Skocz do zawartości
Nerwica.com

90% studentów psychologii jest zaburzonych


scrat

Rekomendowane odpowiedzi

http://psychocje.blox.pl/2010/01/O-psychologach.html

 

Kopia:

 

O psychologach

 

Zły to ptak, co własne gniazdo kala – mówi znane przysłowie. Ale widocznie pisany jest mi los renegata. Zamierzam bowiem napisać parę słów o psychologach i psychoterapuetach.

 

Jeśli przyjąć, że 3/4 ludzi jest w jakimś stopniu zaburzonych (za Stephenem Johnsonem), to na studiach psychologicznych musi ich być co najmniej 90%. Taka sytuacja ma swoje podstawy. Na psychologię idą ludzie, którzy interesują się problemami psychicznymi. A najczęściej zainteresowanie to ma źródło w samym sobie. W sumie to naturalne.

 

Pytanie jednak jakie niesie to ze sobą konsekwencje. Czasami całkiem dobre – trudno wnikać w innych ludzi, jeśli kompletnie nie ma się pojęcia, co oni czują. Mając jakieś swoje podobne doświadczenie – ale już przepracowane – można dużo pełniej zrozumieć pacjenta. Ale tylko pod warunkiem, że dany psycholog przedtem przeszedł terapię własną. A niestety wcale nie jest to częste. Wiele psycholożek (bo to jednak głównie kobiecy zawód) kończy swój zawodowy rozwój wraz z uzyskanie tytułu magistra. Wiele z tych osób kończy uczelnię z bardzo dobrymi ocenami, a o naturze ludzkich problemów nie ma zielonego pojęcia. Co innego nauczyć się i zdać, a co innego rozumieć. Mam znajomych, którzy potrafili pozaliczać wszystko na bardzo dobre oceny, a nie potrafili nawet części tej wiedzy odnieść do innych, a już wcale do siebie. To jak uczenie się sztuki – przy odrobinie wytrwałości i „kujoństwa” można perfekcyjnie opanować teorię, a nic nie umieć narysować. Problem tkwi właśnie w tym, że taka dobra uczennica – psycholożka - trafia potem do poradni już jako praktyk. I co dalej? Nic dobrego, bo nawet jeśli to najzwyklejsza poradnia powiatowa, to ludzie do niej przychodzący idą jak do prawdziwego autorytetu. A potem mamy sytuację, że uczył Marcin Marcina. Jedna z bliskich mi osób szukała pomocy u takiej pani psycholog. Miała szczęście, ponieważ ta jej psycholożka okazała się uczciwa – powiedziała, że nie może jej pomóc, bo sama ma taki sam problem. Przynajmniej tyle...

 

Skąd się bierze w ludziach chęć zostania psychologiem? Ano najczęściej z wewnętrznej potrzeby pomagania innym ludziom. Jeden z bardziej uznanych wykładowców-praktyków zwykł mawiać, że większość studentek psychologii minęła się z powołaniem, ponieważ powinny pójść na pielęgniarstwo. Wypełniłyby swoją misję pomagania innym z lepszych efektem dla ludzkości, bo niestety pojąć istoty psychologii nie są w stanie.

 

Trochę to brutalne, ale czasem najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Gdybym miał być szczery sam ze sobą, to pomimo osobistej sympatii do poszczególnych ludzi, nie poleciłbym jako psychologów 90% z moich znajomych, z którymi kończyłem studia. Ta drobna część, która kształci się na terapeutów w dobrej szkole terpautycznej z przymusem terapii własnej, zostanie odpowiedzialnymi fachowcami. Ale większość tego nie zrobi i nigdy nie zrozumie prawdziwych znaczeń tych pojęć, których kiedyś uczyło się z książek. Wielu absolwentów zostaje terapeutami bez przerobienia swoich własnych problemów. Po prostu udają się do instytucji oferujących państwową psychoterapię i odbywają tam staże. Z czasem sami zaczynają prowadzić psychoterapie, ale gdy wejść z nimi w bliższy kontakt, okazuje się, że mają swoje własne nierozwiązane problemy, często niewiele mniejsze niż te, które zgłaszają ich pacjenci.

