Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nawrót nerwicy? Depresja?


Reszka.1978

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

To mój pierwszy post, więc witajcie wszyscy Forumowicze 🙂

Troszkę o mnie. Ogólnie postrzegana jestem jako osoba zwariowana, optymistyczna, chociaż czasem złośliwa, lubię pomagać ludziom, choćby to było wspieranie dobrym słowem i wiele osób dziwi się wręcz, że może mi coś dolegać. Nerwicę lękową i wegetatywną zdiagnozowano u mnie z dziesięć lat temu, podobnie jak początki depresji. Ataki paniki, gorąco w całym ciele, w głowie, drętwienia rąk, mrowienie skóry, bóle brzucha, dreszcze, wymioty i częste chodzenie do łazienki, brak apetytu (bo ciągle chciało mi się wymiotować), wybudzenia w nocy z uczuciem, że umieram, walącym sercem, niemożnością oddychania - kilka razy przez to lądowałam na nocnym dyżurze. W pracy, na spacerach, nogi robiły mi się z waty i miałam wrażenie że się zaraz przewrócę, do tego dochodziło wrażenie jakby wszystko było za szybą, jakby świat, otoczenie było niczym innym jak filmem, który oglądam. Przez jakieś dwa lata lata brałam leki na nerwicę z gatunku tych najłagodniejszych Hydroksyzynę i jakiś antydepresant, ale niestety nie pamiętam nazwy - a więc powtarzałam sobie zawsze, że nie jest jeszcze ze mną najgorzej. Później po konsultacji z lekarzem leki zostały odstawione, jako, że chciałam sobie radzić z moimi lękami bez leków, chociaż przyznaje się bez bicia, że od jakiś dwóch lat, na noc wypijam Senospasminę, co chociaż jest na pewno słabym środkiem śpię spokojnie. Co prawda nadal sporadycznie zdarzają mi nocne wybudzenia, ale już nie wywołują takich ataków paniki jak kiedyś. Siedem lat temu u mojej mamy zdiagnozowano raka, jak można się domyślić nerwica wróciła.Teraz w sumie jedynym lękiem był lęk o mamę i jej zdrowie i życie, chociaż nerwica zafundowała mi powtórkę z rozrywki. Niestety jestem osobą samotną i mam tylko ją. Rodzina z gatunku tych z którymi dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach i to w takim miejscu z którego można się odciąć. Z powodu tej nerwicy i dość trudnej sytuacji materialnej nas obu, mieszkamy razem, więc jak można się domyślić, jesteśmy blisko ze sobą związane. Bywało różnie, lepiej, gorzej, kilka razy traciłam pracę, więcej czasu pracując dorywczo, na umowę-zlecenie, czasem wręcz na czarno. Sytuacja na pewno nie wpływa korzystnie na moją psychikę, niska samoocena, brak wiary we własne możliwości. Ale jakoś szło do przodu, chociaż są dni, że czuje się jak rasowy nieudacznik i porażka życiowa. W minionym roku 40 lat minęło jak jeden dzień. Niby nic się nie takiego stało, nic się nie zmieniło. Jednak w listopadzie dopadły mnie myśli, że jestem po prostu stara, nic już w życiu nie osiągnę, że nie wypada mi robić rzeczy które robią młodzi, choćby to było głupie wyjście do jakiejś kawiarni czy pizzerni. Co jest dla mnie bardzo dziwne, bo mentalnie nie czuje się osobą starszą niż 25 lat. Zawsze lepiej dogadywałam się z osobami młodszymi, niż w moim wieku. Więc nagle pojawienie się takich myśli zdołowało krótko mówiąc. Zwłaszcza, że dosłownie dzień wcześniej było wszystko dobrze. To było tak jakbym szła równym chodnikiem i ktoś podstawił mi nogę, albo rzucił mi coś pod nogi.

