Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem Gniewu


jakub358

Rekomendowane odpowiedzi

Niewspółmiernie wzrósł mój poziom gniewu. Kontroluję go, na zasadzie nie okazywania na zewnątrz w jawny sposób; lub nawet naginania siebie, żeby być sympatycznym dla drugiej osoby. Pytam mojej menadżerki w pracy, jak tam się spało? Czy 8 godzinek? Czy zjadłaś coś smacznego? O, nie zjadłaś, a to na diecie jesteś? Ah tak, tak, rozumiem, nie miałaś czasu.

I zwykle zdąży powiedzieć coś, co mnie strasznie zdenerwuje. Prawie zawsze. W stylu: ,,a podłogę już wytarłeś od oleju? Dzisiaj spóźniłeś się do pracy Jakub, 10 minut... Ja tak ciężko pracuje, haruje jak wół że nie miałam nawet czasu zjeść dobrze". I w tym momencie ja dostaje skurczu całego ciała, grzecznie przeczekuje i mam ochotę pierdolnąć w cokolwiek i kląć pod nosem. To dlatego, że jedyną osobą która pracuje najciężej, jestem ja - chodzi po prostu o to, że robię wszystkie najbrudniejsze rzeczy i nie mam przerw w pracy, a wykonuje ją zawsze bardzo starannie i efektywnie. Ona natomiast często się leni. Czuję się wykorzystywany. Zupełnie nie mówi mi o tym, co zrobiłem dobrze - z całego ogromu mojej każdodniowej pracy wyławia tylko rzeczy, które może skontrolować, dopytać, albo, aż ją dreszczyk przechodzi, o coś wreszcie się przyssać do pana idealnego. Mam dość lekceważenia, jednak chciałbym dalej być w tej pracy; a niestety po próbach konstruktywnych rozmów i wyjaśniania problemów, nic nie udało się wskórać i było gorzej. Mówienie o swoich emocjach też nie pomogło. 

Drażni mnie kontrola. Niestety jestem zmuszony mieszkać z moją ciotką przez pewien okres czasu, która potwornie mnie kontroluje. Robi mi pranie, czego nie chce - grzebie w moich rzeczach i szuka. Węszy. Jak znajdzie jakąś tabletkę (rutinoscorbin czy jakąś na gardło), od razu pyta bardzo szybkim głosem ,,co to jest?". Chce zawsze wiedzieć, o której zaczynam pracę, o której kończę, o której wrócę do domu i o której wracam rzeczywiście. Na którą masz do pracy? Musi skontrolować, o której już nie będzie mnie w domu i czy na pewno wyjdę tak, żeby się nie spóźnić. W nocy ma zawsze otwarte drzwi, a jak wracam późno to wstaje ,,na siku" i sprawdza w jakim jestem stanie - nie ma w tym żadnej troski, ona chce tylko informacji. Nie wiem po co jej to. Nie interesuje ją to, jak się czuję, co przeżywam, czy co powiedział lekarz na wizycie, albo jak radzę sobie z chorobą, czy jak atmosfera w pracy, lub jak moje relacje z bratem. Nie - to jej niepotrzebne. Ją interesuje, czy przypadkiem nie wydaje pieniędzy ,,z puszki" na alkohol; a jak przyniosę alkohol, to skąd go mam, za ile kupiłem. Interesuje ją moja dokładna rozpiska godzin pracy, oraz to co robię, kiedy nie pracuje, a nie ma mnie w domu? Bo jak nie jest się w domu, ani nie jest się pracy, a jeszcze do tego wraca się ,,późno w nocy" - to na pewno uprawiam seks! Gdzieżby inaczej? Ostatnio czułem się, jakbym musiał przełykać wielką gulę ohydnego czegoś, co musiałem połknąć i byłem do tego zmuszony, bo na noc wpadłem na imprezę do znajomych po pracy. Nie wysłałem jej SMS'a że nie wrócę - no bo niby czemu miałbym wysyłać, dla mnie to normalne, że wrócę o której chcę i zatroszczę się o siebie. Gorzko pożałowałem, gdy rano zobaczyłem kilkanaście nieodebranych połączeń, a gdy oddzwoniłem to usłyszałem: ,,gdzie jesteś? co robiłeś? nie interesuje mnie z kim sypiasz, z kim seks uprawiasz,  ale powiedz że nie wracasz na noc, bo chce wiedzieć co się z Tobą dzieje; już na policję chciałam dzwonić". A ja się wstydziłem za nią, jak można być takim odpychającym. Niestety jestem zmuszony do tej relacji i próbuję sobie radzić jak mogę, lecz wygląda to tak, że to o czym teraz piszę, to cena jaką płacę za to, że ona mi kiedyś pomogła. W taki sposób jestem od niej zależny i niestety jeszcze to potrwa  z dobry miesiąc. 

