Jestem Ania i mam 23 lata. Postanowiłam zarejestrować się na forum, bo mam nadzieję, że może tu otrzymam jakąś pomoc, poradę, wsparcie. Opiszę może to, co się ze mną dzieje. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, miałam 15 lat, byłam raczej zdrowym, pełnym energii dzieciakiem i coś 'siadło'. Zaczęły się bóle brzucha, mdłości, zawroty głowy, ogólne osłabienie. Bałam się wychodzić z domu, bo ciągle mnie mdliło. Co prawda chodziłam do szkoły, ale co drugi dzień praktycznie zwalniałam sie wcześniej do domu. To trwało jakieś pół roku, jeździłam po szpitalach, lekarze rozkładali ręcę, twierdząc, że to nerwica, okres dojrzewania, że wszystko minie, ale czułam się tragicznie... W końcu paru super lekarzy dziecięcych zdiagnozowało u mnie celiakię (nietolerancja glutenu). Jako, że jedynym sposobem na tę chorobę jest ścisła dieta bezglutenowa (czyli zero pszenicy, żyta, jęczmienia, owsa, itp.), przeszłam na nią i po 2 tygodniach poczułam się dużo lepiej, a po pół roku byłam jak młody bóg. Tak super czułam się do czasu... Zdałam maturę, poszłam na studia, wyprowadziłam się z domu, gdyż uczelnia była w innym mieście. Po miesiącu studiowania, mieszkania w innym mieście, dolegliwości sprzed lat wróciły! Chociaż ciągle byłam na diecie bezglutenowej. Tak mi dały w kość mdłości i osłabienie, że zaczęłam szybko chudnąć, opuszczałam zajęcia. Zgłosiłam się do swoich 'dawnych' lekarzy, którzy przed laty stwierdzili tą celiakię. Dostałam kilka recept. Mimo wszystko postanowiłam rzucić studia, spakować się i wrócić do domu. Przez pół roku 'nic nie robienia' w domu wróciłam do zdrowia. Po roku postanowiłam wrócic na studia, tym razem zaoczne, obawiałam się powtórki sytuacji, więc wolałam zostać w domu i dojeżdżać na weekendy. Przez rok było wszystko w porządku, na drugim roku postanowiłam znów przenieść się do miasta, gdzie studiuję i poszukać pracy. Po 2 miesiącach mieszkania poza domem znów wszystko wróciło! Ale z jaką siłą. Mdłości były nie do wytrzymania, nie chodziłam na zajęcia, nic nie robiłam, całe dnie siedziałam w mieszkaniu, w łazience i ryczałam, że chyba w końcu umrę. Znów rzuciłam szkołę i wróciłam do domu, jednak tym razem nie miałam tyle szczęścia co wcześniej. Już od 2 lat męczę się z dolegliwościami. W czerwcu leżałam w szpitalu, i niby nic mi nie jest. A ja już ledwo daję radę. Schudłam 12kg, waże przy 163cm 41kg. Mam codziennie mdłości, bóle brzucha, zawroty głowy, jestem osłabiona, zdarzają się drętwiena kończyn, choć ostatnio rzadziej.Mam 24 lata, a czuję się jak staruszka. Całymi dniami leżę, albo siedzę przed komputerem w swoim pokoju. Kiedyś byłam bardzo towarzyska, teraz po prostu czuję, że nie pasuję do ludzi ,z którymi kiedyś przebywałam. Denerwuje mnie to, że oni tak beztrosko traktują życie. Nie mają pojęcia co znaczy choroba. Dziwią się tylko, że nie piję, nie śmieję się. A nawet głupi śmiech powoduje nasilenie moich mdłości. To wszystko mnie przeraża, potrzebuję trochę normalności czy myślicie, że to problem może tkwić w psychice? Bo ja cały czas bronię się przed tym i uważam, że to ciało szwankuje, ale już sama nie wiem...