Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Nie, to nie przez 7f, ani przez cokolwiek.... Zjazd przybywa bez powodu i czasem się nie zapowiada. Typowe huśtawki..., skrajności.

 

Korba, dobrze znam z autopsji takie huśtawki. Zawsze mi się wydawało, że huśta mną bez powodu. Po prostu - "tak mam"... Ale coraz bardziej widzę, że jednak zarówno obniżki jak i podwyżki nastroju MAJĄ swoje powody, choć nie zawsze uświadomione przeze mnie na bieżąco i wtedy wydaje mi się, że to płynie znikąd, po prostu... Ale tak nie jest, przynajmniej u mnie. To może być cokolwiek, jakaś MYŚL, jakaś sytuacja, coś, co ma się zdarzyć, samotna chwila, etc. Postaraj się wyhaczać, co się stało tuż przed chwilą spadku nastroju, o czym właśnie myślałaś albo co może Cię podświadomie martwić (coś zbliżającego się lub coś, co się stało), może to będzie trop. Może właśnie miałaś chwilę "pustą", w której nie było pracy/czytania/gotowania/gadania z ludźmi i innych sposobów na wypełniania pustki i w tej pustce pojawiło się przygnębienie, osamotnienie... Piszę o sobie, ale może masz podobnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Basiu, bardzo się cieszę, że u Ciebie lepiej!!! W ogóle już samo rzadsze bywanie na forum jest bardzo pozytywnym i zdrowym objawem. Mam nadzieję, że teraz będzie u Ciebie już tylko lepiej, piękniej, szczęśliwiej!!! A nawet jeśli pojawią się czasem jakieś problemy to sobie z nimi poradzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się cieszę,że u naszej Basi wszystko zmierza ku lepszemu! :105:

 

Aśko....a jak u Ciebie dzisiaj? Bo za oknem słońce?!

 

naranja, Masz rację z tym wyłapywaniem takich sytuacji. Ja juz czasem łapię się na tym,że wychwyciłam sytuację. Tylko wiesz co mnie wkurza i irytuje? Że wg mnie to są sytuacje, w których mam prawo być np. zdołowana, podirytowana i zła. Ale,żeby z tego powodu od razu włączała się somatyka? U mnie to straszliwe napięcie, obgryzam wtedy wewnetrzną stronę ust. I nie umiem się pohamować. I boję się potem,że od tego dostanę nowotwora. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, dzięki, że pytasz... Słońce, więc mam kosmiczną migrenę... Zresztą czuję w powietrzu, że będzie deszcz/burza, tak więc nic dziwnego, że migrena znów mi dowala. W czwartek miałam koszmarny nastrój, myśli samobójcze, poczucie beznadziejności... Ale jakoś przetrwałam. Znowu. Staram się przygotowywać do obrony pracy mgr., i mimo złego samopoczucia fizycznego wychodzić rano i wieczorem na długi godzinny spacer wśród kabackiej zieleni. Dobrze mi to robi psychicznie, zawsze uwielbiałam kontakt z naturą. Fizycznie też dobrze robią takie spacery, bo człowiek się dotlenia.

Dużo też myślę o terapii. Utknęłam w pewnym punkcie i nie mogę iść dalej, nijak nie potrafię, męczę się, każdą sesję bardzo odchorowuję, bo moje emocje wciąż siedzą w środku, nie umiem ich puścić na sesji, za to puszczają, gdy jestem sama. Jestem jakby zawekowana przy ludziach i nie wiem co mam zrobić, jak mnie "odkręcić". Nie potrafię być sobą, przy nikim, czuję tylko tego kogoś. Pojawiła się myśl - ucieczka. Wkrótce będę mieć dwutygodniową przerwę w terapii, więc zastanawiam się czy jej nie przedłużyć, bo jestem naprawdę bardzo zmęczona.

 

-- 21 maja 2011, 10:26 --

 

a jak Ty się czujesz? czytałam, że coś Cię gryzie i zamierzasz zająć się tym na poniedziałkowej terapii..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, tak. Nie ma w tym żadnej winy mojej terapeutki. Po prostu ja nie umiem pójść dalej. Nie wiem dlaczego. Może boję się, że się rozsypię, pomiędzy sesjami jestem całkiem sama i nie umiem sobie poradzić ze swoimi stanami, a nie jest tak u mnie jak np. w "Uratuj mnie", nie mam tak jak Rachel wspierającego męża czy dzieci, ba, nie mam nawet przyjaciółki, która mogłaby realnie być naprawdę przy mnie w trudnch momentach. Może tego podświadomie się boję - że jak wszystko puszczę to się rozsypię całkowicie, zostanę z tym sama, a muszę się teraz trzymać, żeby obronić magisterkę, mieć siłę na leczenie borelii, na jak najszybsze wyzdrowienie i znalezienie pracy...

