Skocz do zawartości
Nerwica.com

mam pytanie-jak sobie radzicie z nerwicą natręctw?


elfica

Rekomendowane odpowiedzi

Od dzieciństwa borykałem się z nerwicą natręctw. Kiedy miałem około 15 lat przybrała ona bardzo na sile. Przez długi czas wyobrażałem sobie np. że patrząc na kogoś, kto jest chory, "wdycham" jego chorobę. Próbowałem ją więc odrzucić, ale wtedy wyobrażałem sobie (a właściwie mój mózg wyobrażał sobie), że ona przechodzi na kogoś bliskiego, co jeszcze bardziej bolało mnie niż gdyby miała przejść na mnie.

 

Było to wręcz nie do wytrzymania. Pamiętam, że w tamtym okresie zacząłem medytować i pierwsza medytacja "wyzwoliła" mnie z prób "przekazywania" chorób, etc. Była jak taka umowa pomiędzy mną a moim mózgiem. Powiedziałem sobie wtedy: "Dość!". Już więcej ŚWIADOMIE nie wykonywałem czynności natrętnych, a jeśli miałem chwilę słabości to próbowałem uspokoić samego siebie i przestać.

 

Bo to trzeba zrobić. Przestać. Nie chcę powiedzieć, że medytacja jest złotym środkiem. Nie załatwiła od razu problemów myśli natrętnych. One ciągle się pojawiały. W 2010 przeżyłem okres najgorszego załamania, marzyłem o tym, żeby po pójściu spać, już się nie obudzić. Kiedy ten moment minął, wszystko zaczęło zmierzać ku lepszemu. Praktycznie przez cały zeszły rok miałem spokój nawet od myśli natrętnych.

 

Myślę, że kluczem jest zrozumienie tego, że nerwica natręctw zamienia pojęcia takie jak "poddać się" i "walczyć", bo "poddać się" w nerwicy natręctw to wygrać. Dlaczego? Otóż, za każdym razem, gdy pojawiała się u mnie natrętna myśl typu: "Umrzesz, jeśli tam nie spojrzysz", mówiłem sobie: "Ok, ta myśl się pojawiła i nic z nią nie zrobię". Bo nerwica zawsze ciągnie głębiej i głębiej w coraz ciemniejsze otchłanie naszej podświadomości. Im więcej czynności natrętnych wykonasz, tym mniej ci to da, tym gorsze myśli będą się pojawiać.

 

Nie jestem psychologiem. Nawet nigdy nie byłem u psychologa i nie mogę twierdzić, że całkiem poradziłem sobie z nerwicą natręctw, która prowadziła mnie ku depresji i myślom samobójczym (nie próbom). Chcę tylko powiedzieć, że wraz z akceptacją myśli natrętnych, pozwoliłem im przypływać do siebie i nie skupiałem się na nich. Może już im się znudziło i nie przypływają? ;) A może to ja nauczyłem się je tak ignorować, że już ich nie słyszę i żyję normalnie, bez tzw. "schiz", które były pogłębione w dodatku moją nadwrażliwością? Ale chcę żyć i ta wola jest silniejsza niż cokolwiek innego.

 

Nie jestem kompetentny do udzielania rad, ale po tym co sam przeżyłem mogę powiedzieć: jeśli chcesz walczyć z nerwicą, nie czekaj na "jutro", na "za tydzień", nie mów: "Wykonam jeszcze jedną czynność natrętną". Zawsze jest "Teraz". Teraz. Teraz. Teraz. Cokolwiek chcesz zmienić, nie czekaj. Zrób to teraz. Teraz sobie obiecaj, a za każdym razem, gdy upadniesz, to wiedz, że ciągle możesz zacząć od początku, i znowu - tylko teraz, od razu. Pewnie w pierwszym momencie poczujesz ból, bo zaakceptujesz natrętną myśl, która każe ci myśleć tak, a nie inaczej i z tą myślą będziesz musiał/a żyć przez... kilka dni,tydzień, miesiąc? Ale ona zniknie. Kolejne przestaną się pojawiać. A kiedy już dojdziesz do najgorszego, najciemniejszego miejsca swojej podświadomości, zaczniesz wracać tam, gdzie świeci światło.

