Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ostrzeżenie: elaborat


kaleo

Rekomendowane odpowiedzi

Jakim słowem mogłabym opisać swoje dzieciństwo? Niepokój. To uczucie, które spoczywało na moich barkach, kiedy zastanawiałam się, czy tym razem zrobiłam wszystko dobrze, czy będzie krzyk, czy też może mi się poszczęści. Nawet dziś, kiedy już z nimi nie mieszkam, a zjeżdżam do "domu" mam w zwyczaju zamieniać się w Sherlocka Holmesa i obserwować każdą najmniejszą zmianę emocji na twarzy mojego ojca, czy wsłuchiwać się w ton głosu matki, by wychwycić znajome "nieprzyjazne" tony. Nie zdążyłam dobrze przejść przez próg a już zastanawiam się "co się stało? czemu? czy to ja? co jest nie tak?".

Kiedy czasem, na rodzinnych obiadach, zdarza nam się żartować, nazywamy moją matkę "wodzem" albo "sierżantem". Czarny humor, naprawdę. Na początku pani psycholog (leczę się na depresję) poprosiła mnie o wypisanie negatywnych wspomnień z dzieciństwa, na mojej liście pojawiło się zdanie "nie dogadywałam się z matką". Krótko, zwięźle. Mam w zwyczaju umniejszać swoje problemy. To całkiem zabawne, jak na końcu okazuje się, że przecież wszystko jest okej i co ja tutaj w ogóle robię, przecież przed blokiem czeka na mnie mój jednorożec, żebyśmy po tęczy udali się do Krainy Szczęścia. W końcu po przerobieniu na terapii kilku z moich wspomnień, spytała mnie o moje kłótnie z mamą. Roześmiałam się cicho. Zapytała: "Dużo ich było, prawda?", więc pokiwałam tylko głową. Było ich tyle, że jakbym miała spisywać kłótnie o każdą rozbitą przeze mnie szklankę, które kończyły się najgorszymi przezwiskami, to nie starczyło by mi zeszytu. Nie pamiętam tych wszystkich powodów, przez które łkałam po nocach, ale pamiętam krzyki i pamiętam to, jak się wtedy czułam. Mała, bezbronna, myśląca tylko o tym, by to się skończyło, by przestała, by zostawiła w spokoju.

Paradoksalnie rodzice byli bardzo opiekuńczy. W domu nigdy nic nie brakowało, jedzenie i ubrania z górnej półki, zachcianki spełniane. Kiedy byłam nastolatką ojciec potrafił o 20 szukać mnie, żebym wróciła do domu, bo już późno, kiedy inne dzieciaki bawiły się po nocach. Na każdym kroku "Jadłaś coś? Na pewno? Chyba się nie odchudzasz?" albo "Masz szalik? Czapkę? Nosisz podkoszulek?" to obraz całkiem dobrego rodzica, prawda?

Rodzice dużo pracowali, więc przez kilka lat opiekowała się mną sąsiadka. Kiedy wracali do domu byli zmęczeni, więc wytworzył się stały schemat - kolacja, telewizja, sen. W gimnazjum miałam pewne problemy z rówieśnikami, moją największą bolączką jest nadmierna wrażliwość, więc wszystko odbierałam pierdyliard razy mocniej. W końcu zaczęłam się odsuwać, uciekać w internet, fikcyjne znajomości, bo wydawało mi się, że tylko tam, chociaż w małym stopniu, ktoś mnie rozumie. Byłam uzależniona, bo inaczej nie można tego nazwać, kiedy wstaje się o 6 rano, żeby przed szkołą szybko zdążyć sprawdzić wiadomości, na niektóre z nich odpisać, później po powrocie całe popołudnie spędza się w swoim wirtualnym świecie, aż wybija 20, książki na stół, wracają rodzice. Krótka rozmowa, wspólna kolacja, a później kierunek pokój, bo mam tyle "nauki". I tak do nocy. Rodzice o niczym nie wiedzieli. Udało mi się ukrywać przez około 3 lata, aż mama wzięła do ręki mój telefon i zobaczyła sms, w którym napisałam, że chciałabym umrzeć. Odbyło się więc przesłuchanie i konfiskowanie wszystkich elektrycznych urządzeń, które posiadałam.

Wmawiałam sobie, że nasze kłótnie są "normalne", ale to szybko mijało, kiedy kolejny raz usłyszałam od niej, że jestem jebn.ięta, że jestem popier.doleńcem, krową, judaszem, antychrystem. Niektóre z tych epitetów były na porządku dziennym. Nigdy nie zrozumiem, jak można nazwać tak swoje dziecko. Nigdy. Wypełnia mnie tyle złości, kiedy o tym pomyślę.

