Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

naranja,

= "Proszę, powiedzcie, że wcale nie zawracam Wam gitary... że moje sprawy nie są mniej ważne... Powiedzcie mi, abym została..."

 

Zostań, Lady B :smile:

(Mam nadzieję, że na złość mi - za tą analizę - nie pójdziesz jednak? ;))

 

a wiesz że na prawdę nie miałam tego na myśli?? :shock:

ja na prawdę uznałam że zawracam wam gitarę ... w ogóle od wczoraj mi się wydaje że wszędzie jestem persona non grata, że się wcinam :(

to dlatego tak napisałam i w sumie nie sądziłam ze tak to zostanie odebrane...

 

brak uczuć, dziękuję... ale ja nie mam o czym pisać... tzn nie umiem o tym pisać... bo nie wiem nawet jak...

ale będę zaglądać sobie nadal od czasu do czasu do was... patrzeć i uciekać niepostrzeżenie :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że poagarszam swój stan. Nie umiem pomyśleć optymistycznie, że coś mi pomoże. Ten mój analityczny umysł. Widzę w całej rozciągłości swój tragiczny stan, widzę, że znów mam problemy z rzeczami podstawowymi - umyć się, ubrać. Że najchętniej leżałabym cały dzień, a nie mogę leżeć,bo czuję lęk. Że nie jestem w stanie mamie pomóc przy placku. Im bardziej zdaję sobie sprawę jak jest źle tym jest jeszcze gorzej. Nie mówię, że nie mogę poczuć cokolwiek przyjemnego, bo to wiecie. Na tym polega anhedonia. Człowiek może myśleć o największych rpzyjemnościach, czy też zwykłych malych przyjemnostkach i jego umysłnie generuje przyjemnych odczuć. To już wiecie. Ale ja nie umiem POMYŚLEĆ optymistycznie. Dosłownie jedyną nadzieją, w którą wierzę jest ketamina....a wystarczy stilnox i czuję rozluźnienie i relax i nadzieję. Nie wiem jakie stąd wnioski.Nie jestem w stanie się prawdziwie zainteresować rzeczywitoscią...i jak tu nie myslec o chorobie psychicznej

 

PS Kota dziś nie będzie. Musi jeszcze podrosnąć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już pisałam- nie czuję uczuć wyższych i przyjemnych. Za to toczy mnie niepojęty lęk o moją przyszłość. Nie idę już jutro do pracy. Nie dam rady. Nie wiem, może się zasugerowałam Naranją, może straciłam nadzieję.Uzmysłowiłam sobie że właściwie od 2,5 roku nie było dnia, DNIA, żebym nie czuła potwornego lęku. Najpierw przez chłopaka. Potem przez myśl, że mam schizofrenię prostą i że moje cieprienie się nie skończy przez następne kilkadziesiąt lat. A teraz bardziej o to drugie.Usmysłowiłam sobie jak dużo nadziei w siebie władowałam nawet na siłę przez ostatnie pól roku, że mi się poprawi...jaką miałam nadzieję, że leki i terapia coś pomogą. Najgorsze jest, że czuję lęk i cierpienie i że żadne słowa mnie nie pocieszają. Dla mnie tak naprawdę od 1,5 roku prawie każda godzina jest nie do zniesienia. Pewnie to, że przez tyle miesięcy biorę benzodiazpieny tylko pogarsza lęk, bo mój organizm domaga się teraz ich ciągle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No coz, egotyzm to tez powazny problem psychiczny, wiec nie mozna tego rzucac jak jakies oskarzenie. Powiem szczerze - mnie tez irytuje, to ze brak uczuc tak w kolko pisze, o tym jak beznadziejnie sie czuje. Ale rozumiem ja, bo mam podobnie. Z ta roznica, ze mi sie juz odechcialo pisac. Pisze zwiezle zdania, bo caly czas mam wrazenie jakbym sie spieszyl gdzies i musial to jak najszybciej zakonczyc. ALE z drugiej strony, dziewczyny, macie racje. JEDYNYM sposobem na wyjscie z tego stanu, braku uczuc, jest wyciszenie sie. Musisz przestac sie wreszcie nakrecac. Powiedz, co Ci dalo pisanie tutaj w kolko o tym jak tragicznie sie czujesz? Co Ci daje to babranie sie we wlasnym cierpieniu? Czy posuwasz sie dzieki temu do przodu? NIE. Odpowiedz jest prosta. Nie kwestionuj jej, nie staraj sie racjonalizowac. Powiedz sobie, ze to nakrecanie sie tylko Cie dobija i skoncz z tym. Ciezko powiedziec utnij to w zalazku, bo u Ciebie to juz jest jak mocno rozwiniety rak. Ale wez nozyczki i ucinaj nowe 'narosla' na Twojej psychice w momencie, gdy one sie pojawiaja. Nie daj szansy im sie rozwinac.

 

brak uczuć, dziękuję... ale ja nie mam o czym pisać... tzn nie umiem o tym pisać... bo nie wiem nawet jak...

ale będę zaglądać sobie nadal od czasu do czasu do was... patrzeć i uciekać niepostrzeżenie :*

 

Tez mam ten sam problem. Troche obco sie tu czuje i nie wiem, co moge powiedziec, a czego nie. Zreszta nie mam sily pisac juz o sobie i swoim nieziemsko chujowym stanie. Lady_B, jak Ty sie czujesz? Co Ci teraz najbardziej przeszkadza? Czego sie boisz? Mowisz, ze zycie Cie boli. Co konkretnie? Jestes juz zmeczona tym stanem?

