Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stracone szanse


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich serdecznie. Ostatnio w moim życiu wydarzyło się coś nieprzyjemnego i od jakiegoś czasu nie daje mi to spokoju - cierpię. Co najgorsze sam sobie jestem winny i nie radzę sobie z tym uczuciem. Chcę się tym z Wami podzielić. Tu chyba będzie mi łatwiej - anonimowo, wysłuchując ludzi z zewnątrz.

 

Kilka słów o mnie. Mam 25 lat i szczerze nigdy siebie nie lubiłem i nie akceptowałem. Spotkały mnie w życiu do tej pory takie rzeczy jak rozwód rodziców, ojciec alkoholik, bycie kozłem ofiarnym w szkole i workiem do bicia dla kolegów w gimnazjum, myśli samobójcze na potęgę, później już przyszła pora na DDA, nawet leki antydepresyjne, lęki i strach przed samotnością jak i przed ludźmi jednocześnie, do tego wszystkiego dochodzi mieszkanie samemu. Nie za ciekawie prawda? Oczywiście staram się robić coś żeby to zmienić, ograniczam alkohol, nie palę, uprawiam sport, zdrowo się odżywiam, rozwijam swoją pasę, skończyłem studia ale tak po prawdzie powiem Wam, że jak człowiek nie potrafi złapać kontaktu z innymi ludźmi to wszystko jest nic nie warte. Dla przykładu moi kumple są bez wykształcenia, bez stałej pracy, mieszkają z rodzicami, piją, zażywają narkotyki i co najlepsze - są towarzyscy 100 razy bardziej ode mnie. Ale wracając do mojego problemu.

 

To właśnie o zmarnowanych szansach chcę dzisiaj porozmawiać. Niedawno otrząsnąłem się z końca dwuletniego związku z kobietą, której ani trochę nie kochałem (teraz wiem, że byłem z nią ze strachu przed samotnością). Jest już dobrze chodź to rozstanie kosztowało mnie parę wizyt u psychiatry, parę wizyt w centrum pomocy DDA i nawet 12 miesięczne leczenie antydepresantami. Dosyć nieciekawie jak na rozstanie z osobą której się nie kochało prawda? Pomimo wszystko kiedy było już całkiem znośnie po samotnej i długiej zimie nadeszła wiosna. Na mojej drodze pojawiła się śliczna sąsiadka o której do tej pory nie miałem pojęcia. Wtedy nie wiedziałem, że uczucie odrzucenia i samotności, które udało mi się uśpić przez ostatni rok wróci. Przez ostanie dwa tygodnie spotkaliśmy się parę razy, mamy wspólnych znajomych i wszystko zapowiadało się raczej dobrze. Ciągnęło mnie do niej a ja chyba też trochę wpadłem jej w oko chodź nie jestem pewien. Fakt jest taki, że na jednej lekko zakrapianej imprezie zbliżyliśmy się do siebie dość mocno. I czułem to, ba! wiedziałem, że gdybyśmy tylko byli sami mógłbym liczyć na coś więcej niż tylko przytulanie. Lecz koniec końców nic między nami się nie wydarzyło - nie wylądowaliśmy u mnie w domu i nie ma co się oszukiwać - to przez mój brak pewności siebie i strach i lęk. Ciągle tylko wysyłałem sygnały pod tytułem: "Ja na ciebie nie zasługuję". Nie potrafiłem się przemóc. Chyba po tak długim okresie samotności doznałem szoku, że tak ładna dziewczyna może zwrócić na mnie uwagę. Zdaję sobie sprawę, że alkohol też zrobił swoje ale teraz nie w tym rzecz. Po tym wydarzeniu kontakt z nią nagle się urwał chodź mamy do siebie 3 minuty drogi. Ja też do niej przestałem pisać po tym jak zauważyłem, że straciła zainteresowanie - przecież nie chcę być namolnym chamem, który nie daje jej spokoju - to ostanie co bym chciał żeby o mnie pomyślała. Fakt jest taki, że od tego momentu mieszkanie samemu zamieniło się w mękę. Ta stracona szansa na spędzenie miłego wieczoru z piękną dziewczyną spędza mi sen z powiek. Cała depresja i stany lękowe powróciły i sprawiają, że czuję się naprawdę paskudnie. Co najlepsze pomimo tej całej tęsknoty i cierpienia umysł podpowiada, że ja nie tęsknię, za tą dziewczyną - w końcu znam ją tylko dwa tygodnie. Ja cierpię i tęsknię za byciem normalnym człowiekiem, człowiekiem zdolnym do akcji i reakcji, człowiekiem który potrafi brać od losu to co ten czasem podaje mi na tacy. Ale tego nie potrafię! Co się ze mną dzieje? Mogłem miło spędzić czas z piękną dziewczyną a mimo to przeleciało mi to wszystko obok nosa. Wiecie co? Nienawidzę się coraz bardziej, coraz bardziej z roku na rok. A jeśli tak będę o sobie myślał kto mnie będzie chciał? Ja wiem, że wszyscy, którzy mają dobre stosunki z innymi (nie mówię tylko o relacjach damsko - męskich) kochają sami siebie. Ale ja tak nie potrafię. Nie mogę przestać o tym myśleć. Czuję się jak ostatni frajer i pomimo tego, że to już przeszłość i nic się z tym nie zrobi te obsesyjne myśli o tym wieczorze wracają i katują mnie nie pozwalając wrócić do normalnego życia. Boję się moi drodzy, boję się samotności i niewykorzystanych szans. Czuję, że życie przecieka mi między palcami i tracę młodość i szanse jakie mi ona daje. W tej chwili nie mogę się skupić na niczym i coraz bardziej pogłębiam się w czarnych myślach. Pragnę powrócić do leków, czuję, że bez nich zwariuję, pragnę ukojenia i zatamowania bólu. Bo na bycie szczęśliwym naturalnie zaczynam tracić nadzieję. Chociaż iskierka nadzieli zawsze się gdzieś na końcu tli. Mam ku temu swoje powody. Lecz boję, się, że to wydarzenie ją zdmuchnie :( Już zaczynam dostawać migren od tego strachu i lęku :(

 

Napisałem to wszystko w nadziei, że ktoś mi odpowie. Napisze co o tym sądzi. Może ktoś z Was miał takie sytuacje w życiu? Czy kiedyś będzie dobrze i normalnie? Nawet nie wiecie jak długo już zadaje sobie to pytanie...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×