Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witajcie


40i4

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy nie podejrzewałbym siebie, że założę podobny temat na takim forum, do niedawna byłem osobą która z bardzo dużą niechęcią podchodziła do psychologii ( od dziecka jestem skrajnym sceptykiem i dopóki nie włożę palca jak biblijny Tomasz, to nie uwierzę ). Ostatni rok mocno zrewidował moje poglądy, szkoda że przy tym stałem się przysłowiowym kłębkiem nerwów. Przejdę do rzeczy.

Podejrzewam, że mój problem rozpoczął się w szkole średniej. Stosowałem metodę chowania głowy w piasek i uciekania przed problemami, wagarowałem, piłem i kontestowałem napotkaną rzeczywistość, która zbyt ciekawa nie była, bo było to pewne renomowane liceum, gdzie trafiali głównie wybitni uczniowie. Żeby uzmysłowić Wam, jakie to było środowisko opowiem tylko, że z relacji moich rodziców wynikało, że na zebraniach rodzice krytykowali własne dzieci za lenistwo, prosili wychowawcę o 'podkręcenie śruby' i kategorycznie sprzeciwiali się wszystkiemu, co nie było bezpośrednio związane z nauką. Dość szybko zapragnąłem zakończyć wątpliwie przyjemny udział w tym cyrku, gdzie zamiast pomocy uczniowie otrzymywali od szkoły betonowe koła ratunkowe w postaci karnych sprawdzianów, kazań oraz powtarzania, że dziesięć lat temu uczniowie byli lepsi. Wydawać by się mogło, że nie ma to żadnego znaczenia ale do takich szkół trafiają głównie trochę zahukani ale pracowici i ambitni ludzie, którym łatwo podciąć skrzydła. Mimo wszystko postanowiłem ukończyć tę szkołę, robiłem to na pograniczu eksterna gdyż pojawiałem się na zajęciach bardzo rzadko, czego teraz żałuję. Dostałem się na pewne bardzo pożądane studia, których niestety nie chcę kontynuować, poszedłem głównie dlatego, żeby udowodnić innym, że ja też mogę. Teraz taki sposób decydowania o swojej przyszłości wydaje mi się całkowicie infantylny i doskonale wpisuje się w moją postawę, która do niedawna opierała się głównie na robieniu wszystkim na złość.

Studia zmusiły mnie do przeprowadzki, niestety zupełnie sobie nie radzę z nową rzeczywistością. Straciłem wiarę w siebie, jest ciężko a ja zupełnie nie chcę kończyć tych studiów, bo po pierwsze tematyka mnie nie interesuje, po drugie obawiam się, że moje cechy charakteru i nadmierna wrażliwość przeplatana apatycznością i obojętnością sprawią, że będę raczej nieszczęśliwy w tej dyscyplinie. Niestety, moje obawy nie spotykają się z akceptacja otoczenia, jedni twierdzą, że muszę skończyć te studia bo będę zarabiać krocie, inni mówią wprost, że trzeba być idiotą żeby zrezygnować, bo co lepszego może mnie czekać? No i tutaj muszę się zgodzić, być może jestem jedną z tych osób, które są ciągle nieszczęśliwe a najłatwiej jest uciec w marzenia i planowanie kariery w innej dziedzinie. W zasadzie to planowanie wychodzi mi lepiej niż studiowanie a raczej wychodziło, bo od października chodzę jak kołowaty, Straciłem kontakt z większością znajomych, śpię bardzo krótko ( nie mogę zasnąć, budzę się w środku nocy by się pouczyć ) lub bardzo długo ( kiedy jestem zrezygnowany, nie wychodzę cały dzień z łóżka i tylko patrzę na kalendarz, zastanawiając się kiedy będzie lepiej ). Te studia są dla mnie zbyt stresogenne, zaliczenia odreagowuję pijąc, jedząc na potęgę bądź śpiąc po 12 godzin. Mam już tego dość ale nie mam w sobie tyle odwagi, żeby zrezygnować, bo obawiam się, że problem nie leży w studiach ale we mnie. Nadmierny perfekcjonizm połączony z nonszalancją ( aż trudno w to uwierzyć ) sprawia, że nie mogę znaleźć złotego środka i albo jestem zestresowany i pobudzony jak więzień przed egzekucja, co nawet zauważają moi znajomi z roku, twierdząc, że wyglądam jakbym zaraz miał paść ze stresu albo że jestem biały jak kreda bądź też jestem apatyczny, co również wszyscy zauważają.

Chyba zbyt rozmyłem temat i jest to raczej opowieść mojego życia niż temat powitalny ale na prawdę mi ciężko. Poza gonitwami myśli, problemami z koncentracją ( przerobić muszę kilkaset stron, co jest ciężkie, kiedy dwie strony czytam i próbuję zrozumieć przez godzinę ) pojawiły się objawy somatyczne takie jak bóle głowy, ogólna słabość, jadłowstręt, bezsenność przeplatana okresami, kiedy mogę spać cały dzień.

