Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Hej, potrzebuje wsparcia i utwierdzenia w tym, że nie jestem sama. Dorastałam z rodzinie, którą wstrząsnęła tragedia, jako dwulatka na guza mózgu zmarła moja siostra, odcisnęło to ogromne piętno na wszystkich. Mama miała nerwice lękowa ze skłonnością do hipochondrii, co niestety dostałam w spadku zaczęło się na studiach, ale z atakami paniki nauczyłam się sobie radzić. Parę lat temu przeżyłam traumatyczną sytuację okołopołożnicza, długo leżałam w szpitalu i niestety wróciłam do domu bez dziecka… wywołało to u mnie okropne objawy. Drętwienia, mrowienia, parzenia skóry, uciski w głowie, zawroty, zaburzenia widzenia, ból oczu. Po wszystkich badaniach łącznie z MRI głowy wysłano mnie do psychiatry - zaburzenia lękowe pod maską psychosomatyczną. Pół roku brałam leki, wyciszyłam się, zaszłam w kolejną ciążę, urodziłam synka, wszystko było dobrze. Czas z dzieckiem w domu okazał się dla mnie potwornie wymagający i trudny. Natrętne myśli, ciągłe wyobrażenia o przeróżnych chorobach (ciało oczywiście wysyłało fizyczne objawy dla potwierdzenia). Ostatnio wróciłam do pracy i zaczął się koszmar. Po paru godzinach w pracy, jestem przebodzcowana: Zawroty głowy, uciski, zaburzenia widzenia wróciły. Parzenia głowy, rąk, nóg, twarzy… potworne pieczenie jamy ustnej, przełyku, warg, w nosie. (Nie jest to kwestia refluksu, wiem że to zaburzenia neurologiczne). Zdarzyły mi się potężne ataki paniki, ale lęk jest raczej wolnoplynacy. Ostatnio doszedł dziwny posmak w ustach, czasem gorzki, czasem jest sucho, czasem śliny aż za dużo. Generalnie uczucie w ustach którego nie potrafię wyjaśnić, jakby strach z dziwnym posmakiem. Nie do opisania i nie do zniesienia niestety dzisiaj w nocy przeżyłam koszmar… zasypiając stękałam i jęczałam okropnie, mąż wybudzał mnie kilkukrotnie. Jak udało się zasnąć to tylko na max 30min i zrywałam się ze strachem, próbując zasnąć czułam parzenie w nogach i rękach, aż takie uczucie swędzenia. Byłam bardzo niespokojna, nie umiałam wyleżeć, zmieniałampozycje co kilkanaście sekund. Rzucałam sie po łóżku jak wariatka, okropne uczucie. Czy coś takiego Wam się zdarzyło? Bardzo chce poradzić sobie z tym sama, nie chce wracać do leków, bardzo chciałabym nauczyć się z tym żyć i przestać powątpiewać w to, że choruje na nerwice a nie milion nowotworów i innych schorzeń. Chciałabym znów zostać matką, ale nie potrafię się wyciszyć, natrętne myśli nie dają mi żyć + ta noc dzisiaj mnie załamała… okropne uczucie miewacie takie nocki?
  2. Hej! Od wielu lat dolegają mi bóle brzucha, wzdęcia, kłopoty z oddawaniem stolca itd. W lutym tego roku poddałem się badaniu kolonoskopii. Oprócz hemoroidów (co wcześniej wiedziałem) wyszedł mi "fragment błony śluzowej jelita cienkiego z naciekami przewlekłego zapalenia w blaszce właściwej". Rozpoznanie: Inne choroby jelit K63. Od kilku lat mam ten problem, że gdy korzystam z toalety, to moja kupa jest "rozkawałkowana", po jej zrobieniu muszę zużywać sporo papieru, ponadto lepi się do muszli WC. Nieraz musiałem robić kupę na dwa razy, będąc w szkole, pracy itp. I ten lęk, czy znajdę toaletę, jak jestem gdzieś na mieście... Czy macie, lub też mieliście podobne dolegliwości?
  3. Hej mam pytanie, czy też tak miewacie, że objawy psychosomatyczne pojawiaja sie u was cyklicznie? Nie chodzi mi, że o tej i o tej godzinie i tym samym dniu, ale np w okresie np jesiennym , zimowym. Obserwuję po sobie i psychosomatyczne atakują mnie zawsze na początku roku, rok temu było podobnie i 2 lata temu też, wtedy jest znaczny wysyp dolegliwości. Czy miewacie podobnie?
  4. Cześć! Mam pytanko. Niedawno zacząłem terapię, bo mam nerwicę. Od jakiegoś tygodnia czuję odcięcie od siebie, takie głupie uczucie, chwilami mam wrażenie jakby mózg mi się wyłączał, jakbym miał zaraz stracić kontakt ze światem. Jakbym był ale jednak by mnie nie było. Stałem się mega cichy i strasznie mało odzywam się do innych, mam takie jakby natrętne myśli, że jak czasami usłyszę jakieś słowo, nieważne jakie, to czuję przymus powiedzenia w głowie definicji tego słowa, wiem że to głupie, no ale tak to jest. Mam też myśli typu, że źle powiem jakieś słowo czy w ogóle nie będę znał znaczenia słów bo coś mi się stanie z głową i że nie będę potrafił rozmawiać z ludźmi, że nie będę rozumiał słów, odczuwam przy tym niepokój i frustrację. Chcę żyć normalnie, a nie potrafię. Co z tym mogę zrobić? Mieliście coś podobnego? Jakieś wskazówki? Pozdrawiam!
  5. Witam. Chciałbym aby pod tym postem szeroko poruszyć temat pracy zawodowej wśród osób z różnymi zaburzeniami natury psychicznej i nie tylko, jakie to forum obejmuje. Myślę, że najlepszym sposobem będzie jeśli napisali byście jakie macie problemy ze zdrowiem oraz jak to się ma do waszej pracy. Czy ją w ogóle macie, czy też nie? Czy potraficie ją utrzymać, czy ciągle zmieniacie na inną? Jak się w niej czujecie i jak z nią radzicie? Czy jest to wasza wymarzona praca czy wręcz przeciwnie? Czy problem sprawia wam szukanie pracy jeśli jej nie macie? Z czym w pracy najbardziej się mierzycie a co przynosi wam pozytywne odczucia? Jak jesteście odbierani przez innych ludzi w pracy? Ogólnie chciałbym abyście napisali jak wygląda wasze życie zawodowe, nie koniecznie sztywno odpowiadając na powyższe pytania. Istotne (przynajmniej dla mnie) jest to aby zestawione to było z rodzajem zaburzeń jakie posiadacie. Może temat ten będzie małą podpowiedzią dla innych, jaką pracą przy danym zaburzeniu/chorobie się zainteresować a jakiej lepiej unikać, aby nie pogorszyć swojego stanu. Zakładam ten temat gdyż sam mam ogromny problem z podjęciem jakiejkolwiek pracy, głównie z powodu wielu niezrozumianych do końca obaw. Jeśli chodzi o mój przykład to edukację skończyłem na szkole średniej. Zdałem maturę i tak się skończyło. Niepełnej, prostej rodziny nie było stać ani finansowo ani mentalnie na moje dalsze nauczanie. Sam bałem się świata i ludzi więc było mi to niejako na rękę. Pochodzę ze wsi więc może być to w jakiś sposób zrozumiałe. Dokładając fakt, że małe nieprognozujace gospodarstwo potrzebowało gospodarza a dom głowy rodziny ( 3 osoby z 1 grupą plus ojciec alkoholik ) dalsza historia napisała się sama. Mam 32 lata i tylko 3 miesiące innej niż rolnictwo pracy zawodowej na produkcji. Teraz sytuację odmieniła mi dziewczyna, która zabrała mnie do miasta. Z wielkim trudem udało mi się sprzedać wbrew woli matki większość zwierząt i zostawić ją niezaradną na gospodarstwie gdzie jeszcze do listopada wykonywałem tam różne prace polowe. Mam teraz kilka miesięcy wytchnienia choć matka zaburza mi spokój na odległość. Jak nie ciągłą ciszą to płaczem i lamentem jak tylko uda mi się z nią skontaktować lub przyjechać w odwiedziny. Za moją pracę przez 14 lat nie mam prawie nic. Gospodarstwo nie prosperowało zbyt dobrze a było raczej matki "widzi mi się" i kultywowaniem tradycji rodzinnych. W tą nieciekawą historię nie wchodziłem ani zdrowy ani zdiagnozowany. Po wielu latach gehenny jaką odczuwałem w swojej nie do końca opisanej tu sytuacji, wychodzę z niej powoli, za to dużo starszy, z większą depresją, paradoksalnie mniejszą chęcią do walki o zmianę, jakąś tam diagnozą sprzed kilku lat i wieloma innymi rzeczami. Na pewno mam coś nie tak z nerwami, na pewno z myśleniem bardzo krytycznym wobec siebie, na pewno z lękiem bo boje się wielu rzeczy, do tego cała masa złych nawyków. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, mam niedojrzałą osobowość i zacząłem podejrzewać też u siebie jakiś rodzaj ADHD. Co tylko przeczytam na temat zaburzeń, to myślę że dotyczy to też mnie. Kończąc mój chaotyczny, jak myślę wpis, z małym opisem mojej historii (może nie potrzebnym) dodam tylko, że jedyne kwalifikacje jakie mam to prawo jazdy C+E którego niegdy nie wykorzystałem z różnych powodów. Obecnie jestem na utrzymaniu mojej wspaniałej dziewczyny, która jakimś cudem znosi związek ze mną i moimi problemami zadziwiająco dobrze. Jestem jej za to mega wdzięczny. Czuję ogromną presję i chęć aby pomóc i odwdzięczyć się tym samym nie tylko jej, ale w końcu też sobie, choć na razie czarno to widzę. Liczę, że znajdę tutaj jakąś część odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, może rozwieje pewne swoje obawy, może skorzysta z tego wpisu i postów pod nim ktoś inny. Każda korzyść będzie dobra. Kończę lać wodę, liczę na zainteresowanie tematem, liczne posty ale także zrozumienie mojego problemu. Nie ukrywam, że boje się trochę konstruktywnej bądź nie, krytyki za pewien rodzaj strefy komfortu, którą można znaleźć w mojej historii. Przynajmniej ja taką znajduje.
