Skocz do zawartości
Nerwica.com

Słowem wstępu...


kicinho

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim!

 

Nazywam się Artur, mam 30 lat i moja historia ma się tak, że w sumie kiedy już w większości poradziłem sobie(albo przynajmniej tak mi się wydaje) z krótko mówiąc: Nerwicą, postanowiłem zarejestrować się na forum, na które tak naprawdę wchodzę od dobrych dwóch lat. Miałem(a może wciąż mam?) nerwicę hipochondryczną. Po kuracji Asertinem(około rok regularnego zażywania 100mg/dobę) i Egzystą(na sen) objawy i ataki właściwie ustały. Niestety, kiedy już mam pewność, że to koniec tego horroru, który przechodzę wtem zdarzają się epizodyczne ataki. Nie jestem jakoś niezwykle zaskoczony faktem, że mam "nawroty", aczkolwiek jeden aspekt nie daje mi spokoju. Mianowicie proces ataku wygląda następująco: czuję umiarkowany ból w lewym przedramieniu, później jak gdyby impuls przechodzi przez korpus i zmierza do głowy i tam ustaje. Po chwili oczywiście moment odrealnienia i strachu(czy to zawał? SM? a może jeszcze inne dziadostwo, którego nie potrafię wymienić z imienia?), zimne poty, jakby stan zasłabnięcia. W większości przypadków po tych dwóch etapach ataku, nadchodzi trzeci: Potrzeba oddania stolca i/lub mdłości. Po tym wszystkim czuję się mega zmęczony i zaczyna się proces "myślenia" i szukania odpowiedzi w internecie: co mi do cholery jest?! Oczywiście odpowiedzi brak. Nie liczę, że tutaj znajdę odpowiedzi na wszystkie aspekty, które mnie męczą. Natomiast mam potrzebę wygadania się. Podczas leczenia nerwicy, często wspomagałem się tym forum. Nie wiem jak to zabrzmi, ale czytanie wyznań ludzi, którzy często 1 do 1, przechodzili podobne ataki co ja, uspokajało mnie. Pozwalało zwalczyć te "cholerę".

 

Przez ten ciężki okres zdążyłem zrobić masę badań. Oczywiście wiele z nich z wynikiem przysłowiowego zdrowego konia. Morfologia idealnie, prześwietlenie klatki piersiowej: wzór, holter 24h: idealnie, obszerne badanie neurologiczne: brak zastrzeżeń, wszystkie reakcje w normie, badanie dna oka: nic nie wykazało. Kilkukrotnie robione EKG, pomiary ciśnienia, liczenie pulsu: wszystko w normie.

 

Aczkolwiek nie wszytko jest kolorowe:

- Helicobacter i zapalnie dwunastnicy(po gastroskopii, wyleczone)

- Przewlekłe zapalenie zatok(rtg zatok wykazało przyścienne zmiany, nieleczone)

- USG brzucha wykazało jakiegoś polipa na ściance woreczka żółciowego(lekarz stwierdził, że to nic takiego i nie trzeba tego operować czy leczyć, zalecił kontrol raz na rok)

 

Jest też dużo aspektów generujących stres w moim życiu. Mimo tego, że jestem chory potrafię cieszyć się życiem i tym co mam(wtedy kiedy nie mam ataków), ale często te rzeczy generują we mnie złość. Jestem ojcem dwójki mega żwawych i aktywnych dzieci. Kocham je nad swoje życie, ale prawda jest taka, że chyba jednak nie do końca sobie radzę z rolą ojca. Tak na prawdę jeśli miałbym wskazać punkt, w którym doszło u mnie do załamania to będzie to okres kilku miesięcy po urodzeniu pierwszego dziecka. Później to już równia pochyła. Nie obwiniam ich, bardziej siebie, że jestem taki nieporadny, ale nie zmienia to faktu, że generuje to zły stres w moim życiu. Mieszkamy razem w nowym, małym domku, mamy ogród, nie żyje nam się źle, można by rzec sielanka. No ale nie do końca. Mieszkamy wspólnie z moją partnerką, oczywiście mamą naszych dzieci... No ale też nie zawsze ułatwia mi zadanie walczenia z dolegliwościami, chociaż widzę, że się stara, próbuje, schodzi mi z drogi gdy mam gorszy dzień, albo wręcz przeciwnie stara się rozmawiać(chociaż to rzadziej)...

