Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja historia. Czy to depresja? Jak sobie radzić?


Zuzaa

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. To mój pierwszy post na tym forum. Nie wiem, czego po nim oczekuję – pocieszenia, porady, „też tak mam”? Chyba chcę wygadać się ze swoich trudności psychicznych komuś, kto spróbuje traktować je poważnie i nie odkrzyknie „weź się ogarnij!”.

Zacznę od tego, że w dzieciństwie (5-6 klasa) miałam fobię szkolną czy społeczną, zapisano mi leki psychotropowe, latałam po psychologach, psychiatrach, miałam nauczanie indywidualne (w domu).

I jakby ten problem ze „szkołą” ciągle we mnie był, powracał. Bywały takie nawroty w gimnazjum, w liceum, ale jakoś ze wsparciem rodziny dawałam radę – powiedzmy tydzień nie chodziłam na zajęcia, po czym wracałam „na rozum”, bo wiedziałam, że nie da się uciec. I jakoś to było.

Na studia wyjechałam do innego miasta. Byłam w szoku, że dawałam radę, zaliczałam sesje, dogadywałam się z ludźmi (na tym polu też mam trudności). Po trzech semestrach zrezygnowałam ze studiów. Na ile była to sprawa słabej psychiki, na ile merytoryczne argumenty – trudno mi powiedzieć, ale przyjmijmy, że zmiana kierunku miała sens. Wyszłam młodo za mąż, rozpoczęłam nowe studia i… jest źle. Nie chodzi o materiał do opanowania czy egzaminy – zawsze sobie radziłam z nauką. Jest jeden bardzo stresujący wykładowca-ćwiczeniowiec (innych ludzi też przeraża i trzęsą się wieczór przed zajęciami), ale chyba nie on jeden jest przyczyną mojej niechęci do studiów.

Dzisiaj nie poszłam na zajęcia. Nie wiem, dlaczego. Dzisiejsze zajęcia nie wiążą się z żadnym stresem, trzeba tylko przyjść. Z jednej strony wiem, że mam te dwie nieobecności do wykorzystania, że świat się nie zawali, że ludzie opuszczają zajęcia i to jest normalne, ale z drugiej mam ogromne wyrzuty sumienia, jestem na siebie zła.

Do tego odkładanie niektórych rzeczy na ostatnią chwilę (a zawsze byłam taka porządna, zorganizowana). Zmiany nastrojów od godzinnego płaczu i kompletnej rozpaczy (nie skończę studiów, mąż mnie nie kocha) po nieuzasadnioną euforię i nadproduktywność. Czasem nie mam siły zrobić obiadu, wolę nie jeść nic lub podjadać byle co niż ugotować, innego dnia robię w domu prace za dziesięć dni – z własnej woli, nie męcząc się. Czasami zmiana od rozpaczy, takiej jakby ktoś mnie żywcem rozdzierał do euforii i optymistycznego patrzenia w przyszłość zachodzi w ciągu pół godziny. Najgorsze są te napady rozpaczy: ból we mnie, uciążliwość dla najbliższych, zawalanie studiów. Boję się, że w przyszłości nie odnajdę się w pracy w zawodowej, w grupie ludzi, z którymi mam pracować przez ileś lat. Wolontariaty i tego typu akcje zbliżające do pracy zawodowej porzucałam po jakimś czasie. A rozpoczynałam z wielkimi planami, pomysłami i chęciami. Słomiany zapał, niezależny ode mnie. To nie jest lenistwo.

Mąż potrafi mi powiedzieć: „ogarnij się”, co wbija mnie jeszcze głębiej w ten dołek. Pani psycholog mówi, że powinnam szukać wsparcia w sobie, nie w innych. Na razie nie potrafię, nie jestem siebie pewna. Potrzebuję kogoś, w kogo bym mogła się schować. Byłam już dwa razy na rozmowie z panią psycholog. Na razie jeszcze męczymy etap, kiedy ja opowiadam jej o sobie. I jak na razie mam wrażenie, że jest miła, w porządku, z szacunkiem do mnie, chociaż jakby nie daje mi dojść do słowa, skupia się np. na moich relacjach ze znajomymi, kiedy ja mam bardziej palące problemy, może by od nich zacząć, trochę je rozwiać, a potem szlifować mniej bolesne sprawy?

Nie walczę z problemami - uciekam.