 

Mam nadzieję, że nie wyszło mi to zbyt patetycznie. Chciałem tylko napisać o swoim doświadczeniu. Każdy z nas jest inny, ale jeśli mogę komuś tym pomóc to będę bardzo szczęśliwy, bo wierzę, że teraz już mogę o tym pisać. Kiedyś, dwa lata temu czytałem to forum i dyskusje bardzo mi pomogły, ale sam bałem się brać w nich udziału (m.in. przez myśli natrętne). Teraz jednak postanowiłem tu na moment zajrzeć, poczytać i opowiedzieć o swojej historii. Może ktoś z tego skorzysta tak, jak ja wcześniej korzystałem z Waszych wpisów, za co również dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dzieciństwa borykałem się z nerwicą natręctw. Kiedy miałem około 15 lat przybrała ona bardzo na sile. Przez długi czas wyobrażałem sobie np. że patrząc na kogoś, kto jest chory, "wdycham" jego chorobę. Próbowałem ją więc odrzucić, ale wtedy wyobrażałem sobie (a właściwie mój mózg wyobrażał sobie), że ona przechodzi na kogoś bliskiego, co jeszcze bardziej bolało mnie niż gdyby miała przejść na mnie.

 

Było to wręcz nie do wytrzymania. Pamiętam, że w tamtym okresie zacząłem medytować i pierwsza medytacja "wyzwoliła" mnie z prób "przekazywania" chorób, etc. Była jak taka umowa pomiędzy mną a moim mózgiem. Powiedziałem sobie wtedy: "Dość!". Już więcej ŚWIADOMIE nie wykonywałem czynności natrętnych, a jeśli miałem chwilę słabości to próbowałem uspokoić samego siebie i przestać.

 

Bo to trzeba zrobić. Przestać. Nie chcę powiedzieć, że medytacja jest złotym środkiem. Nie załatwiła od razu problemów myśli natrętnych. One ciągle się pojawiały. W 2010 przeżyłem okres najgorszego załamania, marzyłem o tym, żeby po pójściu spać, już się nie obudzić. Kiedy ten moment minął, wszystko zaczęło zmierzać ku lepszemu. Praktycznie przez cały zeszły rok miałem spokój nawet od myśli natrętnych.

 

Myślę, że kluczem jest zrozumienie tego, że nerwica natręctw zamienia pojęcia takie jak "poddać się" i "walczyć", bo "poddać się" w nerwicy natręctw to wygrać. Dlaczego? Otóż, za każdym razem, gdy pojawiała się u mnie natrętna myśl typu: "Umrzesz, jeśli tam nie spojrzysz", mówiłem sobie: "Ok, ta myśl się pojawiła i nic z nią nie zrobię". Bo nerwica zawsze ciągnie głębiej i głębiej w coraz ciemniejsze otchłanie naszej podświadomości. Im więcej czynności natrętnych wykonasz, tym mniej ci to da, tym gorsze myśli będą się pojawiać.

 

Nie jestem psychologiem. Nawet nigdy nie byłem u psychologa i nie mogę twierdzić, że całkiem poradziłem sobie z nerwicą natręctw, która prowadziła mnie ku depresji i myślom samobójczym (nie próbom). Chcę tylko powiedzieć, że wraz z akceptacją myśli natrętnych, pozwoliłem im przypływać do siebie i nie skupiałem się na nich. Może już im się znudziło i nie przypływają? ;) A może to ja nauczyłem się je tak ignorować, że już ich nie słyszę i żyję normalnie, bez tzw. "schiz", które były pogłębione w dodatku moją nadwrażliwością? Ale chcę żyć i ta wola jest silniejsza niż cokolwiek innego.

 

Nie jestem kompetentny do udzielania rad, ale po tym co sam przeżyłem mogę powiedzieć: jeśli chcesz walczyć z nerwicą, nie czekaj na "jutro", na "za tydzień", nie mów: "Wykonam jeszcze jedną czynność natrętną". Zawsze jest "Teraz". Teraz. Teraz. Teraz. Cokolwiek chcesz zmienić, nie czekaj. Zrób to teraz. Teraz sobie obiecaj, a za każdym razem, gdy upadniesz, to wiedz, że ciągle możesz zacząć od początku, i znowu - tylko teraz, od razu. Pewnie w pierwszym momencie poczujesz ból, bo zaakceptujesz natrętną myśl, która każe ci myśleć tak, a nie inaczej i z tą myślą będziesz musiał/a żyć przez... kilka dni,tydzień, miesiąc? Ale ona zniknie. Kolejne przestaną się pojawiać. A kiedy już dojdziesz do najgorszego, najciemniejszego miejsca swojej podświadomości, zaczniesz wracać tam, gdzie świeci światło.

 

Mam nadzieję, że nie wyszło mi to zbyt patetycznie. Chciałem tylko napisać o swoim doświadczeniu. Każdy z nas jest inny, ale jeśli mogę komuś tym pomóc to będę bardzo szczęśliwy, bo wierzę, że teraz już mogę o tym pisać. Kiedyś, dwa lata temu czytałem to forum i dyskusje bardzo mi pomogły, ale sam bałem się brać w nich udziału (m.in. przez myśli natrętne). Teraz jednak postanowiłem tu na moment zajrzeć, poczytać i opowiedzieć o swojej historii. Może ktoś z tego skorzysta tak, jak ja wcześniej korzystałem z Waszych wpisów, za co również dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dzieciństwa borykałem się z nerwicą natręctw. Kiedy miałem około 15 lat przybrała ona bardzo na sile. Przez długi czas wyobrażałem sobie np. że patrząc na kogoś, kto jest chory, "wdycham" jego chorobę. Próbowałem ją więc odrzucić, ale wtedy wyobrażałem sobie (a właściwie mój mózg wyobrażał sobie), że ona przechodzi na kogoś bliskiego, co jeszcze bardziej bolało mnie niż gdyby miała przejść na mnie.