  6. rikq

    Objawy nerwicy?

    Witam. Nie mam jeszcze stwierdzonej nerwicy, niedługo mam lekarza, ale czy ktoś z was przy nerwicy miał objawy typu słaba pamięć (serio, czasem zapominam słów i wielu innych rzeczy, ale z czasem przechodzi), pulsowanie w głowie, zwłaszcza z tyłu (nie ból, chociaż i to czasem występuje:)), dziwne wrażenie rozsadzania głowy, zawroty, pisk i szum w uszach? Czasem nawet pojawia się pieczenie skóry głowy i taki dziwny "prąd", a do tego trzęsą mi się ręce jak galareta. Ostatnio miałam codzienne bóle głowy, ale leki mi pomagały i przeszło mi dosyć szybko. Ostatnio też co wieczór wali mi serce, a czasem nawet rano. Czasem mam wrażenie, jakbym po prostu miała zaraz pożegnać się ze światem. Takie ataki pojawiają mi się znikąd, mogę totalnie o tym nie myśleć co naprawdę zdarza się rzadko bo codziennie płacze w poduszkę z na myślą, że zaraz zejdę, a to cholerstwo i tak mnie złapie. Zdarzyło mi się to może ze 4 razy w ciągu paru miesięcy, ale codziennie coś mi jest i nigdy nie czuję się w 100% idealnie. Coś przejdzie, ale zaraz coś znowu się pojawi, wszystkiego nie idzie zapamiętać. Wspomnę, że wszystko zaczęło się natrętnymi myślami i hipochondrią po pierwszym ataku. Chociaż zawsze byłam panikarą i w pewnym stopniu hipochondryczką, to w ostatnich miesiącach chyba wszystko mi przeszkadza. Nie pamiętam już jak to jest czuć się normalnie. Masakra, miał ktoś podobnie?
  7. Lion1991

    Hej wszystkim

    Hej wszystkim. To mój pierwszy post, więc postanowiłem, że napiszę go tutaj. Mam na imię Rafał i mam 32lata. Z zawodu jestem nikim i niestety nie jest to użalanie nad sobą (choć potrafię robić to doskonałe), jest to po prostu prawda. Nie będę jednak tego tutaj rozwijał, może kiedyś w innym poście. Na co dzień zajmuje się zamartwianiem i szeroko rozumianą stagnacją pomieszaną z resztkami naiwnej nadziej, że kiedyś będzie lepiej. Nie wiem co mi jest i nie wiem gdzie szukać pomocy. Czuję się samotny na tym świecie nie tylko między ludźmi, których wokół siebie mam tyle co kot napłakał, ale także z powodu braku pomysłu na własne życie, braku wiary w jakiegokolwiek Boga, braku filozofii dającej poczucie sensu w życiu i tym podobnym. Im dłużej żyje tym mniej wiem i mam coraz większy mętlik w głowie, o sklerozie nie wspominając. Diagnozuje u siebie wszystko jak leci, i sam nie wierzę, że można żyć z takim "kombosem". Postanowiłem, że spróbuję poszukać pomocy tutaj gdyż w realnym świecie u psychiatry czy psychologa, robiłem sobie tylko "dwójkę" w papiery. Nie chcę tego powtarzać. Wybaczcie tą smętną narrację w swoją stronę, ale tak właśnie myślę na co dzień, i mimo poczucia, że tym postem zdradzam dużo o sobie, to myślę że na tym forum zostanie to zrozumiane. Mam nadzieję, że znajdę tu coś dobrego dla siebie, a może i mnie uda się komuś pomóc. Kto wie? Witam jeszcze raz i pozdrawiam.
  8. rikq

    Czy to nerwica?

    Witam. Szczerze to nawet nie wiem od czego zacząć. Mam 15 lat i od wakacji, a dokładnie od sierpnia zmagam się z pewnym problemem. Zaczęło się pewnego wieczoru, kiedy siedziałam przy biurku i po prostu się uczyłam. Nagle poczułam się jak nie ja, wszystko wirowało mi przed oczami, czułam się, jakby życie toczyło się obok. Nagle zrobiło mi się zimno i strasznie szybko biło mi serce. Miałam wrażenie, że zemdleję za chwilę. Uspokoiłam się po około półtorej godziny, nie spałam całą noc. Uznałam więc, że mam za mało ruchu i od tamtej pory do końca wakacji wychodziłam codziennie na spacer. Nawet działało. Kiedy zaczęła się szkoła miałam częste zawroty głowy i czasem trudno mi się oddychało, czułam nieuzasadniony lęk non stop i uciskający ból głowy w różnych miejscach. Na początku wmówiłam sobie jakiegoś raka, ale pomyślałam, że to może być też nerwica. Jak to ja, naczytałam się w internecie i miałam wszystkie objawy tego i tego (swoją drogą mam straszna obsesje na tym punkcie, chyba wariuję). Poszłam do psychologa szkolnego, który uznał, że to rozwijająca się depresja. Dodam, że jak byłam w szkole podstawowej to nikt mnie za bardzo nie lubił, byłam wyrzutkiem w klasie i wśród znajomych. Ponadto moi rodzice są po rozwodzie, co bardzo przeżyłam. Po paru wizytach nastawiłam się, ze dam radę. W końcu mam plany, zainteresowania i sporo rzeczy, które chcę osiągnąć. Byłam też u lekarza z nowymi wynikami badań krwi i przepisał mi lek na zbyt niskie zelazo. Na początku mi pomogło, nie miałam zawrotów głowy i wszystko było dobrze, aż do czasu. Pojawiły się nowe objawy. Podczas jazdy pociągiem, samochodem, czymkolwiek takim mam straszne zawroty głowy i uczucie, że zaraz zemdleję. Nie zdarza się to tylko wtedy. Dodam, że nie lubię, jak dzieje się coś nietypowego. Nie lubię tłumów ludzi, rozmów z nieznajomymi, wyjazdów do internatu (jeżdżę co tydzień, przeraża mnie to z jakiegoś powodu), strasznie się tym stresuję mimo, że dojeżdżam tam już drugi rok. Nie lubię , jak coś nie idzie po mojej myśli, stresuje mnie to. Na ogół w myślach wszystko przeżywam. Wracając, zaczęłam się lepiej odżywiać, jeść częściej i zdrowiej (oczywiście pod kontrolą rodzicow). Znowu było na chwilę dobrze. Na chwilę, bo od niedawna, od około tygodnia, czasem mam wrażenie, że widzę jak przez mgłę. Czuję się nieswojo jak wstaję z łóżka. Towarzyszą mi natrętne myśli typu "jeżeli wstanę to znowu zaraz będzie mi słabo", kłócę się ze sobą w myślach (brzmie jak szalona, ale to prawda), zapominam podstawowych słów, imion, czasem nawet nie pamiętam co robiłam 5 