję, że na 7f jestem pouczana, kierowana, kopana bez sensu - to zrezygnuję. Prawdziwa zmiana, tak uważam, nie bierze się z biernego posłuszeństwa wobec zewnętrznych zasad i rad tych, co "wiedzą lepiej". Bo to jest dalej pozwalanie sobie na to, aby kierowali mną inni.

 

Inna kwestia, problematyczna dla mnie, jest taka, że w sumie to ja z własnej woli się zdecyduję na 7f i to ja podpiszę pewne zasady - nie muszę ich przyjmować, mogę zrezygnować z terapii. Ale załóżmy, że przyjmę. Nie wiem, czy to przyjęcie zasad byłoby na tym etapie (!) terapeutyczne/leczące dla mnie. Zastanawiam się nad tym mocno. Bo teraz ciągle zasady, rady, kierowanie, odczuwam zbyt mocno jako zamach na moją indywidualność (która jest obecnie krucha jak cholera). To nie jest błaha kwestia. Jeśli mam problem z poczuciem autonomii to być może takie "posłuszeństwo" wtórnie mnie zaburzy? Takie mam obawy...

 

Ale tak sobie myślę, jakie to zasady? I czy przyjęcie ich faktycznie mi zaszkodzi? Że nie będę mogła odreagowywać w destrukcyjne sposoby (ciąć się, głodzić) - to jest ok, nie czuję zamachu na siebie. ALE... wolałabym czuć, że nie robię tego nie ze względu na zasady, ale tylko i wyłącznie przez wewnętrzne poczucie, ze to mi szkodzi. A tak to mogę nie odróżnić jednego od drugiego... Dalej - że nie będzie można wychodzić poza teren szpitala (legalnie), jakbym chciała. Uuuuu, ciężko, to już odbieram jako zamach na siebie. Choć może uda mi się sobie przetłumaczyć, że pewnie jest to związane z tym, aby w razie czego (np. wypadku) szpital nie pokrywa ubezpieczenia, gdy jestem poza terenem. Hmm. Dalej... że będę musiała być na wszystkich społecznościach, nawet, jak nie będę chciała - chyba to przeboleję, w końcu to ja chciałam takiej terapii, uczestnictwa w niej. Ale gdy np. kiedyś mocno poczuję, że nie chcę iść i nie pójdę, a zostanę za to pouczona (zamiast rozmowy o powodach)... (w terapii ambulatoryjnej mam taki WYBÓR i nikt mnie nie pouczy, moje życie) - będzie ciężko. Nie masz tak, Korba?

 

Shit, wychodzi na to, że 7f to chyba jeszcze nie mój etap. Bo ja jestem na etapie buntu, mówienia "nie" i co więcej, odczuwam go jako potrzebny teraz. A tam będzie trzeba się trochę podporządkować, co TERAZ może nie być korzystne dla mnie. Bredzę trochę chyba ;)

 

-- 27 maja 2011, 11:22 --

 

dobrze, że szukasz pomocy, kontaktu! tzn. już raz byłaś u tej terapeutki czy dopiero się umówiłaś? jeśli byłąś - to jakie pierwsze wrażenie?

 

Ok :smile:

Byłam raz dopiero i idę także za tydzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo teraz ciągle zasady, rady, kierowanie, odczuwam zbyt mocno jako zamach na moją indywidualność

Jeśli mam problem z poczuciem autonomii to być może takie "posłuszeństwo" wtórnie mnie zaburzy? Takie mam obawy...

Dalej - że nie będzie można wychodzić poza teren szpitala (legalnie), jakbym chciała. Uuuuu, ciężko, to już odbieram jako zamach na siebie.

że będę musiała być na wszystkich społecznościach, nawet, jak nie będę chciała

Ale gdy np. kiedyś mocno poczuję, że nie chcę iść i nie pójdę, a zostanę za to pouczona (zamiast rozmowy o powodach)... (w terapii ambulatoryjnej mam taki WYBÓR i nikt mnie nie pouczy, moje życie) - będzie ciężko

Shit, wychodzi na to, że 7f to chyba jeszcze nie mój etap.

Nie masz tak, Korba?

 

Mam...mam tak dokładnie, naranja.....

 

Bredzę trochę chyba

Nie bredzisz.... Czuję to wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że odrzucałam proponowane przez nich pomysły (bo uważałam i uważam, że były głupie - choć tak nie mówiłam).

 

o, to mój przypadek. :mrgreen: co jakiś czas słyszę ten sam tekst terapeutki, że odrzucam to, co ona mi proponuje. :pirate: a ja już zaczęłam mówić, że słyszę to od niej setny raz i już mi się znudziło, bo się powtarza. :twisted::pirate:

 

-- 27 maja 2011, 10:27 --

 

Kasiu, fajnie, że pracujecie też z ciałem, to ważne przy napięciu. zazdroszczę Ci, że Twoja terapeutka jest też instruktorką jogi.

 

to jest wspaniałe, bo ona podczas ćwiczeń kontroluje co się dzieje ze mną na poziomie emocji, a pomiędzy ćwiczeniami o tym rozmawiamy.

ja się ostatnio bardzo niepewnie czuję, jeśli chodzi o ciało, jestem taka "galaretowata" w odczuciu, tak jakby moje wnętrzności i moja skóra się trzęsły i nie miały silnej podstawy, jakbym w każdej chwili się miała rozpłynąć, złamać, albo przewrócić.... pracujemy nad odnalezieniem naturalnej siły w ciele...

