Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam wszystkich! :)


ania87

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem Ania i mam 23 lata. Postanowiłam zarejestrować się na forum, bo mam nadzieję, że może tu otrzymam jakąś pomoc, poradę, wsparcie. Opiszę może to, co się ze mną dzieje. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, miałam 15 lat, byłam raczej zdrowym, pełnym energii dzieciakiem i coś 'siadło'. Zaczęły się bóle brzucha, mdłości, zawroty głowy, ogólne osłabienie. Bałam się wychodzić z domu, bo ciągle mnie mdliło. Co prawda chodziłam do szkoły, ale co drugi dzień praktycznie zwalniałam sie wcześniej do domu. To trwało jakieś pół roku, jeździłam po szpitalach, lekarze rozkładali ręcę, twierdząc, że to nerwica, okres dojrzewania, że wszystko minie, ale czułam się tragicznie... W końcu paru super lekarzy dziecięcych zdiagnozowało u mnie celiakię (nietolerancja glutenu). Jako, że jedynym sposobem na tę chorobę jest ścisła dieta bezglutenowa (czyli zero pszenicy, żyta, jęczmienia, owsa, itp.), przeszłam na nią i po 2 tygodniach poczułam się dużo lepiej, a po pół roku byłam jak młody bóg. Tak super czułam się do czasu... Zdałam maturę, poszłam na studia, wyprowadziłam się z domu, gdyż uczelnia była w innym mieście. Po miesiącu studiowania, mieszkania w innym mieście, dolegliwości sprzed lat wróciły! Chociaż ciągle byłam na diecie bezglutenowej. Tak mi dały w kość mdłości i osłabienie, że zaczęłam szybko chudnąć, opuszczałam zajęcia. Zgłosiłam się do swoich 'dawnych' lekarzy, którzy przed laty stwierdzili tą celiakię. Dostałam kilka recept. Mimo wszystko postanowiłam rzucić studia, spakować się i wrócić do domu. Przez pół roku 'nic nie robienia' w domu wróciłam do zdrowia. Po roku postanowiłam wrócic na studia, tym razem zaoczne, obawiałam się powtórki sytuacji, więc wolałam zostać w domu i dojeżdżać na weekendy. Przez rok było wszystko w porządku, na drugim roku postanowiłam znów przenieść się do miasta, gdzie studiuję i poszukać pracy. Po 2 miesiącach mieszkania poza domem znów wszystko wróciło! Ale z jaką siłą. Mdłości były nie do wytrzymania, nie chodziłam na zajęcia, nic nie robiłam, całe dnie siedziałam w mieszkaniu, w łazience i ryczałam, że chyba w końcu umrę. Znów rzuciłam szkołę i wróciłam do domu, jednak tym razem nie miałam tyle szczęścia co wcześniej. Już od 2 lat męczę się z dolegliwościami. W czerwcu leżałam w szpitalu, i niby nic mi nie jest. A ja już ledwo daję radę. Schudłam 12kg, waże przy 163cm 41kg. Mam codziennie mdłości, bóle brzucha, zawroty głowy, jestem osłabiona, zdarzają się drętwiena kończyn, choć ostatnio rzadziej.Mam 24 lata, a czuję się jak staruszka. Całymi dniami leżę, albo siedzę przed komputerem w swoim pokoju. Kiedyś byłam bardzo towarzyska, teraz po prostu czuję, że nie pasuję do ludzi ,z którymi kiedyś przebywałam. Denerwuje mnie to, że oni tak beztrosko traktują życie. Nie mają pojęcia co znaczy choroba. Dziwią się tylko, że nie piję, nie śmieję się. A nawet głupi śmiech powoduje nasilenie moich mdłości. To wszystko mnie przeraża, potrzebuję trochę normalności :( czy myślicie, że to problem może tkwić w psychice? Bo ja cały czas bronię się przed tym i uważam, że to ciało szwankuje, ale już sama nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja u lekarzy ogólnych byłam setki razy! Jestem też pod opieka poradni gastrologicznej, neurologicznej i endokrynologicznej. Byłam w szpitalu, jestem po badaniach. Lekarze tylko się głupio uśmiechają i chyba niedowierzają, że mogę się czuć tak, jak wynika z moich opowieści. Byłam też u terapeuty, po 5 wizytach jednak zrezygnowałam, bo wydawało mi się to bez sensu, zresztą musiałam dojeżdżać do niego 100km w jedną stronę, a że aktualnie nie jestem w stanie pracować to dla mnie zbyt duży koszt, tym bardziej, jeśli nie czułam, że cokolwiek mi pomagają te rozmowy. Czuję się całkowicie bezsilna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również radzę iść do psychooga. To może mieć podłoże psychyczne-nerwica.

Choć jestem młodsza sama doskonale o tym wiem. Jeszcze rok temu o tej porze dokładnie umierałam i wiłam się z bólu.

Potwornie bolały mnie mięśnie. Ból nie do opisania. W dodatku ciągłe osłabienie, zmęczenie, brak koncentracji.

Wyniki miałam dobre, też byłam w szpitalu. I właśnie rok temu w wigillieznowu trafiłam na pogotowie z rozrywającym bólem.

Byłam właśnie przed maturą. Musiałam się uczyć, ja natomiast po powrocie do domu ledwo dochodziłam do łóżka. Zdąrzyłam tylko wziąść tylko kilkanascie tabletek przeciwbólowych, które i tak nie pomagały, zeby chociaż te mięśnie nie bolały. I spałam do wieczora. wstawłam umyć się i dalej szłam spać, bo nie byłam w stanie nawet siąść z rodziną. to były najgorsze miesiące. przesypiałam wszytskie dni. A brak koncentracji odbił się na nauce. Wyniki miałam wszystkie dobre. A bóle nie dawały spokoju.