minut temu. Teraz się odrobinę poprawiło, a od kilku dni czuję się, jakbym nie była sobą. Jakby była totalnie kimś innym, mimo, że zachowuję się jak zawsze, mam wrażenie, że zmieniam się aż za bardzo. Coś w mojej głowie mówi mi, że przez to wszystko zaraz zapomnę kim jestem, zaczęłam w to wierzyć i panicznie się bałam i nadal boję, chociaż to brzmi absurdalnie. Na koniec chcę powiedzieć, że od małego borykam się z tzw. Maladaptive daydreaming. Całe dnie, w różnych miejscach, sytuacjach, kiedy idę spać i kiedy wstaję. Nie dawało mi to spokoju do niedawna. Odzwyczaiłam się, kiedy ciągle mam natrętne myśli i nakręcam się, że zaraz coś mi się stanie, mimo, że tak się nie dzieje, chociaz nadal co jakis czas powraca. Najczęściej wtedy mam wrażenie, że ciężko mi powrócić do rzeczywistości. Od niedawna mam również irytujące i dość głośne piszczenie w uszach, kołatanie serca, najczęściej jak idę spać. Czuję jak wali mi serce, w najbardziej losowych momentach, odnoszę potrzebę kontrolowania tego, bo inaczej nie dam rady. Niekontrolowany lęk i stres zżera mnie od środka, psychiatrę mam dopiero na luty. Czasem czuję, że zaraz stracę kontrolę, chociaż to się nigdy nie dzieje. Mam wrażenie, że szaleję. Ostatnio siedziałam w pociągu i nie mogłam przestać się wiercić i drapać po policzku, miałam wrażenie, że mdleję, było mi zimno, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Wiem, że jestem sobą, ale nawet pisząc to czuję się jak ktoś inny. Masakra. Rozpisałam się, ale liczę, że ktoś mnie oświeci, bo odchodzę od zmysłów. Wmawiam sobie już wszystko, a nie wiem tak naprawdę nic. Potrzebuję odpowiedzi, bo nie wytrzymam do lutego.
  9. Hej, miałam przed chwilą bardzo bardzo złą chwilę..przepraszam jeśli ten wpis jest chaotyczny, ale jestem pod wpływem negatywnych emocji. Dorabiam sobie latem w budce z lodami. Przed chwilą miałam grupę klientów ekstrawertyków myślę, że blisko przed trzydziestką. Od samego początku czułam, że mają mnie za gorszą, mówili do mnie wywyższający się tonem. Zwłaszcza jedna parka, widać, że zadbani, drogo ubrani, opaleni. Kiedy kupili już lody patrzyli się na mnie jakby coś ze mną było nie tak, mówili coś szeptem na ucho i mieli pogardliwą minę. Później wyszłam na chwilę dopełnić wodę w misce dla piesków to jedna dziewczyna z ich grupy się za mną oglądała i parsknela do kolegi obok. Oczywiście w mojej głowie ukazały się momenty kiedy w podobny sposób byłam wyśmiewana i obgadywana w szkole wiele wiele lat temu i nagle wróciło coś co myślałam, że mam już z glowy. Od kilku lat mam problem z radzeniem sobie z poczuciem niższości, po prostu czuję gdy ktoś ma mnie za śmiecia przez co moje ciało nagle się napina, mam ochotę czymś rzucić, okaleczyć się i krzyknąć żeby się ze mnie nie śmiali. Piszę to, bo naprawdę bardzo dawno nie miałam tego i myślałam, że mój mózg się już z tym uporał. Przez długi czas spotykałam różnych tego typu ludzi ludzi, ale zawsze to olewalam i dalej robiłam swoje, ale ten przypadek wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że chciałam wybiec z budki i zapytać się ich co ich tak we mnie śmieszy i żeby mi o tym powiedzieli bo nie zniosę już tego napięcia emocjonalnego i stanu niewiedzy na szczęście jakoś to opanowałam, więc to duży plus bo zawsze jak miałam ataki to zaczynałam krzyczeć, szarpać za włosy i walić głową w ścianę. Wiem, brzmi drastycznie ,ale niestety coś w mojej głowie stało się takiego, że reagowałam tak na wiele przykrych rzeczy. Niech ktoś napisze czy jest szansa by takie napady nie wracaly? Naprawdę byłam w szoku, bo od ponad roku nie przypominam żebym miała coś takiego. Przez to boję się wchodzić w związek czy zawierać przyjaźnie,bo prędzej czy później ludzie przy podobnych sytuacjach poznają moje oblicze... Czuję się jak wariatka
  10. Cześć, jestem Janek i jest to mój 1post na tym forum. chciałbym wam opowiedzieć o mojej dolegliwości i usłyszeć waszą opinie na ten temat, czy to może być nerwica, czy jednak coś mi dolega. Wszystko zaczęło się około półtora miesiąca temu, totalnie przypadkowo podczas podróży tramwajem Nagle ukłuło mnie w sercu, nastepnie szybko rozeszła się po mnie fala gorąca, natychmiastowe osłabienie z uczuciem że zemdleje, tachykardia, po około 15minutach przeszło. Od tego czasu co jakiś czas dalej zdarza mi się takie coś, jednak to nie jest najgorsze, od tego momentu moje tętno jest ciągle wysokie nieważne co robię, okolo 90-100 uderzeń na minutę, co jest dla mnie czymś nowym poniewaz pół życia borykałem się z niedoczynnością tarczycy i moje tętno oscylowało w okolicy 60/min. Dodatkowo, praktycznie codziennie i przez caly dzien mam wszelakiego rodzaju bóle, klatki, żołądka, jelit, niektóre są nagłe i ostre, niektóre przewlekłe powodujące dyskomfort. w ciągu dnia potrafi mnie boleć po kolei, losowo np. okolice lewej strony klatki piersiowej, potem prawa strona, potem żołądek pośrodku, a nastepnie po bokach. Kolejności są różne. Z reguły prowadze bezstresowy tryb życia, ale od momentu odkąd mam te dolegliwości mocno boję się o moje zdrowie, ciągle wyszukuje w internecie co może mi być, sprawdzam bardzo często puls palcami czy w ogólę żyję, martwię się że może to być coś powaznego. Najbliżsi mówią mi że to od nerwów, jednak tak jak mówię czuję, że nie mam czym się stresować, jednak te bóle uniemożliwiają mi funkcjonowanie, ponieważ czasem siedze i nic nie robię żeby " nie pogarszać" tego uczucia. Z góry dziękuje za wszystkie komentarze i liczę na waszą opinię.
