Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica o przebiegu somatycznym


rados90

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mam pytanie czy ktoś miał, albo ma podobny przypadek i co mu pomaga lub pomogło?

Zdiagnozowano u mnie nerwicę o przebiegu somatycznym, tzn. zostałem dokładnie przebadany  m.in rmi i tk głowy, tk jamy brzusznej, różne badania krwi i moczu, prześwietlenia, usg itp. dlatego, że miałem objawy takie jak: zawroty głowy nieukładowe, kołatanie serca, strasznie silne uczucia nudności i wymiotów. Po przeprowadzonych badaniach bardzo licznych  stwierdzono mi nerwicę o przebiegu somatycznym, na razie biorę 15mg elicea + 75 preato dzieniie, wcześniej miałem 2x 75 preato. Ale trochę mi się poprawiło nie powiem, dawno nie miałem silnych zawrotów ale czasami miewam gorsze dni z uczuciem ospałości, lekkimi nudnościami i brakiem chęci na cokolwiek. Wcześniej podejrzewali u mnie jeszcze guza chromochłonnego, migreny przedsionkowe, na zawroty brałem chyba wszystko co możliwe i nic nie pomagało m.in betaresrc, artigo, nootropil, na nudności torecan i zofran ale wszystko bez efektu. Jedynie te psychotropy trochę mnie ustabilizowały bo jest już w miarę 3 miesiące, a wcześniej ok 4 miesiące ciężko mi było funkcjonować. Może ktoś miał podobno nerwice lub coś o takich objawach i co mu pomogło finalnie? Dodam, że dziwna ta nerwice bo ogólnie nie mam żadnych traum, problemów i generalnie jestem spokojnym człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam stwierdzone zaburzenia somatyczne. Też przebadana a mimo to co pojawia się objaw to już googluje co to jest. Ostatnio tak długo utrzymywały mi się kłucia bole w klatce piersiowej że nic tylko jakiś rak. Z dnia na dzień przeszło i pojawiły się problemy z połykaniem. Lecze się od 2 lat . Biorę prwgabaline w dawce 2x225g. Cały czas jest coraz lepiej . Przyzwyczaiłam się że mimo leków od czasu do czasu coś się pojawia chociaż ostatnie miesiące naprawdę były super. Staram się nie nakręcać i tlumacze sobie w głowie że nie umieram. Działa lepiej gorzej ale nie panikuje. Ja też jestem spokojna osoba, a nerwica pojawiła się a raczej osiągnęła stadium gdzie już każdy dzień stal się walka o przeżycie kiedy nie miałam problemów zmartwień..spokojnie sobie zylam 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie identycznie było u mnie z tym, że ja nie wkręcam sobie, że umieram poprostu mam złe samopoczucie, problemy ze skupieniem i strasznie mnie to denerwuje, wcześniej też kiedy osiąneło stadium miałem bardzo silne zawroty głowy i skoki ciśnienia. Z takimi zaburzeniami ciężko funkcjonować i nie sposób się nie martwić wtedy. Czy już pomogło ci to na dobre czy jeszcze miewasz jakieś symptomy? Jak długo jeszcze zamierzasz brać tabletki? Czy chodziłaąs na jakas psychoterapie czy tylko leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie udało się być w reemisji jakieś 2 lata. Ale przebieg jest utrwalony i tendencja do nawrótow pozostanie. Leki pewnie też pozostaną. Jednak niejednokrotnie czytałam w książkach że niektórzy z tego wychodzą. A masz świeżą sprawę to wyjdziesz. Przeczytaj,,pokonalem nerwice"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Dalja napisał(a):

Ale przebieg jest utrwalony i tendencja do nawrótow pozostanie.

A tam takie gadanie. Mi po prawie 18 latach udało się uzyskać remisje, gdzie wcześniej okresy remisji były max 3-4 miesięczne i tu serio już nikt nie dawał szans na trwałą remisję. Tymczasem minął rok i owszem, zakładam, że objawy kiedyś mogą wrócić, jednak nikt nie daje szans na powrót już na taką skalę jak wcześniej. 

Z tym, że to była długa i ciężka przeprawa (8-letnia), z okresami o wiele gorszymi niż przed rozpoczęciem terapii, masą kryzysów, chwil zwątpienia itd. 

Z tym, że no moje objawy były "spektakularne", ale ja nigdy nie szukałam u siebie chorób. Zaakceptowałam od razu, że to ma podłoże psychosomatyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.08.2024 o 00:21, acherontia styx napisał(a):

jednak nikt nie daje szans na powrót już na taką skalę jak wcześniej. 