Sama już nie wiem, dlaczego nie mogę iść dalej, głębiej. Chciałabym teraz odwrócić się i wrócić do momentu zanim zaczęłam terapię. Wtedy było mi lżej. Teraz nie mogę wytrzymać sama ze sobą.

Chyba boję się też mojego przywiązania do terapeutki. Boję się, że będę jej za bardzo potrzebować i sama sobie zupełnie nie poradzę, stanę się zależna. Więc chcę się wycofać, zwiększyć dystans, stąd chyba myśli o dłuższej przerwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może tego podświadomie się boję - że jak wszystko puszczę to się rozsypię całkowicie, zostanę z tym sama, a muszę się teraz trzymać

 

Ja mam podobnie. jestem cały czas na stand-by'u, na wiecznej kontroli. po to, by jakoś utrzymać swoje życie w ryzach.

 

Przykro mi, że nie masz żadnego wsparcia.

Szkoda, że nie mieszkam bliżej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie tak, Kasiu...

Mam wsparcie w Tobie, w Was, i to dużo... :* Tyle, że mi brakuje bardzo, żeby ktoś przy mnie był w ciężkich chwilach, i żeby mnie np. mocno przytulił, tak jak to zrobiła Twoja terapeutka jak pisałaś...

więc trzymam się za wszelką cenę, żeby jakoś skończyć uczelnię, leczyć się, szukać pracy...

i mam wrażenie, że gdybym sobie pozwoliła na puszczenie tego wszystkiego to nie byłabym w stanie nic robić, ciągnąć jakoś tego wszystkiego.

moja terapeutka mówiła, że to moja decyzja czy zaryzykuję. i że nie dziwi się, że jestem tym wszystkim taka zmęczona skoro tak bardzo to mnie trzyma, a ja nie daję temu wyjść. nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Bidulko.

Powiedz terapeutce,że chcesz odpocząć, jeśli tak rzeczywiście jest. Jeśli to nie jest ucieczka. Wiesz o czym mówię?

Ja nie wiem kiedy bedę mieć przerwę od terapii, tzn. urlop terapeutki, jeszcze nic o tym nie mówiła.

W tamtym roku bardzo martwiłam się gdy mi zasygnalizowała,że będziemy miały miesięczną przerwę z uwagi na jej urlop.

W tym roku, wiem,że może też obwieścić taką wiadomość. Ale wcale się tym nie przejmuję.

 

Teraz doczytałam.....

A skąd wiesz,że będziesz Jej bardziej potrzebowała? I dlatego chcesz się asekurowac już? I wycofać robiąc przerwę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, Kasiu, moja terapeutka nie idzie jeszcze na urlop, ale nie będzie jej przez dwa tygodnie na początku czerwca. W wakacje idzie, pewnie na 6tygodniowy jak w ubiegłym roku (który okazał się dla mnie 4tygodniowym), zresztą nie wiem. W ubiegłym roku baaaardzo przeżywałam jej urlop. W tym jakoś nie. Może dlatego, że sama nastawiam się na przerwę.

Tak, dobrze doczytałaś Moniko, to jest ucieczka, bo terapia dodatkowo mnie wykańcza. Skąd wiem, że będę jej bardziej potrzebować? Bo tak się dzieje. Gdy zbliżę się do niej choćby o milimetr, pokażę choć odrobinę swoich słabości to nagle nie mogę się bez niej obyć, poradzić. Tak mam - albo nie potrzebuję, jakoś sobie radzę trzymając dystans, albo przestaję go trzymać i wtedy najchętniej oddychałabym tą osobą, tak bardzo jej potrzebuję. I nie mogę znieść, że muszę sobie iść po każdej sesji. Męczy mnie to. Wolę jej wcale nie widzieć.