 

Kiedy zakładałem tego bloga pytałem się ludzi na forum „psychologia”, czy widzieliby na niego miejsce i o czym mógłbym pisać. Padła odpowiedź, żebym pisał o tym, jakie podejście powinien wykazywać pacjent w stosunku do terapeuty. Gdzieś za tym kryła się myśl, że terapeuta zawsze ma rację i sukces terapii leży w wykonywaniu jego poleceń. Tylko, że ja tak wcale nie uważam. W swoim życiu spotkałem się już z wieloma terapeutami – z dwoma jako pacjent, z kolejnymi kilkunastoma jako student i z kilkoro kolejnymi (wchodzącymi właśnie do pracy zawodowej) jako znajomy ze studiów. Znam też prywatnie kilku pacjentów – to przeważnie ci psychologowie, którzy zaczęli swoją podróż od siebie, zanim odważyli się pomagać innym. I ci ostatni też zwykle odwiedzili kilku terapeutów, zanim znaleźli kogoś odpowiedniego. Na podstawie tych doświadczeń i wiedzy mam dość przygnębiające wnioski – sensownych i naprawdę godnych polecenia terapeutów jest jednak mniejszość, góra 1/4. Reszta niestety albo nawet nie próbowała przerobić swoich problemów (lub co gorsza nawet nie jest ich świadoma), albo im się to nie udało z uwagi na to, że skończyli kiepską terapię własną. Nie chcę tu poddawać jakiejś subiektywnej ocenie postawy innych ludzi, ale nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że dobrym terapeutą może być np. ciapowaty, depresyjny facet bez cienia męskości. Jak miałby wtedy pomóc komuś, kto miał w przeszłości problemy z własnym ojcem? Tak samo w drugą stronę – nie wyobrażam sobie, że zarozumiały, niszczycielski narcyz może być empatycznym terapeutą. A o neurotycznych, pogubionych psycholożkach już wspominałem.

 

Czasami spotykam się gdzieś z opinią, że psychoterapia nie działa. Niestety to często słuszna opinia, bo w części przypadków po prostu nie ma prawa sensownie zadziałać. Prowadzą ją ludzie, którzy sami są pogubieni, z zaburzeniami i którym brak kompetencji. Niestety wszyscy - ci prawdziwi fachowcy i ci, do których nalepiej pasuje miano "konowała" - występują pod wspólnym mianem terapeutów. Może to i przygnębiające, ale jedyne co na pewno warto, to nie poddawać się, szukać do skutku i zdać się na intuicję – to ona podpowie nam, komu warto zaufać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na psychologię idą ludzie, którzy interesują się problemami psychicznymi. A najczęściej zainteresowanie to ma źródło w samym sobie. W sumie to naturalne.

Tez myslalem o psychologii, ale nie odwazylem sie, wlasnie z powodow swoich problemow, przeciez to nieodpowiedzialne.

 

Wiele psycholożek (bo to jednak głównie kobiecy zawód) kończy swój zawodowy rozwój wraz z uzyskanie tytułu magistra. Wiele z tych osób kończy uczelnię z bardzo dobrymi ocenami, a o naturze ludzkich problemów nie ma zielonego pojęcia. Co innego nauczyć się i zdać, a co innego rozumieć.

A na dowod filmik o pani psychoterapeutce wypowiadajacej sie na temat nerwicy: http://www.youtube.com/watch?v=HU7cdVXaMfc

Haha, pani sie nie zna.

