Skocz do zawartości
Nerwica.com

bardziej_plejer

Użytkownik
  • Postów

    76
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia bardziej_plejer

  1. Jako autor watku czuje sie w odpowiedzialnosci, zeby troche odswiezyc temat, jako ze znow kilka razy zapalilem. Nie kazdy raz byl zly, choc to raczej nie dla mnie. Leki znow wystapily, ale tym razem za kazdym jednym razem wiedzialem, co sie ze mna dzieje i mimo, ze czulem sie niesamowicie okropnie, to mialem swiadomosc, ze stezenie narkotyku utrzyma sie jakies 3-4 godziny. Tak tez bylo i dzieki temu udalo mi sie przetrwac ten syf i przejsc normalnie nastepnego dnia do zwyklej rzeczywistosci. To co sie dzieje w tych wszystkich opisach w tym watku z wami, to najprawdopodobniej rzeczywiscie skutek *przedawkowania* lub *bardzo silnej reakcji na marihuane*. Nie zadne odbezpieczenie choroby psychicznej, zepsucie mozgu, nerwica etc. Mechanizm jest o wiele prostszy. https://merryjane.com/health/why-cannabis-makes-your-heart-race-and-what-you-can-do-about-it +poniewaz jest to narkotyk to jak to narkotyk... po prostu zmienia postrzeganie rzeczywistosci. Pamiec krotkotrwala plata figle, zmienia sie percepcja ciala i czasu itd. itp. Nie kazdy na takie historie reaguje ze stoickim spokojem jak widac zreszta.
  2. Jako, ze czasem cos gdzies pisze.. teraz nadszedl ten moment. Dzis dorwalem moja nerwice tzn. zauwazylem moment, w ktorym zaczyna sie cala patologia. To sie chyba nazywa "wglad". Zauwazylem jak zaczynam interpretowac rzeczywistosc w momencie przemeczenia, wewnetrznego napiecia i niepokoju... Oczywiscie momentalnie wtedy pojawiaja sie czarne mysli, najgorsze scenariusze. Zaczyna sie cala platanina... ale... da sie ja rozplatac. Po prostu musialem poszukac mniej czarnego scenariusza i poszukac wzmocnienia dla niego. Tj. np. przestraszylem sie, ze cos sie wali w zwiazku (mimo, ze pod skora wiedzialem, ze wszystko jest ok, bo bylo ok i rzeczywistosc nie zmienia sie w ciagu jednej sekundy, minuty czy nawet jednego dnia), wiec wiedzialem, ze moje czarne mysli to tylko moja przyjaciolka nerwica od czarnych mysli :) po czym zadzwonilem do partnerki i doszukiwalem sie wszystkiego co dobre, co potwierdzalo moja ALTERNATYWNA DLA NERWICOWEJ interpretacje rzeczywitosci (normalna, pozytywna). Taka patologie myslenia mozna przyrownac do konia, ktory nagle sie zrywa i biieeeeeeegnieeee ile sil w nogach przed siebie... a niestety trzeba go okielznac, zeby sobie nie robic sztucznych problemow. POLECAM
  3. Co raz czesciej dochodze do wniosku, ze wszystko jest po cos. Nic sie nie dzieje bez przyczyny. Zycie wystawia nas na proby i uczy nas. Tobie widac potrzebne bylo kolano, zebys docenil to co masz i zrozumial.