 

-- 21 maja 2011, 13:48 --

 

a teraz sobie coś uświadomiłam. :shock: przez poruszenie tematu urlopu terapeutki.

może ja jednak podświadomie przeżywam te jej urlopy i chcę ją ubiec, opuścić ją pierwsza zanim ona opuści mnie na tak długo, bo wtedy będzie mi to łatwiej znieść? :shock:

kurcze, nie wiem, ale strasznie mnie nakręciło na tę przerwę w terapii i to od ostatniej sesji, kiedy dowiedziałam się, że wkrótce nie będzie jej 2 tyg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Ja to widzę tak: Jak Ty się przed kimś, przed Nią otworzysz.......to masz w sobie taki mechanizm,że się Tobie wydaje,że jesteś z Nią na tyle spoufalona,że powinna być przy Tobie. A tak naprawdę to powinnać wyrzucać z siebie te emocje , które Cię bolą i sama sobie radzić ze stanem, który powoduje,że jesteś naga. Rozumiesz?

Asiu? A czy Twoja mama, kiedy się Jej spoufalałaś....to czy Ona Cię pocieszala, wspierała czy nie reagowała, a Ty czułaś się odrzucona?

 

 

a teraz sobie coś uświadomiłam. :shock: przez poruszenie tematu urlopu terapeutki.

może ja jednak podświadomie przeżywam te jej urlopy i chcę ją ubiec, opuścić ją pierwsza zanim ona opuści mnie na tak długo, bo wtedy będzie mi to łatwiej znieść? :shock:

kurcze, nie wiem, ale strasznie mnie nakręciło na tę przerwę w terapii i to od ostatniej sesji, kiedy dowiedziałam się, że wkrótce nie będzie jej 2 tyg.

 

Bardzo możliwe! :shock:

 

_asia_, Joaśko, a co Ci zależy powiedzieć Jej......Będzie mi Pani bardzo brakowało, nie wiem czy sobie poradzę bez Pani, była i jest Pani moja podporą. Czuję wielki żal, osamotnienie i pustkę bez Pani. Zależy mi na Pani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, tak, rozumiem... Problem z wyrzuceniem emocji jest jeszcze taki, że ja przy ludziach naprawdę nie czuję siebie. :roll: czuję się jakbym była nimi, przejmowała ich tożsamość, i jak napisała kiedyś naranja, jakbym była odpowiedzią na ich oczekiwania, automatycznie dostosowuję się - przejmuję ich sposób myślenia, postrzegania. siebie czuję tylko gdy jestem sama, a i wtedy niewiele. w ogóle mam wrażenie, jakby mnie wszystko przenikało, nawet naturę, pogodę, wszystko czuję całą sobą. jakbym się tym stawała. czy ja jestem jakoś poważnie chora psychicznie? :shock:

Moja mama mnie nie pocieszała, nie zwierzałam się jej, nie ma między nami silnej więzi. I ona to wie.

 

-- 21 maja 2011, 13:58 --

 

Moniko, o w życiu bym tego wprost nie powiedziała! bo kojarzy mi się to z poniżeniem siebie. zaraz wydaje mi się, że ten ktoś (czyli terapeutka) i tak ma mnie naprawdę gdzieś (choć wiem, że nie), że ma milion innych pacjentów. i wtedy nie mogę jej powiedzieć, że mi jej będzie brakować itd.

 

-- 21 maja 2011, 13:59 --

 

jak sobie próbuję wyobrazić, że to mówię to chce mi się wymiotować, normalnie mnie zebrało na wymioty. :shock:

im bardziej mi na kimś zależy, tym bardziej staram się mu pokazać, że świetnie sobie radzę bez niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, tak, rozumiem... Problem z wyrzuceniem emocji jest jeszcze taki, że ja przy ludziach naprawdę nie czuję siebie. :roll: czuję się jakbym była nimi, przejmowała ich tożsamość, i jak napisała kiedyś naranja, jakbym była odpowiedzią na ich oczekiwania, automatycznie dostosowuję się - przejmuję ich sposób myślenia, postrzegania. siebie czuję tylko gdy jestem sama, a i wtedy niewiele. w ogóle mam wrażenie, jakby mnie wszystko przenikało, nawet naturę, pogodę, wszystko czuję całą sobą. jakbym się tym stawała. czy ja jestem jakoś poważnie chora psychicznie? :shock:

Moja mama mnie nie pocieszała, nie zwierzałam się jej, nie ma między nami silnej więzi. I ona to wie.

 

Może dlatego tak odczuwasz to,że się utożsamiasz z ludźmi, pogodą, naturą... bo nie masz własnego stosunku , wyrobionego stosunku , jakikolwiek on by miał nie być. Czyli takie pokazanie swoich odczuć, nawet jakby miały się nie spotkać z aprobatą ludzi?