  11. buczu9200

    Opadam z sił

    Cześć wszystkim. Mam na imię Piotrek i mam 30 lat. Od okolo dziesięciu lat dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Pamiętam że zasłabłem kiedyś w sklepie jadąc na wakacje i kupując po drodze pieczywo. Od tego czasu zaczął się koszmar. Moje objawy występują jak parabola. Tydzień funkcjonuje normalnie a miesiąc umieram dzień w dzień. Nie chcę mi się nawet teraz wstawać rano i z tym walczyć. Moje objawy to: -wysoki puls i kołatanie serca -silne zawroty głowy -uczucie że tracę przytomność -wybuchy gniewu (bezsilność) -silne migreny -bóle pleców -brak energii I mnóstwo innych o różnym podłożu jak zalewanie potami, dretwienie rąk, szumy w uszach itd. Nie mam już siły z tym walczyć powiem wam szczerze. Przeszedłem operacje nosa i ablacje serca rok temu bo miałem migotanie przedsionków. Operacja ledwo się udała, chwilę wcześniej ojczym zmarł i go znalazłem co wywarło u mnie w głowie chore przeświadczenie o tym jak kruchy jest człowiek. W dodatku kolega niedawno sie powiesił który zawsze mnie wspierał. Od tego czasu boję się o swoje zdrowie tym bardziej że codziennie mam różne objawy. Tydzień temu miałem rezonans kręgosłupa i wyszła przepuklina i stenoza oraz lekki ucisk na rdzeń kręgowy. Lekarz od razu stwierdzam że czeka mnie operacja. Szpital sprawia że tracę zmysły dosłownie.. Straciłem pracę i ubezpieczenie bo urząd pracy nie przyjął zaświadczenia o hospitalizacji z powodu serca. Teraz jeszcze mój brat zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Od kilku lat nie żyje, dosłownie walczę z każdym dniem. Rexetin brałem ale to była masakra teraz dostałem mozarin i też fatalnie było po nim i odstawiłem. W dodatku za trzy miesiące ma mi się urodzić dziecko. Nie wiem już co mam robić. Czy to nerwica czy może jakiś ucisk w kręgosłupie czy coś że tak źle się czuję. Wątpię że będę kiedyś taki sam jak chłopak z przed dziesięciu lat. Wyprawy w góry, jazda samochodem itp. (Obecnie nie jeżdżę nawet autem po mieście). Coraz częściej myślę o tym Panu w czarnym kapturze z kosą..
  12. hei od dluzszego czasu nie radze sobie zupelnie z nerwica lekowa i natrectwami przychodzą z nikad jest ich milion nie chca odpuścić i wpadam w histerie, przez to wogule nie ogarniam zycia, a mam 21 lat i chciałabym zeby jescze bylo fajnie, chodzilam juz na terpaie te natrectwa zwiazen sa z moja osoba i wygladem wjec nie umiem sie od nich odciac bo to ja, cokolwiek zrobie to wraca do tego codzienne sytuacje mnir wykanczaja, byłam na terapaiach u psyhologow nie pomoglo:(((( moze ktos tu pomoze moze jakby dowiedziec sie skad to sie wzielo to by pomoglo ale niewiem jak ćwiczenia oddechowe i medytacje tyko pogarszaja sprawe, doslownie jak to przyjdzie nic nie moge zrobic a rownisczenie czuje ze jak nic nie zrobie to zwariuje, jak dowiedziec sie skad wziely sie natrectwa i dlaczego ale juz jak bylam w podstawuwce miewalam takie jazdy i jest tyko gorzej;( plsss pomozcie
  13. letnideszcz

    Fluanxol + Abilify

    Czy takie połączenie leków będzie bezpieczne? Mam przepisany Fluanxol na lęk który mam po Abilify (biore 7,5mg). Dodam że jestem osobą wrażliwą na leki. Fluanxol mam w dawce początkowej 0,5mg czyli najmniejszą. Potem mam brać 1mg.
  14. Od dłuższego czasu trzęsą mi się ręce u ciało a szczególnie jak chodzę jak się położę to ustają czesiebia czy to jest nerwica
  15. Czy zespół lęku uogólnionego może powodować refluks żołądkowo-przełykowy? Czy ten refluks może powodować obecność flegmy w drogach oddechowych? I czy ta flegma może powodować problemy z oddychaniem?
  16. Hejka, od jakiegoś czasu doskwierają mi silne natręctwa na tle religijnym. Okropne skrupuły, przez pewien okres czasu balam się nawet wziąć jakieś jedzenie z lodówki u babci bez pytania, bo bałam się, że to grzech. Panikowałam, bo pomyliłam się na kasie samoobsługowej ( co z tego, że przez tą pomyłkę zapłaciłam więcej, niż powinnam). Przypomniała mi się sytuacja z podstawówki, kiedy ktoś pożyczył mi kilkadziesiąt groszy, bo brakowało mi do biletu, a ja nie oddałam itd No ale do rzeczy, obecnie mam fazę na obietnice Bogu. Co chwila mam w głowie nową obietnice, im bardziej nie chce jej spełniać, tym myśli są bardziej natrętne. No i potem mam takie myśli, że jak coś zrobię, to ta natrętna obietnica będzie nieważna. Czasami te rzeczy są irracjonalne, ale nie potrafię tych myśli powstrzymać, ostatecznie staram się spełnić ten warunek i jak się nie uda to panikuje. No bo ja nie chce żeby była ważna. Nie wiem, czy się z tego spowiadać i nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
  17. Moja historia:Generalnie uprawiam sport regularnie od 10 lat, obecnie mam 21 lat więc w sumie zacząłem jakoś od podstawówki. Na początku ćwiczyłem po prostu z masą własnego ciała, zacząłem interesować sie coraz bardziej tematem i ogólnie grałem w piłkę nożną, trenowałem kickboxing do tego doszła jeszcze siłownia, na co dzień jeździłem rowerem i robiłem całkiem niezłe dystanse. W porównaniu do moich rówieśników byłem bardzo aktywny fizycznie i znacząco wyróżniałem się swoją sylwetką i kondycją. Byłem po prostu zdrowy, silny, pełen wigoru i chętny życia. Jednak w pewnym momencie wszystko przestało być takie kolorowe. W czasie gimnazjum te wszystkie aktywności o których napisałem uprawiałem właściwie wszystkie haha, mój dzień wyglądał tak, że robiłem rowerem 6km w tą i z powrotem do szkoły, miałem 2 godziny wf codziennie, po szkole wracałem na chatę właśnie i z powrotem jechałem na trening w piłkę, a jeśli nie w piłkę to kickboxing, a czasami robiłem po prostu trening obwodowy w domu. Ten czas był również dosyć stresowy bo w szkole o ile dobrze się uczyłem to chodziłem do klasy z totalnymi idiotami i nie raz byłem prowokowany, jednak nie dawałem sobie wejść na głowę więc przeważnie takie akcje kończyły się bójką i tym że nastukałem w sumie połowę typów z mojej klasy ,przy czym dodam że w klasie miałem samych mężczyzn. Dodam że mimo wszystko nie przejmowałem się tym jakoś specjalnie bo udawało mi się wychodzić z tego zwycięsko więc miałem pewność siebie i szacunek.Pierwsze objawy kołatania sercaJednak pewnego dnia mój organizm powiedział dość. Poszedłem biegać, wszystko spoko wracam na chatę, biorę prysznic, kładę się spać i pierwszy raz doświadczyłem kołatania serca. Spanikowałem i wyszedłem o 3 w nocy z tatą na spacer. On wytłumaczył mi co to i że zaraz przejdzie, no ale wiecie jak jest zdrowy chłopak 15 lat i pikawa robi takie coś. Mimo wszystko zlałem te objawy i przez kolejne lata było git, trenowałem regularnie jednak rozważniej. Sytuacja kilka razy się powtarzała, ale byłem wyrozumiały wobec swojego organizmu.Pierwszy atak częstoskurczu i arytmiaPóźniej w liceum miała miejsce gorsza sytuacja bo graliśmy z ziomalami turniej w piłkę nożną i podczas tego turnieju dostałem ataku częstoskurczu oraz arytmii i tu nie będę oszukiwał byłem posrany co mi jest. Wtedy nikogo nie było w domu więc wróciłem w takim stanie na nogach do swojego mieszkania i myślałem że to przejdzie. Nie wiedziałem co robić więc zadzwoniłem do dziadka, który zawiózł mnie do szpitala. Obudziłem się następnego dnia i było git, jednak stres o własne zdrowie rósł no bo co to ma być, ja dbałem zawsze o swoje zdrowie, nigdy żadnych dragów nie dotykałem, w tym alkoholu. Wróciłem ze szpitala i chodziłem normalnie do szkoły wszystko spoko, jakiś czas później poznałem swoją dziewczynę z którą jestem do dzisiaj i to był najlepszy okres w moim życiu tak naprawdę. Długi okres czasu było git, zdałem bardzo dobrze maturę, praktycznie wszystko 90+, więc poziom testosteronu był prawdopodobnie w swoim apogeum od tych sukcesów. Na siłce też miałem wtedy fajny progres co mnie bardzo motywowało.Nerwica lękowaNo i dalej poszedłem na studia, w międzyczasie nas wszystkich