 

Mam znajomych, którzy potrafili pozaliczać wszystko na bardzo dobre oceny, a nie potrafili nawet części tej wiedzy odnieść do innych, a już wcale do siebie. To jak uczenie się sztuki – przy odrobinie wytrwałości i „kujoństwa” można perfekcyjnie opanować teorię, a nic nie umieć narysować. Problem tkwi właśnie w tym, że taka dobra uczennica – psycholożka - trafia potem do poradni już jako praktyk. I co dalej? Nic dobrego, bo nawet jeśli to najzwyklejsza poradnia powiatowa, to ludzie do niej przychodzący idą jak do prawdziwego autorytetu.

Takie mam zdanie o psychologach/terapautach. Wiem, nie mozna uogulniac. Wyobrazcie sobie jednak ilu prawdziwych, znajacych sie na fachu informatykow konczy polskie uczelnie, sposrod wszystkich uczacych na pewno niewielu (znam kilku takich "imformatykóf"), a ilu psychoterapeutow po studiach naprawde wie, jak pomoc innym? Mysle, ze znacznie mniej niz w przypadku informatykow.

Jesli jest tu jakiś psychoterapeuta, niech sie broni : )

 

... zaś 80 % studentów filozofii ma problemy egzystencjalne ...niestety nie mam linku z danymi

Nie zgadzasz sie z autorem wypowiedzi?

 

I zeby bylo jasne, to nie tak, ze psiocze na psychoterapeutow, a nie mialem z zadnym stycznosci, otoz mialem i co prawda pan terapeuta byl milym czlowiekiem, nawet stwierdzil, ze w mlodosci byl taki jak ja, ze tez mial problemy, itp. Powiedzial, ze sporo czasu zajelo mu poradzenie sobie z nimi, jednak ja widzalem, ze nie wyglada na radosnego, zdrowego czlowieka, a raczej kogos, kto i owszem poradzil sobie, ale zdrowy do konca nie jest. Nawet mu o tym powiedzielem, ze tak o nim mysle, ale nie pamietam odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mercury: Ok

 

A mozna to rozciagnac na prawnikow ktorzy maja problem z prawem? Filologow z dysleksją? W-Fistow z ADHD? Chemikow - alkoholikow? Troche sie nabijam, ale jakos nie widze zwiazku jednego z drugim. A moze po prostu nie znam sie na statystyce?

Nie mozna, bo raz: psychologia to specyficzny kierunek, gdzie ludzie go studiujacy powinni wybijac sie znacznie ponad przecietnosc jesli mowa o zrozumieniu ludzkiej psychiki, chyba, ze to na studiach ucza ich empatii, inteligencji i wnikliwosci...... nie sadze. Ponadto, zeby zrozumiec i pomoc innym ludziom samemu trzeba byc zdrowym. Nie wystarczy tez wykuc sie na pamiec 30 ksiazek o zaburzeniach psychicznych, zeby byc dobrym psychoterapeuta, zeby byc dobrym prawnikiem wystarczy (oczywiscie nie ksiazek o zaburzeniach).

Statystycznie w kazdym zawodzie specjalistow jest znacznie mniej niz calej reszty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wg mnie najwieksze znaczenie w pracy z ludzmi np psychoterapeuty wlasnie ma osobowosc wiele czynnikow skladajacych sie na nia

wazne jak ktos poradzil/radzi sobie ze swoimi problemami-sam fakt bycia zaburzonym nie mowi mi nic

wiedza teoretyczna to podstawa niezbedna wszystkim ale od potencjalu poszczegolnych jednostek i tzw powolania zalezy jakosc pracy

to cos jak z nauczycielami: mozna uczyc i 'uczyc' - fajny wartosciowy nauczyciel trafia sie rzadko

dla mnie nie istnieje cos takiego jak terapeuta idealny krystalicznie czysty bez jakiejkolwiek przeszlosci i wszechwiedzacy

osobiscie wolalbym wspolpracowac z kims kto sam ma za soba podobne doswiadczenia niz z kims calkowicie oderwanym od tematu