Potrzebuję dużo snu, po kilku godzinach na uczelni muszę w domu odespać napięcie. Napięcie nie wiem, czym spowodowane, bo obiektywnie zajęcia w większości nie są stresujące. Czasem przez cały dzień nie potrafię się zebrać, żeby pójść do sklepu. Od jakichś pięciu tygodni mam prawie stale podwyższoną temperaturę (37-37,4), bywam osłabiona, zziajana po wyjściu do sklepu. Przeziębienie wykluczone, a raczej wyleczone, jak pojawiłam się u pani doktor drugi raz (że gardło nie boli, ale utrzymuje się temp.), to już byłam traktowana jak symulantka. W związku z temperaturą, odrzucaniem od kawy itp. przez ostatnie tygodnie próbowałam sobie wmówić, że jestem w ciąży i w jakiś sposób tym żyłam, mimo że to nie jest dla nas dobry czas na dziecko. Test rozwiał marzenia.

Po prostu nie chcę TAK żyć. Źle mi jest. Mogę przemęczyć się pięć lat na studiach, ale ja nie mam tej myśli, tej pewności, że potem będzie dobrze, że będzie praca, że się utrzymam, że nie „wypadnę” ze społeczeństwa. Nie ma pracy dla młodych, ciężko z pracą dla kobiet, a co mówić o młodych żonach. Z powodu niechęci do ludzi, wydaje mi się, że urządzałaby mnie praca zdalna, pisanie… Ale i o to trudno. Już w sobotnie popołudnie ściska mnie, bo… idzie poniedziałek. Ciągle uciekam. Od szkoły, studiów, ludzi, obowiązków. A byłam taka odpowiedzialna, zdolna, pracowita, sumienna. A teraz problemy z koncentracją – nie potrafię się uczyć. Nie chcę lub nie mam sił by być aktywna. Odpadam, płaczę, leżę w łóżku, trwonię czas przed komputerem, mimo że w głowie mam tyle pięknych planów. Najchętniej przyjęłabym od lekarza „zwolnienie z życia” i siedziała cicho w domu jak roślinka, może wtedy odzyskałabym powoli chęć do realizacji swoich planów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Dobrze ze dostrzegasz problem ,probujesz go zrozumiec , walczysz z nim

Najgorzej sie poddac , lub sluchac pierdoly typu "wez sie w garsc" , bo jak ktos tak gada , to niech da dalsze wskazowki ..

Do dupy z takimi radami , ja na Twoim miejscu poszukalbym psychiatry , a nie psychologa , ale najlepiej rob to co czujesz , mamy jeszcze cos takiego co nikt nam nie zabierze - instynkt

czesto tak jest ze w glebi duszy wiemy w czym jest problem , tylko trzeba do niego dotrzec , wtedy jest latwiej

Warto zmuszac sie do dzialania , poki sa jeszcze sily , starac sie w pierwszej kolejnosci robic to co sie lubi

Koncentrowac sie na rzeczach milych , odsuwac od siebie zle bodzce , ZAAKCEPTOWAC sie taka jaka sie jest

Odnalezc w sobie te dobre strony , cieszyc sie drobiazgami , szukac wsparcia , bo to bardzo wazne

Nie wiem czy to depresja , czy tylko wachania nastroju , czy moze problem z tarczyca , nie jestem lekarz

Ale to zapewne cos z tych rzeczy , musisz drazyc temat , podsunac mezowi jakas ksiazke o depresji do poczytania

Depresja to czesto EFEKT innego zaburzenia ( w moim przypadku bylo to adhd z dziecinstwa )

Nie licz bezgranicznie na lekarzy - to najwiekszy blad , poki masz sile to czytaj jak najwiecej , sprobuj dopasowac swoje objawy , sprobuj je zidentyfikowac i zrozumiec

Ozywiscie leczenie farmakologiczne pomaga , tylko niestety wymaga czasu ,ale czesto kumaty lekarz za pierwszym razem dobierze odpowiednie leki , tylko tzreba mu UMIEJETNIE przedstawic problem

Badz dobrej mysli i poznaj sama siebie w aspekcie "zaburzenia" , angazuj sie w jak najwiecej dzialan , na ile jestes zdolna , to bardzo pomaga , o ile stan "zaburzenia" nie jest jeszcze zaawansowany

Najwazniejsze jest dotrzec doi sedna sprawy , a to najlepiej zrobisz sama ( moze z pomoca kumatego psychologa )

My tu jestesmy wszyscy "zaburzeni" , niedostosowani i popieprzeni , czytaj jak najwiecej , czyjes doswiadcxzenia beda Ci bardzo pomocne

Pozdrawiam i w zadnym wypadku nie poddawaj sie :-)

Pozdrawiam

HST

PS , obejrzyj sobie filmik z linku ponizej , z mojego opisu , troszke podtrzymuje na duchu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×