Do tego dokłada się mój obraz siebie. Jestem czasami niezadowolony sobą - nie podoba mi się to, że mam w sobie tyle gniewu, gdzie przecież zwykle emanowałem miłością. Teraz mam złość. Zbyt dużo jej się nazbierało. Z tych ludzi, którzy przekraczają moje granice - przelewa się ten gniew też na innych ludzi, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Obrywa się im, lecz najbardziej to obrywa się mi. Skoro jest tego gniewu tak dużo, to gdzieś trzeba go władować - więc katuje siebie. Jestem niezadowolony z swojego wyglądu fizycznego, że jestem zbyt szczupły; zmyślam sobie różne choroby, że jestem jakoś chory, że mam raka nosogardła, że może mam HIV, że jestem niedożywiony, że może mam pasożyty itd. Przestałem się sobie podobać, też psychicznie - że stałem się zbyt szorstki, że wulgarny, że zbyt rozjuszony; mam mniej cierpliwości do ludzi i zdarza mi się, że mówię do ludzi rzeczy, na które nie są oni gotowi i to ich rani. Zbyt bezpośredni i jak podróżny który rozbił się na egzotycznej wyspie i stara się sobie radzić jak może w tych dzikich warunkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój stan wynika z silnego stresu jaki przeżywam. Tak bardzo potrzebuję spokoju, tak bardzo pragnę odpoczynku i wytchnienia. Jestem zmęczony, tak bardzo zmęczony, śmiertelnie zmęczony. Chciałbym jedynie odpocząć. Tak bardzo chciałbym odpocząć. 
Pracuję do późna i późno chodzę spać. Nie robię dla siebie praktycznie nic i jestem bardzo niezadowolony z własnego ciała. Czuję się taki brzydki. Moje ciało wydaje mi się tak obłe, tak niekształtne gdy patrzę na siebie nago w lustrze, którego tafla odbija ten mój marny obraz siebie. 
Nie wiem, jak powinienem się zachowywać, nie wiem jak chodzić. Aby ukryć prawdziwego siebie, za którego tak bardzo mi wstyd, staram się coś grać i sprawiać wrażenie. Za wszelką cenę staram się ukryć swoją nędzę, ze strachu aby chociaż ta nędza nie została odrzucona; aby chociaż te marne resztki i szczątki które mam, a które zalegają w mętach dna sarkofagu mego ciała, nie zostały zmiażdżone.
Z nienawiści do mnie ludzie byliby w stanie połamać moje kości. A ja tak bardzo się staram być łagodnym i wspaniałomyślnym. Zanoszę na swoich nogach, moje zmęczone ciało codziennie do pracy i pracuję wytrwale moimi biednymi, spracowanymi rękami; pociętymi od ostrych i ciężkich rzeczy w pracy. Spotykam się tam z taką niewdzięcznością i z trudem walczę o każdy oddech.