A to bardzo bardzo ciekawa teza od nich, interesujące na jakich podstawach. Jak dla mnie są rzeczy na świecie których nigdy nie można być pewnym, losowość zdarzeń itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Dalja napisał(a):

A to bardzo bardzo ciekawa teza od nich, interesujące na jakich podstawach. Jak dla mnie są rzeczy na świecie których nigdy nie można być pewnym, losowość zdarzeń itp

Ja miałam bardzo nasilone objawy. Zdarzały się praktycznie codziennie, albo i kilka razy dziennie. Nawet jak udało się zmniejszyć ich częstotliwość (a to udało się dość szybko) to nie wróciły do poprzedniego stanu nawet w momentach największych kryzysów. Ja nie po to wydałam i wydaje nadal 1000zł miesięcznie na terapię od 8 lat, żeby tylko zaleczyć problem, bo jeśli chodziło by tylko o zaleczenie to już lata temu mogłabym zrezygnować z terapii. U mnie temat jest przerobiony w każdą stronę i samo życie brutalnie mnie skonfrontowało z objawami, ich znaczeniem itd. i zmusiło mnie do przewartościowania wielu rzeczy i tu nawet moja terapeutka uważa, że u mnie najlepszym terapeutą okazało się życie i nawet najlepsza terapia świata by tego nie osiągnęła prawdopodobnie. Poważna propozycja zakończenia terapii za kilka miesięcy padła ze strony terapeuty, nie mojej, bo uważa, że zadanie zostało wykonane, ale zanim się pożegnamy, to najpierw czekamy aż całkowicie odstawię leki (aktualnie jestem na jednym tylko i zmniejszam dawkę powoli), żebym poczuła się pewnie też bez leków. 

A co się w przyszłości wydarzy tego nie wie nikt, na zdarzenia losowe nie mam wpływu, ale wpływ mam na to jak reaguje na nie, a moje reakcje na różne rzeczy wtedy, a teraz, to 2 zupełnie różne sposoby reagowania.

Dwa, że cały czas miałam i mam za sobą lekarkę, która nie pakowała we mnie leków jak leci bo wiedziała, że leki tu nie są i nie będą rozwiązaniem. I jest masa leków, które mogłaby mi przepisać, ale tego nie zrobiła, bo nie i tyle - uważała, że finalnie one przyniosą więcej szkody niż pożytku. Od początku mój lekarz wymagał ode mnie psychoterapii, leki miały pełnić funkcję tylko wspomagającą i tak jest. W najgorszych momentach lekarka była też w kontakcie z moją terapeutką i wspólnie ustalały co dalej ze mną zrobić, mimo, że się nie znają bo mieszkają na dwóch różnych końcach Polski.

Kluczem w moim leczeniu było wymaganie ode mnie pracy na terapii, a nie pójście na łatwiznę samymi lekami. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

Ja miałam bardzo nasilone objawy. Zdarzały się praktycznie codziennie, albo i kilka razy dziennie. Nawet jak udało się zmniejszyć ich częstotliwość (a to udało się dość szybko) to nie wróciły do poprzedniego stanu nawet w momentach największych kryzysów. Ja nie po to wydałam i wydaje nadal 1000zł miesięcznie na terapię od 8 lat, żeby tylko zaleczyć problem, bo jeśli chodziło by tylko o zaleczenie to już lata temu mogłabym zrezygnować z terapii. U mnie temat jest przerobiony w każdą stronę i samo życie brutalnie mnie skonfrontowało z objawami, ich znaczeniem itd. i zmusiło mnie do przewartościowania wielu rzeczy i tu nawet moja terapeutka uważa, że u mnie najlepszym terapeutą okazało się życie i nawet najlepsza terapia świata by tego nie osiągnęła prawdopodobnie. Poważna propozycja zakończenia terapii za kilka miesięcy padła ze strony terapeuty, nie mojej, bo uważa, że zadanie zostało wykonane, ale zanim się pożegnamy, to najpierw czekamy aż całkowicie odstawię leki (aktualnie jestem na jednym tylko i zmniejszam dawkę powoli), żebym poczuła się pewnie też bez leków. 

A co się w przyszłości wydarzy tego nie wie nikt, na zdarzenia losowe nie mam wpływu, ale wpływ mam na to jak reaguje na nie, a moje reakcje na różne rzeczy wtedy, a teraz, to 2 zupełnie różne sposoby reagowania.

Dwa, że cały czas miałam i mam za sobą lekarkę, która nie pakowała we mnie leków jak leci bo wiedziała, że leki tu nie są i nie będą rozwiązaniem. I jest masa leków, które mogłaby mi przepisać, ale tego nie zrobiła, bo nie i tyle - uważała, że finalnie one przyniosą więcej szkody niż pożytku. Od początku mój lekarz wymagał ode mnie psychoterapii, leki miały pełnić funkcję tylko wspomagającą i tak jest. W najgorszych momentach lekarka była też w kontakcie z moją terapeutką i wspólnie ustalały co dalej ze mną zrobić, mimo, że się nie znają bo mieszkają na dwóch różnych końcach Polski.

Kluczem w moim leczeniu było wymaganie ode mnie pracy na terapii, a nie pójście na łatwiznę samymi lekami. 

Kluczem w twoim leczeniu jest chociażby fakt że Cię na nie stać. Jak gdzieś jest takie leczenie na fundusz to może inni mieliby szansę. Ja również mam tak nasilone objawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Dalja napisał(a):
22 godziny temu, acherontia styx napisał(a):

 

Kluczem w twoim leczeniu jest chociażby fakt że Cię na nie stać.