  4. Ja szczerze mowiac juz doceniam. Od zbuntowanego chlopaczka przerodzilem sie w doceniajacego, dojrzalego syna, ktory zrobi dla swoich rodzicow wszystko. Sa jacy sa - maja swoje wady, ale kocham ich najbardziej na swiecie... i lepiej pozno niz wcale
  5. Hej, Dotychczas (przez cale zycie) nie myslalem o tym... a mam 28 lat. Zawsze bylo tak, ze sa dziadkowie (komplet po jednej stronie, babcia po drugiej, bo drugiego dziadka nigdy nie mialem) i rodzice. Jeden Dziadek odszedl 15 lat temu, Babcia odeszla 2 lata temu. Dotychczasowo udawalo mi sie jakos nie smucic tym i uciekac myslami od tematu - unikalem np. przebywania czy jezdzenia do domu dziadkow (teraz widze jak dobrze chronila mnie podswiadomosc). A przez dwa ostatnie lata nie jezdzilem np. na groby - tlumaczylem sobie to tym, ze to swieto jest bez sensu :) Ale ostatnio tak jakby dotarlo do mnie, ze czas... leci. Moze to dlatego, ze jedyna Babcia, ktora mi zostala ma 92 lata a zbliza sie do 93... i kolei rzeczy jest taka, ze co raz bardziej widac, ze koniec jest blisko (sama Babcia juz ma dosc i mowi o tym z usmiechem na ustach, ze "Pan Bog moglby ja juz zabrac, dac jej spokoj"). Moze tez dlatego, ze przez ostatnie 10 lat na wszelkie teksty mojej Mamy pt. "to juz nie te lata, jestem juz starsza" odparskiwalem smiechem i mowilem - "Mamo, co ty. Przeciez jestes w mlodym wieku, co Ty w ogole gadasz!!!"... az pewnego dnia spojrzalem na Mame i zobaczylem zmarszczki. To juz nie byla ta sama Kobieta, ktora widzialem przez ostatnie 10 lat, ale po prostu troche starsza. No i wlasnie. W ciagu ostatniego czasu (kilku miesiecy) zauwazylem: - ze jestem starszy (fakt, ktory uswiadomil mi wziety kredyt na 30 lat) - ze moi rodzice sa starsi - ze czas leci i nie da sie go zatrzymac nawet wypieraniem tegoz faktu Pocieszam sie tym, ze jest zima i ze to moze po prostu taki okres w moim zyciu, ze zlapala mnie jakas deprecha lekka i ze musze dojechac do wiosny albo do czasu, kiedy w koncu mi sie poprawi i bede mial swiadomosc, ktora mam, ale nie bede tak smutny z tego powodu (chcialbym to zaakceptowac i zyc dalej). Staram sie spedzac wiecej czasu z rodzicami, ale wciaz mam zal do siebie, ze az tyle go zmarnowalem na klotnie, krzyki, bezsensowne sprzeczki. Patrze czasem z boku na to wszystko i tak bardzo chcialbym miec te swiadomosc ktora mam, ale cofnac sie np. 10-15 lat wstecz i przezyc to wszystko jeszcze raz. No ale dupa - nic z tego. Wczoraj nie wytrzymalem i sie rozplakalem kompletnie, bo po prostu bardzo ich kocham i uwazam taki porzadek rzeczy za kompletnie niefajny a wrecz ch@j@wy. Z przeleknionymi pozdrowieniami PS. Mialem tak kilkukrotnie wczesniej, ze bralo mnie na placz a w myslach mialem, ze "bardzo Kocham moich rodzicow"... ale jakos udawalo mi sie to powstrzymac.. w ciagu kilkunascu ostatnich lat kilkukrotnie. PS. Nie wiem czy dobry dzial...
  6. Przepraszam, ze tak nagle wyrywam cos z kontekstu, ale chcialem odpowiedziec na te wypowiedz. Byc moze to jest tzw. paraliz senny, ktory miewa wiekszosc ludzi Zwykle, normalne i powszechne. Tez to miewam od czasu do czasu. Ja z kolei mialem kiedys tak, ze spadalem we snie, spadlem i wszedlem na gore raz jeszcze, zeby ponowic skok :) Przednia zabawa :)
  7. Dla lapiacych paranoje po zapaleniu, jak i tych ktorzy poglebili sobie nerwice lekowa: http://www.intus.ehost.pl/forum/viewforum.php?f=5 Na forum (forum dla uzaleznionych / rzucajacych marihuane) mozna znalezc troche przydatnych informacji o objawach osob, ktore "miewaja podobne stany" po paleniu. ...ale jesli ktos to czyta i jest wlasnie w stanie lekowym i lapie paranoje, ze zostanie mu tak na zawsze, to polecam wylaczyc komputer i nie czytac tego wszystkiego. Potrzeba naprawde ochlonac, bo czytanie tylko nakreca. W sensie jesli akurat ma sie "atak leku", to organizm a w tym mozg szuka wszedzie potwierdzenia swojego stanu i pisze mozliwie najczarniejsze scenariusze od utraty kontroli poprzez szalenstwo a na schizofrenii i smierci konczac :) Na pocieszenie napisze, ze po 5 miesiacach od moich przygod z mj, jest prawie ok
  8. Dopisze do watku, bo w sumie pojawilo sie cos nowego. Przestalem czuc napiecie wewnetrzne i niepokoj. Odeszly jakos, nie wiem nawet kiedy. Ostatnio za to jestem zmeczony, apatyczny, moze troche smutny... nie ze na 100%, ale taki przytlumiony. Chyba mi to wszystko zaczyna przechodzic :)
  9. Ja tez jeszcze kombinuje czy to przypadkiem nie jest nasilenie objawow nerwicy depresyjnej czy tam depresyjno-lekowej... Jedno scierwo :) Ale zdecydowanie dobrze dziala dobry sen i brak stresow.
  10. Mam tak samo :) To z jednej strony zle, ale z drugiej dobrze - poczucie samotnosci jakos sie oddala :) PS. Dwa lata? Kurde, dlugo... moze mnie jakos krocej bedzie trzymalo...