Wiele mnie to kosztuje i z tego względu jutro składam wypowiedzenie z pracy. Dzisiaj poinformowałem o tym jedną z podrzędnych menedżerek i doradziła mi ona, abym napisał wszystko na piśmie i jutro zaniósł to szefowej. A więc to stanie się jutro, a okres wypowiedzenia wynosi tydzień. Przez ten tydzień, ona będzie chciała mnie wykorzystać w swoim gniewie ile można. Będę miał jej ciągłą kontrolę, pospieszanie i sprzątanie wszystkich miejsc jakie się da - rynienek kanalizacyjnych, sufitów, pokojów magazynowych, pieców i wszystkich najobrzydliwszych miejsc, otłuszczonych i pełnych śmierdzącego szlamu. A to wszystko w jej nieustannej kontroli, wskazywaniu palcem, sprawdzeniu czy nie został chociażby pyłek brudu i pospieszania; pracy na kolanach, rozciągniętym i w innych dziwnych pozycjach, w pocie i brudzie, i pośpiechu. Bardzo boję się tego okresu wypowiedzenia i boję się odchodzić. Wiem, że nie będą chcieli wypłacić mi wszystkich pieniędzy - że będą umniejszali moją ilość przepracowanych godzin, że wytkną wszystkie moje niedoskonałości w pracy, że będzie potwornie niemiło; z pytaniami dlaczego, z jakich powodów, na które gdy odpowiem, to wszystko zostanie obrócone przeciwko mnie, że wszystko to wynika z mojej winy. Największa jeszcze walka będzie o moje dni urlopowe na które zapracowałem, a których nigdy nie wykorzystałem - jest ich dużo i to bardzo dużo pieniędzy; nie obejdzie się bez powoływania na prawo, przedstawiania petycji i grożenia sądem. Na samą myśl skręca mi się żołądek.
Jakby tego było mało, moja ciocia u której mieszkam z bratem, dokonała aborcji i obciążyła mnie tą informacją. W mieszkaniu walają się tabletki poronne obok rutinoscorbinu. Na początku w ogóle nie dopuściłem do siebie tej informacji, wyparłem ją. Potem przyszła groza. Lecz najgorsze jest jej nieustanne kontrolowanie, kiedy wychodzę z domu, kiedy wracam, ile pracuję, co się ze mną dzieje, kiedy chodzę spać. Musi wszystko widzieć i wszystko słyszeć, wszystko wiedzieć. Musi spać z otwartymi drzwiami i absolutnie nie może mieć zatyczek w uszach, bo mówi, że gdy zamknie drzwi, lub gdy włoży zatyczki do uszu - to wpada w panikę. Panika, nie wie co się dzieje, traci kontrolę. Wszystko trzeba robić na palcach, jak najciszej i jak najtajniej, ponieważ od najmniejszego hałasu budzi się, wierci na łóżku i już nie może zasnąć więcej. 
Mieszkam u tej cioci z bratem, z którym dzisiaj się pokłóciłem i to zapewne był ostateczny cios, który wtłoczył mnie w stan obecny. Chciałem zagrać pierwszy raz w życiu na konsoli, żeby się odciąć myślami. Niezbyt sobie radziłem z guzikami i mechaniką, i przyszedł wtedy brat. Zaczął mówić, że jestem idiotą skoro nie potrafię tego ogarnąć. Powiedziałem mu, że dopiero zaczynam. On na to, że on też zaczynał i szybko się nauczył. Odparłem mu, żeby się zamknął i dał mi spokój. On natomiast odrzekł, że nie wie o co mi chodzi, on tylko stwierdza fakty i że muszę być debilem żeby tak wolno się uczyć. W trakcie wypowiadania tego ostatniego, powtarzałem mu ,,zamknij się” i ,,wynocha”; lecz on się delektował w głosie. Puściły mi nerwy i odepchnąłem mu lekko głowę z gniewem. Brat krzyknął na to, że co ja robię, dlaczego go biję, jakim prawem go dotykam i że może on mnie zaraz uderzy. I uderzył mnie. Potem dalej mówił coś obraźliwego, aż w końcu wyszedł wreszcie z pokoju. Powtarzałem mu w krzyku, żeby się stąd wynosił. Wyniósł się dopiero po chwili, bo chciał przez to pokazać, że on jest silnym samcem alfa i nikogo nie słucha, i że robi to co chce; że napewno nie ma takiej możliwości, aby ktoś mu w jakiś sposób coś rozkazał lub próbował zranić bez odpowiedzi. 