zamknięto w domach, nauczanie było zdalne i wziąłem się tak poważnie za trening na siłowni. Chciałem zrobić życiówkę, chciałem coś osiągnąć w tym sporcie który mi od dawna towarzyszył i ostro katowałem, oj ostro. Każdy trening wyglądał tak że po każdej serii robiło mi się ciemno, moje serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, ale mówiłem do siebie to jest stres i to że źle oddycham więc c*** jadę dalej. I tak pół roku leciałem, na pewno byłem przetrenowany, miałem duże problemy ze snem, ciągle chciało mi się pić mimo picia 4-5l wody dziennie, byłem ciągle zmęczony i zachorowałem na covid-19. Oczywiście bezpośrednio po ozdrowieniu co zrobiłem ? Od razu poszedłem na siłę i zauważyłem, że szybciej się męczę ale nie mogłem zaliczyć regresu i machałem tym samym ciężarem a objawy tylko narastały. Ja od razu zaznaczę że jestem perfekcjonistą i to jest ten problem. Dodatkowo umarł mój pies, którego kocham, był moim najbliższym przyjacielem jak miałem te wszystkie gorsze momenty i osobiście pochowałem go co wywołało u mnie, nie wiem nawet jak to nazwać. PTSD raczej nie bo nie wywoływało to stresu, ale kompletną melancholie, byłem w żałobie więc psycha dostała grubo. Pewnego dnia ( był jakoś maj tego roku) jadę do Wrocka na uczelnie pociągiem i tam przysięgam, myślałem że znalazłem się na drugim świecie. Dostałem zupełnie nagle ataku częstoskurczu, ale ten atak był kilkukrotnie razy mocniejszy niż w liceum, pół godziny tak walczyłem aż zawołałem gościa z przedziału o pomoc, straciłem przytomność, ogarnąłem się dopiero w karetce i jechałem w takim stanie godzine do Oleśnicy xdd. Dali mi zastrzyk w dupala i przepisali propanolol ale do teraz tylko raz go użyłem tak w sumie. Od tamtego momentu moje życie było inne. Byłem kompletnie przerażony i pierwsze dni nie wychodziłem z domu, ale ja właśnie zawsze byłem taki że nie pi****** się ze sobą więc tłumaczyłem że to tylko psycha i wychodziłem z chaty jak najwięcej.I ja muszę to napisać, kocham ćwiczyć więc co by się nie działo ruszałem się na wszelki sposób, jak tylko mogłem, stwierdziłem że siłka może zbyt obciążyła układ krwionośny więc chodziłem na streeta, którego mam dosłownie pod swoim domem. Uwielbiam to miejsce to było moje główne źródło relaksu, nawet jeśli nie robiłem treningu to chodziłem tam sobie posiedzieć. Każdy ma chyba takie swoje miejsce, wiecie o co chodzi. A sama niemożność trenowania to dla mnie tak jakby ktoś zabrał ci dosłownie własne dziecko, bez kitu.Jednak proste czynności jak pójście do sklepu, na uczelnie było pieprzonym piekłem, serce zaczynało bić podobnie jak wtedy w pociągu, miałem z 3 ataki paniki na tamten moment ale ogarnąłem się z tego szybko dzięki psychoterapii i metodzie Jacobsona. Ogólnie jak mam was pocieszyć jeśli ktoś ma podobny problem i to czyta na nerwicę serca to jest najlepsza technika z wszystkich, dzięki regularnemu stosowaniu tej techniki moje problemy z sercem które miałem od 6 lat kompletnie zniknęły czaicie to?Zdałem egzaminy na studiach, wszystko spoko git, ale bałem się że ten syf wróci do mnie, czułem to. Przyszły wakacje i niby git, ale nie do końca, cały czas towarzyszyło mi to pieprzone pragnienie, piłem 5 litrów nałęczowianki, ale sikałem na biało, ogólnie czytałem już wtedy o różnych chorobach popadłem w hipochondrię, przejmowałem się tym całymi dniami i czułem coraz większy stres, napięcie w moich mięśniach, rozedrganie, bezradność. Odkładałem już od jakiegoś czasu aktywność fizyczną prawie do zera bo treningi zamiast sprawiać mi przyjemność to przyprawiały mnie o mdłości, strach i rozczarowanie. Wyszliśmy ze znajomymi i dostałem ataku paniki, ale był on inny. Tym razem czułem że się duszę, nie mam powietrza, wszystko robiło się ciemne, pojechałem z moją dziewczyną do jej domu i przeszło. Na następny dzień pojechaliśmy nad morze na wakacje na dwa tygodnie, napisze o tym tylko po krótce. Codziennie miałem wtedy ataki paniki i jak wróciłem miałem problem zostać samemu w domu. I głównie najgorsze ataki paniki miałem po treningach co ciekawe. I tak codziennie miałem ataki paniki aż pewnego dnia dostałem u dziewczyny nagle takiego ataku że zasnąłem pod wpływem tego i na drugi dzień jak wstałem wszystko było inne. Nie czułem wtedy takiego lęku, ale coś było nie tak. Nie nazwałbym tego derealizacją czy też depersonalizacją bo wiedziałem że to wszystko jest naprawdę, całe to otoczenie oraz ja sam. Jednak czułem się jakby ktoś cię znokautował, wstałeś i masz problem z równowagą, taka dezorientacja po prostu albo uczucie bycia pijanym. Walczyłem tak sam z sobą jakiś czas do tego moja koleżanka z dzieciństwa popełniła samobójstwo co dolało oliwy do ognia, ale wybrnąłem z tego syfu, do takiego stopnia że mogę siedzieć sam w domu, mogę iść na siłownię, mogę wyjść na miasto, mogę jeździć autobusem i w ogóle po dużym mieście się poruszać. Więc spoko, o ile ataki paniki i takie czarnowidztwo mi minęło to nadal mam to uczucie, nazwałbym to brain fogiem bo czuje problemy z koncentracją, bardzo źle mi się czegoś uczy więc przestałem chodzić na zajęcia bo nie ma szans wysiedzieć w tym stanie, czuje się wtedy jak warzywo i mam problemy z mówieniem przy takich poważniejszych rozmowach. Moje pytanie brzmiCzy do tego wszystkiego mógł przyczynić się zły trening ? Czy ktoś miał może podobną historię (niech się wypowie) ? Z czego u mnie może wynikać ta nerwica bo jak dłużej się zastanawiam to nie miałem nigdy jakiś problemów ze stresem, nawet gdy wcześniej pojawiały się te epizody o których wspominałem, wychodziłem z tego na luzie ? Co powinienem zrobić z tym stanem dezorientacji, bo nieważne czego bym nie robił (np zanim zaczął się semestr miałem taki fajny okres, że robiłem muzykę, bity dla jednego ziomala, wychodziłem ze znajomymi i zapominałem po prostu o problemie, jednak gdy tylko wychodziłem na dwór to czułem ten syf) to nie przechodzi ? I w sumie może ktoś wie jak to nazwać bo ja mówię, że to brain fog ale może źle to nazywam ? Czy ssri pomagają przy takich problemach (chociaż ja to zawsze zostawiałem na ostateczność) ? Gdyby nie ten brain fog to wiem, że żyłbym pełnią życia i samorealizował się w każdej z moich pasji. Ale najważniejsze jak wybrnąć z tego syfu ?! help asap!!Dodam, żeChodzę regularnie do psychologa.Cały ten czas nie leczyłem się żadnymi lekami psychotropowymi, ani benzo, ani ssri, ani nic z tym podobnych. Jedyne co brałem: Ashwagandha (standaryzacja 9%), nalewka z dziurawca ( zaj**iście wyciągneło to mnie z ataków paniki ), D3 6000 jednostek dziennie, cytrynian magnezu z potasem i B6, B12 (ale to kompletnie jakby nie miało wpływu więc przestałem), Witamina C 2000mg dziennie, piłem meliskę wiadomo, kozłek lekarski, na serce to jeszcze głóg z imbirem.Jeśli chodzi o badania, jedyne co mi wyszło to za wysoki kortyzol i prolaktyna, a tak wszystkie inne zawsze wychodziły git, jednak 2 tygodnie temu dowiedziałem się że mam hipoglikemie reaktywną, obstawiam że to przez ten kortyzol chociaż ja zawsze chciałem przytyć i jadłem przez okresy masowe, które trwały po pół roku z przerwami 3500+ kcal, pół kilo węgli dziennie przy czym te posiłki miały wysoki IG i przez ten cały czas jak trenuje nie przykładałem do tego większej uwagi jak duże ma to znaczenie. No, ale kto wie może to również miało jakieś powiązanie z tym wszystkim (mam tu na myśli dietę). !!!!!!!!!I warto zwrócić uwagę na to, że z sercem kompletnie nie miałem objawów od momentu jak wyżej napisałem!!!!! Mimo wszystko ja jestem takim typem osoby, że po prostu nie mógłbym mieć depresji bo kocham życie, kocham bliskich, mam wiele pasji jak np robienie muzyki, gotowanie, gra na gitarze, klawiszach, uwielbiam grać na kompie, no po prostu jest tyle fajnych rzeczy, że to mi daje bardzo dużo motywacji do tego wszystkiego, jednak jest jak jest.