  11. to mam malego pocieszyciela dla Ciebie: BEDZIE DOBRZE. generalnie wierze w to, ze wszystko dazy do harmonii i jesli jestesmy w depresji to nie ma bata, zeby tak bylo caly czas. w koncu wyjdzie slonce, zawsze tak jest. i dla tego slonca warto czekac :) trzymam kciuki za Twoje samopoczucie, bo nie wiem co mam zrobic sam ze soba :) dlugo juz tak masz?
  12. Czy ktos z Was, kto byl w terapii doswiadczyl depresji (w trakcie terapii...)? Wydaje mi sie, ze od jakiegos czasu moj nastroj nie jest zwiazany z moim zyciem, ktore dla innych wyglada zupelnie normalnie i szczesliwie. "Siedze" caly czas w smierci, egzystencjalnych problemach... tak jakby poza nimi swiata nie bylo. To, ze nic mnie nie cieszy to nawet nie bede pisal :) Mam duzo leku w sobie, napiecia. Moje mysli caly czas placza sie wlasnie w okol egzystencjalnych tematow i patrzenia na zycie jak na okruszyne, gdzies na jakiejs niebieskiej kulce we wszechswiecie. Od jakis dwoch tygodni nie moge sie porzadnie wyspac, klade sie zmeczony i zmeczony wstaje. Czuje, ze jestem w czarnej dupie. Kiedys bylem czesciowo, ale teraz to jest przytlaczajace na maksa... moze nie do konca, bo przeciez pracuje i egzystuje w miare normalnie... ale jestem jakis taki zagubiony, jakbym rozpadl sie na czesci. Nie wiem kim jestem, dokad zmierzam, skad sie wzialem tu gdzie jestem i dlaczego jestem taki jaki jestem. Brak mi odpowiedzi na podstawowe pytania. Rzygam juz nimi, szczerze mowiac (pytaniami). Byc moze dojrzewam wlasnie emocjonalnie albo zaczynam brac w pelni odpowiedzialnosc za swoje zycie... nie wiem. Czy ktos z Was mial cos podobnego podczas terapii? PS. Wydawalo mi sie, ze pojde na terapie i zycie bedzie uslane momentalnie rozami, a ja bede przenosil gory i tryskal radoscia i pewnoscia siebie. Pewnosc siebie moze jest ok, bo jestem "bardziej w sobie i w zgodzie ze soba"... ale ten smutek???
  13. Hej, mam to samo. Wszystkie poprzednie sposoby mnie zawiodly. Pracuje, studiuje, ale nie czuje sie dobrze... Nie wiem. Ja dzialam jak automat. Mysle, ze w koncu bedzie dobrze. Musi byc.
  14. ahahaha :) wlasnie dlatego ja przestalem ogladac tv. do twojej listy dodalbym koniecznie pranie ubran w super proszku,zeby wszyscy pytali sie czemu sa takie biale a nie szare:)
  15. W nurcie hmmm... chyba zadnym. Moze to terapia egzystencjalna? Nie wiem, nie zostalem poinformowany. Nawet nie wiem czemu indywidualna a nie grupowa. Im dluzej chodze, tym bardziej mam dola, ze nic z tego nie ma... Terapeuta chyba widzi czy jest poprawa czy nie (?). Ostatnio doszla do wniosku, ze przeciez u mnie jest wszystko w porzadku, wiec czym ja sie martwie (???). W zasadzie caly czas pozostaje w terapii, bo zaczalem podejrzewac u siebie jakies mechanizmy obronne, ktore kaza mi uciekac z niej... ale z drugiej strony w ten sposob troche przestaje sobie ufac... To w ogole byl jej wniosek (o mechanizmach obronnych) w momencie, w ktorym po kilku spotkaniach zrezygnowalem, poniewaz uwazalem, ze kobieta nie bedzie w stanie mnie w 100% zrozumiec i musze isc do terapEUTY. Nie wiem, miotam sie. Choc wydaje mi sie to w 100% sensowne, ze tylko ktos podobny do mnie bedzie w stanie zrozumiec co moze sie ze mna dziac, a w szczegolnosci ktos, kto przeszedl np. przez leki, niepokoje itp. Gdybym mial zrobic tak jak uwazam, to porzucil bym ta terapie, bo moim zdaniem nic z tego nie mam... chodze, wydaje pieniadze, a nie czuje sie ani troche wyprostowany, a na tym chyba polega terapia, zeby poczuc sie lepiej, poczuc szczescie i spokoj. Zakladalem sobie, ze nawet jak bede chcial przerwac, to wytrwam w tym... ale ja sie po prostu zle czuje i nie widze poprawy poprzez terapie. Na terapie poszedlem, poniewaz chcialem sobie pomoc. Chodze i chodze i nic. Moze to naprawde nie ze mna jest cos nietak?
×