Nie byłem w stanie dalej grać, więc również opuściłem ten pokój i zszedłem na dół i przez godzinę rysowałem szlaczki na kartce. Brat natomiast zachowywał się jakby nic się nie stało i śmiał się i żartował razem z ciocią. Byłem kompletnie zignorowany. Nie byłem w stanie tego znieść i wyszedłem na długi spacer, a wróciłem nocą, gdy już spali.
Myślałem o sobie, że jestem takim zwierzęciem, że nawet nie potrafię zapanować nad sobą, że uciekam się do fizyczności; że tak wolno się uczę i mam upośledzenie umysłowe, o czym nieraz też dowiadywałem się w pracy. Czułem się tak podle i żałośnie; agresywny i zaburzony, przewrażliwiony. W pracy menadźerka nieraz mi powtarzała, że biorę wszystko za bardzo do siebie, żebym zrezygnował ze swoich studiów bo sobie na nich nie poradzę, bo ich nie udźwignę; żebym nabrał dystansu i spróbował oddzielić pracę i nie brać rzeczy personalnie, że to mój problem. Nie wiem jaki już mam być, lecz niezmiennie ludzie powtarzają mi, że to są moje problemy - że ja mam problem ze sobą, bo jestem przewrażliwiony i nie mam dystansu i biorę za bardzo do siebie i że wymyślam i że lepiej abym wrócił do antydepresnatów i żebym się od nich odczepił. To ze mną jest problem. Niestety jestem już wypaczony na wskroś i nie potrafię nawet tego zmienić i nie wiem jaki mam być, jaki powinienem być i jaki nawet chciałbym być, żeby wreszcie przestać być tak obrażanym, tak zgniatanym i tak miażdżonym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj był mój ostatni dzień w pracy. Jestem wzruszony z zadowolenia. Skończyłem tą okropną pracę, która tak długo ograbiała mnie z tego, co najcenniejszą walutą - ograbiała mnie z czasu. 
Była to długa podróż, która wiele mnie kosztowała, a wracam z niej z łupem w postaci pieniędzy na życie. Jest mi tak przykro, że przez ten okres nie miałem dla siebie czasu; że ignorowałem swoje potrzeby, skupiając całą swoją wolę na pracy. Tak dużo w nią wkładałem, tak bardzo się poświęciłem, a otrzymałem za to ochłap w postaci najniższej krajowej.
Jeśli moje życie ma wyglądać w taki sposób, że w dni robocze oddaje się pracy i wedle pracy jest podyktowany cały mój czas, a potem nastają dwa dni wolnego, które nie dają wytchnienia, a służą tylko jako krótki odpoczynek, abym mógł zebrać siły na kolejne pięć dni pracy - jeśli tak ma wyglądać moja przyszłość, to jestem przerażony. Nie chcę takiej przyszłości, nie chcę, nie chcę!
Mam urazę, że w taki sposób mnie traktowano - dojono ze mnie jak z mlecznej krowy, a dawano możliwie jak najmniej, nie otrzymałem nic godziwego w zamian, poza pieniędzmi które starczą tylko na przeżycie, tylko aby przetrwać.
Drżę ze szczęścia, że nastał koniec i przyszło pożegnanie; oraz z goryczy, która krąży jeszcze w moim ciele jak trucizna. Gorzki był to kielich, a najgorsze w nim odmęty zaległy na dnie, które poruszyłem wraz z wypowiedzeniem rezygnacji z pracy.
To już koniec, to już koniec i wreszcie mogę odpocząć, tak bardzo pragnąłem odpocznienia - spokoju, który koi mnie brzmieniem łagodnego szeptu, jak odgłos szemrzących grzmotów w oddali, gdy jest się w ciepłym domu. A potem przyjdzie deszcz! Ha ha ha haaa! Co za radość! I wyruszę raz jeszcze, aby spotkać piękne niebo jak czoło ukochanej osoby z gwiazdą; i spotkam tych ludzi, którzy skrzą się miłością w myślach moich. Tak, zaczekajcie na mnie, spotkamy się blisko! Wrócam do domu i będę z wami, obiecuję, obiecuję. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×