Jest ciężko, ale idziemy dalej, przed siebie! Cieszę się, że jest i tak o wiele lepiej! Jeszcze rok temu był ciągły lęk, strach, objawy. Teraz epizodyczne nawroty. Mam nadzieję, że pobudzę tutaj jakąś ciekawą dyskusję pod moją historią. Podzielicie się ze mną swoimi spostrzeżeniami, podpowiecie co mógłbym zrobić lepiej, czego może nie powinienem robić. 

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, kicinho napisał:

Mieszkamy wspólnie z moją partnerką, oczywiście mamą naszych dzieci... No ale też nie zawsze ułatwia mi zadanie walczenia z dolegliwościami, chociaż widzę, że się stara, próbuje, schodzi mi z drogi gdy mam gorszy dzień, albo wręcz przeciwnie stara się rozmawiać(chociaż to rzadziej)...

Tak z czystej ciekawości, jakiego wsparcia oczekiwałbyś od swojej partnerki? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Arturze, historia mojej choroby zaczyna się już dawno, myśle że w latach młodzieńczych natomiast pierwsz epizod ,,umierania miałam'' prawie 12 lat temu.Też jestem 30- latką która wciąż może dziecinnie wierzy w uleczenie tej cholernej choroby.Ataki paniki są straszne, ktoś kto je miewał lub miewa wie coś o tym.U mnie lęki przeplatały się z natrętnymi myślami które powodowały następne i tak koło się zamykło.Na chwile obecną lęki miewam rzadko, niestety uporczywe lękowe myśli wracają.Robie co mogę sport, refleksoterapia ( mnie pomogła bardzo), trening autogenny, terapia, witaminy i to wszystko aby móc żyć normalnie i cieszyć się tym co mam.Też szukam kontaktu z ludzmi, którzy tak jak ja cierpią na tą dziwną chorobę.Powiem Ci, że czasami przed snem ( tak się zaczynały zabiegi u refleksoterapeutki) smaruje pod nosem i wącham ulubiony zapach masła shea, puszczam muzykę relaksacyjną i tak odpoczywał.Często w chwoli lęku łape za ten sam balsam i znowu wącham bo wiem, że wywołuje miłe reakcje.W sypialni spię przy lampie solnej i trochę tak domowymi sposobami pracuję nad poczuciem bezpieczeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Naatt napisał:

Tak z czystej ciekawości, jakiego wsparcia oczekiwałbyś od swojej partnerki? 

Chciałbym właśnie, żeby potrafiła usiąść ze mną i porozmawiać, ale tak obszernie. Bo z reguły ograniczała się do słów "będzie dobrze", "wszystko będzie ok" albo co gorsza "weź się w garść". A to działało ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. Chciałbym żeby poznała te choróbsko i próbowała je zrozumieć...

11 godzin temu, Lila20201 napisał:

Hej Arturze, historia mojej choroby zaczyna się już dawno, myśle że w latach młodzieńczych natomiast pierwsz epizod ,,umierania miałam'' prawie 12 lat temu.Też jestem 30- latką która wciąż może dziecinnie wierzy w uleczenie tej cholernej choroby.Ataki paniki są straszne, ktoś kto je miewał lub miewa wie coś o tym.U mnie lęki przeplatały się z natrętnymi myślami które powodowały następne i tak koło się zamykło.Na chwile obecną lęki miewam rzadko, niestety uporczywe lękowe myśli wracają.Robie co mogę sport, refleksoterapia ( mnie pomogła bardzo), trening autogenny, terapia, witaminy i to wszystko aby móc żyć normalnie i cieszyć się tym co mam.Też szukam kontaktu z ludzmi, którzy tak jak ja cierpią na tą dziwną chorobę.Powiem Ci, że czasami przed snem ( tak się zaczynały zabiegi u refleksoterapeutki) smaruje pod nosem i wącham ulubiony zapach masła shea, puszczam muzykę relaksacyjną i tak odpoczywał.Często w chwoli lęku łape za ten sam balsam i znowu wącham bo wiem, że wywołuje miłe reakcje.W sypialni spię przy lampie solnej i trochę tak domowymi sposobami pracuję nad poczuciem bezpieczeństwa.

