Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cześć. Mam 20 lat i studiuję.


jakub358

Rekomendowane odpowiedzi

one man show, u mnie po prostu nie ma postawionej jasnej diagnozy - ,,nie wiadomo, co mi jest". Psychiatrzy przebierają niczym w delicjach pomiędzy depresją, schizofrenią, a zaburzeniami osobowości, czy nawet zniewoleniem duchowym.

Z tego też powodu dostałem skierowanie do psychiatryka na Oddział Zaburzeń Lękowych. Na rozmowie rekrutacyjnej w komisji zasiadło 11 osób, a ja sam na wprost nich. Działo się to w bardzo przestronnym i jasnym pomieszczeniu; pełnym drewna i dostojnych obrazów. Wtedy przewodniczący rady zapytał: ,,Z czym pan przychodzi?". A ja odpowiedziałem: ,,Czuję smutek". On na to rzekł: ,,Niech pan o tym opowie" - i tak zacząłem opowiadać.

A gdy już skończyłem, to on zwrócił się do zasiadającej reszty: ,,Chyba nikt z rady nie ma wątpliwości, co do przyjęcia pana na oddział". Nikt nie odpowiedział, zaległa cisza i parę osób tylko pokiwało głowami - mięli bardzo smutny wyraz twarzy i unikali mojego wzroku.

 

Tak właśnie dostałem się do szpitala, do którego pójdę dopiero za około 3 tygodnie - to krótki okres oczekiwania, bo ,,potrzebuje pan się leczyć jak najszybciej".

Czuję obecność smutku. Skupia się w nim potężna wola. Skierował się w moją stronę jak wyciągnięty palec, szukając ofiary. Próbuję się przed nim ukryć, ale czuwa bezsennie i świadomie. Wije się w męce, przeszyty jego ostrzem. Jest to czas wielkiej kaźni, nie mający początku ani końca. Rodzaje mąk, które odczuwam: pierwszą męką, jest poczucie grzechu; drugie - ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka - jest ustawiczny smutek, który mnie przenika, ale nie zniszczy mnie; piąta męka - jest ustawiczne towarzystwo samotności; szósta męka - jest straszna rozpacz. Z wszystkich mąk, które doświadczam, najstraszliwszą jest rozpacz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sam się zgłaszałem do szpitala "bez powodu", bo miałem dosyć ogólnie "ludzie na których liczyłem byli zajęci swoim życiem", nie czułem się zadowolony z tego jak żyje człowiek z moimi możliwościami i ogólnie przez to że tak żyłem doprowadziłem się dzisiaj skąd już nie ma odwrotu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sam się zgłaszałem do szpitala "bez powodu", bo miałem dosyć ogólnie "ludzie na których liczyłem byli zajęci swoim życiem", nie czułem się zadowolony z tego jak żyje człowiek z moimi możliwościami i ogólnie przez to że tak żyłem doprowadziłem się dzisiaj skąd już nie ma odwrotu.

 

O tym też pisałem, że ,,stoję na morzu i nie powrócę już na ląd" - bo to tak, jakbyś drążył kopalnię wgłąb ziemi, gdzie można znaleźć wiele brudnych skał, jak i klejnotów, ale gdy dokopiesz się zbyt głęboko, to odkryjesz demony podziemia, których nie pokonasz; stąd nie ma już odwrotu.

Powoli coraz bardziej odkrywa się swoją nędzę, a jej przepaść robi się tak ogromna, że nie ma czym jej wypełnić. Chyba jedynie wodami miłości, bo leki przeciwdepresyjne są tylko jakby małymi światłami pochodni oświetlającymi jaskinie; ale inaczej swoich ,,klejnotów" w ogóle nie da się dostrzec, wśród tych ciemności duszy...

 

A powiedziałeś też, że byłeś w szpitalu. Zgłosiłeś się sam. Jak długo tam byłeś? Czy coś Ci to pomogło? Czy poczułeś się lepiej? Jak wyglądał dzień w takim szpitalu, czy rzeczywiście było w nim, jak pisałeś, tak jak na wakacjach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W przeciągu tych kilka miesięcy, zawsze lubiłem opowiadać tutaj o swoich przygodach, bo wiedziałem, że znajdą się ludzie, którzy mnie chętnie wysłuchają i wesprą. Dalej tak jest.