 

To chyba pytanie retoryczne... Mieszkam tylko z mamą, nie mamy samochodu. Reszta rodziny ma samochody, ale nikt w poniedziałek nie będzie się zwalniał z pracy, aby mnie zawieść do Krakowa (mam jakieś 5 godz drogi do Kobierzyna). Gdy, będąc w ostatnim szpitalu, byłam na przepustce w domu to nikt nie chciał mnie zawieść (2 godziny drogi!) do szpitala, mimo, że byłam w głębokiej depresji, miałam myśli "s" i nie miałam siły chodzić. Sama wzięłam taksówkę na PKP, a potem wlokłam się pociągiem, pod który chciałam skakać. Rodzina jeszcze się biernie wkurzała, że nie ma kto pomagać przy moim dziadku, że ja się w garść nie biorę tylko znowu szpital...

 

Ojoj. Ja bym mogl Cie zawiezc, ale primo mnie nie bedzie wtedy, a po drugie to juz byloby totalnie dziwne. Haha. :) Jedyny pozytywny (choc jednoczesnie negatywny) aspekt mojego stanu, to fakt, ze nic nie wydaje mi sie wystarczajaco glupie, zeby tego zaniechac.

 

Ale co wybaczyć? Załóżmy, że masz atak paniki. On się z jakiegoś powodu pojawił. To jest sygnał czegoś. Trzeba się skierować na przyczyny.

 

Tak, ale zastanawiac sie nad przyczynami mozemy, gdy juz sie uspokoimy, gdy panika nie podsuwa nam falszywych obrazow, ktore bierzemy w roztargnieniu za prawdziwe. Enigmatycznie to brzmi, ale tak powinno byc, mi sie wydaje.

 

Ojej... Uczucia nie są dobre albo złe, uczucia SĄ. Każda emocja jest potrzebna, bo mówi, czego chcesz, a czego nie, co Ci się podoba, a co smuci, to podstawa poczucia tożsamości. I radość, i smutek, i strach, i złość, i zakochanie, i bezradność, i zazdrość, a nawet nienawiść. Co nie znaczy, że trzeba się tymi emocjami zawsze kierować i tracić nad nimi kontrolę. Złe, bo niebezpieczne i autoagresywne, to jest odcinanie się od uczuć albo odreagowanie ich w niebezpieczne sposoby. Mówisz tak, jakby człowiek, który czasem przeżywa złość, gniew, strach, smutek, zazdrość, etc. - był zły, bo ma "złe" emocje. To co jest dobre? Tylko radość, miłość, zaciekawienie? Człowiek bez uczucia złości oraz strachu (nie lęku jako objawu) - jest ślepy i bezbronny.

 

Heh, ja to wiem. Czepiasz sie slowek. :) Tak sie zwyklo mowic - pozytywne i negatywne emocje. Ale napisalas to, co uwazam za kluczowe. Ze tym emocjom nie nalezy dac sie kontrolowac. Choc z drugiej strony, co ja moge wiedziec na ten temat, skoro nie czulem zadnych od ho ho!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Nie zaatakowałam Cię. A jeśli tak to odebrałaś to jest mi przykro, bo nie chciałam na pewno Cię urazić.

Wiadomo, że każdy będzie bronił swoich racji.

Wkurzam się jak czytam posty na temat tego, jak to leczy się dzisiaj przez niektórych lekarzy zaburzenia.

NIe każdy lekarz broni jak lew leków z racji tego ,że jest psychiatrą. Toż to czysta chemia te leki, nawet te nowej generacji. Bzdurą totalną jest myślenie,że nie pozostawiają śladów w organizmie. NIgdy nie czytałaś ulotek na lekach, które zażywasz?

Ale przyznam, że mogą komuś uratować życie.

Psychoterapia jest metodą bezpieczniejszą i zawsze bardziej efektywną. A to,że niektórzy się na nią nie decydują, też daje wiele do myślenia. To są blokady, z jakiś przyczyn ktoś nie chce się jej poddać. Wstyd, niechęć do uzewnętrzniania swoich tajemnic, sekretów, emocji związanych z ciężkimi doświadczeniami.

Nastepnym problemem może być nietrafiona relacja z terapeutą, niechęć ze strony pacjenta-przerywanie terapii w związku z tym,że nastąpiło gorsze samopoczucie. I wtedy pacjent ma zdanie,że mu się pogorszyło,że mu terapia zaszkodziła, co też jest kompletną bzdurą. Dziwne byłoby, gdyby bedąc w terapii było nam ciągle słodko, radośnie, bosko , a na naszej twarzy rysowałby się uśmiech od rana do nocy.

Terapia ma boleć, ma poruszac sprawy, których nie chcemy dotykać, o których nie chcemy mówić, zostawiamy owiane tajemnicą. Wtedy ma sens.

Masz rację, nie czuję się kwitnąco, ale też nie czuję się jak sprzed sierpnia 2009.

Widocznie potrzebuję jeszcze czasu. Ile? Nie wiem.

A leków nie zażywam i na dzień dzisiejszy nie wezmę.

A tak na marginesie....pokaż mi człowieka, który codziennie czuje się kwitnąco, nie martwi się, nie złości, nie płacze, nie gniewa się.

NIe liczę na to, żeby czuć się kwitnąco. Bo negatywne emocje to całkiem naturalna sprawa u ludzi.

