Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak jest z Waszymi rodzinami?


HiobkaBis

Rekomendowane odpowiedzi

BO ja jestem niemal pewna, że nigdy bym nie zachorowała, gdyby nie moja rodzina...moja rodzina ma wg mnie zaburzenia osobowości do trzeciego pokolenia wstecz( dalej nie mogłam zbadać) z obu stron i dla tych ludzi to jest nornalne...może nie poruszyłabym tego tematu gdyby nie zadzwoniła do mnie moja babcia (wiedząc, że jestem w stanie krytczynym, ale to moze kiedyś indziej) i mnie zjechała na czym swiat stoi jak ja moge mówic te wszystkie straszne rzeczy o mamie :shock: no bo osmieliłam się powiedzieć, że teraz nie trzeba by wydawac fortuny rodzinnej i żyć jak w psychiatryku od kilku lat gdybym nie była całe zycie bita itd. Co gorsza ośmieliłam się rozplakać, że jak tak leże w tej deprsji, to moja kochana mama ( która owszem załatwia wszystko za mnie i widac tu jej pojmowanie miłosci się konczy) mogłaby czasem przysiąć z herbatą i zwyczajnie pogadac. No to był szczyt bezczelnosci dla mojej babci. Podejrzewam, ze moja mamuśka jej się zwierzała jakich to cierpień ode mnie doznaje - no bo doznaje, moja choroba odbija się na wszystkich. I tak np. 2 dni temu wykrzyczałam, że jej nienawidzę (mojej mamy) nawet nie tyle za przeszłosc, gdy dziesiątki razy patrzyła z boku jak ojciec mnie leje za co popadnie - do 23r.z., nawet nie za to, ale za to, jak mnei traktuje teraz w tej chorobie. Zebrało mi się i wykrzyczałam to co co mnie dusiło - ze ją nienawidzę czasami, choć wcale tego nie chcę.Ale do tego trzeba dwojga. Moja mama na rozmowie ze mną, tak jak i na rozmowach z lekarzami konsekwentnie zaprzecxa, że ktokolwiek mnie bił.I do tego słyszę pouczenia o przebaczaniu, o miłosci...na czym to ma stać, gdy ten, co krzywdził mnie przez większosc mojego zycia kłamie( nawet przed lekarzami), ze tego nie było. Czyli urojenia mam? Na szczęscie mój ojciec ma widać więcej przyzwoitiości i się przyznał lekarce, że rzeczywiście mnie lał. Do tego kochana babciunia usiłowała mi wmówić, że tak jest wszędzie, że to normalne...mogę jej to wybaczyć tylko przez wzgląd że jest prostą niewykształconą kobietą..

Dobrze, że się zapisałam do psychoterapeuty, bo ja z tą rodziną przestaje czuć jakikolwiek związek...raczej politowanie...litość taką, że im się życie nie ułożyło, że wieczne, awantury, brak miłosci i na koniec im się córka rozchorowała psychicznie...szczerze żal mi mi zycia moich rodziców...i sądzę, że trzebe przerwać tę linię, pozostać singlem i nie rodzic kolejnych nieszczęśliwych dzieci...mogłabym napisać jeszcze dużo...a jak jest u wAs?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest. Mojego ojca matka jest, a babka była chora psychicznie. Miały jakieś urojenia, były odizolowane umysłem od zewnętrznego świata. Mój ojciec też tak czasem ma, są okresy, że bardziej, są, że mniej. Myślę, że oprócz genów może tutaj mieć wpływ sposób wychowywania. Bo gdyby rodzice zajęli się mną jak należy, to nie miałabym teraz problemów ze sobą. Inna sprawa, że ja staram się analizować i neutralizować przyczyny, przynajmniej sobie to tłumaczyć, dlaczego jestem taka a nie inna. A oni zajmowali głowę czym innym i wpojony taki mechanizm po prostu rozkręca się sam... Ojciec potrafi zaczynać zdanie i go nie kończyć, dopytujesz się a on nie kontaktuje. Później na ciebie zaczyna krzyczeć, że nie zrobiłaś tego co on mówił (a tak naprawdę myślał)... To nie jest zdrowe. Jest mnóstwo takich dziwnych sytuacji, mam nadzieję, że się nie rozchoruje na starość. Obecnie wszystkie traumy w sobie dusi, nie rozmawia o problemach. Woli je wybiegać albo siedzieć tępo przed telewizorem. Nie wiem, czy to jest jakieś rozwiązanie, jak dla mnie - ucieczka. Jego wychowywanie mnie w jakiś dziwny i nielogiczny sposób, spaczony system kar i nagród (samych kar, za wszystko), wszystko co od niego doświadczyłam lub nie wpłynęło na moje obecne kłopoty z życiem. Też najchętniej bym się zaszyła w dziurze i nie myślała o niczym, ale staram się...