Widzisz...wiele to tłumaczy.......relacje z mamą.

To jak masz uzewnętrznić swoje emocje wobec terapeutki?

Nigdy mamie się nie zwierzałaś, a co dopiero terapeutce?

Może czas to zmieniać?

Mam na myśli relacje z terapeutką.

Wiem...łatwo się mówi.

Ale może coś brnie.

Jak jej o tym powiesz.....to zobaczysz,że nic się nie stanie.

Moniko, o w życiu bym tego wprost nie powiedziała! bo kojarzy mi się to z poniżeniem siebie. zaraz wydaje mi się, że ten ktoś (czyli terapeutka) i tak ma mnie naprawdę gdzieś (choć wiem, że nie), że ma milion innych pacjentów. i wtedy nie mogę jej powiedzieć, że mi jej będzie brakować itd.

 

Poniżaniem siebie? A wiesz,że ja też tak postępowałam w stosunku do G.? Ale nie jest to dobre postępowanie.

Co w tym złego,że powiesz komuś, bliskiej Ci osobie....bo terapeutka jest dla Ciebie bliską osobą,że Tobie na niej zalezy? Przecież to jest prawda. I ona o tym doskonale wie! A Ty znowu Joasiu boisz się swoich odczuć. Nie ma w tym nic złego i upokarzającego,żeby się przyznać do swoich emocji, nawet gdy są złe, a co dopiero, gdy są pozytywne!

 

jak sobie próbuję wyobrazić, że to mówię to chce mi się wymiotować, normalnie mnie zebrało na wymioty. :shock:

im bardziej mi na kimś zależy, tym bardziej staram się mu pokazać, że świetnie sobie radzę bez niego.

Asiu...nie jesteśmy samowystarczalni. potrzebujemy inych ludzi i bliskich z nimi relacji.

Ty doskonale znasz swoje mehanizmy, tylko dlaczego Ty nie chcesz zacząć ich zmieniać?

Asiu...naprawdę nic się nie stanie, jeśli przyznasz się przed Nią do swoich uczuć z Nią związanych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, jak zawsze zadziwiają mnie Twoje trafne wypowiedzi...

Ja chcę wyrażać przy niej swoje uczucia, chcę coś zmienić, a nie być wciąż odgrodzona. Tylko uwierz mi, że nie potrafię, siadam przed nią i odlatuję, tj. przestaję czuć siebie a czuję ją, wyczuwam co chce, nawet jak mam się zachować, tak jakbym się rozpływała... :roll: ciężko to wytłumaczyć... :hide: ale to jest koszmarne uczucie. i do tego stopnia uciążliwe, że odgrodziłam się od ludzi i przebywam z nimi tak mało jak to możliwe. :( dzięki temu odgrodzeniu choć trochę siebie czuję. tak, przy innych nie mam swojego zdania, nie wiem co mi się podoba, co lubię. przejmuję to od nich.

Czuję, że poniedziałkowa sesja może być bardzo ważna.

Dziękuję Ci. :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślicie, że mi leki mogły uszkodzić mózg? Że to uczucie "cierpienia' które ja czuję ( na poły fizycznie) mniej więcej od czasu gdy przez tydzień brałam rispolept - że to uszkodzenie mózgu...wiem, że się przerazicie, ale ja przez ostatnie 3 lata - odkąd mi zaczęły uczucia zanikać brałam z 30 róznych leków psychotropowych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, tak, rozumiem... Problem z wyrzuceniem emocji jest jeszcze taki, że ja przy ludziach naprawdę nie czuję siebie. :roll: czuję się jakbym była nimi, przejmowała ich tożsamość, i jak napisała kiedyś naranja, jakbym była odpowiedzią na ich oczekiwania, automatycznie dostosowuję się - przejmuję ich sposób myślenia, postrzegania. siebie czuję tylko gdy jestem sama, a i wtedy niewiele. w ogóle mam wrażenie, jakby mnie wszystko przenikało, nawet naturę, pogodę, wszystko czuję całą sobą. jakbym się tym stawała. czy ja jestem jakoś poważnie chora psychicznie? :shock:

Moja mama mnie nie pocieszała, nie zwierzałam się jej, nie ma między nami silnej więzi. I ona to wie.