Liczę na to, żeby móc powiedzieć, że czuję się szczęśliwym człowiekiem. To wszystko. A szczęście jest pojęciem względnym i dla każdego oznacza coś innego. To tak jak z pojęciem "kwitnąco".

Chcę popracować trochę nad swoimi trudnościami, z których to nigdy nie zdawałam sobie sprawy. I gdyby nie psychoterapia pewnie umarłabym nieświadomie tkwiąc w martwym punkcie.

Agnieszko...bez urazy. Syndrom DDA leczy się przede wszystkim psychoterapią, za pomocą grup wsparcia.

Ale nikt inny, poza Tobą na siłę Cię nigdy nie zaciągnie do terapeuty, na systematyczne sesje.

A to, czy Ty zamiatasz pod dywan czy nie, tego nie wiesz. Z bardzo wielu rzeczy sobie nie zdajemy sprawy.

Też Cię lubię. A postem moim przedstawiam swoje zdanie.

Wiem, ze może się Tobie Aguś nie podobać to, co piszę. Mnie też nie zawsze podoba się to, co ktoś napisze, a potem to czytam.

 

 

ja wiem co mnie tak boli... moje życie mnie boli...

dobra nie zawracam wam już gitary... macie tu swoje sprawy

przepraszam za wcięcie się i dziękuję za uwagę...

 

Dorota! Nie wcinasz się. Pisz zawsze, napewno coś zaradzimy, podpowiemy i wesprzemy.

Ale Ciebie moja droga to trzeba najpierw zmotywować!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojoj. Ja bym mogl Cie zawiezc, ale primo mnie nie bedzie wtedy, a po drugie to juz byloby totalnie dziwne. Haha. :)Jedyny pozytywny (choc jednoczesnie negatywny) aspekt mojego stanu, to fakt, ze nic nie wydaje mi sie wystarczajaco glupie, zeby tego zaniechac.

 

Wiesz, ja w życiu robiłam głupsze rzeczy.

Nota bene, jak byłam w pierwszymi i drugim szpitalu, to ludzie w forum odwiedzali mnie częściej niż własna rodzina... Niektórzy widzieli mnie pierwszy raz w życiu, w szpitalu. Czasem przychodziły grupy 12 osobowe ;) I ja też odwiedzałam.

 

Jak kiedyś miałam atak agorafobii to do przychodni podwiozła mnie dziewczyna długo znana z forum, pierwszy raz na oczy widziana, gdy wsiadałam do samochodu. Nie było żadnej krępacji, w każdym razie po mojej stronie ;) No i nie wywiozła mnie do lasu, etc. - żyję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie jestem na samych lekach. Pomaga mi również zdrowa dieta i to, że się realizuję. Mam dwa kierunki studiów, na których zdobywam dobre oceny, mam przyjaciół, mam świetną mamę i wspaniałe mieszkanie i mam powody, by czuć się szczęśliwa. W tym momencie. Moje załamania wiązały się w dużej mierze z mieszkaniem z tatą, który pił (bo jestem też DDA :roll: ) i niestabilną sytuacją w domu, problemami towarzyskimi. Teraz mam po prostu spokojny dom, moja relacja z tatą się ustabilizowała (piszemy do siebie często i czasem się spotkamy i jest fajnie), poznałam fajnych ludzi, nauczyłam się bronić. Wszystko dlatego, że zmieniłam otoczenie, przeprowadziłam się, bo mój poprzedni dom był toksyczny. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mam urazy do taty, że potrafią mnie irytować zachowania mamy, mam wgląd w samą siebie... ale te urazy nie burzą mi życia. Nie widzę sensu w pielęgnowaniu ich. Myślę, że gdybym zeszła z leków, mogłabym przez moment się źle czuć, ze względu na objawy odstawienne, ale potem znów poczułabym się dobrze. Nie ma w moim życiu nic, co bym "zamiotła pod dywan" i trzeba by było wydobyć za sprawą psychoterapii.

 

Agnieszko, bardzo miło się czyta to, co piszesz. Widać, że przeszłaś długą drogę i brzmisz naprawdę zdrowo :brawo:

Nie wszyscy jednak potrafią tak mocno zdroworozsądkowo do tego podchodzić. Nie każdy potrafi nie zamiatać pod dywan. Gdybym ja wszystko na raz z tego dywanu wymiotła, to bez terapii, by mnie to powaliło na łopatki. Nie każdy też ma sprzyjające okoliczności, niektórym właśnie tych bardzo brakuje, depresja nie pozwala im się rozwijać, realizować, lęk paraliżuje przed kontaktami z ludźmi.

Ja na przykład żałuję, że w moim życiu lekarze kładli większą wagę na leki, a mniejszą na psychoterapię. Bo teraz już z leków nie umiem wyjść, a na psychoterapii mi się ciężko pracuje.

 

-- 19 cze 2011, 18:42 --

 

 

Różnica między osobami pozostającymi tylko na lekach, a chodzącymi na (skuteczną) terapię jest taka, że mimo, że leki zazwyczaj szybko działają (jeszcze zależy jak na kogo...) to tylko terapia daje szansę na wyleczenie - leki tylko zaleczają, nie są skierowane na przyczyny, odstawiając je nie można mieć pewności, że nawrotu nie będzie. A zaburzenia skorygowane podczas terapii taką pewność dają. Tyle, że terapia musi być naprawdę dobrze prowadzona, no i długo trwa, 2 lata terapii Moniki to nie jest dużo, jeśli problemy są głębokie. Ale ona ma za to większe szanse później na stabilność niż ktoś, kto opiera się tylko na chemii, tak sądzę...

