Skocz do zawartości
Nerwica.com

40i4

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia 40i4

  1. Również nie polecam palenia, wpadałem po nim w panikę i w ogólny nieprzyjemny stan, to nie jest dla ludzi o słabych nerwach a tak na prawdę to nie jest dla nikogo. Ktoś tu pisał, że zna ludzi, którzy palą wiele lat i normalnie funkcjonują ale to żaden argument. Kto wie, co siedzi w ich głowach? Mój znajomy po odstawieniu stwierdził, że poprawiła mu się pamięć, koncentracja i samopoczucie, do tej pory rzeczywiście był nieco 'odrealniony', tj. komunikacja z nim była ciężka. To, że robi się leki na marihuanie to nie znaczy, że można sobie palić bez szkody dla własnego zdrowia. Poza tym byłbym ostrożny, nie raz firmy farmaceutyczne wypuszczały coś, co niby było całkowicie bezpieczne a potem okazywało się, że jest to niezwykle groźne. Jasne, jak ktoś ma stwardnienie rozsiane to będzie słusznie szukał każdego środka, który uśmierzy jego ból ale reszta ludzi powinna unikać marihuany.
  2. 40i4

    Witajcie

    Nigdy nie podejrzewałbym siebie, że założę podobny temat na takim forum, do niedawna byłem osobą która z bardzo dużą niechęcią podchodziła do psychologii ( od dziecka jestem skrajnym sceptykiem i dopóki nie włożę palca jak biblijny Tomasz, to nie uwierzę ). Ostatni rok mocno zrewidował moje poglądy, szkoda że przy tym stałem się przysłowiowym kłębkiem nerwów. Przejdę do rzeczy. Podejrzewam, że mój problem rozpoczął się w szkole średniej. Stosowałem metodę chowania głowy w piasek i uciekania przed problemami, wagarowałem, piłem i kontestowałem napotkaną rzeczywistość, która zbyt ciekawa nie była, bo było to pewne renomowane liceum, gdzie trafiali głównie wybitni uczniowie. Żeby uzmysłowić Wam, jakie to było środowisko opowiem tylko, że z relacji moich rodziców wynikało, że na zebraniach rodzice krytykowali własne dzieci za lenistwo, prosili wychowawcę o 'podkręcenie śruby' i kategorycznie sprzeciwiali się wszystkiemu, co nie było bezpośrednio związane z nauką. Dość szybko zapragnąłem zakończyć wątpliwie przyjemny udział w tym cyrku, gdzie zamiast pomocy uczniowie otrzymywali od szkoły betonowe koła ratunkowe w postaci karnych sprawdzianów, kazań oraz powtarzania, że dziesięć lat temu uczniowie byli lepsi. Wydawać by się mogło, że nie ma to żadnego znaczenia ale do takich szkół trafiają głównie trochę zahukani ale pracowici i ambitni ludzie, którym łatwo podciąć skrzydła. Mimo wszystko postanowiłem ukończyć tę szkołę, robiłem to na pograniczu eksterna gdyż pojawiałem się na zajęciach bardzo rzadko, czego teraz żałuję. Dostałem się na pewne bardzo pożądane studia, których niestety nie chcę kontynuować, poszedłem głównie dlatego, żeby udowodnić innym, że ja też mogę. Teraz taki sposób decydowania o swojej przyszłości wydaje mi się całkowicie infantylny i doskonale wpisuje się w moją postawę, która do niedawna opierała się głównie na robieniu wszystkim na złość. Studia zmusiły mnie do przeprowadzki, niestety zupełnie sobie nie radzę z nową rzeczywistością. Straciłem wiarę w siebie, jest ciężko a ja zupełnie nie chcę kończyć tych studiów, bo po pierwsze tematyka mnie nie interesuje, po drugie obawiam się, że moje cechy charakteru i nadmierna wrażliwość przeplatana apatycznością i obojętnością sprawią, że będę raczej nieszczęśliwy w tej dyscyplinie. Niestety, moje obawy nie spotykają się z akceptacja otoczenia, jedni twierdzą, że muszę skończyć te studia bo będę zarabiać krocie, inni mówią wprost, że trzeba być idiotą żeby zrezygnować, bo co lepszego może mnie czekać? No i tutaj muszę się zgodzić, być może jestem jedną z tych osób, które są ciągle nieszczęśliwe a najłatwiej jest uciec w marzenia i planowanie kariery w innej dziedzinie. W zasadzie to planowanie wychodzi mi lepiej niż studiowanie a raczej wychodziło, bo od października chodzę jak kołowaty, Straciłem kontakt z większością znajomych, śpię bardzo krótko ( nie mogę zasnąć, budzę się w środku nocy by się pouczyć ) lub bardzo długo ( kiedy jestem zrezygnowany, nie wychodzę cały dzień z łóżka i tylko patrzę na kalendarz, zastanawiając się kiedy będzie lepiej ). Te studia są dla mnie zbyt stresogenne, zaliczenia odreagowuję pijąc, jedząc na potęgę bądź śpiąc po 12 godzin. Mam już tego dość ale nie mam w sobie tyle odwagi, żeby zrezygnować, bo obawiam się, że problem nie leży w studiach ale we mnie. Nadmierny perfekcjonizm połączony z nonszalancją ( aż trudno w to uwierzyć ) sprawia, że nie mogę znaleźć złotego środka i albo jestem zestresowany i pobudzony jak więzień przed egzekucja, co nawet zauważają moi znajomi z roku, twierdząc, że wyglądam jakbym zaraz miał paść ze stresu albo że jestem biały jak kreda bądź też jestem apatyczny, co również wszyscy zauważają. Chyba zbyt rozmyłem temat i jest to raczej opowieść mojego życia niż temat powitalny ale na prawdę mi ciężko. Poza gonitwami myśli, problemami z koncentracją ( przerobić muszę kilkaset stron, co jest ciężkie, kiedy dwie strony czytam i próbuję zrozumieć przez godzinę ) pojawiły się objawy somatyczne takie jak bóle głowy, ogólna słabość, jadłowstręt, bezsenność przeplatana okresami, kiedy mogę spać cały dzień. Będę szukał pomocy psychiatrycznej jednak ciekawi mnie, czy uważacie, że jest sens robić coś, czego się nie lubi i pracować ponad siły, skoro się tego nie chce? Wiem, że nikt nie odpowie za mnie ale ja zdanie zmieniam wiele razy dziennie, jednak ogrom pracy, trudności adaptacyjne i nasilające się napięcie mnie wykańczają, nie jestem w stanie myśleć racjonalnie. Nigdy nie radziłem sobie z dużym napięciem emocjonalnym, czy studia, które stres mają nieomal wpisane w nazwę są dla mnie niebezpieczne?
×