 

brzmi fantastycznie... :105: mi też by się coś takiego przydało... mam wrażenie, że moja dusza i ciało nie wspłpracują ze sobą. :pirate: w każdym razie nie współgrają za bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bredzisz.... Czuję to wszystko...

 

Ale wiesz co... ja uważam, że wielkim plusem jest to, że MAMY TEGO ŚWIADOMOŚĆ. Bo możemy o tym rozmawiać, pokierować, decydować, rozważać. Jakbyśmy poszły na 7f z tymi problemami bez ich świadomości - wyobraź to sobie. Mogłoby nam się pogarszać i nie byłoby wiadome, dlaczego. A tak to, być może, można wypracować jakąś strategię, podejście do sprawy (terapii na 7f). Porozmawiać ze sobą, na co się chcę zgodzić, a na co nie - i dlaczego. Co byłoby dla mnie, dla Ciebie korzystne, a co nie. A ponieważ mimo wszystko nie uważam się za najmądrzejszą (w sensie tego, co dla mnie byłoby najlepsze) to mogę o tych wątpliwościach i obawach na bieżąco rozmawiać z terapeutą, jeszcze przed 7f.

 

Btw, wiesz co u Starlet? Przyjęli ją na diagnostyczny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że ja nie wiem, co z tymi wątpliwościami robić. Jest z nimi tak, jak ze złymi emocjami w stosunku do matki. Zauważam je, ale rozmyślanie o nich mnie przeraża, automatycznie truchleję, zamieram, blokuję się, zaczyna mnie boleć ciało, wszystko się we mnie trzęsie...

 

 

naranja, nie wiem, miała jechać tam na 17, może już ją zostawili na pobyt diagnostyczny, bo się nie odzywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kocham rozmowy telefoniczne z moją mamą jak np. dzisiejszą. :mrgreen::pirate::hide:

- a ten P. to jeszcze odzywa się do Ciebie?

- czasem się odzywa, ale nie odbieram telefonu.

- to i dobrze. jak się popatrzyło na niego to takie to było niemrawe, jak Wy byście tam byli razem, on taka ciemięga, i Ty, byście byli takie dwie niemoty, ciemięgi.

- (lekko podniesionym głosem) no dziękuję Ci bardzo, to było bardzo miłe, wiesz?

- ale co ja powiedziałam?

- że byśmy byli dwie ciemięgi.

- (śmiech) ale ja nie chciałam tak powiedzieć, tu rozmawiam z kimś i widzisz jak czasem coś powiem.

(do kolegi z pracy:)Sławciu...

- dobra mamo, kończę, bo chyba rozmawiasz z kimś innym a mnie nie słuchasz, cześć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- a ten P. to jeszcze odzywa się do Ciebie?

 

Moja to nawet nie pyta... Na moich partnerów zawsze miała opcję "ignoruj".

A w ich towarzystwie opcję "patrz z góry".

 

- (śmiech) ale ja nie chciałam tak powiedzieć, tu rozmawiam z kimś i widzisz jak czasem coś powiem.

(do kolegi z pracy:)Sławciu...

- dobra mamo, kończę, bo chyba rozmawiasz z kimś innym a mnie nie słuchasz, cześć.

 

Moja matka też tak ma. Czuję wtedy, jakby w takiej rozmowie albo brały udział więcej niż dwie osoby, albo mniej niż dwie :evil:

 

-- 27 maja 2011, 13:03 --

 

i zbijam wszystkie argumenty.

 

W jakim celu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, nie, no, cytat z tej rozmowy się nadaje do czarnej komedii...

 

Ja się czuję osłabiona, dzisiaj jak wstawałam na zajęcia o 6:30, krew mi poszła z nosa, a rzadko mi się to zdarza. Wczoraj miałam atak lękowy w sklepie obok naszego domu i musiałam wyjść na powietrze. Zauważyłam u siebie wielką potrzebę kontaktu z osobami z pokolenia moich rodziców. Z rówieśnikami już się uleżało, już się tak nie spinam... najgorzej reaguję na sygnały odrzucenia ze strony dużo starszych osób. To dziwne, mam wtedy poczucie, że nie zasługuję na uwagę, że jestem irytująca. Takie schizy pojawiły mi się dopiero w tym roku i są bardzo przykre. Mam wrażenie, że to może mieć związek z moim ojcem, z tym, że potrzebuję więcej osób ustatkowanych i bardzo dorosłych, więcej rodziny... Sama nie wiem.:roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, a nie brakuje Ci jakichś witamin, minerałów? Z niedoboru snu i zmęczenia takie rzeczy też mogą się przytrafiać. Ja bym na Twoim miejscu dla świętego spokoju zrobiła sobie chociaż kontrolne badania krwi.

Co do B12 to zażywanie jej w tabletkach (nawet duże dawki typu prawie 3000% dziennego zapotrzebowania jakie ja zażywałam) nie powoduje raczej takich reakcji.

Martwię się o Ciebie - dbaj o siebie, przede wszystkim śpij więcej, kup sobie dobre witaminy, dobrze się odżywiaj.

Gdzieś też czytałam, że krew z nosa występuje u niektórych przy skokach ciśnienia i przy wysokim ciśnieniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×