 

zgadzam się z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wbre temu na co liczyłam mój stan był dziś straszny. Skończyło się płaczem, krzykadmi ze strony rodziców, załamaniem wszystkich. Skończyło sie tym, że wzięłam 2 kolejne alrpazolamy. Wtedy pozornie wyglądałam na normalną. Dopóki tata nie zwierzył się, że strasznie przykro mu było jak po wyjściu ze szpiatala podarowałam mu docznikę - bo tam malowaliśmy doniczki. I że bla bla bla oni oczekują, że założę firmę, będe się dorabiać, no i te wnuki. Wtedy powiedziałam prawdę - że ja odkąd mi tak na dobre zanikły te pozytwyne uczucia i marzenia - naprawdę chcialabym spędzić przyszłość w DPSie. Że mi nie zależy na rozwoju, bo odkąd przestałam odczuwać emocje to jeśli nie czuję cieprienia i lęku - to jest mi wszystko doskonale obojętne. Że takie życie by mi wastarczyło - jakiś wygodny DPS i żeby nie czuć cierpienia. Że nie mam sobie żcyiowe witalności, pragnień, potrzeb czy tego co ludzi zazwyczaj napędza do działania. Zawsz eto działało tak, że cos widziałam, słyszałam, gdzies byłam, to powodowało określone emocje, które były inspiracją. Że myślałam sobie, że zrobię dodatkową pracę, żeby pojechać na wakcje. A teraz mi jest obojetne czy byłabym w kurorcie w Grecji czy w DPSie. I to mi chodzi z problemem z emocjami i podejrzeniami schizofrenii. BO mam tyle oleju w głowie, że wiem, że to nie jest normalne i jeszcze 2 lata temu nie przyszłaby mi taka obojętność do głowy.Nawet nie poszłam dziś do kościoła, bo mi się nie chciało. Pierwszy raz w życiu. Dawniej brakowałoby mi po porstu Mszy.

Teraz jestem po alprazolamach i nie martwię się tym co się ze mną stało. Ale na codzień się tym zamartwiam. Ojciec też powiedział, że on to widzi, że jestem innym człowiekiem. Wszystko sie zmieniło jak nastąpił brak uczuć. To wydarzenie dzieli moje życie na dwie częsci, w których jestem jakby zupełnie inną osobą.

Zastanawiam się nad terapią. Terapia bazuje na emocjach - inspiruje do czegoś poprzez działanie na emocjach. A ja właśnie tego jestem pozbawiona.Cały czas powtarzam, że czuję, jakbym osobowości nie miała, bo osobowość to emcoje, marzenia, cele, zainteresowania. A ja tego nie mam. Chyba, że mam osobowość schizoidalną, ale nikt mi jej nie stwierdził.No i przedtem byłam zaprzeczeniem wszlkiej schizoidalności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie pogadałyscie 8) , nie mam nic do dodania ,oprócz tego ze New -Tenuis, zaimponowała mi jak potrafiła zmienić na lepsze swoje życie :brawo::brawo::brawo: , jestem pod wrazeniem ,jestes niesamowita :uklon:

brak uczuć, chyba to Ty pytałaś mnie o syna i jego depresje...Po przeczytaniu wielu wypowiedzi na tym forum juz wiem dlaczego mój syn może miec depresję :( , teraz i przede wszytskim szukam odpowiedzi na pytanie jak mu pomóc?!

Nie jestem wstanie zmienić przeszłości mojego syna (biologiczny ojciec go olał :( ) mogę mu tylko pomagać tu i teraz ..

Lady_B, ja chyba znam genezę Twojej depresji, na innym wątku przypadkowo jakoś tak przeczytałam i ..powiem Ci ze bez psychoterapii w Twoim przypadku sie nie da ...to że czujesz wstyd i zażenowanie to jak najbardziej naturalne, psychoteraputę to nie zdziwi . Ja przezyłam tylko "próbę" tego co Ty ,a dochodziłam do siebie dłuuuuugo, no nie będę sie rozpisywac żeby Was nie zamęczać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie będę sie rozpisywac żeby Was nie zamęczać

Nie zamęczasz

 

-- 19 cze 2011, 20:50 --

 

Siedzę i rozkiminiam....dobrze...prawda jest taka, że wmawiałam sobie w życiu dużo róznych chorób i problemów, których nie miałam. Miałam ten problem od dziecka. Swego czasu za łóżkiem w ukryciu przed mamą trzymałam "encyklopedię dla pielęgniarek" (wtedy jeszcze netu nie było) i jak tam coś nie daj Boże przeczytałam...to stan depresyjno-lękowy murowany.Dobrze - więc przyjmijmy, że tę schizofrenię prostą też sobie od 2 lat wkręcam...tylko dlaczego mam obniżenie uczuciowości, apatię, nic - nie - robienie, brak zainteresowań, anhedonię? Zaznaczam, że zaczęło mi się to ZANIM się dowiedziałam w ogóle o takiej chorobie jak schizofrenia prosta. Dodam, że to, że następuje powolne, ale stałe pogorszenie też by pieknie pasowało do tych 9 lat choroby.

