Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

niechęć do wszystkiego i wszystkich, czasami wręcz nie nienawiść

 

O widzisz. A więc jednak coś czujesz, z tym, że nie są to "pozytywne" uczucia DO ludzi, ale OD ludzi. Niechęć, nienawiść. I tę wrogość u Ciebie ja wyczuwam. Jakiś powód musi być, że taka jesteś i tak czujesz. Czy ktokolwiek próbował z Tobą pracować w terapii z tym, dlaczego i za co konkretnie czujesz do ludzi nienawiść i niechęć? Czy Ciebie samą to zastanawiało? To ważne.

 

 

Ale od 3 lat nie odczuwam miłości ani żadnych uczuć wyższych....od przeszło 1,5 roku nie odczuwam uczuć pozytywnych... ŻADNYCH

 

A dziwisz się? Przecież sama napisałaś, że do ludzi czujesz niechęć i nienawiść, więc skąd ma się do nich brać miłość i "pozytywne" uczucia??

Ja w tym wyrazie "żadnych" napisanych Caps Lockiem odczytuję między słowami "Nienawidzę Was! Nawet nie myślcie, że mogę do Was czuć miłość!".

 

Wyłącz (na chwilę! ;) ) logikę, rozum i sumienie i spróbuj się nad tym zastanowić, za co konkretnie masz takie, a nie inne uczucia do ludzi (niechęć, nienawiść) i czy nie pokrywają się one trochę z uczuciami do Twoich rodziców. To się nie bierze znikąd.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raz mi się zdarzyło że to facet mnie zostawił i wtedy faktycznie było błaganie, histeria, poniżenie się... generalnie mam taką czujkę że poza tym jednym razem to zawsze ja odchodzę i nawet jeśli potem tego żałuję to już nie wrócę choćby on na rzęsach stanął...

a inna rzecz że albo się zakochuję do obłędu, jestem zaborcza, zazdrosna i w ogóle jak bluszcz albo zakochuję się na zasadzie raczej lubienia... dobrze się czuję przy tym facecie ale nie zależy mi na nim jakoś straszliwie... i co najlepsze, ten drugi typ związków jest u mnie długodystansowy a pierwszy raczej na sprintera...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie, ja byłam kiedyś normalna - dojrzała, odpowiedzialna, zaczęłam doktorat, przymierzałam się do założenia rodziny...wprost trudno uwierzyć, ale taka byłam kilka lat temu...ciepla, pełna dobrych uczuć, zainteresowan...wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale tak było

Aż ciśnie sie pytanie, co sie stało takiego w Twoim życiu że wszytsko sie zmieniło...Chyba nie powiesz mi że wstałaś rano i zonkkk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a inna rzecz że albo się zakochuję do obłędu, jestem zaborcza, zazdrosna i w ogóle jak bluszcz albo zakochuję się na zasadzie raczej lubienia... dobrze się czuję przy tym facecie ale nie zależy mi na nim jakoś straszliwie... i co najlepsze, ten drugi typ związków jest u mnie długodystansowy a pierwszy raczej na sprintera...

 

pierwszy rodzaj zakochania znam. 'jak bluszcz' - piękne porównanie.

jeśli chodzi o drugi rodzaj, to u mnie działał inaczej. po krótkim czasie, w którym 'dobrze czułam się przy facecie' zaczynam czuć cos na miarę 'obrzydzenia', że jemu zależy, a mi nie. i unikałam. uciekałam. nie chciałam nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, pewnie i możliwe. Ja najdłużej byłam w związku 3 lata i mieliśmy wiele pięknych momentów..., no ale.. koniec został zdominowany tymi złymi.

