Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mój chłopak nie ma już do mnie sił :(


Rekomendowane odpowiedzi

śliwka_,

 

A gdzie jest ta granica?

To jest indywidualna kwestia. Nie znam Twojego faceta i nie wiem, dlaczego Ci najpierw pisze, że Cię kocha, a potem, że się męczy, ale nie widzę powodu, dla którego jedno i drugie miałoby być prawdą. Można nawet kochać i nie być razem. Nie mam też pojęcia, gdzie Twój facet ma granicę tolerancji, kiedy związek dla niego zaczyna być toksyczny, wiem tylko, że każdy gdzieś taką ma.

 

Oj bardzo się mylisz.Choroba fizyczna potrafi bardzo wpływać na psychikę człowieka

A czy ja twierdzę, że nie? Ja twierdzę tylko, że porównywanie nerwicy i raka jest bez sensu.

 

 

Co do reszty - już bez cytowania.

Czytam Cię i mam wrażenie, że już postawiłaś się w pozycji ofiary, którą los niesprawiedliwie potraktował, bo masz problemy ze zdrowiem, w związku z tym to, że chłopak jest z Tobą jest - Twoim zdaniem - jego obowiązkiem, bo jeśli odejdzie to Cię dobije, więc odejść nie ma prawa.

 

Śliwko! TY jedna odpowiadasz za swoje życie, Ty. Nie Twój chłopak, nie nikt inny tylko Ty. Nie możesz wymuszać na nim pozostania w związku szantażując go emocjonalnie swoimi problemami, a odnoszę wrażenie, że właśnie to robisz, przynajmniej uważasz tu na forum, że masz do tego prawo.

Nie masz moim zdaniem.

 

Jeśli chcesz zatrzymać chłopaka to do psychologa, na terapię, chłopaka ze sobą do gabinetu na rozmowę z psychologiem, porozmawiajcie i wtedy MOŻE coś się uda poprawić. Ale to TY się musisz o to postarać, bo TY masz problemy, a nie wymagać od niego, żeby mocniej zacisnął zęby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, Ja nigdzie nie powiedziałam,że nie ma prawa ode mnie odejść.Co więcej to ja już kilkakrotnie chciałam zakończyć ten związek ze względu na to,że wiedziałam jak to może potem wyglądać.Nigdy Go też niczym nie szantażowałam tylko mówiłam o tym co mnie boli i jak ja widzę pewne rzeczy.Czy myślisz,że jestem aż tak toksyczna,że wpędziłabym ukochaną osobę ŚWIADOMIE w depresje nerwice czy co tam jeszcze?Nie znasz mnie to oczywiste,ale mogę Ci z przekonaniem powiedzieć,że nie.Nie zrobiłabym tego.Ja także chcę być szczęśliwa,mimo tego że jest mi bardzo trudno uwierzyć w to szczęście.

 

Po części masz racje,że stawiam się w roli ofiary.Tak,czuje się jak ofiara losu,bo dotykają mnie rzeczy,na które czuje,że totalnie nie mam wpływu.Bezsilność.Ani w lewo ani w prawo.Obecnie jestem na takim etapie,że mam wrażenie,że cokolwiek zrobię to będzie źle.

 

I jeszcze powiem coś co może zaszokować,ale ja uważam,że nie potrafię kochać,ale kochać takim bezinteresownym uczuciem nie podszytym lękiem.Bo jak pisałam wcześniej,ja nie umiem być sama.Potrzebuje,żeby ktoś cały czas mówił mi że mnie kocha.Podejrzewam,że mój chłopak także nie jest na tyle dojrzały żeby wiedzieć co to jest miłość.I tak się taplamy w tych swoich złudnych wyobrażeniach o miłości.Chciałabym,żeby miłość umiała przetrwać wszystko.Byleby tylko była.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

śliwka_, wobec tego zastanawiam się, skąd w Twoich postach tyle żalu i niechęci do podejścia Twojego faceta. Moim zdaniem zachował się prawidłowo - powiedział Ci lojalnie o tym, że zbliża się do granicy, ale jeszcze nie odszedł tylko ciągle walczy. Teraz kolej na Ciebie żeby powalczyć o Wasz związek.

 

Po części masz racje,że stawiam się w roli ofiary.Tak,czuje się jak ofiara losu,bo dotykają mnie rzeczy,na które czuje,że totalnie nie mam wpływu.Bezsilność.Ani w lewo ani w prawo.Obecnie jestem na takim etapie,że mam wrażenie,że cokolwiek zrobię to będzie źle.