  18. Przeglądam to forum już od wielu lat. Najbardziej lubię te wątki, gdy piszecie, jak walczycie z problemami i idziecie do przodu. Sama mam bardzo niskie poczucie własnej wartości i mała wiarę w siebie. Zawsze tak było. Gdy byłam dzieckiem, mama mi powtarzała, że nie warto się wychylac, lepiej siedzieć z boku i mieć spokój. Dopóki nie wyprowadziłam się z domu na studia, rzadko mogłam wychodzić z domu. Ciągle słyszałam jaką jestem nieudacznica, byłam bita, zdarzali się, że uciekałam z domu. W szkole uczyłam się bardzo dobrze, ale nigdy nie odzywałam się nie pytana. Znając odpowiedź na pytanie, wolałam je powiedzieć komuś z ławki, żeby odpowiedział, niż ja miałam się odezwać przy wszystkich. Problem zaczął mi trochę przeszkadzać w liceum, gdzie nie miałam żadnych znajomych. Walczyć z tym postanowiłam na studiach, kiedy wyprowadziłam się z domu. i szło dobrze , skończyłam studia , poszłam do pracy. Na początku Szło mi bardzo kiepsko. Strasznie się stresowałam i znowu przestałam się odzywać. Bałam się kogokolwiek o coś zapytać. Czasami siedziałam przy komputerze i udawałam , że coś robię, bo wstydziłam się powiedzieć , że już skoczyłam, co miałam zrobić. Mialam dużo szczęścia ,ze przedłużono ze mną umowę. Po prostu prezes nie miał czasu na rekrutację kolejne a moje stanowisko jeszcze bardziej zdegradowano. Po pół roku zaczęłam stawać się pewniejsza , po roku sporo awansowałam. Po kolejnych miesiącach dostałam samodzielne stanowisko. Zaczęłam robić spore pieniądze dla firmy. Uwierzyłam w siebie i to że mogę rozwijać się. Że ta nieśmiałość minęła. Zmieniałam pracę i to był dramat. Znowu ten sam problem . Nie odzywałam się prawie do nikogo. Zwolnili mnie z powodu nieumiejętności pracy w zespole. Kolejna praca to samo, ale stamtąd mnie nie wywalili , tylko przez ponad dwa lata robiłam rzeczy, które mógłby robić dzieciak z podstawówki, ale chociaż dobrze płacili miałam tego dosyć i miesiąc temu zmieniłam pracę. Postanowiłam, że teraz się zmienie. Skończyłam własie 30lat. I wszystko miało być inaczej. Dostałam pracę w dużej korporacji, bardzo znanej firmie, na dość wysokim stanowisku. I tu znowu ten sam problem. Pierwsze dni były spoko. Ale im dalej , tym moja wiara w siebie spada do zera. Byłam już na paru spotkaniach , na których mało się odzywam. Kiedy mam się o coś kogoś zapytać , głos zaczyna mi drżeć, zaczynam się jąkać, mieszają mi się słowa. Na spotkaniach boję się odezwać, kręci mi się w głowie, nie rozumiem co się do mnie mowi. Najlepiej jakbym siedziała w kącie i tylko słuchała. Mam coraz więcej obowiązków, i gdy nie wiem , jak coś zrobić boję się kogoś o to zapytać. I nie wiem czemu. Zastanawiam się nad tym. Oni przecież wiedzą, że nie muszę wszystkiego umieć , nie będą się śmiać , krzyczeć itp. Nie wiem, czemu tak mi się dzieje. Chodzimy razem na obiad i ja nie wiem, o czym gadać. Siedzę cicho. Chciałbym coś powiedzieć , i nie wiem co. Jestem bardzo spięta . Muszę zacząć wychodzić z inicjatywa, rzucać pomysłami, które mam, ale wstydzę się panicznie coś powiedzieć przy wszystjich. Wracam do domu, to całe napięcie opada, a ja się zastanawiam, czemu się tak zachowuje. Analizuje to co było i nie mam pojęcia , co spowodowało wtedy, że sie nie odzywam. Życie prywatne układa mi się. Mam faceta, z którym jestem szczęśliwa, planujemy przyszłość . A ja zamiast go szanować , wyżywam się na nim. Wszystko te negatywne emocje przelewam na niego. Potrafię obrazić się, nakrzyczeć na niego bez powodu. Jestem tego świadoma, przepraszam go, on wybacza i za jakiś czas to samo. Potem idę do pracy , jestem tam cicha myszka, wracam do domu i odreagowuje na nim. Najdziwniejsze jest to, że mój facet, rodzina , czy najbliżsi znajomi, nigdy nie powiedzieli by , że borykam się z takim problemem. Przy najbliższych jestem dusza towarzystwa, ciągle uśmiechnięta, nie boje się mówić. Na studiach byłam u psychologa i psychiatry z tym problemem. Przez dwa lata bralam psychotropy i nigdy więcej nie chciałbym do nich wrócić. Spotkania z psychologiem pomogły mi. Lek przed ludźmi zmniejszył się, ale nie zbudowalam pewności siebie. Wtedy borykałam się jeszcze z odczuciem odrealnienia w sytuacjach społecznych. Udało się z tego wyjsc. Obydwoje powiedzieli , że nie miałam wtedy depresji, i ze to nie były żadne fobie, bardziej nerwica i chorobliwie niskie poczucie wartości. Czy jest ktoś , komu udało się po 30 zbudować prawie od zera poczucie wartości? Dużo czytam na ten temat, oglądam różne nagrania , próbuje pracować na sobą i wcale nie jest lepiej .
  19. Witam, Na wstępie powiem że mam 23 lata i choruję na nerwicę natręctw i pewnego rodzaju lęki, które leczę z powodzeniem. Moje pytanie jest z pogranicza nerwicy i uzależnień. Pod koniec roku miałem coś podobnego do zespołu abstynencyjnego, bo w okresie świątecznym piłem kilka dni z rzędu (wieczorami). Ten stan przeraził mnie tak bardzo, że w sylwestra nie tykałem alkoholu i napiłem się dopiero kilka tyg. później. Od tego czasu co jakiś czas mam dziwne okresy, kiedy czuję psychiczny dyskomfort, ze źródłem w ustach który jednocześnie strasznie mnie przygnębia i wywołuje lęki przed byciem uzależnionym od alkoholu. W tym czasie unikam picia jak ognia, bo boję się że wypiję jedno piwo i już nie przestanę. Czy to może być głód alkoholowy? Czy być może nerwica robi psikusa? Dodam że mój model picia był bardzo ryzykowny ale zmieniłem go diametralnie w tym roku i jedyne co zostało to męczące psychiczne uczucie które pojawia się co jakiś czas i przechodzi po kilku dniach.
