Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wrona123

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Wrona123

  1. Wrona123

    Witam.

    xyzabc, miło Cię poznać. :)
  2. http://www.youtube.com/watch?v=vaqH3v31X4w#t=86 "Stand and fight Live by your heart Always one more try I'm not afraid to die Stand and fight Say what you feel Born with a heart of steel!" Swoją drogą, najpiękniejsza piosenka jaką znam.
  3. Wrona123

    Inne metody

    Osoby, które straciły kogoś bliskiego, też pocieszałam. Powstrzymałam także dwie osoby przed samobójstwem, więc o trudnościach coś wiem.
  4. Wrona123

    Inne metody

    Witam, od sporego czasu zastanawiam się nad sposobami psychologów na "pomaganie" innym. Można zauważyć, że wiele osób wybiera się na psychologię, by pomóc sobie, niekoniecznie drugiej osobie. W mojej opinii takie postępowanie jest błędne, gdyż psycholog nie umiejący poradzić sobie ze swoim życiem nie będzie w stanie pomóc komuś innemu. Psychologia jest także kierunkiem na który może dostać się każdy - nieważne czy na maturze zda się historię, matmę czy informatykę, śmiało dostaniemy się na ten kierunek. Nie widzę w tym sensu, przez niewielkie wymagania i bez konkretnego ukierunkowania na psychologię może pójść każdy, niezbyt inteligentny człowiek. Z tej przyczyny wśród takiej liczby psychologów jest niewiele tych dobrych. Kolejny temat, który chciałabym poruszyć, to ich sposoby leczenia - rozmawianie cały czas na temat problemu, dopytywanie się o szczegóły, drążenie tego - w ten sposób można sprawić, że osobie potrzebującej jeszcze bardziej utrwali się zły obraz, to nieprzyjemne wspomnienie. Rozumiem, trzeba powiedzieć psychologowi, o co chodzi. Natomiast nie byłoby lepiej, gdyby kolejnym etapem było zmienienie tematu, próba oderwania myśli potrzebującego od złych wspomnień i nakierowanie go na optymistyczny tok myślenia, niż ciągłe pytanie go "czemu", "dlaczego" i prośby "powiedz więcej na ten temat"? Lubię pomagać innym. Ludzie szybko i chętnie się przede mną otwierają. Próbowałam już wielu rzeczy, by niejednego z problemów wyciągnąć. Z mojego doświadczenia wynika, że takie osoby potrzebują jedynie kogoś, kto ich zrozumie. Stąd też moje pytanie - czy psycholog nie powinien być jednocześnie przyjacielem? Powinien wysłuchać, zrozumieć, doradzić. Dostrzec w rozmówcy zalety, wychwycić jakich tematów nie poruszać, by go nie rozdrażnić. Robić wiele, by poczuł się dobrze i swobodnie. Wtedy sam będzie mówił, gdy odczuje taką potrzebę. Osoby, które mają w życiu ciężko, zawsze uczę dostrzec drugą stronę medalu - żeby oprócz negatywnych skutków umiały zauważyć także te pozytywne. Jest to trudna metoda, aczkolwiek do nauczenia. Prosty przykład - koleżankę rzucił chłopak. Jako zaletę tego można podać kilka faktów: "będziesz mieć więcej czasu dla przyjaciół i dla siebie, będziesz produktywniej spędzać czas wolny. Wiesz jak się ucieszymy, gdy zamiast pójść na spacer z nim, pójdziesz w końcu na spacer z nami?" Potem wystarczy poprosić koleżankę o namyślenie, co jeszcze pozytywnego z tego wyniknie. Po prostu odciąganie od myślenia o negatywach. Dobre są także próby znalezienia innych zajęć, które sprawią przyjemność - zamiast siedzieć i płakać, proponujemy pójść na basen, poczytać, porysować, znaleźć nowe hobby. Im bardziej osoba jest zajęta, tym mniej myśli o przykrych rzeczach. Jeśli ktoś nie potrafi dostrzec u siebie zalet, trzeba samemu je wymienić - najlepiej z argumentacją, gdyż rzucanie myślami, które pierwsze przyjdą nam do głowy, nie zawsze jest dobre. Np.: "Narysujesz mi coś? Kocham twoje rysunki. Mogłabyś nauczyć mnie tak rysować?" To będzie skuteczniejsze niż powiedzenie "fajnie rysujesz." Skuteczne też jest sprowadzanie smutnej osoby na myśl, że pewne przykre działania miały jakiś cel, który ukaże się później. Że wszystko do czegoś dąży i nie należy się poddawać, oraz jedno, ważne zdanie - "gdyby nie cierpienie, nie wiedzielibyśmy co to szczęście." Z owego cierpienia opłaca się zrobić coś, co każdy musi przejść, żeby potem był szczęśliwy. Dowartościowywanie i pomoc w dostrzeżeniu w sobie kogoś wyjątkowego i niepowtarzalnego zawsze było najlepszą metodą, by szybko wyciągnąć kogoś z "doła". Przynajmniej w moim wykonaniu to skutkuje. Czy te metody nie mogłyby być normalnie wykorzystywane przez psychologów? Gdy moja koleżanka (ze stwierdzoną depresją) poszła do psychologa szkolnego po pomoc, to ręce mi opadły, gdy ta zamiast z nią normalnie pogadać, wezwała jej rodziców, wychowawczynię, i wszystko co "w sekrecie" jej powiedziała, rozpowiedziała całej kadrze nauczycielskiej. Oczywiście, żeby jej pomóc. Gdzie tu sens, gdzie logika... Zatem, czy niektóre, jak nie większość "technik" psychologów nie powinna zostać zastąpiona czymś innym? Ostatnią rzeczą o której chciałabym wspomnieć, jest placebo. Wiąże się to ze świadomym wprowadzaniem potrzebującego w błąd, natomiast na jego korzyść. Zamiast leków na depresję można podać w zmienionym opakowaniu witaminę C, z radą brania jednej tabletki na dzień i (wymyślonym) omówieniem w jaki sposób owy lek działa, kiedy pomoże i jaką ma efektywność. U większości osób zauważy się zmianę. Podobne doświadczenie i jego efekty można obejrzeć w jednym z odcinków Derrena Browna - uważam, że wprowadzenie czegoś takiego przez psychologów w ramach pomocy byłoby skuteczne.
  5. Wrona123