A jak sądzisz, jak się czuje Twój chłopak..? Jeśli nic się nie zmieni, a on zostanie, Wasz związek rzuci mu się na psychikę i zmieni się w toksynę. Jeśli odejdzie, to sama mówisz mu co będzie - nie poradzisz sobie, dobije Cię. Jedno źle i drugie źle. A do tego nic z tym nie może zrobić, bo i co? On nie pójdzie za Ciebie na terapię. Ja też byłam w takich związkach, wierz mi - chłopak ma ochotę walić głową w ścianę.

 

I jeszcze powiem coś co może zaszokować,ale ja uważam,że nie potrafię kochać,ale kochać takim bezinteresownym uczuciem nie podszytym lękiem.

Normalne. Z tym się nie rodzimy tylko sie tego uczymy - głównie od rodziny. A jak ktoś się od rodziny nie nauczył, bo miał toksyczną, to nie umie póki się nie nauczy.

 

Bo jak pisałam wcześniej,ja nie umiem być sama.Potrzebuje,żeby ktoś cały czas mówił mi że mnie kocha.

A uważasz, że to prawidłowo? Jeśli nie, to co chcesz z tym zrobić, jak zmienić?

 

Podejrzewam,że mój chłopak także nie jest na tyle dojrzały żeby wiedzieć co to jest miłość.

Może i Twój chłopak nie wie, ale mój siostrzeniec ma 8 lat i jest dość dojrzały, żeby wiedzieć. To wcale nie takie skomplikowane jak już raz się nauczymy. No, tylko trzeba się nauczyć, a Ty w tej chwili nawet nie możesz tego zrobić, bo jesteś wypełniona swoim modelem miłości.

 

Dlatego - między innymi - musisz iść na terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo dobrze rozumiem autorke watku. jestem podobna. i takze nie potrafie do konca sobie z tym poradzic. uzalezniam sie i bardzo przywiazuje. mowa tu o toksycznych zwiazkach. fakt ze z takim podejsciem tworzy sie wlasnie takie zwiazki. ale wiem po sobie ze ciezko sobie wyobrazic inne podejscie. jesli mowo ze kocha to jak nie moze wytrzymac? prawda? hmm znam to. znam to myslenie. moze nie wytrzymac. ale nie mozna winic za to ani jego ani Ciebie. ja np winie siebie zawsze. w zlosci staram sie zrzucic wine na partnera. to straszne. ale ludzie ktprzy wysylaja Cie do lekarza nie powinni mowic ze choroba psychiczne to nie to samo co fizyczna. bo osoby ktore tak twierdza moim zdaniem nie maja pojecia o tym jak wygladaja osoby chore ktore musza chodzic na terapie. zgadzam sie ze jesli bys miala (odpukac) raka to co? odszedlby? bo by sobie nie poradzil z ciezarem? choroba psychiczna jest choroba jak kazda inne. wiele chorob psychicznych przeciez objawoa sie tylko fizycznie. to wtedy nie moze odejsc? czy moze? takie gadanie...jestes chora bo jak mowisz sie leczysz. a to czy fizycznie czy psychicznie jest juz najmniejszym powodem do rozstania. troche chyba namieszalam :) na pewno chce powiedziec ze rozumiem Cie bardzo bardzo dobrze. ja tez sie lecze. tez facet nie zawsze wytrzymuje ale daje szanse...szanse? na co? komu? mi? czy mojej chorobie... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@net@, dziękuje za zrozumienie :) Uważam jednak,że nie jestem chora psychicznie a zaburzona.To różnica.Ja też siebie winie,że jestem jakaś wybrakowana itd.Nie potrafię zrozumieć,że ktoś się we mnie zakochał.Po prostu.Wiem też,że nie mogę ściągać mojego faceta "w dół" bo widzę jak cała sytuacja na Niego wpływa...ale cóż życie..zobaczymy co będzie dalej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ups. no tak..moze za duze slowo'chora' :) przperaszam :) mysle ze faktycznie powinnas jednak cos z tym robic a nie czekac co dalej...ale ja wiem czy terapia...no jestem jakos zle nastawiona do terapii. ale moze zle trafialam :) przede wszystkim jesli bierzesz tak dlugo leki to moze popros o ich zmiane..moze sa zle? no ja czuje na pewno wielka roznice od kiedy biore leki. wydaje mi sie ze czas jest wskazany na poczatku leczenia a w tym wypadku trzeba cos dzialac dalej. mowie 'cos' bo doradzic niestety konkretow nie umiem bo sama nie wiem co robic ze soba :( kurcze no tak widze siebie w Tobie...a jesli Ci np jest zle..masz zly humor, jestes smutna to dzielisz sie tym ze swoim facetem? jak on reaguje? denerwuje sie ze znowu cos zle czy jakos znosi? zawsze sie wkurza czy tylko czasem mowi ze nie wytrzyma?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14,

 

No terapia...kurcze ja jestem dziwna...łudzę się codziennie,że stanie się cud i wszystko samo minie...a jest coraz gorzej...Boże jestem jak dziecko we mgle...ale pójdę,muszę spróbować.To znaczy chcę.