Tak, dobrze by trafić na jakąś dobrą teraputkę...ale moim mieście bieda. Ta, do której chodzę uchodzi za świetną - ale wymiękła przy moim problemie. Po drugie swtwierdziłam, że muszę być na jakichś lekach niwelujących lęk, żeby terapia w ogóle była możliwa....może jakaś depakina...bo jak ja czuje sie tak źle, że mówię o pragnieniu śmierci, to nie da się prowadzić terapii.Zgodziłam się z tatą, że zanim nastąpiła apatia, to ja miałam takie borderowskie cechy, że się szybko nudziłam...i że jak po citalpramie zanikł mi popęd płciowy ( na zawsze jak dotąd) to wpływa też na chęć bycia z kimś i motywację.No i na anheodnię.

Monika, ja uważam, że robisz bardzo słusznie, że stronisz od leków.

Ja uważam, że leki mnie w dużej mierze zniszczyły. Jestem inwalidką psychiatrczyną - choćby jeśli chodzi o ten popęd płciowy. O tym próboaniu 40 leków nie wspomnę:(

Niestety ja jestem w takim stanie, że nie jestem w stanie funkcjonować przynajmniej bez uspokajaczy.

Tak naprawdę jstem w martwym punkcie, bo nie mam w sobie zasobów do walki z tym. Normalnie jak człowiek się czymś martwi, to dla równowagi może pomyśleć o czymś miłym i pocieszającym. A ja mam taka anheodnię, że mój mózg jakby nie generuje uczuć "miły" , "przyjemny", "satysfakcja"....mogę myśleć o wczasach na Karaibach i nic...

Ale z małych plusów to to, że w końcu zainteresowało mnie coś. Wymysliłam sobie, że przeczytam " Pamiętniki z Powstania Warszawskiego" bo takie tematy zawsze mnie interesowały...i czytam...bez umiejętności "wczucia" się w atmosferę, ale czytam...musze się czepiać takich małych drobiazgów kontaktujących mnie z normalnością.

Ide spać. Pa Dziewczyny

Postaram się isć jutro do pracy. na alprazolamach na pewno. Ale w domu byłoby jeszcze gorzej. Nie wiem czy kiedykolwiek "wrócę do siebie" ...chciałabym jakiejś terapeutki stosującej metody wpływające na podświadomosć...

 

Lady B - ja nie wiem co u CIebie zaszło, ale jeśli przeżyłaś coś strasznego, to może masz PTSD? Może przydałby się jakiś terapeuta?

Mnie złamało to, że ktoś zagrażał życiu mojemu i mojej rodziny (mój były - ale oczywiście nie ten ostatni)...czułam się jak na wojnie...że w każdej chwili ktoś może zginąć...jeszcze to wyolbrzymiłam w typowy dla siebie sposób...nie otrzymałam pomocy psychologicznej, żyłam z tym sama...zresztą co mogłby psycholog pomóc w tej sytuacji...mogłam tylko żyć i czekać czy coś sie stanie...to trwało kilka lat...i nie złamało na dobre.... nie jest dziwne że przy moich przejściach (DDD), postrzelenie w dzieciństwie i te grożby tamtego faceta moja psychika nie wytrzymała...ale taki dziwny objaw jak nie odczuwanie uczuć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie chcę iść na psychoterapię, bo psychoterapeuci chcą, żebym wylała swoje żale do mamy. Rozdzielają nas. Ja z nią mieszkam i nie chcę iść na terapię i się od niej oddzielać, by potem wrócić do domu i czuć, jakbym ją zdradziła. Nie chcę jeszcze wchodzić w dorosłe życie, na razie dobrze mi z nią. Na razie... I nie chcę, by ktoś na siłę mnie przekonywał, że to źle, bo to mnie bardzo mocno, straszliwie boli, jak ktoś twierdzi, że nie poradzę sobie w życiu, bo jestem w bardzo bliskiej relacji z mamą. Na terapii zdarzało się, że byłam wkurzona na mamę, mówiłam to, a terapeuta to drążył. Jak wychodziłam z terapii, czułam, że mnie nie ma, że jestem jakimś duchem, który musi zniknąć. I czułam, że zdradziłam mamę, bo dałam sobie mówić coś złego o niej. Terapeuci mnie straszą, że nie znajdę sobie męża i nie założę rodziny przez mamę. A ja tak nie myślę. Ale jak tak mówią, wywołują u mnie lęk... i bunt przeciwko sobie samym. Nie jestem jeszcze w stanie mieszkać i żyć bez mamy. Może to jest problem, ale za głęboki dla mnie i zbyt bolesny, by iść z nim teraz na terapię. Poza tym, nie jestem jakimś odludkiem, żyję w społeczeństwie, realizuję się i mam życie towarzyskie... dlaczego mam słuchać tego, że coś jest ze mną nie tak, skoro uzyskałam względny spokój? (przez leki czy przez po prostu wydarzenia) ... każdy atak na mamę odbieram jako atak na siebie... i nie umiem nawet tego dotknąć, by nie bolało. Co dopiero opowiadać o tym obcej osobie. A moje terapeutka czeka... powiedziała, że jak będę gotowa, to mnie przyjmie i rozpocznę psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New- Tenuis. Ja Cię rozumiem. Ja parę lat temu miałam podobny problem. Bardzo kochałam Mamę, ale akurat moja była bardzo toskyczna. Nie liczyła się z nikim. Mi zła terapia tylko zaszkodziła. Ale wiem, że gdybym trafiła na empatycznego, rozsądnego, myślącego terapeutę (nie takiego, który tępo realizuje czego go na kursach nauczono, ale takiego, który myśli i jest elastyczny)...gdybym miała terapeutę, który umiałby wydoabyć to co wówczas było we mnie takie dobre, piękne, niewinne, głębokie... to moje życie mogłoby dzisiaj być zupełnie inne. Inna spprawa, że moja mama wtedy zachowywała się strasznie. I twierdziła twardo ze taka jest i sie nie zmieni i ze to jej dom...to byly ciezkie lata dla mnie...tak z 10 ciezkich lat...psycholgie moja mama uwazala wowczas za glupote i na pewno nie chcialaby sie spotkac na terapii rodzinnej. To byly ciezkie lata, awantura co miesiac, horror i zero wsparcia w kimkolwiek:( Ale to jakby w innym zyciu bylo - nie mam dostepu do tamtych uczuc, przezyc, pozostaly mi tlyko obrazy w glowie.

