Skocz do zawartości
Nerwica.com

Inne metody


Wrona123

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

od sporego czasu zastanawiam się nad sposobami psychologów na "pomaganie" innym. Można zauważyć, że wiele osób wybiera się na psychologię, by pomóc sobie, niekoniecznie drugiej osobie. W mojej opinii takie postępowanie jest błędne, gdyż psycholog nie umiejący poradzić sobie ze swoim życiem nie będzie w stanie pomóc komuś innemu. Psychologia jest także kierunkiem na który może dostać się każdy - nieważne czy na maturze zda się historię, matmę czy informatykę, śmiało dostaniemy się na ten kierunek. Nie widzę w tym sensu, przez niewielkie wymagania i bez konkretnego ukierunkowania na psychologię może pójść każdy, niezbyt inteligentny człowiek. Z tej przyczyny wśród takiej liczby psychologów jest niewiele tych dobrych. Kolejny temat, który chciałabym poruszyć, to ich sposoby leczenia - rozmawianie cały czas na temat problemu, dopytywanie się o szczegóły, drążenie tego - w ten sposób można sprawić, że osobie potrzebującej jeszcze bardziej utrwali się zły obraz, to nieprzyjemne wspomnienie. Rozumiem, trzeba powiedzieć psychologowi, o co chodzi. Natomiast nie byłoby lepiej, gdyby kolejnym etapem było zmienienie tematu, próba oderwania myśli potrzebującego od złych wspomnień i nakierowanie go na optymistyczny tok myślenia, niż ciągłe pytanie go "czemu", "dlaczego" i prośby "powiedz więcej na ten temat"?

 

Lubię pomagać innym. Ludzie szybko i chętnie się przede mną otwierają. Próbowałam już wielu rzeczy, by niejednego z problemów wyciągnąć. Z mojego doświadczenia wynika, że takie osoby potrzebują jedynie kogoś, kto ich zrozumie. Stąd też moje pytanie - czy psycholog nie powinien być jednocześnie przyjacielem? Powinien wysłuchać, zrozumieć, doradzić. Dostrzec w rozmówcy zalety, wychwycić jakich tematów nie poruszać, by go nie rozdrażnić. Robić wiele, by poczuł się dobrze i swobodnie. Wtedy sam będzie mówił, gdy odczuje taką potrzebę. Osoby, które mają w życiu ciężko, zawsze uczę dostrzec drugą stronę medalu - żeby oprócz negatywnych skutków umiały zauważyć także te pozytywne. Jest to trudna metoda, aczkolwiek do nauczenia. Prosty przykład - koleżankę rzucił chłopak. Jako zaletę tego można podać kilka faktów: "będziesz mieć więcej czasu dla przyjaciół i dla siebie, będziesz produktywniej spędzać czas wolny. Wiesz jak się ucieszymy, gdy zamiast pójść na spacer z nim, pójdziesz w końcu na spacer z nami?" Potem wystarczy poprosić koleżankę o namyślenie, co jeszcze pozytywnego z tego wyniknie. Po prostu odciąganie od myślenia o negatywach. Dobre są także próby znalezienia innych zajęć, które sprawią przyjemność - zamiast siedzieć i płakać, proponujemy pójść na basen, poczytać, porysować, znaleźć nowe hobby. Im bardziej osoba jest zajęta, tym mniej myśli o przykrych rzeczach. Jeśli ktoś nie potrafi dostrzec u siebie zalet, trzeba samemu je wymienić - najlepiej z argumentacją, gdyż rzucanie myślami, które pierwsze przyjdą nam do głowy, nie zawsze jest dobre. Np.: "Narysujesz mi coś? Kocham twoje rysunki. Mogłabyś nauczyć mnie tak rysować?" To będzie skuteczniejsze niż powiedzenie "fajnie rysujesz." Skuteczne też jest sprowadzanie smutnej osoby na myśl, że pewne przykre działania miały jakiś cel, który ukaże się później. Że wszystko do czegoś dąży i nie należy się poddawać, oraz jedno, ważne zdanie - "gdyby nie cierpienie, nie wiedzielibyśmy co to szczęście." Z owego cierpienia opłaca się zrobić coś, co każdy musi przejść, żeby potem był szczęśliwy. Dowartościowywanie i pomoc w dostrzeżeniu w sobie kogoś wyjątkowego i niepowtarzalnego zawsze było najlepszą metodą, by szybko wyciągnąć kogoś z "doła". Przynajmniej w moim wykonaniu to skutkuje. Czy te metody nie mogłyby być normalnie wykorzystywane przez psychologów? Gdy moja koleżanka (ze stwierdzoną depresją) poszła do psychologa szkolnego po pomoc, to ręce mi opadły, gdy ta zamiast z nią normalnie pogadać, wezwała jej rodziców, wychowawczynię, i wszystko co "w sekrecie" jej powiedziała, rozpowiedziała całej kadrze nauczycielskiej. Oczywiście, żeby jej pomóc. Gdzie tu sens, gdzie logika... Zatem, czy niektóre, jak nie większość "technik" psychologów nie powinna zostać zastąpiona czymś innym?