 

tak samo u mnie. 3 lata. jeden powrót. zły koniec. mój border bardzo się przyczynił do rozstania, chociaż nie był jedynym powodem. gierki mojego eksa tylko wzmagały objawy :(

 

podobnie u mnie... 5 lat. 3 razy odchodziłam i wracałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja znam tylko pierwszy rodzaj zakochania. może nie jestem jak bluszcz, ale jestem zakochana całkowicie, całą sobą i wierna w tym uczuciu. cierpliwa w swej niecierpliwości. nie interesują mnie zastępstwa, może być tylko On - jedyny.

kiedyś byłam z facetem na zasadzie lubienia. nie było to dobre. czułam coraz większe zirytowanie jego miłością, zaczynałam nim pomiatać, a on się poddawał, co mnie jeszcze bardziej irytowało. rzuciłam go. czułam nudę emocjonalną w tym związku. tłumaczyłam mu to, ale nie mógł pojąć. ja muszę CZUĆ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a inna rzecz że albo się zakochuję do obłędu, jestem zaborcza, zazdrosna i w ogóle jak bluszcz albo zakochuję się na zasadzie raczej lubienia... dobrze się czuję przy tym facecie ale nie zależy mi na nim jakoś straszliwie... i co najlepsze, ten drugi typ związków jest u mnie długodystansowy a pierwszy raczej na sprintera...

 

pierwszy rodzaj zakochania znam. 'jak bluszcz' - piękne porównanie.

jeśli chodzi o drugi rodzaj, to u mnie działał inaczej. po krótkim czasie, w którym 'dobrze czułam się przy facecie' zaczynam czuć cos na miarę 'obrzydzenia', że jemu zależy, a mi nie. i unikałam. uciekałam. nie chciałam nic.

 

mam identycznie... :roll: po krótkim czasie obrzydzenie, brak zaangażowania, uniki i w końcu ostateczna ucieczka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyłącz (na chwilę! ) logikę, rozum i sumienie i spróbuj się nad tym zastanowić, za co konkretnie masz takie, a nie inne uczucia do ludzi (niechęć, nienawiść) i czy nie pokrywają się one trochę z uczuciami do Twoich rodziców. To się nie bierze znikąd.

Tzn to się bierze chyba z depresji z zmęczenia tą sttuacją...to nie są raczej takie uczucia za coś, że ktoś mnie skrsywdził, że mam żal, tylko cholerny żal i wściekłość, że inni mogą czuć pozytywne uczucia, a ja tak cierpię i na dodatek nie mogę się zabić, bo się boję piekła...taka pułapka...dlatego nawet do BOga mam żal i pretensje...

Ogólnie nie jest, że ja mam do ludzi zły stosunek, bo ja własnie wbrew pozorom lubię ludzi...i ostatnio dużo pomagam ludziom, ale zostawmy to, bo nei chodzi o to, żeby się chwalić...nie wiem dlaczego mam taki cierń w duszy, że nie czuję nic pozytywnego

A Ty Naranjo? Dlaczego nie piszesz nic o sobie co CI na sercu leży

 

-- 18 maja 2011, 12:59 --

 

mam identycznie... po krótkim czasie obrzydzenie, brak zaangażowania, uniki i w końcu ostateczna ucieczka.

To ja też tak miałam. Ale nie akcpetowałam tego. I jestem z moim facetem, do którego nic nie czuję już 3 lata na siłę, bo nic z tego nie rozumiem co się dzieje i nie wiem co zadecydować, co ze sobą zrobić..zawiodłam się na sobie...zawsze myślałam, że jak się w kimś zakocham, jak będzie już taki etap, że ślub będziemy planować, to będzie do grobowej deski... nie umialabym się zakochać już w nikim innym z powodu tego zawodu...i zresztą jak się odkochałam, to wszystko przestało mieć znaczenie...nie ma marzęń, nie ma uczuć, nie ma zainteresiowań...całymi dniami siedzę, nic nie robię i marzę o śmierci...już 3 rok

 

-- 18 maja 2011, 13:03 --

 

I zastanawia mnie jeszcze to obrzsydzenie...co to do licha jest? Ja na przykład nie mogę zaakceptować takiej pierdoły, że mój facet łysieje...to mnie obrzydza... u poprzedniego faceta nie mogłam zaakceptować, że siwieje...że w dzieny sposób wymawia słowo "halo".... że chodzi z parasolem....takie pierdoły...