 

Moja koleżanka mówiła mi że ma przyjaciółkę. Ta dziewczyna studiuje psychologię. Poszła na takie studia jak większość osób, bo sama ma ze sobą problemy. Podobno jej matka też jest jakaś niezrównoważona. Ciągle jej powtarza, że będzie/jest chora psychicznie. I tej dziewczynie to się wkręca, też odstaje...

 

Moim zdaniem jeżeli ktoś choruje i coś z nim jest nie tak, to musi to mieć głębokie przyczyny - w jakiejś traumie, krótko- lub długotrwałej, z przeszłości dalszej lub bliższej. Często do tego przyczynia się właśnie rodzina, bo to na niej nam najbardziej zależy i ona nas może najłatwiej skrzywdzić. Jeżeli coś jest nie tak z zewnątrz, to od rodziny oczekuje się wsparcia, a gdy dostaje się coś przeciwnego, to ona zawodzi i koło się zamyka.

 

Ale co można w ogóle na to poradzić?... Dorośli ludzie mają swoje utarte zachowania i myśli, mówiłaś o wybaczeniu prostej, niewykształconej kobiecie, może wypadałoby wybaczyć wszystkim z zamkniętym umysłem, dla własnego dobra? Ale jak to zrobić - nie znam recepty. Sama mam ten problem (: którego unikam, jak mój ojciec...

Mój chłopak ma nieco zamknięty umysł, nie chce ze mną roztrząsać problemów w celu ich rozwiązania, też woli o tym zapomnieć (może to po prostu cecha mężczyzn?)... Widzi mnie, jak cierpię z tego powodu, ale generalnie mało się stara aby się ze mną dogadać. Nie chcę mieć z nim na pewno dzieci, bo znowu historia się powtarza... Co z tego, że ja walczę z pozostałościami od mojego ojca w mojej głowie, skoro żyję z człowiekiem, który ma pewne cechy wspólne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HiobkaBis,

ja jestem niemal pewna, że nigdy bym nie zachorowała, gdyby nie moja rodzina...

prawie wszyscy, jeśli nie wszyscy na tym forum jesteśmy ofiarami swoich rodzin.

Dobrze, że się zapisałam do psychoterapeuty, bo ja z tą rodziną przestaje czuć jakikolwiek związek...

Bardzo dobrze zrobiłaś, to będzie długa droga, ale warto !

i sądzę, że trzebe przerwać tę linię, pozostać singlem i nie rodzic kolejnych nieszczęśliwych dzieci...

Przerwać ten chory łańcuszek na pewno trzeba, a czy decydować się z tego powodu na bycie singlem... myślę, że niekoniecznie. Pracując nad sobą pod okiem dobrego psychoterapeuty można wyjść na prostą. Widzisz błędy swoich rodziców i nie chcesz ich powielać.. to już bardzo dużo. Znam ludzi, którzy przysięgli sobie, że nie będą tacy jak ich rodzice i wielu się udaje. Wymaga to duzo pracy nad sobą ale jest do zrobienia.

Życzę Ci powodzenia. I pamiętaj- dobra psychoterapia to podstawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdybym nie była całe zycie bita

Do tego kochana babciunia usiłowała mi wmówić, że tak jest wszędzie, że to normalne