    Witam serdecznie

    Hej. Są tu mili ludzie, więc o to nie musisz się martwić. Sama jestem od niedawna, a coraz bardziej mi się podoba. Głowa do góry! : )
  6. Jestem przemęczona, a mam coraz więcej obowiązków. Mam już dość...
  7. Wrona123

    Fotografia

    Jest to efekt obróbki - nałożyłam dwa zdjęcia na siebie. Na pierwszym było same pomieszczenie, na drugim koleżanki.
  8. Wrona123

    Fotografia

    Dziękuję wszystkim za opinie. :)
  9. Wrona123

    Fotografia

    Moje fotografie raczej wybitne nie są, sama nie wiem co o nich sądzić. Oceńcie, każda opinia mile widziana. Jeśli nawet się spodobają, to mogę dać link do ich większej ilości. Przykładowe: http://i42.tinypic.com/2ahhzpd.jpg http://i40.tinypic.com/dd189.jpg http://i40.tinypic.com/2rx90ld.jpg
  10. Wrona123

    Hej.

    Jak już tu jestem, to się przywitam. Wypada. Lubię pomagać innym, gdyż pozwala mi to zapomnieć o swoich problemach. Póki co czuję się tu obco i dalej nie wierzę, że się tu zarejestrowałam - nie mam w zwyczaju opowiadać o tym co mnie drażni, tak więc... To pierwszy raz gdy się tak otwieram przed szerszym, nieznanym mi gronem. Mam nadzieję, że jednak szybko się oswoję i spędzę tu miło czas.
  11. Wrona123

    O co chodzi?

    Ależ ja to wszystko wiem. Doszłam do tego, że to co czułam, to było bardziej zafascynowanie niż sama miłość. Chodzi bardziej o to, że nie potrafię pogodzić się z tym, że osoba, z którą byłam niegdyś tak blisko, była w stanie mnie tak podle potraktować. Był on także pierwszą osobą w życiu od której usłyszałam słowa nie tylko "kocham", ale także "nienawidzę cię." Jestem przewrażliwiona, z tego też zdaję sobie sprawę. Możliwe, że mimo tego, że niedługo osiągnę pełnoletność, wciąż mogę być niedojrzała psychicznie. To co się wtedy wydarzyło to był dla mnie najcięższy okres w życiu, który bardzo mną wstrząsnął. Zastanawiam się, czy są moze jeszcze jakieś sposoby na zapomnienie o złych przeżyciach. Czekanie nie zawsze jest najlepszym lekarstwem. Czy może faktycznie to nie jest depresja podsycana przewrażliwieniem? A może przez to że jestem przewrażliwiona obawiam się, że mam/dostanę przez to w końcu depresji... Poplątane to.
  12. Wrona123

    O co chodzi?