Moja psychika miala duzo powodow, zeby w koncu zwariowac. A teraz mam jakby zwiazane rece - chcialabym pojsc do psychoterapeuty, ale co on ma zrobic jak ja jestem odcieta od tych emocji?

W kazdym razie rozumiem Cie New - Tenuis. Jako by to musiao byc tak, zeby byla terapia, ale zebys nie wyrzekla sie siebie i swoich uczuc do mamy.Ja sie zawsze obawialam, ze przez terapie bede znieczulona i w sumie poniekad zle terapie w tym pomogly.Kiedys poznalam na sesji formacyjnej niezwykla terapeutke. Pracowala w jakims nurcie humanistycznym czy egzystencjalnym, cos takiego katolickiego. Ale byla naprawde dobra.

Caly wieczor rozmyslam nad swoim zyciem. Staram sie znalezc jakis klucz do siebie. Dlaczego nie mam kontaktu z uczuciami...ale nic nie wymyslilam. Mysle tylko, ze poczatki tego byly wczesniej niz sobie uzmyslawialam. I ze ta 3-latnie nietrafiona terapia mi bardzo zaszkodzila. Zrobilam sie wtedy taka, ze duzo rzeczy zaczelam miec w d...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mnie też się kiedyś wydawało, że moje stosunki z mamą nie wymagają terapii, broniłam jej, stawiałam na piedestale, wkurzałam się na terapeutkę, kiedy mi wmawiała, że na pewno czuję złość do mamy. myślałam, że po co mam ją na siłę wydobywać, skoro jest zakopana pod dywan. i tak mi jest dobrze, ale to dobrze było pozorne. ja też miałam w miarę unormowane życie. pracę, znajomych. i co? teraz mama nie żyje i się okazało, że pretensji, żalu i złości mam mnóstwo, a moje życie kuleje.

chcę się przyjąć tą złość, wyrazić, a nie chować...

nie twierdzę Agnieszko, że u Ciebie musi być tak samo, tylko tak mi się skojarzyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974 nie na wszystko jest psychoterapia.

 

Psychoterapia jest metodą bezpieczniejszą i zawsze bardziej efektywną. A to,że niektórzy się na nią nie decydują, też daje wiele do myślenia. To są blokady, z jakiś przyczyn ktoś nie chce się jej poddać. Wstyd, niechęć do uzewnętrzniania swoich tajemnic, sekretów, emocji związanych z ciężkimi doświadczeniami.

 

Ja nie mam żadnej z wymienionych rzeczy, dlatego się na nią nie decydowałem, zresztą ona w ogóle nawet nie startuje bez tego, to tak jakby ktoś bez nóg się zdecydował biegać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W szoku jestem ze w zasadzie nasze problemy mają jeden wspólny mianownik : toksyczne mamy :roll::twisted:

Boszczzzzzzzzzz,żebym tylko ja sie nie okazała ...toksyczną :hide:

 

http://www.pendulum.org/treat/gene1.htm

 

"Thus, there is strong evidence against the direct influence of parenting. In twin studies, identical twins, who share all their genes, are compared with fraternal twins, who share only about half of their genes, just like other siblings. When one identical twin has bipolar disorder, the other has a 60 to 80% chance of also being affected, whereas the odds are only about 20% for fraternal twins. "

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To akurat niczego nie dowodzi, bo blizniaki jednojajowe sa na pewno na innej zasadzie wychowywane niz dwujajowe. Te same ubranka, te same fryzury itd. itp. Sa takie same, wiec dostaja takie samo wychowanie, podczas gdy blizniaki dwujajowe sa czesto wyraznie rozniace sie od siebie i rodzice tez maja w zwiazku z tym rozny stosunek do nich. Jak by badania byly robione na blizniakach jednojajowych, ktore wychowywaly sie w roznych rodzinach, a po latach okazalo sie, ze maja identyczne problemy, to faktycznie moze i bylby to silny dowod. Ale wedlug mnie blizniaki to taka sliska sprawa.

 

Matko, ale sie czuje potwornie. Cala poprzednia noc nie spalem i teraz mam jakis stan goraczkowy chyba. Smiesznie, ze wspominasz o tym kosciele, braku uczuc, bo dzisiaj wyjatkowo BYLEM, ale przespalem pol mszy. Mialem jakas dziwne stany na granicy jawy. Siedzialem jak zombie, recytowalem te wszystkie formulki, a moj mozg spal. :P Tylko jak wstawalem, to sie rozbudzalem na pare sekund.