 

Za 4 dni, 21.06, idę do szpitala psychiatrycznego na Oddział Zaburzeń Lękowych i Afektywnych. Nie liczę na nic specjalnego, ale wiem, że jest to miejsce w którym mogą mi pomóc.

Teraz uczęszczałem na psychoterapię około 1/tydzień. Biorę wenlafaksyne 187,5mg, risperidon 1mg i chlorprotiksen 45mg. Polepszyło się nieco moje codzienne funkcjonowanie, oraz nawiązałem lepsze relacje z moją rodziną.

A jednak...

 

czuję się nieustannie upodlony. Jakbym urodził się w bardzo brzydkim pokoju i miał zjadać gorzki owoc, aż do śmierci. Moją obsesją jest poczucie grzeszności, nieprzeniknionej, lecz wyraźnej. Odczuwam ją nieustannie i zupełnie nie wiem, jak się uwolnić. Z powodu tej grzeszności nieprzerwanie odczuwam wstyd - czuję go na każdej płaszczyźnie mojego życia, a wraz z nim przychodzi smutek.

 

Jednak co by nie było, to naprawdę mam teraz dobre relację z mamą, rodzeństwem i tatą; to mnie ,,trzyma" i daje nadzieję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zamknę się na kurwa wszystkich.

Jestem irytujący, kontakt ze mną jest dla innych męczący.

Wszystko zbytnio analizuje i emocjonalizuje.

Dzisiaj wieczorem, gdy Mikołaj zapytał mnie czy idę oglądać film - ja zapytałem: ,, a czy chciałbyś oglądać ze mną film?". Odpowiedział, że to oczywiste. A ja chciałem, żeby on mi czasem takie oczywistości mówił. Powiedział mi, że jeśli ma być szczery, to większość ludzi takie coś irytuje. Jestem irytujący. Nie mogę oczekiwać tego, czego chce. Gówno nie relacja. Teraz pewnie będzie miał do mnie dystans, a ja chce się na niego zamknąć. Pewnie pomyśli, że jestem gejem. Ja popełniam pełno błędów, on żadnego. Ja tylko się kompromituje, a on jest taki idealny i bezbłędny nawet w swojej błędności. Potem zapytałem go, dlaczego jest dla mnie taki niemiły, bo chciałem żeby był dla mnie bardziej miły. A on odpowiedział, że jest z natury niemiły i nie mogę go zmieniać. Nie mogę od niego wymagać tego, by był dla mnie bardziej miły - a jednak naciskałem i próbowałem udowodnić, że bycie miłym to raczej uprzejmość, niż cecha charakteru. Ale byłem głupi.

Może się usprawiedliwię, że akurat wtedy czułem się bardzo smutny i potrzebowałem jego uwagi. A może nie, bo to będzie jeszcze tylko bardziej irytujące i zemocjonalizuje nasz kontakt. A wtedy on się wycofa. To będzie tak, jakby rozmawiał z ciepłą kluchą - z pomaziają, którą wszystko może zranić i zbyt wrażliwie odbiera najdrobniejsze nawet bodźce.

Coś co jest oczywiste, nie musi zostać wypowiedziane. A jednak ja czasem wymagam takich oczywistości, chciałbym czasem usłyszeć takie oczywistości. Czy jest to myślenie zbyt sfeminizowane? ,,On jest w środku babą" - brzmi jak obelga i tak też zabrzmiało. Jeśli myślę o tym, że jestem irytujący, to tak też będę się czuł. A nie muszę się tak czuć - jednak co jeśli ja tak myślę, bo wiem że to jest prawdą i próbuję tylko bardziej poznać prawdę? O swojej nędzy i mnogości wad i błędów, które popełniam raz za razem. I się kompromituje. Ośmieszam, bo jestem błaznem - dość haniebnym zresztą, bo ranię tylko innych ludzi. Sieję ferment. Zawsze tak było i pewnie będzie, bo król z tronu tak szybko nie schodzi, jeśli wiele lat trwało przygotowanie, aby na niego wzeszedł. A proces jego detronizacji trwa od momentu, kiedy już tam zasiądzie. Identycznie jest z zaburzeniami osobowości. Drażni mnie to, bo czuję się osobą niekompletną i zaburzoną, bezwiednie powtarzającą błędne schematy i rozczarowującą się za każdym razem, gdy do takowego błędu dojdzie.