 

-- 21 maja 2011, 13:58 --

 

Moniko, o w życiu bym tego wprost nie powiedziała! bo kojarzy mi się to z poniżeniem siebie. zaraz wydaje mi się, że ten ktoś (czyli terapeutka) i tak ma mnie naprawdę gdzieś (choć wiem, że nie), że ma milion innych pacjentów. i wtedy nie mogę jej powiedzieć, że mi jej będzie brakować itd.

 

-- 21 maja 2011, 13:59 --

 

jak sobie próbuję wyobrazić, że to mówię to chce mi się wymiotować, normalnie mnie zebrało na wymioty. :shock:

im bardziej mi na kimś zależy, tym bardziej staram się mu pokazać, że świetnie sobie radzę bez niego.

Asiu, wiem ze Cie to nie pocieszy,ale ja mam podobnie, im bardziej na kimś mi zalezy tym bardzie pokazuje jak bardzo mi nie jest potrzebny :evil: Mój mąz o tym wiem i sobie z tym radzi ale czasem jestm taka okropna ze ...maskara :oops:

btw. u mnie tez zero więzi z mamą, zawsze mni ekrytykowała i wysmiewała ( do teraz tak robi) ,wiec nie bardzo chce mi się z mnią rozmawiac a co dopiero zwierzac :lol:

Wiesz co, nie potrafie pojąc tylko jednego ,jakie to musi byc uczucie ...utożsamiania sie z kimś..bycia jakby nim ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, mózgu Ci leki raczej na pewno nie uszkodziły mechanicznie, ale ja na Twoim miejscu bym się wybrała na EEG i zadała to pytanie psychiatrze.

_asia_, pamiętaj, że jesteś osobą, którą warto kochać, lubić... postaraj się jednak spotkać z kimś, jakimś nawet dalszym znajomym, pójść z nim/nią na spacer po parku, nawet na pół godzinki, gadać o byle czym, może być o pogodzie. Jak się nie przełamie takiej bariery pomiędzy sobą i światem, to ona niestety się pogłębia. Pogłębia się uczucie odmienności, wyobcowania... Przełam się i zadzwoń do kogoś... a może weź na spacer swoją współlokatorkę? To może być na początku nieprzyjemne, trudne tak się do kogoś niezbyt bliskiego zwrócić. Ale wiesz, co? Ja dwa lata tamu miałam epizod depresyjny związany z tym, że z pewnych powodów rozpadła i skłóciła się grupa moich przyjaciół, że rozeszli się na różne strony, a w dodatku jeden chłopak z tej grupy mi się podobał, ale nie zwracał na mnie uwagi. Czułam się samotna, myślałam, że w wakacje będę się spotykać z nimi, a oni się skwasili. Pojechałam na bardzo nieudany wyjazd z koleżanką z tej grupy, ona mnie wystawiła, po dwóch dniach celowo (!) przewróciłam się na posadzkę przy obcych ludziach i kazałam wezwać do siebie pogotowie (chyba żeby padł na mnie odrobinę reflektor, nie wiem). A potem dostałam w nocy takich potów z lęku, bezsenności, nie mogłam nawet przejść do wc, bo się bałam wyjść na korytarz.... no i musiałam przerwać wyjazd i wrócić do domu. Wyobraź sobie, że napisałam na gadu do takiego chłopaka, którego widziałam tylko raz w życiu i raz z nim gadałam w tramwaju (a tak się złożyło, że miałam jego gadu), czy by się ze mną nie spotkał. Spotkaliśmy się raz. Potem drugi... i trzeci... i tak się spotykamy od półtora roku, średnio raz na tydzień. To jest mój najlepszy przyjaciel. Warto wyciągnąć rękę nawet do obcej osoby... kto wie, ile ona będzie dla Ciebie znaczyła za jakiś czas? Dla mnie on był wtedy tylko wypełnieniem pustki... teraz jest najważniejszą osobą. ;) A gdybym nie miała wtedy kryzysu, na pewno by mi nie przyszło do głowy do niego napisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W EEG mam zmiany i jest to stwierdzone przez kilku lekarzy, że wywołały ja leki, prawdopodobnie klozapina, którą mi durnie podawano. Mogłabym za tę klozapinę lekarkę podać do sądu. Mam przez to napadowość. Ale lekarze twierdzą, że to nie może powodować cierpienia.

Ja się bardziej zastanawiam czy risopolept nie mogł wywołać trwałej depresji. Czytałam straszne rzeczy o rispolepcie, a mi on chyba wywołał przerażliwy, utzrymujący się wiele miesięcy niepokój i akatyzję...Jezu co ja w ogóle przeszłam z lekami, to jest trauma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×