Wnioskuje , ze jestes pierwszxa osoba w Twojej rodzinie ktora przerwala lancuch przemocy domowej wobec dziecka. Pewnie Twoja babcia byla bita, mama rowniez... dlatego dla nich to normalne..powielaly schematy wyniesione ze swoich domow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No własnie tak...ale poszlam kawalek dalej i spytalam ojca czy jego ojciec go bil. Odpowiedzial, ze czasem owszem..ale tak do 14. r.z. TO pytam się SKĄD Ci się to wzięło, że mnie biłeś ciągle i to do 23r.z.Ojcu jest z tego pwodu bardzo przykro, wiec nie ciagnelam tematu...nie wiem...moze sam byl zaniedbywany, on jest taki odsuniety od rodziny...biedny taki...ale jak ja sie probuje do niego zblizyc, to mi nie wierzy. Nie pozwala mi sie przytulac...W zasadzie w mojej rodzinie wszyscy są biedni.Tylko najbardziej dostalam ja. I nie wiem dlaczego przestalam odczuwac uczucia gdy sie wyprowadzilamz z domu.Czy to mialo zwiazek z nowymi lekami? nie wiem Czy mi brakowalo tego, z e "nic sie nie dzieje", a opaza tym ja juz wtedy mocno chora bylam...ledwo dyszalam...moze moja psychika sie wypalila

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie w rodzinie ja i moja siostra to pierwsze (z tego co wiem) osoby które są niestabilne. Moja siostra ma anoreksję, ja zaburzenia osobowości. Jest to całkowicie w naszej rodzinie zlekceważone i niezauważane. Na szczęście mamy siebie z siostrą. Kiedy był ze mną krytyczny moment, to matka była na mnie wściekła, że "skąd ja niby to wzięłam, ze nikt nigdy nie miał w rodzinie problemów to jakim prawem ja nagle mam?!".. cóż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy był ze mną krytyczny moment, to matka była na mnie wściekła, że "skąd ja niby to wzięłam, ze nikt nigdy nie miał w rodzinie problemów to jakim prawem ja nagle mam?!".. cóż.

dla mnie to nie jest stabilne i normalne.. raczej Ty i siostra jestescie pierwsze ktore maja tego swiadomosc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, nie.. moja mama po prostu woli fałsz i woli wszystko widzieć przez różowe okulary. Ona zawsze trzymała się zasad i nie miała żadnych 'grzeszków' na sumieniu. Ja jestem zupełnie inna. Nie akceptuje tego i pewnie nawet tego nie wie, że jestem zupełnie inna niż ona mnie wychowała. Nie wie nawet że chodzę na terapię i mam problemy.

Cała jej postawa wobec tej sytuacji to : "Wy się nie musicie niczym martwić, wszystko jest dobrze, bo ja się za was dużo modlę."

Tylko że ja już byłam na skraju i chciałam się zabijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kinga, czytając Twój podpis podpisałabym się pod wszystkim z wyjatkiem autoagresji (chyba, żeby liczyć moje miliony mysli samobójczych od 2,5 roku - bez zamiaru realizacji [boję się piekła])...podejrzeń raczej nie mam, raczej jestem naiwna, za to dopisałabym "wiem, co to pustka bez dna, w której te wszystkie uczucia zanikają jak w próżni". Ciesz się, że tego nie doświadczasz...a radość i pasja...mój Boże, jakże bym chciała kiedyś znów to czuć...po to chce się żyć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak jest u mnie? ojciec kochający, cudowny wręcz, ale udczuwam to dopiero dzisiaj. natomiast jesli cofne się 20 lat wstecz... wiem że on sam doświadczał przemocy ze strony własnego ojca, ale zamknął to, zostawił raz na zawsze za sobą, nigdy mnie nie skrzywdził aktywnie. no właśnie, aktywnie, bo krzywdził mnie przez zaniedbanie, przez nie otoczenie troską, opieką, przez wycofanie, nie obronił mnie przed matką, przed jej napastliwością, przed przekraczaniem moich seksualnych granic, przed wykorzystywaniem mojego ciała. nie obronił mnie -____- o to mam pretensje. a matka? szkoda gadać. katowała mnie w sposób perfidny, bo pod przykrywką troski o moje zdrowie, tak na prawde manifestując przed ludźmi, jaka to ona jest dzielna i oddana swojemu chorowitemu dziecku. nikt nie śmiał zakwestionować jej rodzicielskiej postawy, intencji. lekarze raz na jakiś czas sugerowali jej, żeby sobie odpuściła, żeby przestała szukac nieistniejących chorób, bo zamęczy dziecko. ale wówczas wpadała w furie. nie wiem czy jestem, czy nie jestem dumna z faktu, że to ja sama wydarłam się z pod jej wpływu, że sama musiałam się przebić, wydostać, powiedzieć "NIE - wypier*alaj ode mnie, możesz mi skoczyć. nie zrobie tego, co chcesz żebym robiła." może byłabym dziś mniej rozżalona, gdyby to ktoś mnie zabrał i uratował?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

krzywdził mnie przez zaniedbanie, przez nie otoczenie troską, opieką, przez wycofanie, nie obronił mnie przed matką,