Przechodząc jednak do sedna. Od kilku dni wieczorami przychodzą czarne myśli dotyczące mojej mamy. Że za chwilę jej zabraknie, że umrze, odejdzie i zostanę całkiem sama. Myśli te wywołują u mnie uderzenia gorąca, wali mi serce, boli mnie brzuch i chce mi się płakać. Łapie się na tym, że robię kompletnie irracjonalne rzeczy jak głaskanie ubrań mamy czy wczoraj zrobiłam jej ukradkowe zdjęcie - żeby mieć jak najwięcej pamiątek. Dzisiaj od rana nie mogę pozbyć się tej myśli, cały czas mam uderzenia gorąca, boli mnie brzuch, a niczym nie mogę się skupić, chociaż próbuję. Myślałam nawet dzisiaj o tym, że muszę nakręcić z nią jakiś filmik, żeby móc słyszeć jej głos, gdy już jej nie będzie! To jest jakaś paranoja i masakra. Zwłaszcza, że nie mam absolutnie żadnych logicznych i fizycznych przesłanek żeby mama mogła mnie w najbliższym czasie opuścić. Od diagnozy minęło 7 lat, tyle samo od operacji. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują że raczysko zostało pokonane - wiadomo, że mogą być jakieś wznowy, ale z tego co wiem jest to mało prawdopodobne. Co prawda mama najmłodsza już nie jest - ma 68 lat, ale jest aktywna, w domu usiedzieć nie może. Kompletnie nie wiem skąd się u mnie wzięły takie myśli. Owszem zaraz po diagnozie nieźle się załamałam, ryczałam w tajemnicy przed mamą, bo przy niej chciałam być silna i ją wspierać ze wszystkich sił. Wróciły napady lękowe, były dni, że nie chciałam mamy nawet na chwilę zostawiać samej, najchętniej spałabym z nią w jednym łóżku, ale to przeszło, poradziłam sobie i to nawet bez pomocy leków uspokajających. I wydawać by się mogło, że wszystko jest okej. A teraz właśnie od kilku wieczorów i dzisiaj od rana takie myśli. Tłumaczę sobie, że jestem rasową idiotką i się nakręcam, że mamie nic nie jest i wszystko będzie dobrze, a z drugiej strony mam taką paskudną myśl - a co jeśli to jakieś wewnętrzne przeczucie? Co jeśli mam rację i czuję, że mama niedługo odejdzie? I ganię się za to, mam ochotę sobie natrzaskać po twarzy.

Dzisiaj jestem w domu, siedzę na necie, starając się zająć czymś myśli, co niestety marnie mi się udaje i skutkuje tym, że zawędrowałam w tematy o przeczuciach dotyczących śmierci i zwiastunach - tak doskonale wiem, że jest to idiotyczne. Znalazłam tam takie zdanie, że osoba która ma umrzeć używa dziwnych sformułowań, że np. czegoś nie doczekają itd. I zdałam sobie sprawę, że od kilku miesięcy - chociaż nie potrafię dokładnie powiedzieć od kiedy - moja mama co jakiś czas rzuca słowo "idę", czasem raz dziennie, czasem kilka dni w ogóle tego nie robi, czasem kilka razy w ciągu dnia czy wieczorem. Coś tam robi, czyta książkę, rozwiązuje krzyżówkę, albo ogląda telewizję i mówi "idę". Jak się pytam, gdzie znowu idzie, to odpowiada, że nie wie. I teraz nie wiadomo, czy to ot takie słówko, jak pewnie większość osób ma, czy kurcze komuś odpowiada... Wiem, że znowu się nakręcam, ale naprawdę nie potrafię pozbyć się takich natrętnych i paskudnych myśli. Zwłaszcza, że sama często powtarzam na głos lub w myślach "pierd... mam dość" i w sumie mówię to ogólnie, nie dotyczy to niczego konkretnego, nie mówię tego w rozmowie czy coś. Po prostu właśnie coś robię, albo wręcz idę do łazienki czy do kuchni, albo do pracy czy z psem i mówię to zdanie. Wydaje mi się, że spora część ludzi ma jakieś słowo czy zdania, które powtarza, a które nie dotyczą rozmowy albo wykonywanej czynności.

Wybaczcie jeśli brzmi to jakoś śmiesznie i głupio. Po prawdzie, to nawet mi wstyd jak to czytam, bo wydaje mi się to właśnie jakieś niepoważne, ale to co czuje jest jak najbardziej realne.

 

Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×