    Hej. Pierwszy raz jestem na tego typu forum. I to pierwszy raz kiedy to ja zwracam się do kogoś o pomoc... Historia jest długa i pokręcona jak moda na sukces, ale niezbędna do wyjaśnienia o co chodzi. Postaram się streścić. W wieku 16 lat spotkałam kogoś po raz pierwszy, nazwijmy go Marek. Mieszkamy w bardzo oddalonych od siebie miastach - niech będą to Wrocław i Gdańsk. Marek był moją pierwszą miłością, poznaną przez koleżankę na skype'u. Cóż powiedzieć, szybko się w sobie zakochaliśmy i byliśmy razem. Spotykaliśmy się raz na jakiś czas, przyjeżdżał do mnie. Byłam nim zafascynowana - był dla mnie jak ideał, podziwiałam go na każdym kroku. "Wymarzony chłopak" można by rzec. Po 3 miesiącach związku zaczęły się problemy. Oboje poszliśmy do nowej szkoły, poznaliśmy nowych ludzi. Mój "ideał" zaczął mnie zdradzać. Otwarcie się do tego przyznawał. Za pierwszym razem, gdy usłyszałam, że całował się z inną, chciałam się zabić. Gdyby nie przyjaciółka, która tak bardzo się o mnie martwiła, że zamiast pójść do szkoły to całymi dniami siedziała u mnie - nie wiem czy dalej bym tu była. Potem Marek do mnie wrócił. Stwierdził, że tamta "to nie to" i chce być ze mną. Ucieszyłam się jak głupia, zgodziłam się. Niestety sytuacja się powtarzała. Cały czas mnie okłamywał. nazywał nawet siebie "bogiem kłamstwa." Ja to cały czas znosiłam, w końcu tak bardzo go kochałam. Żyłam naiwną nadzieją, że znów wróci do mnie, że się zmieni, że to przez tą odległosć, że to mnie kocha. Po pół roku związku zakończył go całkowicie. Przez kilka miesięcy nie umiałam się pozbierać, ale dzięki kilku osobom w końcu się to udało. Zaczęłam żyć, zamiast przesiadywać całymi dniami na skype'u. Znalazłam nowego chłopaka, mieszkającego tuż obok. Po jakimś czasie odbieram telefon, a po drugiej stronie - Marek. Chciał do mnie wrócić. Nie byłam już taka naiwna i powiedziałam stanowcze nie, ze już mam kogoś innego. Na to powiedział, że jeśli do niego nie wrócę, to popełni samobójstwo. Znowu chodziłam przerażona przez kilka dni nie wiedząc co robić. Po kilku dniach dał mi znać że nie ma na to odwagi. Przez jakiś czas dzwonił i pisał. Mówił że to wszystko to moja wina, że przeze mnie się rozeszliśmy. Że mnie kocha, jestem dla niego wszystkim. A potem znów nadeszła cisza. Po 2 miesiącach jego kumpel napisał mi, że Marek ma już nową dziewczynę. Zdenerwowałam się, zaczęłam płakać. Nie wiem nawet czemu, nie powinno mi zależeć na kimś, kto mnie zdradzał i mnie zostawił, a jednak to bolało. Od czasu zerwania Marek śni mi się każdej nocy. Minęło już 11 miesięcy od tego czasu. Niedawno ja próbowałam do niego się odezwać, spróbować spokojnie porozmawiać, wyjaśnić wszystko sobie i się pogodzić. Napisał wyłącznie, że nie chce mnie znać, że jestem najpaskudniejszą osobą jaką zna. Od 11 miesięcy nie umiem zapomnieć o tej osobie, nie ma nocy, w której by mi się nie snił, to już jest dla mnie normą. Cały czas tęsknię i chce mi się płakać przez to co się stało. Myślałam, ze jak zaczekam, to samo minie. Nie mija ani trochę. Wiem że mam problem, ale nie mam zbytnio pieniędzy by udać się do psychologa. nasza psycholog szkolna jest... Hm, bądźmy szczerzy - nie nadaje się do tej pracy. Obawiam się, że jak pójdę do niej, to będę mieć jeszcze większą depresję niż teraz. Nie wiem co ze sobą robić, chcę już o nim zapomnieć, a nie umiem. Po prostu nie umiem. Nie piszcie mi że mam czekać kolejny rok. Jeśli po jednym nie minęło to wątpię żeby za kolejny wszystko było ok. Nie mam po Marku żadnych pamiątek, usunęłam jego numer, ostatni kontakt był przez mojego brata - on do niego pisał, są (niestety) kumplami. Co robić? Wiem, że pierwszą miłość zawsze się przeżywa, ale nie przesadzajmy... Za bardzo zniszczyło mi to psychikę. PS przepraszam jeśli napisałam chaotycznie, ale jestem zestresowana, zdenerwowana, śpiąca, wszystko co się da...
×