To zrozumialam juz jako osoba dorosla... jako dziecko kochalam go o wiele bardziej bo nie krzywdzil..malo sie widzielismy bo uciekal do pracy zeby nie widziec i nie slyszec. W sumie nadal kocham... matka jest mi zupelnie obojetna juz nawet zlosci do niej nie czuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, ja zrozumiałam dopiero na terapii, że mam do niego spory żal. wcześniej myślałam poprostu, że mnie nie kocha, że nie kocha wystarczająco, by zaprotestować, by mnie zabrać, by zaznaczyć swoją obecność. był kompletnie spacyfikowany przez matke, nie miał prawa głosu. własciwie to prawie w ogóle go nie było, poza epizodami typu spacer, wyjście na lody, nie było go za bardzo. matka rościła sobie prawo do mnie w 90%, jemu pozostawiając umowne 10%, które sprowadzały się przedewszystkim do wyskakiwania z kasy na kolejne wizyty u lekarzy, bioenergoterapeutów i innych. tylko egzorcysty tam zabrakło :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze uwazalam,ze on jest lepszym rodzicem bo nie krzyczy, nie bije, nie zakazuje, nie ma zmiennych nastrojow i dawal jakies nikle poczucie bezpieczenstwa. Tyle, ze go nigdy nie bylo ..ale jak byl to czulam ze mnie kocha. Sporo czasu minelo kiedy dotarlo do mnie ,ze nie tylko rodzic agresywny krzywdzi ale i ten, ktory jest bierny i nie przeciwdziala. On tez o tym wiedzial. Wynagradzal mi to potem calymi latami kiedy juz bylam dorosla. Byl na kazde zawolanie, zawsze kiedy potrzebowalam ...tylko, ze to nie zwroci mi juz dziecinstwa i nie sprawi, ze bede normalna. W kazdym razie doceniam jego starania i skruche. Jest juz starym, schorowanym czlowiekiem.. teraz bardziej ja jestem dla niego niz on dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój tata też był podobny. Cudowny kochany tatuś który zrobiłby dla swoich dzieci wszystko oprócz dostrzeżenia ich problemów. NIGDY nie widział żadnych problemów nawet kiedy moja siostra mając niedowagę schudła jeszcze z 10 kg i wyglądała jak szkielet a ja chodziłam z pociętą twarzą. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja matka tez sytuacji nie polepsza. podczas gdy jedyne czego oczekiwałam to akceptacja, na okrągło słyszałam uwagi na temat tego, jak beznadziejnie chuda jestem :evil: jak źle wyglądam, jak cholernie jest ze mnie nie zadowolona. no jestem no i co z tego? moje bmi utrzymuje się na poziomie 18,0, więc nie jestem klinicznie chora. ale to nie zmienia faktu, że kontrola wagi jest dla mnie istotna, a ona jest przekonana, że to takie widzimisie, wymyśliłam sobie, że bede chuda i przytycie jest jedynie kwestią mojego wyboru. nic ją nie obchodzi, że pielęgnowanie mojej chudości w sobie to wyraz nienawiści do siebie samej. jest zbyt ślepa, by dostrzec moje emocje. nic ją nie obchodzą, bo liczy się tylko to, co ona czuje oraz to, że przez mój opór nie może realizować siebie i swoich wyobrażeń poprzez moje życie, a od zawsze miała taki plan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka

Jestem Agnieszka.Od miesiąca leczę się na zaburzenia depresyjno-lękowe.Postanowiłam napisać w tym wątku, bo też uważam, że korzenie mojej choroby tkwią w rodzinie. Przede wszystkim moja mama mimo,że wydawała mi się silną kobietą( zawsze ze wszystkim sama sobie radziła, cały dom był na jej głowie- kasa, jedzenie, opał, remonty, wychowanie dzieci) chorowała na schizofremię. Ponoć. Bo z perspektywy czasu wydaje mi się ze to była głęboka depresja która w tą schizofremię się zamieniła z braku wcześniejszej pomocy.Pamiętam, jak strasznie się bałam gdy początkowo mama stawała się niedostępna dla otoczenia.Siedziała w fotelu, paliła papierosa za papierosem i tylko wzdychała patrząc się niewidzącym wzrokiem w jeden punkt. Chciałam ją zagadać, ale nie było z jej strony żadnej reakcji.Albo gdy nagle wychodziła z domu i szła przed siebie i ojciec z siostrami ją szukali po mieście a ja się bałam ze już nie wróci... Bałam się jak pogotowie ją zabierało do szpitala, a ja modliłam się żeby wróciła żywa... Nikt ze mną nie rozmawiał o jej chorobie. Bo ponoć byłam za mała. Miałam kilka lat jak to się zaczęło. Mówili że jest chora, jest w szpitalu, nie można ją odwiedzić i wróci jak wyzdrowieje.Jak wracała bałam się jej, bałam się być niegrzeczna,spełniałam wszystkie polecenia, super się uczyłam.Bałam się sama pojechać na kolonię( teraz wiem, ze dlatego,bo nie wiedziałam czy jak wrócę ona będzie) Po prostu bałam się o nią. Jej choroba miała charakter nawracający, tzn że miała atak 1-2 razy w roku a po leczeniu było ok aż do następnego razu.Nie wiadomo było do kiedy.Kiedy miałam 16 lat pamiętam jak się z nią pokłóciłam bo nie chciałam iść do kościoła,poszła sama i ...nie wróciła, bo dostała tam wylewu, zmarła po tygodniu w szpitalu. Znowu wmówiłam sobie że to przeze mnie.. bo po co ja się z nią kłóciłam. WSZYSTKIE te lęki tłumione przez całe życie kumulowały się we mnie. No i takim zapalnikiem był wyjazd mojego męża w delegacje ponad pół roku temu. Zostałam sama z dziećmi . Objawy depresji narastały niepostrzeganie. Najpierw ciągła złosć na dzieci, frustracja, krzyki, Potem ciągłe zmęczenie, potem kłopoty ze snem,zniechęcenie codziennymi obowiązkami, doszły płacze, bóle serca i żołądka i uczucie ze ogarnia mnie jakaś niemoc że jeszcze chwila i zwariuję. Doszedł lęk uogólniony od rana do wieczora. Poszłam sama do psychiatry, biorę leki, jest poprawa. Ale teraz mam lęki np przed lekarzem ( co jest paradoksem, bo zeby się wyleczyć muszę do niego chodzić),przed ludźmi którzy nie wierzą że mam depresję( bo po mnie nie widać)wyśmiewają się ze mnie i każą wziąć się w garść., przed policją jak jadę samochodem ( nie wiem dlaczego)No i przed tym że zachoruję tak jak moja mama i moje dzieci będą objęte tym piętnem co ja....Teraz też pewnie podświadomie boję się o męża, ze też może nie wrócić któregoś dnia i dlatego to wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oj moi to są specyficzni.

Podobnie jak .Kinga.trzymam się z siostrą. Jednak moja siostra nie ma anoreksji. Mam nerwicę.

Często jest tak,że to jej gadam a ona słucha. Czasem ją to już wkurza wiec mi mówi, że nie chce tego słuchać.

Raczej jest osoba zamkniętą.

Mama jest raczej w sobie. Nie miała na ciekawego dzieciństwa czyli ''dom dziecka''. Więc dzieciństwo wyryło na niej swoje piękno. Nie pamiętam aby mnie przytulała. Kiedyś byłam na nią zła za te brak uczuć. Teraz bardziej rozumiem. Sama czasem się do niej przytulam. Nie odpycha mnie :smile:

Ojciec jest zaś nerwowy. Wszystkim się przyjmuje. Czasem jest agresywny.

Czasem słyszałam: - ty nawet tego nie potrafisz zrobić.

Autorka postu pisze o babci. Moja jeszcze żyje.

Wszystko fajnie na wakacje zapraszała a później ''narzekała''.

Często to ja musiałam się tłumaczyć za moich rodziców. Bo babcia nosi stare żale.