Dzisiaj już jest dużo lepiej. Wszytskie objawy były odruchem na stres. Zawaliłam przez to troche mature. Ale dostałam sie naszczescie na studia dzienne. Troche sie rozpisałam, przepraszam. Ale chciałam powiedzieć tylko że wtedy nie mnogłam uwierzyć ze to nerwica, chodziłam po lekarzach, czytałam mnóstwo artukułów. Wierzyłam, że jestem ciężko chora. Dzisia bynajmniej ten problem mam za sobą;)

Pozdraiam serdecznie, trzymam kciuki i mam nadzieje ze wszytko wrótce się ułoży! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pasazer02, wiesz ja rok temu dokładnie jak Ty, umierałam... Leżałam praktycznie cały listopad i grudzień w łóżku, mało jadłam, mało piłam, byłam tak osłabiona, że ze łzami w oczach wstawałam do łazienki. Praktycznie nie wychodziłam z pokoju, mama przynosiła mi z kuchni coś do jedzenia, bo ja nie miałam siły, żeby sama to zrobić. W sumie tak się czułam, że mogłam nic nie jeść. Pamiętam, kiedy dosłownie 1 cm banana zjadłam przez cały dzień, bo nie mogłam nic w siebie wcisnąć, jak tylko do żołądka dochodziło jakieś jedzonko to czułam jakby mnie tam bombardowało! I tylko na pogotowie, na kroplówki, na zastrzyki i tak całą poprzednią zimę. Wigilię też wspominam z przykrością, bo nie zjadłam absolutnie nic, tylko zwinięta w kłębek siedziałam na krześle, żeby rodzinie nie było przykro. A dla mnie to była męczarnia, po kolacji znów wróciłam do łóżka. Mdliło, bolało... :( okropnie było, i w sumie jest nadal, bo choć teraz już jem trochę, i nie mam takich bóli, to mdli codziennie i codziennie ryczę z tego powodu. Mdłości kompletnie paraliżują mi życie. Nie jestem w stanie nic planować. A jak Ty poradziłaś sobie z tym problemem? pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ania87,

 

Wiesz, wiele dolegliwości może być spowodowane stresem i nerwami.

Miałam już różne dolegliwości. Skaczące ciśnienie, kłucie serca, notoryczna gorączka, ciągłe infekcje, bóle żołądka... Z wieloma objawami bywa, że lekarze stwierdzają, "przecież pani jest zdrowa". Najwięcej z wymienionych problemów miałam w okresie dojrzewania (tak się złożyło), więc nie wiedząc co powiedzieć lekarze stwierdzali, że to właśnie przez to mam zaburzenia. Zniknęły jednak dopiero, gdy poradziłam sobie z lękami i depresją.

Teraz mam życie w ciągłym stresie ze względu na sytuacje w mojej własnej rodzinie i niektóre objawy - choć już nie w takim natężeniu - powróciły. Nawet jak staram się nie denerwować - to nic nie daje, bo wewnątrz neurony i tak szaleją. Dla mnie jedyną właściwą receptą jest praca nad sobą, zrozumienie własnych reakcji i praca nad zmianą sytuacji rodzinnej (psycholog małżeński lub rozwód, jeśli jednak porady małżeńskie nam nic nie dadzą).

Opisuje swój przypadek, ale może odnajdziesz w tym jakąkolwiek analogię do swojej sytuacji.

 

Tak czy owak wg mnie najważniejsze jest znalezienie przyczyny wewnątrz siebie, zrozumienie jej - kiedy to się osiągnie - reszta już idzie gładko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Jestem Artur miałem podobne problemy a mam juz to za sobą.

Przede wszystkim byłem na terapi w Klinice w Warszawie tam pozanłem niesamowitych ludzi, ktorzy zmienili moje zycie...

Wszystkie problemy w naszej psychice to bardzo delikatna sprawa, ja od dzieciństwa uprawiałem medytacje.

Swoje doświadczenia z terapii przeniosłem do domu i kontynuowałem terapie dodając moze troche od siebie.

Cały ten proces trwał kilka lat. Dzisiaj mogę powiedzieć, że czuje się na tyle zdrowy i normalny w sensie swiadomy tych mechanizmów naszej psychiki o której nie miałem pojęcia. Straciłem brata bo nie chciał sie leczyć miał depresje ale tez ukrywał wrzody które pękły i spowodowały jego śmierć. Wiesz mi naprawde trudno sobiue samemu pomóc bez prawdziwej i fachowej wiedzy. Po 10 latach jestem w Anglii spełniam swoje najskrystrze mażenia a bałem się wyjść z domu. Odeszła ode mnie była żona zmarła mi mama a dzięki terapii nie załamałem się i stanołem na nogi. Bardzo ważna jest też wiara.

Wiele zawdzięczam włąsnej wytrwałej modlitwie i własnym pozytywnym ambicjom no i przede wszystkim ludziom ktorych poznałem na terapii lekarce która skierowała mnie na tą terapie i dużo by jeszcze wymieniać.

Mój kolega miał podobny problem pomogłem mu podając tylko informacje jego rodzicom. Postawili go na nogi w ciagu zaledwie paru tygodniom a jego ojciec popełnił pózniej samobóstwo, był zresztą alkocholokiem podobnie jak mój.

Wieksząść którzy mają problem przynajmniej jeden z ich rodziców jma stycznąśc z alkocholem.

Może być wiele przyczyn dlaczego Ty???? Dlaczego Ja????

Mozna stawiać sobie wiele pytań, ale czym dłużej się czekatym gorzej dlatego że nasze myśli bardzo szybko przejmują nad nami kontrolę w sensie ze zatracami poczucie kto ma rację....

Z wyrazami szacunku ARTUR

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×