Mimo moich ucieczek w internet (po odzyskaniu sprzętu) zawsze miałam dobre oceny. Bardzo dobre. Średnia 5,2 przez całe gimnazjum i całe liceum. I nie mówię tego, żeby się pochwalić. Uczyć mi się nie chciało, wszystko odkładałam na ostatni moment i kiedy miałam nóż na gardle łapałam za książkę i kułam jak szalona. Ze strachu głównie, bo co by mama powiedziała. Ta myśl pojawia się i teraz: "A co by mama powiedziała?". Wszystko musiało być przez nią zatwierdzane. Rano, przed pracą, kiedy ja szykowałam się do szkoły, wybierała, co mam ubrać. Nie znosiła sprzeciwu, nawet kiedy coś mi się nie podobało. Nawet mały pomysł z mojej strony, na jakąś drobną zmianę, na coś innego, potrafił kończyć się niezłą kłótnią. Więc przestałam mieć pomysły. Nie, to złe określenie, przestałam mówić o nich głośno. Kiedy koleżanki pytały, czy mogą do mnie wpaść, zbywałam je słowami, że coś mi wyskoczyło, a tak naprawdę robiłam wszystko, by nie zapytać mamy, bo wiedziałam, że pytanie mamy o niektóre sprawy kończy się źle. Nauczyłam się, o co można pytać, a czego dla własnego dobra lepiej nie poruszać. Mama przez długi czas była nastawiona bardzo anty na wszelkie wizyty u koleżanek, o ich wizytach u nas sama nawet nie myślałam. Nauczyłam się tłumić wszystko w sobie. Czasem się śmieję, że jakby odjąć wspomnienia z dzieciństwa, to rodzice wiedzą o mnie tyle, co znajoma ze studiów, z którą nawet nie jestem w grupie. Nie było u nas pytań o samopoczucie, o to jakiej muzyki lubię słuchać, co czytam, dlaczego lubię to, a dlaczego nie lubię tamtego. Nie chodziliśmy na spacery, nie spędzaliśmy wspólnie czasu, każde robiło swoje. Osobno. Relacje moich rodziców można opisać na dwa sposoby "Kłótnia za to, że oddycha" i "Oziębła akceptacja". Siedziałam w pokoju i słuchałam tych wszystkich wyzwisk, którymi się obdarowywali i które sprawiają, że mam ochotę coś zepsuć.

Mama nauczyła mnie sprzątać. Pedantycznie. Więc codziennie odkurzałam, wycierałam kurze, podłogi, kafelki, parapety (szczoteczką do zębów). Kiedy wracała, a akurat nie była w nastroju, krzyczała na mnie, że mieszkanie wygląda tak, jak przed jej wyjściem i co ja robiłam cały dzień.

Jako nastolatka kipiałam złością. Wynikała ona z kłótni i z tego, co działo się po nich. Mama miała w zwyczaju zmieniać moje słowa i usuwać swoje, kiedy opowiadała siostrze, babci, cioci, wujowi stryja rudego kuzyna psu, jak źle się zachowuję i ile kłopotów przynoszę naszej rodzinie. Wycinała wszystkie obelgi, które rzucała pod moim adresem, a z moich wypowiedzi, wybierała te najgorsze, podrasowując je przy tym kilka razy. Na początku próbowałam przepraszać. Próbowałam, bo większość z moich prób kończyła się kolejnymi krzykami i wałkowaniem na powrót tego samego. Większość przeprosin odrzucała, czasem je wyśmiewała i mnie też. Wyśmiewała mój płacz, kiedy dusiłam się łzami i szlochałam tak głośno, że pół bloku słyszało, potrafiła powiedzieć "O patrzcie, jaka wrażliwa się teraz zrobiła!". Nigdy nie podeszła do mnie i powiedziała "Nie płacz, będzie dobrze, jest w porządku". Właściwie nawet nie musiałaby tego mówić. Wystarczyłoby, żeby wyciągnęła dłoń. Strasznie mi czegoś takiego brakowało i nadal brakuje.

Kiedy zabierała mnie na zakupy, wydawała na mnie naprawdę duże sumy. Później, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie, z masą toreb upchanych w bagażniku, odwracała się i mówiła "Widzisz, jak masz z nami dobrze? A Ty jesteś dla nas taka niedobra."

Mam siostrę sporo ode mnie starszą. Kiedy dorastałam miała już własne życie i nie mieszkała z nami, ale mama wpłynęła też i na nią. Nie potrafi podejmować decyzji. Z każdą drobnostką dzwoni do mamy, mama musi wszystko zatwierdzić, jej słowo jest świętością, mama, mama, mama. Łapię się za głowę, kiedy to słyszę, bo jeśli o mnie chodzi, to mama nawet nie wie, że mam depresję. Wie, że na studiach radzę sobie dobrze (tak jej odpowiedziałam), w związku jest dobrze, a z koleżankami jest, nigdy nie zgadniecie - dobrze. Nie wie, że bałam się ludzi, że miałam ataki paniki, że potrafiłam przez dwa tygodnie nie wychodzić z domu, że zastanawiałam się, jak to jest zasnąć, tak na dobre, że ja sama nie wiem, kim tak naprawdę jestem, co chcę robić, że myślę, że ktoś tam na górze stworzył mnie na próbę i zapomniał wyłączyć, że czasami czuję pustkę tak wielką, że można się w niej zgubić a z drugiej strony przepełniają mnie emocje, z którymi za Chiny ludowe sobie nie radzę. Na potrzeby naszych relacji stworzyłam obraz, który im przedstawiłam. Jestem chyba całkiem dobrym reżyserem, sama decyduję co i kiedy ujawnić.