Nie zarabiam kokosów i utrzymuję się sama. Mogłabym płacić o wiele mniej idąc do innego terapeuty, ale w tej kwestii ja chciałam albo tę osobę, albo nikogo innego - płacenie tyle, to mój wybór. Czy zawsze bez problemu mogłam tyle zapłacić? Nie, nie raz z wielu rzeczy musiałam zrezygnować, brać dodatkowe dyżury w czasach jak jeszcze pracowałam w szpitalu, żeby zarobić na terapię. Nikt mi nic za darmo nie dał. Kwestia priorytetów i organizacji. Są terapie na NFZ i tak wiem, że trzeba poczekać w wielu miejscach, ale czas mija, a jak się człowiek nie zapisze, tylko czeka aż mu terapia spadnie z nieba to się nigdy nie doczeka. Ja mimo, że na terapię chodzę prywatnie, też musiałam poczekać pół roku, bo terapeutka nie miała miejsc. Pieniądze, owszem, ułatwiają, ale nie rozwiązują problemu.

Kosztów lekarza nawet nie liczę, bo odłożenie 300zł na wizytę co 3-4 miesiące nie nadszarpuje budżetu i jest realne nawet zarabiając najniższą krajową. A nie będę przepraszać za to, że mam lekarza, który jeśli chce mnie widzieć 2x w ciągu miesiąca, to za drugą wizytę nie płacę, albo udostępnia do siebie kontakt także poza wizytami, że drobne rzeczy w leczeniu korygujemy bez wizyty, tylko przez sms, bo takie zasady są dla każdego pacjenta u mojego lekarza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@acherontia styxA jeśli ktoś ma objawy uniemożliwiające/utrudniające pracę, np. atakujące wzrok, słuch, mięśnie, kończyny. Odpowiedź może brzmiec - utrzymuj się z pracy w której to nie przeszkodzi. Zdobycie takiej pracy nie jest proste, tym bardziej że jak każdy przechodzisz proces rekrutacji, do tego mając inne zaburzenia wydaje mi się że coś widać po mnie 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Dalja napisał(a):

A jeśli ktoś ma objawy uniemożliwiające/utrudniające pracę, np. atakujące wzrok, słuch, mięśnie, kończyny. Odpowiedź może brzmiec - utrzymuj się z pracy w której to nie przeszkodzi.

Serio? Traciłam przytomność nawet po 5 razy dziennie. Uważasz, że nie miałam z tego tytułu problemów w pracy? Że nigdy nie dostałam przez to wypowiedzenia? Dostałam. Nie raz i nie dwa. Tak, w czasie trwania terapii również. 

Ja doskonale wiem jakie problemy się pojawiają w związku z takimi zaburzeniami, bo to wszystko przeszłam. 

A zapewne doskonale wiesz, że o rentę w takim przypadku nie ma co się starać, bo jej się nie dostanie. Ja ledwo dostałam świadczenie rehabilitacyjne z ZUSu na 3 miesiące jak skończył mi się okres zasiłkowy, na którym i tak byłam kontrolowana przez ZUS mimo trwającej wtedy pandemii.

Mogłam siedzieć i nic nie robić, tak pewnie było prościej, ale mimo to próbowałam raz, drugi, dziesiąty, ale wiedziałam, że albo coś zmienię terapią, albo będzie tak do końca życia, a to było ostatnie czego bym chciała.

I wiem tylko ja ile poświęciłam, żeby utrzymać ciągłość terapii przez te lata. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że teraz mam większą wolność finansową, bo mam od ponad 2 lat stabilną pracę, plus możliwość dorobienia sobie jak mi się chce w innym miejscu nie znaczy, że zawsze tak było.

Ale jak ja to zawsze mówię: kto chce znajdzie sposób, kto nie chce znajdzie powód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja musiałam wypowiedzieć sama, nie chce mi się opowiadać. Tak czy siak, tak mówię "serio" 

14 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

To, że teraz mam większą wolność finansową, bo mam od ponad 2 lat stabilną pracę, plus możliwość dorobienia sobie jak mi się chce w innym miejscu nie znaczy, że zawsze tak było.

Ale jak ja to zawsze mówię: kto chce znajdzie sposób, kto nie chce znajdzie powód.

A powiesz który podtyp dysocjacyjnych miałaś? Lub jakie to były objawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Dalja napisał(a):

A powiesz który podtyp dysocjacyjnych miałaś? Lub jakie to były objawy

Drgawki dysocjacyjne miałam wpisywane, bo od tego się u mnie zaczęło, ale na ostatnim wypisie z kliniki mam już wpisane po prostu mieszane zaburzenia konwersyjne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja nie wiem ja po prostu miałem zawroty głowy (uczucie bycia pijanym) czasami trwające całe dnie. Skoki ciśnienia, uczucie chwiejności, silne nudności. Nie wiem jak to zakwalifikować? Pojawiały się w losowym momencie. Nie czułem się znerwicowany, ani zestresowany

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×