Ponadto u poprzedniego faceta jak się zeszliśmy po 3 latach moich starań, to po krtótkim czasie poczulam, że wolałabym być sama i " się wyszaleć"...rozumiecie...3 lata nie szlałam, zyłam tylko myślą o nim i jak się zeszliśmy to poczułam, że żałuję, że się nie wyszalałam wczęsniej...czy to oznacza, że zawsze chcę czegoś przeciwnego niż mam? Że to co co mam jest już nieciekawe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak w tym drugim rodzaju "zakochania" jest faktycznie tak że zaczynam wtedy może nie pomiatać facetem ale jestem dla niego niedobra i odczuwam narastającą niechęć ale z drugiej strony mam w głowie tę myśl że on mnie przynajmniej nie rani, że jestem głupia i powinnam go kochać ale mimo to zaczynam się wycofywać i unikać kontaktu fizycznego jak tylko się da... natomiast te związki trwają u mnie dłużej bo ci faceci starają się je utrzymać... a ja za wszelką cenę chcę przecież żyć normalnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całą tą swoją pustkę wypełniłaś szczelnie rozmyślaniami o jej istocie. Masz to dogłębnie rozkmnione w prawo i w lewo, w tę i z powrotem. Może warto małą cząstkę tak cennej energii roztrwonionej i przepuszczonej przez palce poświęcić na odrobinę pozytywnego myślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam identycznie... :roll: po krótkim czasie obrzydzenie, brak zaangażowania, uniki i w końcu ostateczna ucieczka.

 

kiedyś byłam z facetem na zasadzie lubienia. nie było to dobre. czułam coraz większe zirytowanie jego miłością, zaczynałam nim pomiatać, a on się poddawał, co mnie jeszcze bardziej irytowało. rzuciłam go. czułam nudę emocjonalną w tym związku. tłumaczyłam mu to, ale nie mógł pojąć. ja muszę CZUĆ.

 

jesteśmy porąbane... do tego oczywiście potem dół straszny, że tak się traktuje cżłowieka, który kocha. że sama nigdy bym tak nie chciała być traktowana...

jeszcze mi teraz smutniej... myśli: 'gdybyś nie była porąbana to byś z nim była nadal'... chociaż to nieprawda... bo palant kręcił, flirtował... ale nie dociera do chorej głowy :(

 

brak uczuć, nie wyobrażam sobie trwania w czymś takim :( czy Twój partner wie, jakie myśli Tobą targają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę że ze zwiazkami mam podobnie, po pierwszym małżeństwie w którym kochałam "za bardzo" , postanowiłam ze już nikt mnie nie zrani i związałam sie z kimś kogo lubiłam,miałam nadzieję że moje emocje sie "uspokoją " ;no niestety nie wytrzymałam w takim związku "bez duszy",nuda mnie zabijała , więc zaryzykowałam ,rozwiodłam się i znów jestem w związku naładowanym emocjami, na szczęscie dobrymi,bardzo dobrymi :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja uznałam że dopóki nie dojdę ze sobą do jako takiego ładu nie będę się wiązać... nie chcę nikogo krzywdzić...

Tak samo.

Ale nie mam pojęcia, co będzie, jeśli mimowolnie mnie strzała Amora trafi.

W każdym razie, bądź co bądź, na razie się przed tymi strzałami chowam.

 

ja mam podejście egoistyczne. nie chcę, aby to nie mnie ktoś skrzywdził. ale również chcę się trochę 'naprawić'.

chociaż nie ukrywam, że jakbym przyuważyła Amora to bym sie wystawiła na strzał :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja uznałam że dopóki nie dojdę ze sobą do jako takiego ładu nie będę się wiązać... nie chcę nikogo krzywdzić...

Heh, ja też. I trwa to już 2 lata i końca nie widać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam podejście egoistyczne. nie chcę, aby to nie mnie ktoś skrzywdził.

 

Ale czy to jest egoistyczne?

 

no Lady napisała, że nie chcę się wiązać, bo nie chce krzywdzić. ja nie chce sie wiaząć, bo nie chcę zostać skrzywdzona. o to mi chodziło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michuj, u mnie to jest 1,5 roku i też nie widzę żeby szybko miało się to zmienić... także świetnie Cię rozumiem

 

Chyba będę musiała zmienić swój nick bo coś często unikacie używania członu "beznadzieja" :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

;) Swoją drogą, kiedyś na nielegalnym wyjściu poza teren szpitala przyłapały mnie w MPK kanary i ja im tak tłumaczyłam, że jestem z psychiatryka, że muszę się śpieszyć na obchód, bo się o mnie martwić będą :mrgreen: no i tak nie będę mogła zapłacić kary, bo siedzę w szpitalu. Nie uwierzyli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×