 

Wiesz, ja w życiu robiłam głupsze rzeczy.

Nota bene, jak byłam w pierwszymi i drugim szpitalu, to ludzie w forum odwiedzali mnie częściej niż własna rodzina... Niektórzy widzieli mnie pierwszy raz w życiu, w szpitalu. Czasem przychodziły grupy 12 osobowe I ja też odwiedzałam.

 

Jak kiedyś miałam atak agorafobii to do przychodni podwiozła mnie dziewczyna długo znana z forum, pierwszy raz na oczy widziana, gdy wsiadałam do samochodu. Nie było żadnej krępacji, w każdym razie po mojej stronie No i nie wywiozła mnie do lasu, etc. - żyję.

 

To ciekawe. :) Uspokoilas mnie troche, bo sie dzisiaj zastanawialem, czy nie zrobilem z siebie idioty piszac cos takiego.

Dobrze - więc przyjmijmy, że tę schizofrenię prostą też sobie od 2 lat wkręcam...tylko dlaczego mam obniżenie uczuciowości, apatię, nic - nie - robienie, brak zainteresowań, anhedonię? Zaznaczam, że zaczęło mi się to ZANIM się dowiedziałam w ogóle o takiej chorobie jak schizofrenia prosta. Dodam, że to, że następuje powolne, ale stałe pogorszenie też by pieknie pasowało do tych 9 lat choroby.

 

Ale to nie chodzi o to, ze wmawiasz sobie te objawy. Tylko za bardzo sie na nich skupiasz. Zaraz powiesz, ze jak masz sie skupiac na czyms innym, jak nic nie czujesz itd. No i dobra, nic nie czujesz. To sprobuj sie zrelaksowac z ta mysla, ze nic nie czujesz. Nie traktuj tego nie czucia jak wroga. Skup sie na oddechu czy cos. Ja osobiscie tak robie i doznaje jakichs chwil spokoju chociaz na chwile. Ale dla mnie to i tka duzo.

 

 

Lady, chyba nie opisywalas w tym temacie swojego problemu? Co sie z Toba dzieje dokladnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Thus, there is strong evidence against the direct influence of parenting. In twin studies, identical twins, who share all their genes, are compared with fraternal twins, who share only about half of their genes, just like other siblings. When one identical twin has bipolar disorder, the other has a 60 to 80% chance of also being affected, whereas the odds are only about 20% for fraternal twins. "

 

Mam pewne "ale" co do tej teorii ;)

Trzeba powiedzieć, że bliźnięta jednojajowe są zawsze tej samej płci i prawie w 100% do siebie podobne fizycznie, podczas gdy dwojaczki mogą być odmiennej płci, a poza tym fizycznie różnią się od siebie tak, jak "zwykłe" rodzeństwo. Nieistotne? Dla mnie bardzo istotne. Np. jak urodzi się chłopiec i dziewczynka, to matka może bardziej faworyzować chłopca, a ignorować dziewczynkę - i już możemy mieć zaburzoną młodą, a bardziej zdrowego chorego. Do niemal identycznych dzieci (jednojajowe) podchodzi się bardziej podobnie, jakby były jednym. Więc takie badania wcale nie przekonują mnie o tym, że ChAD jest genetycznie uwarunkowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uht, no bo ja nawet nie wiem tak do końca co mi jest...

wstępną diagnozę mam epizod depresyjny, dystymia z zaburzeniami osobowości. tyle. jestem tak pogubiona w tym wszystkim i tyle tego jest że nie mam siły wszystkiego opisywać...

po prostu jestem... żyję sobie na huśtawce moich emocji, nienawidząc siebie i swojego istnienia, czując zbyt wiele i zbyt mocno...

dlatego też nie wypowiadam się zbyt wiele w tym wątku bo nie mam siły wywlekać wszystkiego i dociekać czy to mogło spowodować mój stan... zazdroszczę wam że wy to umiecie... dlatego was podglądam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uht, no bo ja nawet nie wiem tak do końca co mi jest...

wstępną diagnozę mam epizod depresyjny, dystymia z zaburzeniami osobowości. tyle.

 

Lady_B, ale diagnoza Ci nie powie tak naprawdę, co Ci jest. Diagnoza to tylko opis objawów - objawów tego, co je powoduje. Tylko Ty sama możesz określić przyczyny, tzn. co cię boli, co przeraża, co smuci, co jest trudne dla Ciebie, nikt inny. Zadaniem terapeuty jest pomóc Tobie, abyś mogła sobie na to zacząć odpowiadać, nauczyć się opisywać swoje stany, odczuwać emocje i analizować je.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

odnośnie postów New-Tenuis o relacjach z mamą... wiesz, ja też myślałam, że moja mama jest święta, nietykalna, jak w ogóle mogę ją obrażać, skoro ona już nie żyje, przecież tak nie można...

a okazało się, że cierpiałam już wcześniej przez wybory mojej mamy. przez to, że ojciec się nade mną znęcał (psychicznie bardziej, ale fizycznie też mu się zdarzyło), a mama miała wybór i się z nim nie rozwiodła.

na terapii dopiero dotarło do mnie, że moja mama była tylko człowiekiem i miała prawo do popełniania błędów... co jednak jej nie usprawiedliwia, nie usprawiedliwia tego, co przeżywałam.

to nie jest łatwy temat. to jest swoistego rodzaju SZOK. Kasia miała podobnie.