 

Ostatnią rzeczą o której chciałabym wspomnieć, jest placebo. Wiąże się to ze świadomym wprowadzaniem potrzebującego w błąd, natomiast na jego korzyść. Zamiast leków na depresję można podać w zmienionym opakowaniu witaminę C, z radą brania jednej tabletki na dzień i (wymyślonym) omówieniem w jaki sposób owy lek działa, kiedy pomoże i jaką ma efektywność. U większości osób zauważy się zmianę. Podobne doświadczenie i jego efekty można obejrzeć w jednym z odcinków Derrena Browna -

uważam, że wprowadzenie czegoś takiego przez psychologów w ramach pomocy byłoby skuteczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natomiast nie byłoby lepiej, gdyby kolejnym etapem było zmienienie tematu, próba oderwania myśli potrzebującego od złych wspomnień i nakierowanie go na optymistyczny tok myślenia, niż ciągłe pytanie go "czemu", "dlaczego" i prośby "powiedz więcej na ten temat"?

Wrona123, czytałaś jakieś książki o terapii? A poza tym, złe wspomnienia nie znikną dlatego, że w czasie godzinnej terapii psycholog zmieni temat na optymistyczny, chociaż nie wiem, może komuś to pomaga. Ale zostaje jeszcze 167 godzin całego tygodnia, kiedy wspomnienia mogą wrócić w każdej chwili i uciekanie od nich nic nie da.

 

Stąd też moje pytanie - czy psycholog nie powinien być jednocześnie przyjacielem? Powinien wysłuchać, zrozumieć, doradzić

Nie, nie powinien. Człowiek ma umieć radzić sobie sam albo właśnie zwracać się po pomoc do przyjaciół. A nie wracać do terapeuty po poradę za każdym razem gdy będzie miał w życiu jakiś problem.

 

wychwycić jakich tematów nie poruszać, by go nie rozdrażnić

Na terapię idzie się po to, żeby choćby omówić czemu jakiś temat tak bardzo drażni.

 

Czy te metody nie mogłyby być normalnie wykorzystywane przez psychologów?

Nie wiem z kim miałaś do czynienia, ale terapeuci dostrzegają zalety, mówią o nich, zachęcają do aktywności itp itd. A to, że tak łatwo pocieszyć koleżankę, którą rzucił chłopak, nie znaczy że to samo pocieszy kogoś, kto stracił bliską osobę albo jest w depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem z kim miałaś do czynienia, ale terapeuci dostrzegają zalety, mówią o nich, zachęcają do aktywności itp itd. A to, że tak łatwo pocieszyć koleżankę, którą rzucił chłopak, nie znaczy że to samo pocieszy kogoś, kto stracił bliską osobę albo jest w depresji.

 

Osoby, które straciły kogoś bliskiego, też pocieszałam. Powstrzymałam także dwie osoby przed samobójstwem, więc o trudnościach coś wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wrona123, nie wiem, może i Tobie metody terapeutyczne nie pasują, ale ja tam nie mam nic przeciwko. Ludzie są różni, żadne teksty typu "bez cierpienia nie wiedzielibyśmy co to szczęście" nie pocieszyłyby mnie gdybym była w depresji, raczej poczułabym się kompletnie niezrozumiana. Tak samo z szukaniem pozytywów, ale nie wiem jak dokładnie wygląda w Twoim przypadku pocieszanie, może robisz to całkiem umiejętnie. W każdym razie ja wiem, że przyjaciel mnie nie wyleczy z moich zaburzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×