Od ostatniej wizyty u psychologa myślę o naszych relacjach coraz częściej, a jeszcze jakiś czas temu, był to dla mnie temat tabu. Pani psycholog powiedziała mi pewne słowa, które nie dają mi spokoju "A może Twoja mama nie umiała kochać? Może nikt jej tego nie nauczył?"

Mogłabym taki pisać w nieskończoność, jest jeszcze kilka tematów, które leżą mi na sercu, ale na tym skończę, bo ileż można przynudzać. Pozdrawiam wszystkich śpiochów, którzy nie wytrzymali i teraz smacznie ślinią sobie klawiaturę, ale też tych wytrwałych, którzy włożyli sobie zapałki między powieki, żeby wytrzymać i przeczytać to coś, co nazywam swoim małym, prywatnym szambem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

pierwsza moje odczucie, które pojawiło się w trakcie czytania elaboratu to smutek. Widać jak wiele musiałaś przejść i jak dużo miałaś nieprzyjemnych sytuacji. Druga myśl, która pojawiła się zaraz po pierwszej to pełen podziw. Wydaje mi się, że stosunkowo mało osób potrafi tak dobrze ująć złożoność problemu i tak mądrze (i świadomie) o tym opowiedzieć. Właśnie ta świadomość jest tutaj kluczowa, bo od niej można wyjść dalej i budować coś nowego. Odnośnie słów psychologa o mamie. Może rzeczywiście było tak, że Twoja mama wyniosła jakieś negatywne wartości z dzieciństwa lub wychowana była w podobnych rygorze co Ty, ale też nie można zapominać, że masz przed sobą dużą część życia i w pierwszej kolejności warto byłoby (w mojej opinii) skupić się na swoim życiu. W międzyczasie można spróbować dojść do tego co stało za takim a nie innym postępowaniem mamy.

 

Jak się czujesz po opisaniu tego wszystkiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Kaleo

 

Przykro mi że doświadczyłaś tak wielu nieprzyjemności od dziecka. Rodzice starają się nas wychować najlepiej jak potrafią na dany moment.Robią to co uważają za odpowiednie i słuszne w ich przekonaniu. Zdarza się że są zbyt słabi by poradzić sobie z pewnymi rzeczami i stając przed podjęciem decyzji muszą dokonać takiego wyboru jaki potrafią. Wszystkie nasze nieświadome programy potrafią stworzyć wiele problemów. Dzisiaj jesteśmy tak uświadamiani że możemy już coś z tym robić. Uważam że gdyby Twoi rodzice byli w pełni świadomi że tak postępują mieli by możliwośc dokonania zmiany w sobie. Ty otrzymałaś pewne programy wzorce i przekonania które ukształtowały Twoją osobowość . Oni również. Jeśli mama będąc dzieckiem była traktowana w podobny sposób i jej potrzeby jako dziecka nie były zauważane to jako dorosła kobieta ie mogła zauważać ich u swoich dzieci. Umysł tego nie znał. Starała sie Wam dać wszystko to co uważała za najlepsze według tego co jej pokazano w życiu. Ty dziś masz wpływ na to, możesz zmienić siebie tak by Twoje zycie i Twojej przyszłej rodziny tak nie wyglądało. Pozdrawiam Terapeuta ds. rozwoju osobowości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kaleo, dziekuje Ci za to zwierzenie. Przeczytalam na jednym wdechu.

Kiedy bylam w Twoim wieku, mialam jeszcze duzo sily. Teraz czuje, ze pomalu uchodzi ze mnie powietrze. Nieodwracalnie.

Walcz o siebie. Kazdego dnia.

DZIECI NIE MUSZA ZASLUZYC NA MILOSC swoich rodzicow.

Natomiast RODZICE NA MILOSC SWOICH DZIECI - OWSZEM.

Dzis wiem, ze jestem samodzelna jednostka. U mnie bylo troche inaczej, bo zylam z alkoholikami, ktorych wiecznie gonila bida. Nawet nie bieda, tylko bida. Nedza.

Wiele jednak lat zajelo mi uswiadomienie sobie, ze jestem wartosciowym czlowiekiem i nic nie jestem winna rodzicom, ktorzy mnie urodzili i zniszczyli.

Walcz o siebie, kochaj siebie i nie trac ducha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×