W pewnym momencie powiedziałam jej ''to nie moja wina''. Pokłóciłam się z nią bo już mnie zaczęło denerwować te jej wypytywania.

Przy jakiejś sąsiadce powiedziała: - ja jej tu nie chcę.

Słyszałam to za drzwiami. Pomyślałam o.k. pakuję się i jadę do domu.

Babcia chciałaby aby było po jej myśli. Tak się nie da.

 

Najgorsze jak dziecko musi się tłumaczyć za rodziców.

Babcia po prostu przenosiła na mnie swoją złość. A to tylko spowodowało we mnie ''poczucie winy''.

Często porównywała i mówi: - zobacz ona się tak dobrze uczy, ona potrafi to i tamto. A ty.

Mówiła tak : - ciebie to matka nie nauczyła.

I dlatego mam teraz takie przekonanie, że inni są lepsi.

A tym bardziej jak pochodzi się z mało zamożnej rodziny.

Babcia sam się porównywała.

Mówię jej tak. Jeśli ty babcia masz taki ''żal'' to więzisz mojego ojca w ''poczuciu winy. A ona na to że tak nie jest.

Moim zdaniem tak jest.

 

-- 16 maja 2012, 16:01 --

 

Ojciec czasem mówił, że chciałby aby u nas było jak ''u ludzi''. Pomyślałam.

A co to my jakieś małpy jesteśmy.

Każda rodzinna jest inna.

Np. kura nigdy nie będzie wróbelkiem.

To tak jak urodzi się chore dziecko i jest szukanie przyczyn, winnych, oskarżanie.

A taką ''sytuację'' czy ''osobę'' trzeba zaakceptować taka jaka jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, probowalas przerobic swoje lęki z psychoterapeuta? Bo wiesz leki poprawia Ci nastroj ale nie zlikwiduja zrodla

Wiesz jeszcze nie, ale to nie znaczy że tego nie zrobię. Jestem osobą która zawsze była uważana za twardą, za tą która świetnie sobie ze wszystkim radzi.Zarówno w pracy jak i w domu. Nagle wszystko mi się posypało. Stałam się słabiutka jak dziecko. i na dodatek zostałam z tym sama, bo znajomi nie wierzą w moją depresję :bezradny: Uważają że z nudów sobie to wymyśliłam. Nie mogę sobie pozwolić na te słabości ze względu na dzieci.Praktycznie cały tydzień sama się nimi zajmuję. Dlatego najpierw zdecydowałam się na leki. Jak wyjdę z tego ( a już jest duża poprawa) to poszukam terapeuty( mam nadzieję że starczy mi odwagi by zmierzyć się ze swoją przeszłością)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez czesto mysle ze gdyby nie moj porypany ojciec bylabym moze choc troche normalniejsza...

teraz jeszcze doszedl ostry konflikt z siostrą...

tylko mama mi zostala, dzwonie do niej codziennie i jest moja najlepsza przyjaciolką :D

Super że masz w mamie przyjaciółkę, zazdroszczę.

 

-- 17 maja 2012, 10:03 --

 

Tak naprawdę to dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo maskuję swoje uczucia.Wszystkie oprócz złości i wściekłości. No jeszcze potrafię dzieciom powiedzieć co do nich czuję. Natomiast w stosunku do m. do sióstr, czy ojca- absolutnie. Zatyka mnie i tłumię wszystko w sobie. Pewnie ze strachu, że się obrażą i nie będą się do mnie odzywać, albo co gorsze- zostawią samą. Chociaż tak naprawdę to z siostrami mam luźne stosunki, raczej nie jesteśmy dla siebie wsparciem. Jedna też leczy się na nerwicę, druga powinna ale do niej to nie dociera.Ojciec jest też nie skory do okazywania uczuć. Tylko jak jest zły to ,,strzela focha,, i nie odzywa się obrażony na cały świat. I nie chce powiedzieć o co mu chodzi. Mieszkam z nim, bo po śmierci mamy czułam się za niego odpowiedzialna. Nie poszłam na studia do innego miasta bo nie potrafiłam go samego zostawić... wiem..chore. Teraz mieszkam ze swoją rodziną i z nim i nie wiem czy jakbym miała możliwość się wyprowadzić- zrobiłabym to :bezradny: Znowu bałabym się że się obrazi i mnie odtrąci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×