nie kazdemu pacjentowi musi tez odpowiadac ten sam specjalista

co to - all or nothing thinking? tysiace ludzi pracuja w tych samych zawodach i to jasne ze sa lepsi i gorsi

tak jak w zyciu ktos musi tworzyc przestrzen pomiedzy skrajnymi punktami osi

to nasz wybor z kim pracujemy - mozemy domagac sie dyplomow certyfikatow albo opierac sie na opiniach innych

najlepiej chyba jednak po prostu przetestowac - ale to juz wiemy

 

poza tym nie wszyscy studenci psychologii chca zostac psychologami czy psychoterapeutami z zawodu

tekst wg mnie mocno przesadzony autor sili sie na nie wiadomo na co a nie wiem co mial w ogole na celu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mozna to rozciagnac na prawnikow ktorzy maja problem z prawem? Filologow z dysleksją? W-Fistow z ADHD? Chemikow - alkoholikow? Troche sie nabijam, ale jakos nie widze zwiazku jednego z drugim. A moze po prostu nie znam sie na statystyce?

 

akurat mój były jest alkoholikiem i ćpunem, po alkoholu prowadzi samochód i tylko dlatego że umie jakoś z tych sytuacji się wymigać, kartę ma czystą, ale na codzień jest prawnikiem i pracuje w sądzie (tzn pracował 2 lata temu, teraz nie wiem co u niego bo nie utrzymuję z nim kontaktu).

 

Myślę, że w każdej "branży" znajdą się tacy którzy "czyści" nie są, ale bez przesady żeby aż 90 %.

 

Myślę, że po prostu jak w życiu, zawsze znajdą się jakieś wyjątki. Ja sama nie byłam aniołkiem na studiach a teraz jestem porządnym urzędnikiem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielu jest ludzi którzy brali za młodu i byli uzależnieni od np. narkotyków.

Teraz są terapeutami właśnie od dragów i się w tym sprawdzają że tak powiem

Tu sie zgodze, o ile wiem to alkoholicy dokladnie tak samo - w roli terapeutow, o ile zachowaja abstynencje, sprawdzaja sie najlepiej.

 

[Dodane po edycji:]

 

A 90% studentow na medycynie cpalo amfe i inne.

Bardziej to chyba efedryne :mrgreen::mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest to logiczne.

 

kiedys kolega mi opowiadał o profesorze pewnym, który pisał prace nt. wpływu substancji odurzających czyli dragów na ludzki umysł i organizm [nie wiem czy taki był dokładnie temat tej pracy] i wprost powiedział studentom, że nie mógłby o tym pisać, gdyby wcześniej nie spróbował jak one działaja, czyli przyznał się że ćpał. hmm ciekawa jestem kto był jego dilerem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Guzik prawda :roll:

To tak słowem wstępu.

A słowem ostatnim - każdy z nas, podkreślam KAŻDY na jakiś czas mógłby lądować w szpitalu psychiatrycznym, bez wyjątku.

Psycholog, psychiatra to też człowiek.

A jeśli taki 'zaburzony' trafia na studia żeby się niby to wyleczyć, odpada szybko, jak nie w trakcie nauki, to później.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Wirginia Zachodnia napisał:

Jedno z nich jest bardziej pracowite, a drugie mniej.  Nie sprawiają wrażenia, by mieli problemy ze sobą. 

Lenistwo też nie jest problemem, bo niby dlaczego człowiek miałby zachrzaniać? Robić tylko tyle ile trzeba, i nic ponadto. Za to mieć więcej czasu dla siebie. 

 

A tak serio - na psychologię często idą ludzie, którzy czują, że gdzieś pójść muszą, tylko sami do końca nie wiedzą gdzie. Znaleźć tam można rozmaitych animatorów, wolontariuszy, którzy myślą o załapaniu się na etat w jakiejś państwowej placówce. Część z tych ludzi będzie się zajmować np. dziećmi autystycznymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×