Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co jest ze mną nie tak?


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

mam ogromną potrzebę wygadania się i poradzenia. Nie wiem czy komukolwiek będzie chciało się czytać ten elaborat, ale jeśli tak to będę bardzo wdzięczna. W styczniu zaczynam terapię grupową w związku z trwającymi od ostatnich miesięcy stanami depresyjnymi/nerwicą (sama dokładnie nie wiem co mi jest) i chciałabym najpierw zacząć na neutralnym gruncie tzn. na forum.

 

Więc może zacznę od tego, że od zawsze czułam, że coś jest ze mną nie tak, ale nie wiedziałam dlaczego i skąd mi się to bierze. Nie będzie to moja pierwsza grupa, bo już kiedyś miałam nerwicę lękową i byłam na terapii, ale wtedy nie byłam gotowa żeby o tym wszystkim mówić, sprawy rodzinne to było totalne tabu. A w sumie jest o czym mówić…

Moja matka nigdy mnie nie chciała. Cały czas powtarzała mi, że nie jestem jej córką, tylko ojca, że on chciał drugiego dziecka, nie ona. Kiedyś powiedziała mi w kłótni, że żałuje, że mnie nie usunęła (wiem, że na poprzednim dziecku dokonała aborcji). Jednocześnie opowiadała mi jakim okropnym mężem i złym człowiekiem jest mój ojciec a potem kwitowała to wszystko stwierdzeniem, że jestem do niego podobna. Biła mnie, poniżała i wyśmiewała, często do spółki z siostrą.

 

Moi rodzice nigdy się dobrze nie dogadywali. Była to głównie zasługa matki, która nigdy nie okazywała mojemu ojcu miłości, była oschła i wredna, jego też w kółko poniżała i znęcała się nad nim psychicznie. Wiem, że mój ojciec miał romans kilka lat przed moim urodzeniem i myślę, że ona nigdy tak naprawdę mu tego nie wybaczyła, stąd jej zachowanie w stosunku do niego. Formalnie nie wzięli rozwodu, byliśmy rodziną, ale tak naprawdę zawsze była ona podzielona na dwa obozy: matka i siostra kontra ojciec i ja. Moja matka często próbowała używać do swoich zagrywek dzieci tzn. buntowała nas przeciwko ojcu a potem wmawiała mu, że go nie kochamy. Wykrzykiwała mu w kłótniach, że tak naprawdę wolimy ją, bo wiedziała, że najbardziej go to zaboli. Co do mojej siostry była to może i prawda, bo nawet całkiem niedawno stwierdziła, że nienawidzi ojca (a jest już dorosłą kobietą i ma własną rodzinę). Ja natomiast zawsze byłam między młotem a kowadłem. Jako dziecko kochałam matkę i chciałam zasłużyć na jej miłość więc czasem nie potrafiłam otwarcie się jej postawić i wziąć strony ojca. Jednak bardzo go kochałam, bo czułam, że jest jedyną osobą w domu, która mnie od siebie nie odpycha.

Tata nigdy mnie nie bił ani nie wyzywał, w ogóle rzadko kiedy się na mnie denerwował. Kiedy był w domu nie pozwalał też matce mnie bić, ale większość dnia spędzał w pracy, zdarzało się, że wracał dopiero wieczorem. Jednak kiedy był w domu zawsze spędzaliśmy razem dużo czasu, bawił się ze mną, uczył mnie różnych rzeczy i ogólnie zawsze mogłam na niego liczyć.

 

Niestety miał też swoje problemy. Ogólnie jest DDA, był maltretowany przez matkę. Odkąd pamiętam miał zaburzenia nerwicowe, leczył się na depresję. Zdarzały się takie okresy kiedy wracał z pracy i łapały go takie napady paniki, że tylko siedział i cały się trząsł dopóki się nie uspokoił albo w kółko wymyślał sobie jakieś śmiertelne choroby, nadużywał leków (zresztą to akurat trwa do dzisiaj). Pamiętam szczególnie pierwszy epizod depresyjny, który u niego widziałam. Kompletnie się wtedy załamał, miał myśli samobójcze. Były dni, że cały dzień chodził w piżamie, nie golił się albo tylko siedział przybity lub płakał. Strasznie się o niego bałam. Pamiętam, że często mnie wtedy tulił i powtarzał żebym się nie martwiła, że nic mu nie będzie i że tylko dla mnie żyje. Zresztą do tej pory często powtarza, że wtedy tylko dzięki mnie z tego wyszedł tzn. dzięki świadomości, że ma małą córeczkę, która go kocha i potrzebuje, bo inaczej nie wie jak by się to skończyło (jego słowa).

Odkąd pamiętam towarzyszyło mi ciągłe uczucie niepokoju o ojca, czuję się w jakiś dziwny sposób za niego odpowiedzialna. Moja matka otwarcie okazywała mi wrogość i zazdrość, jeszcze bardziej utwierdzając mnie w przekonaniu o wyjątkowej roli, jaką odgrywam dla ojca. Często mówiła z wyrzutem, że on nigdy nikogo tak nie kochał jak mnie: ani jej, ani nawet mojej siostry albo że poza mną nikogo nigdy za nic nie przeprosił i bardziej szanuje mnie niż ją.

 

Przechodząc do sedna, pół roku temu rozstałam się po długim związku ze swoim narzeczonym w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach (typ skrajnie niedojrzałego faceta, mitoman, potem okazało się, że mnie zdradzał a na koniec po prostu z dnia na dzień zerwał ze mną całkowicie kontakt).