Fajnie, że masz "narzędzia" do walki z nią! Trzymaj się tego póki pomaga Ci łagodzić przechodzenie przez te katorgi. Miałem takie noce, że każda faza przechodzenia w twardy sen była dla mnie zawałem serca i powodowała powrotne wybudzanie. I tak w kółko nawet kilkadziesiąt razy w jeden wieczór. Trening autogenny Schultza: korzystałem bardzo mi pomógł. Oprócz tego "kaleczenie" z mojej strony prób medytacji, ale i tak odprężało. Ale muszę jeszcze to podkreślić: wiele zawdzięczam lekom przepisanym przez Panią doktor: Asertin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, kicinho napisał:

Chciałbym właśnie, żeby potrafiła usiąść ze mną i porozmawiać, ale tak obszernie. Bo z reguły ograniczała się do słów "będzie dobrze", "wszystko będzie ok" albo co gorsza "weź się w garść". A to działało ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. Chciałbym żeby poznała te choróbsko i próbowała je zrozumieć...

A próbowałeś z nią o tym porozmawiać? Dla niej to też pewnie ciężka sytuacja i po prostu za bardzo nie wie jak się zachować. Wydaje mi się, że nie ma pojęcia, że słowa jakie mówi mogą Cię ranić. Wszak, nikt nas nigdy nie uczy się jak w  takich chwilach powinniśmy się zachować.
Może to jest jedyny sposób jaki zna na rozmowę, nie wie co powiedzieć, wiec mówi to co myśli, że powinna powiedzieć. Tak nas torpedują informacjami, że "damy radę", "wszystko jest w zasięgu naszych rąk" itd., że po prostu nie wi wiemy co innego moglibyśmy w takie sytuacji powiedzieć.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Naatt Rozmawialiśmy już na ten temat. Doszło do tego, że właśnie schodzi mi z drogi i stara się dać mi więcej miejsca. Uważam że jest to lepsze rozwiązanie niż ciągłe uświadamianie mnie, że dam radę...

 

Niestety świat tak szybko zapiernicza, że powoli też wspólny czas zaczyna być czymś extra w naszym życiu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, kicinho napisał:

Chciałbym właśnie, żeby potrafiła usiąść ze mną i porozmawiać, ale tak obszernie. Bo z reguły ograniczała się do słów "będzie dobrze", "wszystko będzie ok" albo co gorsza "weź się w garść". A to działało ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. Chciałbym żeby poznała te choróbsko i próbowała je zrozumieć...

Fajnie, że masz "narzędzia" do walki z nią! Trzymaj się tego póki pomaga Ci łagodzić przechodzenie przez te katorgi. Miałem takie noce, że każda faza przechodzenia w twardy sen była dla mnie zawałem serca i powodowała powrotne wybudzanie. I tak w kółko nawet kilkadziesiąt razy w jeden wieczór. Trening autogenny Schultza: korzystałem bardzo mi pomógł. Oprócz tego "kaleczenie" z mojej strony prób medytacji, ale i tak odprężało. Ale muszę jeszcze to podkreślić: wiele zawdzięczam lekom przepisanym przez Panią doktor: Asertin.

Ja też biorę SSRI.Ale chciałam Ci powiedzieć, że w bardzo trudnym momencie pomogła mi refleksoterapia i masaż dzwiękiem. Podczas masażu relaksowałam się, podobno dzwięk mis tybetańskich pobudza mózg i powstają w nim nowe połączenia - są fajne artykuły i prace badawcze na ten temat i nie chodzi o czary mary tylko ich własciwosci fizyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×