Będę szukał pomocy psychiatrycznej jednak ciekawi mnie, czy uważacie, że jest sens robić coś, czego się nie lubi i pracować ponad siły, skoro się tego nie chce? Wiem, że nikt nie odpowie za mnie ale ja zdanie zmieniam wiele razy dziennie, jednak ogrom pracy, trudności adaptacyjne i nasilające się napięcie mnie wykańczają, nie jestem w stanie myśleć racjonalnie. Nigdy nie radziłem sobie z dużym napięciem emocjonalnym, czy studia, które stres mają nieomal wpisane w nazwę są dla mnie niebezpieczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadmierny perfekcjonizm połączony z nonszalancją ( aż trudno w to uwierzyć ) sprawia, że nie mogę znaleźć złotego środka i albo jestem zestresowany i pobudzony jak więzień przed egzekucja

Moim zdaniem, gdybyś połączył ten nadmierny perfekcjonizm z czymś co lubisz robić to byłby to właśnie ten złoty środek.

Można wiedzieć co to za kierunek :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z własnego doświadczenia wiem, że wykonując pracę, której się nienawidzi jest jedną z pięciu najgorszych dla mnie rzeczy, które mogą się zdarzyć w życiu. Pracowałem po kilka miesięcy tu i ówdzie, pracę zmieniałem około 12-14 razy. Teraz jestem za granicą i pracuję w miejscu, gdzie jest "normalnie" czyli nie kocham tej pracy ani nienawidzę. Od kilku tygodni zacząłem się zastanawiać, co tak na prawdę chcę robić w życiu...

 

Przeciętnie w pracy spędza się 1/3 swojego życia i ma to wielki wpływ na nasze zachowanie i na późniejsze relacje ze wszystkimi ludźmi poza pracą - rodzina, przyjaciele, itd. Nie potrafię zrozumieć twojego toku myślenia, jak można skazywać się z góry na pracę, której się nie lubi robić? Bo znajomi, bo rodzina, bla bla bla. Tysiące ludzi wybiera studia, których nienawidzą a później żałują przez resztę życia. Ja studiowałem Anglistykę bo zawsze chciałem zostać tłumaczem przysięgłym oraz z miłości do języka angielskiego, ale z braku kasy musiałem wyjechać za granicę i póki co skończyłem na licencjacie. Od kilku tygodni szukam i staram się uświadomić sobie co tak na prawdę chcę robić - niby nie powinno być trudno bo każdy powinien wiedzieć co lubi, ale jednak jest. Mam kilka różnych opcji do rozważenia, chociaż szukam w dalszym ciągu.

 

Gdybyś był taki jak ja, wtedy z całą stanowczością wpoiłbym ci kijem baseballowym, żebyś rzucił studia na 1-2 lata, a w tym czasie pracował w różnych miejscach, nie tylko w Polsce, ale i za granicą, gdzie ludzie przechodzą szybki kurs "życia" i zaczynają rozmyślać o przyszłości więcej niż w Polsce, ale nie jesteś mną, nie znam cię, nie wiem ile masz lat i czy w ogóle pracowałeś gdzieś, a dawanie porad dotyczących tak ważnych rzeczy niesie za sobą dużą odpowiedzialność, więc jedyną rzeczą którą ci poradzę, jest to abyś wyobraził sobie siebie za kilka lat jak pracujesz w swojej profesji i jak będziesz się wtedy z tym czuł. Będziesz zarabiał dużo, a jaki będziesz poza pracą? Spróbuj sobie to wyobrazić, jakie są twoje odczucia? Pomyśl też, jak mógłbyś się czuć, gdybyś kochał swoją pracę, budząc się rano, nie możesz się doczekać, kiedy znów będziesz w pracy - tak miałem na stażu przez 8 miesięcy, super atmosfera, szef w porządku, itd. Tak samo również miałem na studiach. Na 90% zajęć chciałem być, kochałem wykłady i dane zajęcia.

 

Z mojego punktu widzenia, ludzie ponad przeciętnie inteligentni jak Ty często mają ze sobą różne problemy bo wymagają od siebie więcej lub tak zostali wychowani aby zawsze czuć jakiś niedosyt. Ostatnio przyszło mi mieszkać właśnie z podobną osobą, która również skończyła renomowane liceum i rzuciła studia będąc na drugim roku. Teraz szukamy, ciągle szukamy tego co chcemy robić. Dla mnie aspekt zarobków przy wyborze ścieżki zawodowej to jedyne 30%, o wiele ważniejsze jest to aby lubić to co robisz - jest to poparte kilkuletnimi zmianami pracy. Człowiek, po prostu gorzknieje, popada w depresje i całą resztę twoich objawów, jeśli zmusza się przez dłuższy okres czasu do rzeczy, których nienawidzi.

 

To co napisałem jest tylko i wyłącznie moimi przemyśleniami i nie musi być pomocne komukolwiek, gdyż nie każdy jest taki sam. Nie ma prawdy absolutnej w tej dziedzinie ani żadnej uniwersalnej odpowiedzi. Psycholog na pewno może pomóc oby tylko nie traktował cię jak statystycznego pacjenta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×