Zastanawiające jest to, że zawsze wybierałam tych popapranych emocjonalnie, skrzywdzonych, dziwnych facetów. Jak wyczuwałam, że chłopak normalny, zrównoważony to po kilku spotkaniach się to kończyło. Nie potrafiłam się odnaleźć w takiej relacji, czułam się niepotrzebna, nie miałam tam nic do roboty. Brakowało mi tego dramatyzmu. W moim byłym też najbardziej podobało mi się to, że był taki wrażliwy, delikatny, bardzo uczuciowy. Tak samo jak mój ojciec, miał zaburzenia nerwicowo-depresyjne, bardzo kiepskie relacje w domu, szczególnie z ojcem, który go bił i poniżał. A ja uważałam, że jestem od tego żeby mu pomagać, wspierać, chronić przed całym światem, w kółko wyciągałam go z jakiegoś dołka. Teraz, odkąd zostałam sama, nie mogę się w ogóle pozbierać, czuję się beznadziejna, bezużyteczna, brak mi motywacji do robienia czegokolwiek, mam objawy nerwicowe i czuję, że znowu potrzebuję pomocy.

 

Myślicie, że jest sens poruszać na grupie te wszystkie wątki rodzinne? Że to może mieć jakiś związek z moją wiecznie niską samooceną i problemami w związkach? Jest mi strasznie ciężko o tym mówić, mam poczucie winy i nielojalności wobec rodziców i nie wiem czy inni też tak tego nie odbiorą i czy naprawdę to konieczne żeby o tym mówić. Z drugiej strony czuję, że od zawsze uciekałam od tego tematu, sama siebie oszukiwałam, że w domu wszystko było w porządku i chyba mam już tego dosyć, zaczyna mi to strasznie ciążyć…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne, że warto. Zauważasz jakimi schematami operujesz i jaki ma to destrukcyjny wpływ na Ciebie. Masz wciąż nierozwiązane problemy emocjonalne, a widać że przeszłość na to wszystko rzutuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agath., kiedyś przeczytałem gdzieś, że jak jesteś rodzicem, to jeśli chcesz kogoś zgnoić to najlepiej własne dziecko - bo ono jest jak pies, zawsze wróci, nawet mimo, że może warczeć i myśleć że Cię nienawidzi.

Tak mi się to przypomniało w kontekście Twojej historii.

Myślę, że warto żebyś na grupowej poruszyła tematy rodzinne, jestem pewien, że problemy w związkach wynikają z problemów w domu. Trzymam za Ciebie kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne, że warto. Zauważasz jakimi schematami operujesz i jaki ma to destrukcyjny wpływ na Ciebie. Masz wciąż nierozwiązane problemy emocjonalne, a widać że przeszłość na to wszystko rzutuje.

Właśnie cały czas próbuję znaleźć jakieś inne wytłumaczenie, ciągle usprawiedliwiam rodziców, bo przecież wychowałam się w pełnej rodzinie, nikt nie pił, nie chodziłam głodna ani zaniedbana. Mam cały czas wrażenie, że większość ludzi powie mi: "Miałaś normalną rodzinę więc o co ci chodzi, nie wymyślaj". Ale nie potrafię inaczej wytłumaczyć tego, że ciągle czuję się jak totalne zero i poprzednia terapia przyniosła jedynie krótkotrwałą poprawę...

Co do facetów to najgorsze jest to, że ja nie wiem czy naprawdę chcę to zmienić. Dużo osób mówiło mi, że mój były to nie jest dobry materiał na męża a ja mimo to brnęłam w to wbrew rozsądkowi, bo ten związek był dla mnie czymś na czym opierałam swoje życie i pewnie następnym razem będzie dokładnie tak samo. Bo to jest coś co dobrze znam i gdzieś w podświadomości cały czas uważam, że tylko w takiej relacji się sprawdzę.

 

agath., kiedyś przeczytałem gdzieś, że jak jesteś rodzicem, to jeśli chcesz kogoś zgnoić to najlepiej własne dziecko - bo ono jest jak pies, zawsze wróci, nawet mimo, że może warczeć i myśleć że Cię nienawidzi.

Tak mi się to przypomniało w kontekście Twojej historii.

Myślę, że warto żebyś na grupowej poruszyła tematy rodzinne, jestem pewien, że problemy w związkach wynikają z problemów w domu. Trzymam za Ciebie kciuki!

Dużo w tym prawdy. Ja czytałam gdzieś, że dziecko to jedyna osoba, która jest w stanie wybaczyć nam wszystko i z tym też się zgadzam.

Jedyne czego nie potrafię zrozumieć to dlaczego akurat na mnie tak się wyżywała - moją siostrę traktowała przecież normalnie. Jedyną "winą" do jakiej mogę się przyznać jest to, że faktycznie jestem podobna do ojca. Ale chyba rzeczywiście chodzi o to, że małe dziecko jest po prostu najłatwiejszym celem do wyładowania frustracji. Smutne to...

 

Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi :)

 

-- 04 lut 2015, 20:39 --

 

Dostałam diagnozę: współuzależnienie od zaburzonego ojca.

To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś to przeczytał, odnalazł w tym siebie i zastanawiał się co ze sobą zrobić. Odpowiedź jest jedna: iść na terapię ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×