  20. Witam, Mam problem natręctwami oraz zaburzony obraz ciała. Problem jest od około 20 lat, ale są momenty tak jak teraz w których to się tak nasila że nie mogę funkcjonować, w ogóle funkcjonować. Wszystko z zewnątrz wygląda świetnie, mam pracę, dziecko zdrowe i super żonę. Poza tym wiele osób uważa, że jestem przystojny i nie widzi żadnego problemu z moim wyglądem oraz zdrowiem. Problem zaczął się dawno temu, w czasach gimnazjum, byłem bardzo chudy, wycofany nieśmiały, przez słabe zęby również praktycznie się nie śmiałem, zacząłem się przeglądać w lustrze. I tak pozostał do dzisiaj... Na początku przeglądałem się z względu na to że byłem chudy, następnie przeglądałem się z wględu na moją wadę postawę (mam krzywy kręgosłup oraz garbię się, szyję mam wysuniętą do przodu). Ja to widzę, oraz fizjoterapeuci. Do tego pojawia się ból kręgosłupa, mam napięte mieśnie, co dodatkowo powoduje że się nakręcam. To całkowicie rujnuje mi życie, mam z tego powodu natręctwa i zachowania obsesyjne, lęki. Najgorsze jest w tym, że mam lęki przed założeniem koszulki - po domu chodzę zawsze bez koszulki, w koszulce czuje się jak dziwolog, ciągle ją poprawiam, jednym słowem dramat. Cały czas analizuje jak mi się kręgosłup układa, czy się nie garbię, jak wyglądam. Wszystkie sygnały z ciała np. wiadomość że mam zwyrodnienie kolana, tak na mnie zadziała ze wszystkie demony przeszłości wróciły. Wszystkie negatywne informację związane z moim wyglądem, układem ruchu są dla mnie koszmarem. Nawet jak ktoś mowi mi pozytywne informacje na temat mojego ciała, to do mnie to nie dociera. Wszystko jest zero jedynkowe, albo idealne albo do bani. Skoro moje ciała nie jest idealne to jest do bani. Porównuje się do innych, cały czas patrzę na postawy ciała, na plecy innych, i nawet kiedy widzę ze ktoś ma gorzej to i tak nie przyjmuje tego do wiadomości, bo porównuje się do lepszych. I to wszystko w kulcie ideału, stereotypu, bo sam jestem trenerem piłki nożnej i nauczyciele WF-u więc powinienem być zdrów jak ryba. Chodzę od lekarza do lekarza, każdy sygnał który od nich otrzymuje jest dla mnie jak piorun. Wszystko przyjmuje do siebie analizuje. Nie mogę normalnie funkcjonować. Żeby Was nie skłamać to na lekarzy wydałem kilkadziesiąt tysięcy złotych, byłem u 100 specjalistów. Nie mogę się pogodzić, że mam krzywy kręgosłup, zwyrodniałe kolano i biodro, ciągle o tym myślę. Nie mogę znieść swojej postawy ciała. Jest to w mojej głowie, bo nikt inny o mnie tak nie myśli. Dużo osób uważa, że jestem wysportowany i okazem zdrowia. A ja nie funkcjonuje, mam depresję, dysmorfobobie, zaburzonie oceny ciała. Chodzę na psychoterapię, która mi nie pomaga, biorę leki i jest mega słabo. Mogę tak pisać i pisać, bo problem jest wielowymiarowy. W związku z tym czy możecie polecić świetnego psychologa, który zajmuje się przede wszystkim takimi zaburzeniami? Dużej tak nie dam rady, bo to mnie przerasta.
  21. Cześć, mam 23 lata, od paru lat zdarzają mi się napady lękowe( konkretnie nerwice żołądka). Występują czasami przez 2-3 miesiące, a potem ustają. Mam wrażenie, że im mniej wiedziałam o tym schorzeniu to łatwiej było mi z nim żyć. Moje ataki atakują głównie w układ pokarmowy, biegunki, mdłości bardzo mocne, ale raczej bez wymiotów. Występuje również kołatanie serca. Tutaj chyba mogę śmiało przyznać, że rozwinęła mi się fobia przed wymiotowaniem, to brzmi aż śmiesznie, ale to prawie dla mnie uczucie jakbym umierała, gdy dopada mnie taki stan, gdy mi "niedobrze". Mam wrażenie, że ten cały strach zainicjowała grypa żołądkowa, którą przeszłam jako dziecko... w każdym bądź razie, nie muszę chyba pisać jak bardzo takie napady niszczą życie, towarzyskie szczególnie. Pierwszy raz mam taki okres w życiu, że jestem bezsilna, ten okres napadów trwa u mnie już 3 miesiąc, a czuje się coraz gorzej. Na początku poszłam się przebadać pod kątem żołądka, jelit, ogólna morfologia, szczerze liczyłam, że to może tym razem nie nerwy ale niestety, wszystko w normie...(jakkolwiek to brzmi) dostałam propranolol, hydroksyzyne. Byłam u psychiatry, dostałam SSRI Zoloft, a doraźnie Zomiren. Po zolofcie miałam przez 4 tyg mdłości, bolała mnie głowa, a co najgorsze to wzrok mi się całkiem rozmywał... musiałam przerwać, a przy tym wszystkim wyrobiłam sobie kolejną fobie, że po takich lekach będę wiecznie chodzić głodna bo cały dzień nie mogę nic przełknąć We wtorek ide na kolejną wizytę i opowiem o problemie. Ale kochani, jestem już na skraju załamania, czy jest tutaj ktoś, kto może wyszedł z tego i opowie o tej drodze? Też mierzył się z nerwicą żołądka? Może mi coś polecić? domowe/własne sposoby? Naprawdę przyjmę każdą poradę, najbardziej na świecie chce żeby wszystko wróciło do normy Z góry dziękuję za "wysłuchanie" i jakiś odzew.
  22. Dzień dobry, dobry wieczór... Dziękuję, że tu zajrzałeś/aś, chciałem się z Wami przywitać i powiedzieć parę słów o mojej historii i tym dlaczego wybrałem taki nick. Tak więc zacznę od nicku Psycholog też człowiek - tak jestem z wykształcenia psychologiem, pracuje zawodowo, ale przede wszystkim jestem człowiekiem, który jak Wy ma różne problemy w życiu. Skoro już jesteśmy przy problemie to ja Wam napiszę krótko o swoim, podejrzewam u siebie nerwicę lękową albo nerwice wegetatywną. Ot taki chichot losu, który skłonił mnie do tego aby zostać członkiem naszego forum. Jak dotarłeś/aś do tego miejsca to teraz kilka szczegółów dotyczących moich przypuszczeń. Wszystko zaczęło się po łagodnym przejściu Covid w marcu 2022 roku. Objawy jak przy zapaleniu zatok, ale prawdziwa jazda zaczęła się jakieś 3 tygodnie po ozdrowieniu. Najpierw była to czerwona twarz i pieczenie skóry na niej, po paru dniach ustąpiły zostawiając tylko czerwone placki na uszach, ale i ten objaw ustąpił po 2 tygodniach. Wydawało się, że wszystko wróciło do normy... nic bardziej mylnego. Po około 3 tygodniach zaczęły pojawiać się palenia i kłucia stóp (parestezje). Myślałam, że to od butów dopóki nie zaczęła mrowieć mi twarz i dłonie. Dołączyły się zaburzenia snu, wybudzenia w nocy zalany potem i z koniecznością szybkiego wypróżnienia. Od około 3 tygodni do moich "prześladowców" dołączyły szumy, dzwonienia w uszach. Objawy te wywołują u mnie duży lęk i niepokój. Zacząłem więc robić różnego rodzaju badania z krwi, USG Doppler, wizyta u endokrynologa i neurologa. Endo rzuca hasło tężyczka utajona, neurolog stan po Covid a ja w końcu nie wiem nic, bo objawy są jakby cykliczne 2 dni dokuczania i około 2 dni względnego spokoju, powrotu do zdrowia i chęci do działania. Mijają 2 dni normalnego życia, przychodzi noc usypiam i ok godz 1 lub 2 wybudzają mnie moi "kaci" i tak o to jestem tu z Wami. Chętnie posłucham Waszych historii, a może ktoś ma podobne objawy jak ja i zechce podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Wygląda na to, że zostanę tu na dłużej. Życzę Wam dobrego dnia, pozytywnego nastawienia i słonka. Pozdrawiam
  23. Witam wszystkich wiem że było już pewnie dużo takich tematów ale szukając pomocy chciał bym przedstawić moją historię. Mam 24 lata i od paru lat regularnie trenuje na siłowni oraz sporty walki. Mój problem zaczoł się dwa miesiące temu po wypaleniu zbyt dużej ilości marihuany dodam że wcześniej paliłem okazjonalnie i nie byłem uzależniony pewnego dnia kolega namówił mnie na zapalenie tak zwanego wiadra ogólnie mówiąc wypaliłem dużo marychy na raz i kiedy faza weszła dostałem ataku paniki palpitacji serca i przez półtora godziny myślałem że umieram. Cały czas sprawdzałem puls i miałem wrażenie że moje serce zaraz wyskoczy albo się zatrzyma, bicie serca czułem w całej klatce piersiowej to był dla mnie wielkie szok ale kiedy faza zeszła poczułem się dobrze. Niestety za ok tydzień dostałem kołatania serca i bólów w klatce piersiowej po zrobieniu EKG okazało się że wszystko ze mną w porządku a ja się uspokoiłem lecz kołatania serca i lęk przed zawałem nie dawały mi spokoju co wieczór do tego doszły bezsenność i napady leku. Szukając pomocy natrafiłem na forum na podobne przypadki i postanowiłem udać się do psychiatry który przepisał mi citaxin 10mgraz dziennie i pregabaline 75mg dwa razy dziennie. W pierwszych tygodniach leczenia objawy się podwoiły ale udało mi się to przetrwać i mój stan zaczoł wracać do normy. Niestety po nieco ponad tyg spokoju będąc w pracy na nocnej zmianie znów dostałem ataków paniki i leku lecz nie jest to już lęk przed zawałem lecz przed zwariowaniem, mam natrętne myśli kładąc się spać często towarzyszą mi myśli które wzbudzają we mnie strach ogólnie lęk towarzyszy mi przez cały dzień a ataki paniki zdążają się bardzo często doprowadziło mnie to do takiego stanu że mam wrażenie że już nigdy z tego nie wyjdę i nie mam sensu życia przez co mam myśli czy ze sobą nie skończyć. Moje pytanie brzmi czy taki nawrót choroby się zdarza i czy ktoś z was przechodził przez podobny problem i jak sb z nim radził . Bardzo proszę o wyrozumiałość i pomoc z góry dzięki dziękuję
  24. xkalax

    Czy ja wariuje?