 

@net@, taki stan jak mam teraz trwa około półtora miesiąca.Wcześniej było dobrze,jeździliśmy po Polsce,spotykaliśmy się ze znajomymi,chodziliśmy na koncerty,do teatru,cała akcja zaczęła się kiedy dowiedziałam się,że mój facet ma całkiem odmienne zdanie na jeden z bardzo poważnych tematów w życiu każdego człowieka.Mamy w tym miejscu wielki konflikt i dlatego mój stan się tak pogorszył.Będziemy się widzieć za ponad tydzień i mamy o tym rozmawiać,ale ja nie wiem czy w pewnych kwestiach można iść na kompromis..

 

A odpowiadając na Twoje pytanie..na początku znosił to dzielnie te moje zmiany nastroju,płaczliwość...ale kiedy byłam ostatni raz u Niego to już widziałam,że zaczyna Mu z tym być źle.A teraz jest za granicą i ostatnio napisał mi,że Go to już męczy,że się na Niego przenosi.Jak pojadę do Niego,będę musiała chyba udawać silniejszą niż jestem bo nie chce już zaogniać sprawy...kurcze jakie to wszystko jest trudne :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale ludzie ktprzy wysylaja Cie do lekarza nie powinni mowic ze choroba psychiczne to nie to samo co fizyczna. bo osoby ktore tak twierdza moim zdaniem nie maja pojecia o tym jak wygladaja osoby chore ktore musza chodzic na terapie.

Ja tak twierdzę, a przerobiłam terapię, więc chyba powinnaś przemyśleć Twoje zdanie.

 

Generalnie uważam, że Twoje zdanie, Twoja wizja miłości i związku wynika właśnie z zaburzenia, więc na resztę nie odpowiadam. Ogólnie z niczym się nie zgadzam. ;-)

 

No terapia...kurcze ja jestem dziwna...łudzę się codziennie,że stanie się cud i wszystko samo minie...

Nie jesteś dziwna, ale masz rację - łudzisz się. Mój znajomy, zaawansowany alkoholik z wątrobą wielkości wanienki dla dzieci, który zachlewa się od 40 lat, też się łudzi, że pewnego dnia po prostu przestanie pić.

 

Jak pojadę do Niego,będę musiała chyba udawać silniejszą niż jestem bo nie chce już zaogniać sprawy..

A jak długo dasz radę udawać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, nie wiem jak długo dam radę.Jeszcze kilka dni temu leżałam w łóżku całymi dniami i myślałam,że jedynym rozwiązaniem jest śmierć.Mój umysł nie generuje innych rozwiązań problemów jak tylko skrajne.W ogóle przestał już generować cokolwiek pozytywnego.A jak zaczyna to ja mu nie wierze.Gdzieś przeczytałam,że jak ma się wdrukowane w podświadomość,że wszystko jest źle to człowiek w każdym aspekcie życia,w każdej sytuacji będzie szukał potwierdzenia,że jest źle.I je znajdzie.Bo nasze ego lubi mieć rację.Zgadzam się z tym stwierdzeniem,tyle,że ja już nie mam sił walczyć ze skostniałymi schematami mojego umysłu kiedy wiem,że te walka i tak jest skazana na porażkę.

 

Wiem trochę zboczyłam z tematu ale żal,złość,bezsilność,lęk wylewają się już ze mnie uszami i po prostu czuję,że walę głową w mur.Mur moich (a może nie moich:/) przekonań...

 

Mówi,że prawda boli tylko raz a kłamstwo za każdym razem.Całe życie byłam oszukiwana,że świat i ludzi są źli i trzeba się bać.K**wa trzeba się bać.Tylko nie wiem dlaczego.Życie i tak grozi śmiercią.Wiem,że piszę już od rzeczy ale jestem WŚCIEKŁA!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze kilka dni temu leżałam w łóżku całymi dniami i myślałam,że jedynym rozwiązaniem jest śmierć.Mój umysł nie generuje innych rozwiązań problemów jak tylko skrajne.

Na szczęście masz jeszcze nasze umysły, które wygenerowały dla Ciebie mniej drastyczne rozwiązanie pośrednie, czyli terapię. ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×