Myślę, Agnieszko, że z czasem również to zrozumiesz. Trzymam za Ciebie kciuki.

jeśli narazie jest Ci dobrze, no to ok. ale ta kwestia też wymaga - prędzej czy później - przepracowania.

 

... każdy atak na mamę odbieram jako atak na siebie... i nie umiem nawet tego dotknąć, by nie bolało.

no właśnie... to nie jest do końca zdrowa relacja.

 

-- 20 cze 2011, 10:12 --

 

Lady_B, może kiedyś opiszesz nam tutaj swoją historię? :) pisałaś kiedykolwiek życiorys?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze mną jest naprawdę źle. Nie będę się powtarzać, żeby nie denerwować. Skoro taki stan mam od lat.Napiszę tylko, że rozmawiałam z moją ciocią psychiatrą i powiedziała, że źle zrobiłam, że wprost nie prosiłam prof. R o szpital. Że uważa, że powinnam iść. To mnie jakoś wsparło. Bo ja też tak czuję, ale wczoraj z rodzicami przez godzinę rozmawiałam o tym i oni nie widzą sensu. A ja widzę: 1)obserwacja czy to na pewno nie jest schizofrenia prosta 2) może JEDNAK dobiorą jakoś leki, żebym przynajmniej siłę miała na życie ( na wygenerowanie uczuć nie liczę) 3) wyleczenie z uzależnienia od benzodiazepin. Ciocia uważa, że szczególnie ten trzeci powód. Mój tata też się zamartwia, że jestem uzależnioną lekomanką i taka jest prawda.

Borsuk - a czy Tobie robili jakieś badania neurologiczne? Nie masz uszkodzonych płatów czołowych np? Miałeś testy neuropsychologiczne wykluczające uszkodzenia organiczne? Kiedyś już o to pytałam i nie odpowiedziałeś. Bo Twój przypadek też jest dziwny. Nie masz żadnych uczuć i nawet Ci to jakby nie przeszkadza.Nie masz innych zaburzeń psychicznych - nie masz lęków, depresji, depersonalizacji, derealizacji ani nic. Jednocześnie piszesz bardzo inteligentne posty. Może to nie jest kwestia psychiczna tylko neurologiczna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I czułam, że zdradziłam mamę, bo dałam sobie mówić coś złego o niej.

 

A widzisz różnicę w mówieniu czegoś złego o mamie ("Moja mama jest zła/toksyczna/taka, siaka i owaka, niedobra matka z niej") od mówienia, jak Ty się czujesz wobec niektórych konkretnych jej zachowań? ("Złości mnie, gdy...", "Smuci mnie, gdy...", "Czuję żal o to, że...") Gdy mówisz o tym, co TY czujesz - nie atakujesz i nie zdradzasz mamy. Mówisz o sobie, o swoich emocjach. Nielojalna byłabyś wtedy, gdybyś mamę oszukiwała, a rozmawiając o swoich emocjach do niej - przy niej lub przy kimś innym - nie robisz tego.

 

Jeżeli Twoja mama jest taka dobra i w porządku, jak twierdzisz - to nie powinnaś mieć absolutnie żadnych oporów, aby mówić jej o SWOICH uczuciach, gdy czujesz się pewnymi jej zachowaniami zraniona, wkurzona, smutna z ich powodu.

 

Mam wrażenie, że Ty sobie nie pozwalasz na odczuwanie złości wobec swojej mamy, bo to dla Ciebie tak, jakbyś krzyczała jej w twarz, że jest generalnie złą matką, jakbyś wydawała osąd jak zdrajca, jak niewdzięcznik być może - a przecież ona tak się stara, chce dobrze, etc... A to nie tak. Przede wszystkim Twoja mama jest człowiekiem i Ty też jesteś człowiekiem - z tego wynika to, że ona może czasem zrobić coś, co Ciebie akurat zezłości, zmartwi, zaboli. I nie chodzi wtedy o stwierdzenie, jaka to ona jest niedobra, zła, etc. - ale o to, żebyś mogła poczuć i powiedzieć, że CIEBIE to wkurza. I o to, aby ona tę złość przyjęła bez fochów. Bo ta złość jest ważną informacją dla Ciebie i dla niej, dla Waszej relacji.

 

Ja też mam uczucie zdrady, gdy mówię o rodzince na sesjach. Z tym, że ja sobie zdaję sprawę, że takie odczuwanie to patologia i że takie uczucie świadczy o tym, jak bardzo chore są moje relacje z nimi.

 

P.S. Czy myślisz, być może, że bliskość między matką i córką (w ogóle między dwoma osobami) jest wtedy, gdy w tym kontakcie wyrażamy tylko zadowolenie, radość, uwielbienie dla tej osoby, wdzięczność, etc. - a powstrzymujemy się od mówienia o żalu, urazie i złości do niej?

 

P.S.2. Mam jeszcze taką refleksję, że Ty być może nie chcesz poczuć się złą córką, że chcesz ochronić w sobie poczucie, że jesteś dobrą córką. A co to oznacza być dobrą córką? Wdzięczną w 100%? Wiesz, moja babcia jest kobietą, która ma dobre intencje i dobrze chce, ale mimo tego niektóre jej zachowania mnie ranią. I ja jej mówię tak, że wiem i doceniam, że miała dobre intencje, że się stara, ale, że mnie boli to i to - i tłumaczę, dlaczego. Nie ma w tym oskarżania JEJ, tylko mówienia o tym, co czuję JA, gdy ona robi coś tam. To jest różnica.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×