    Postaram się opowiedzieć wszystko w skrócie. Otóż zdiagnozowali u mnie w szpitalu zaparcia. Męcze sie z tym już ponad miesiąc, żadne proszki zmiękczające do picia nie pomagają, tak samo jak mini lewatywy z apteki, przez co zaczęłam sobie wkręcać że mam może raka jelita? Utwierdził mnie w tym fakt że w badaniu krwi u rodzinnego wykryto niedobór żelaza, badania stolca w normie, za to tego samego dnia jak poszłam na SOR to w badaniu krwi wykryło podwyższenie bilirubiny na co machnęli ręką. Na SORze badania krwi jak wspomniałam, badania moczu, USG brzucha chyba z 4 razy, konsultacja z chirurgiem a potem z urologiem (z powodu mojego kamyczka w nerce) i do tego rentgen jamy brzusznej i kręgosłupa. Wszystko cały czas wskazuje na te cholerne zaparcia. Nie wiem już co sama mam robić, dostałam termin u proktologa na 31.05, za to u gastroenterologa dopiero na 30.06 i to chyba niebezpieczne żeby tak długo czekać z tymi zaparciami? Do tego zauważyłam że spadłam na wadze, na początku roku wazyłam 61 kg, jak ważyłam sie w czwartek to było to już 58 kg. Kolejny powód żebym podejrzewała raka jelita. Do tego jeszcze dochodzi bezsenność od czwartku, żadne pigułki nasenne nie pomagają, przez cały dzień utrzymuje mi sie temperatura ciała 37 która spada max do 36,8 i to tylko na chwile, na co rodzinny też macha ręką bo mówi że to nie jest przecież stan podgorączkowy, ale mi jednak ta temperatura przeszkadza bo jest mi zwyczajnie za gorąco, moja normalna temperatura to 36,5. Nie wiem czy to wszystko od stresu czy jak? Nie mam już pojęcia czy ja wariuje i nie wiem gdzie udać sie z tym dalej skoro rodzinny ignoruje ciągle (badania krwi i stolca też zrobił z wielkim wysiłkiem), a do gastroenterologa taki długi czas oczekiwania. Cały czas sie boje że przez te zaparcia wkońcu mi siądą jelita i będzie potrzebna operacja w trybie pilnym a jednak z moją nerwicą nawet jeżeli byłaby ta operacja potrzebna to wole żeby była zaplanowana.
  25. Witam, to mój pierwszy wpis. Mam świeżo 17 lat - Otóż problem zaczął się miesiąc temu. Na wfie spojrzałam na przyjaciółkę i zaczęła się "jazda" - A co gdybym ją pocałowała? Nie wiem, od razu ogarnęło mnie uczucie gorąca, jakby wybuchł we mnie lęk. Zaczęłam się tym martwić później cały WF. Ale nic z tego, lęk zadomowił się u mnie i nadal sobie mieszka. Jest lepiej, ale nie najlepiej, a bardzo bym chciała by to zniknęło. Kiedyś jak byłam mała 10 lat ok. to też to miałam, ale zniknęlo i żyłam sobie normalnie jako hetero. Później wiek 13/14 lat, znowu to samo bo spodobał mi się wygląd jakiejś dziewczyny, na szczęście mama po chyba 10 razie rozmawiania ze mną mi uświadomiła, że skoro od zawsze podobali mi się chłopacy, to orientacja na siłę i sama z siebie nie może mi się zmienić. Wtedy powiedziałam sobie "Racja, że też na to nie wpadłam" i tak oto lęk uciekł. Aż do teraz. Zawsze traktowałam miłość poważnie, to jedna najważniejsza wartość w moim życiu. Nie obchodzili mnie homoseksualiści, też akceptuję ich nadal i nic do nich nie mam, ale sama siebie w tym nie widzę. Wręcz nie chcę. To jest rzecz której się przeraźliwie boję, czuje że gdyby się okazało że jestem to cały mój świat by legł w gruzach a ja na pewno bym sobie nie chciała nikogo znależć - wolę żyć sama niż z inną kobietą, dla mnie to jest po prostu straszne. Chcę mieć dzieci, mam chłopaka i miałam wcześniej też, w przedszkolu podobał mi się chłopak. Gdyby nie ten durny WF, to dalej byłabym szczęśliwa. Ale już sama nie wiem co robić, mam wrażenie jakbym siłowała się ze swoim mózgiem kto ma racje, mimo że przeczytałam 01938120 forów, rad, wszystkiego na świecie to nie jestem w stanie przekonać się i nie wierzę sobie że nie jestem. Po prostu nie wiem czy to zalezy od tego że mam małą wiarę w siebie czy co, w ogóle nie jestem w stanie się odciąć od tych zmartwień. Teraz jest lepiej staram się je bagatelizować itp. ale ja chcę wiedzieć że nie jestem, bo jeśli się okazałoby że jestem to ja nie wiem co bym zrobiła, chyba najgorsze co można sobie wyobrazić... Byłam raz u psychologa, pani powiedziała że to przez stres, że napięcie przeformowało się w coś takiego, bo przed tym lękiem miałam 2 inne, jeden po drugim (ten jest trzeci). Najpierw bałam się że zaszłamw ciąże, poxniej ze kreci mi sie w glowie i to jakas choroba (wszystko oczywiscie wymyslone, wyszlam z tego sama) ale teraz jakis idiotyczny homoseksualizm, 3 raz w zyciu sie tym zamartwiam i nawet nie pomaga mi to, że jak już opracowałam to kiedyś i wyszłam z tych zmartwień awięc nie mogę być homo, to nadal to nie pomaga. Nie wiem co mam robić, wkurza mnie to, chcę być szczęśliwa będąc w związku, a gdy wyobrażam sobie że zrywam z tego powodu z moim chłopakiem to jest równoznaczne do zmarnowania sobie życia, bo go naprawdę kocham. No właśnie ,tu też jest strach że może go nie kocham, ale jakim cudem miało się to zmienić po jednej myśli na WFIE. Pomóżcie, powiedzcie jak uwierzyć w to, że to natręctwo a nie prawda... bo ja naprawdę nie wiem co mam robić, to mnie męczy, prześladuje, nie mogę przez to spać, serce mi wali...
×