To już wolę niczym kowal wyrwać garść iskier mego jestestwa z głębi i cisnąć nimi w niebyt - nie być sobą, wyjść z siebie; usunąć skażenie niczym trądzik ze skóry, jednakże jednocześnie raniąc skórę zdrową i pozostawiając blizny. Olać blizny. Mam siebie dość. Może jakbym był mniej sobą, to byłbym szczęśliwszy - lepiej mieć nijaką, rozwodnioną zupę, ale do której można jeszcze coś dodać; niż schrzanioną breję, która nie nadaje się do jedzenia. A więc tak zrobię - rozwodnię moją zupę, powyławiam kilka warzyw, ale dodam Maggi, żeby ładniej pachniała, kusiła; lepsza taka zupa, niż bulgocząca breja, która niczym małżo-pijawka zassie gembę każdego, kto się nad nią pochyli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to jest brodzić w błocie, a jednak nie ubabrać się nim - potrzebuję kaloszy. Jednakże co nimi będzie? Co będzie moją tarczą na pohybel błotu? Leki są jak sandały, modlitwa niczym szpilki, a... terapia? A może zabezpieczenie przeciwbłotne nie wystarczy, może trzeba osuszyć bagno, żeby pozbyć się problemu raz na zawsze. Inaczej to byłoby tak, jakbym siedział w zimnym pokoju, a ktoś przykrył mnie tylko ciepłym kocykiem. A może budowa mostu nad bagienkiem? Terapia?

 

Czuję się jak wojownik, niczym kamienne, omszałe posągi strzegące wód Atlantydy. Stoję więc w miejscu, skamieniały ze smutku. Kruszący się. Jednak z bijącym majestatem, bo wiele przeszedłem - jak posąg, który wiele widział. Jak posąg, w którym drzemie zastygła, potężna moc. Kiedy się otrząsnę, kiedy promienie Słońca przebiją skorupę kamienia, zaschniętego błota? Aby moje serce bić zaczęło i zaczęło toczyć płyny - wodę i krew.

 

W szpitalu dzień wygląda jednostajnie. Jakby nigdy nie nastawał dzień. Zawsze tylko gwiazdy, gwiazdy i księżyc. Dużo śpię, trochę życia społecznego. Obowiązkowego, jak księżyc co noc. Ale znika czasami. To niedobrze.

Leki biorę - wenle 150 i abilify 7,5. W LoL'a gram. Fajki skręcam i palę. Myślę, myślę. Spotykam się z ludźmi, jednak ten kontakt mnie męczy.

Za 3 dni będę miał postawioną diagnozę. Napiszę co i jak. Trzymajcie się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opowiem wam pewną historię, o człowieku, który miał chatę ze słomy, a nieopodal tej chaty rosło przepiękne pole pszenicy. Złociste łana zbóż falowały wprawiane w taniec podmuchami wiatru. Pole, swoje piękno zawdzięczało temu człowiekowi, który starannie je pielęgnował i doglądał. Jednak pewnego razu nadleciały kruki i zaczęły niszczyć pole pszenicy. Człowiek wtedy rzekł: Zniszczyły moje pole, ale chociaż ostał mi się dom. Wtedy kruki przyleciały i zniszczyły również dom ze słomy. Na to człowiek powiedział: Byłem głupcem! To moje nieszczęsne pole przyciągnęło te kruki - gdyby nie to pole, wciąż miałbym dom!. I człowiek pogrążył się w rozpaczy.

 

Moja diagnoza to mieszane zaburzenia osobowości. Byłem w szpitalu 1 miesiąc na diagnozie. Teraz będę 2 miesiące na terapii indywidualnej, do połowy września; a potem będę 3 miesiące na terapii grupowej, do połowy grudnia. Czyli w sumie będę pół roku w szpitalu psychiatrycznym. Jest tu fajnie. Trzymajcie za mnie kciuki :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×