 

Było to wręcz nie do wytrzymania. Pamiętam, że w tamtym okresie zacząłem medytować i pierwsza medytacja "wyzwoliła" mnie z prób "przekazywania" chorób, etc. Była jak taka umowa pomiędzy mną a moim mózgiem. Powiedziałem sobie wtedy: "Dość!". Już więcej ŚWIADOMIE nie wykonywałem czynności natrętnych, a jeśli miałem chwilę słabości to próbowałem uspokoić samego siebie i przestać.

 

Bo to trzeba zrobić. Przestać. Nie chcę powiedzieć, że medytacja jest złotym środkiem. Nie załatwiła od razu problemów myśli natrętnych. One ciągle się pojawiały. W 2010 przeżyłem okres najgorszego załamania, marzyłem o tym, żeby po pójściu spać, już się nie obudzić. Kiedy ten moment minął, wszystko zaczęło zmierzać ku lepszemu. Praktycznie przez cały zeszły rok miałem spokój nawet od myśli natrętnych.

 

Myślę, że kluczem jest zrozumienie tego, że nerwica natręctw zamienia pojęcia takie jak "poddać się" i "walczyć", bo "poddać się" w nerwicy natręctw to wygrać. Dlaczego? Otóż, za każdym razem, gdy pojawiała się u mnie natrętna myśl typu: "Umrzesz, jeśli tam nie spojrzysz", mówiłem sobie: "Ok, ta myśl się pojawiła i nic z nią nie zrobię". Bo nerwica zawsze ciągnie głębiej i głębiej w coraz ciemniejsze otchłanie naszej podświadomości. Im więcej czynności natrętnych wykonasz, tym mniej ci to da, tym gorsze myśli będą się pojawiać.

 

Nie jestem psychologiem. Nawet nigdy nie byłem u psychologa i nie mogę twierdzić, że całkiem poradziłem sobie z nerwicą natręctw, która prowadziła mnie ku depresji i myślom samobójczym (nie próbom). Chcę tylko powiedzieć, że wraz z akceptacją myśli natrętnych, pozwoliłem im przypływać do siebie i nie skupiałem się na nich. Może już im się znudziło i nie przypływają? ;) A może to ja nauczyłem się je tak ignorować, że już ich nie słyszę i żyję normalnie, bez tzw. "schiz", które były pogłębione w dodatku moją nadwrażliwością? Ale chcę żyć i ta wola jest silniejsza niż cokolwiek innego.

 

Nie jestem kompetentny do udzielania rad, ale po tym co sam przeżyłem mogę powiedzieć: jeśli chcesz walczyć z nerwicą, nie czekaj na "jutro", na "za tydzień", nie mów: "Wykonam jeszcze jedną czynność natrętną". Zawsze jest "Teraz". Teraz. Teraz. Teraz. Cokolwiek chcesz zmienić, nie czekaj. Zrób to teraz. Teraz sobie obiecaj, a za każdym razem, gdy upadniesz, to wiedz, że ciągle możesz zacząć od początku, i znowu - tylko teraz, od razu. Pewnie w pierwszym momencie poczujesz ból, bo zaakceptujesz natrętną myśl, która każe ci myśleć tak, a nie inaczej i z tą myślą będziesz musiał/a żyć przez... kilka dni,tydzień, miesiąc? Ale ona zniknie. Kolejne przestaną się pojawiać. A kiedy już dojdziesz do najgorszego, najciemniejszego miejsca swojej podświadomości, zaczniesz wracać tam, gdzie świeci światło.

 

Mam nadzieję, że nie wyszło mi to zbyt patetycznie. Chciałem tylko napisać o swoim doświadczeniu. Każdy z nas jest inny, ale jeśli mogę komuś tym pomóc to będę bardzo szczęśliwy, bo wierzę, że teraz już mogę o tym pisać. Kiedyś, dwa lata temu czytałem to forum i dyskusje bardzo mi pomogły, ale sam bałem się brać w nich udziału (m.in. przez myśli natrętne). Teraz jednak postanowiłem tu na moment zajrzeć, poczytać i opowiedzieć o swojej historii. Może ktoś z tego skorzysta tak, jak ja wcześniej korzystałem z Waszych wpisów, za co również dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×