Skocz do zawartości
Nerwica.com

(od)budowanie życia po,gdy jest lepiej....


Kornel Lone

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

 

Chcialem zapytać czy ktoś znajduje sie w takim miejscu gdzie powoli odchodzi depresja i zaczyna sobie zdawać sprawę że ileś miesięcy, lat , czy nawet całe życie jest w pewnym sensie stracone, i "zaczyna żyć", uczy się od nowa, często najprostszych i prozaicznych czynności, ...

 

No własnie jak to jest gdy choroba pozostawia pustkę która chciało by sie wypełnić?

 

Może ktoś jest na takim etapie, i chce odpowiedzieć jak to jest wracać do ludzi, codziennosci, pracy szkoły?

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialem zapytać czy ktoś znajduje sie w takim miejscu gdzie powoli odchodzi depresja i zaczyna sobie zdawać sprawę że ileś miesięcy, lat , czy nawet całe życie jest w pewnym sensie stracone, i "zaczyna żyć", uczy się od nowa, często najprostszych i prozaicznych czynności, ...

U mnie co prawda "jeszcze" depresja nie odchodzi, ale mam takie poczucie, że przez palce przepłynęło mi te moje 26 lat, nim dostrzegłem błędy, jakie popełniłem w życiu :roll: Ale też cieszę się, że "tylko", a nie więcej ;)

I choć trochę to przerażające, jak wiele mam do zrobienia w pracy nad sobą, to będę się podnosił stopniowo. A to oznacza również naukę wielu rzeczy od podstaw 8)

No własnie jak to jest gdy choroba pozostawia pustkę która chciało by sie wypełnić?
U mnie depresja nie pozostawia pustki - pozostawia wielką samoświadomość, lepsze zrozumienie siebie i innych. Pozostaje mi tylko działać ;)
Może ktoś jest na takim etapie, i chce odpowiedzieć jak to jest wracać do ludzi, codziennosci, pracy szkoły?

To będzie chyba jak odkrywanie świata, ludzi na nowo. Spojrzenie na to wszystko, co się znało z czasów choroby, teraz z innej strony.

A jednocześnie wiele elementów mojego życia będę budował od nowa.

Mmam nadzieję, że się uda już od teraz :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może ktoś jest na takim etapie, i chce odpowiedzieć jak to jest wracać do ludzi, codziennosci, pracy szkoły?

 

Chyba najważniejsze, żeby nic nie przyspieszać na siłę. I nie wszystko na raz. Kiedy się zdrowieje, to ochota na powrót do normalnego życia sama wraca. Ja np miałam tak, że w najgorszym okresie tylko w domu czułam się w miarę bezpiecznie i mało wychodziłam. Ale kiedy poczułam się lepiej, zaczełam się strasznie w tym domu nudzić, i czułam że ta nuda z powrotem wpędza mnie w depresję. No i to był właściwy moment, żeby pójść do pracy. ostatnio stwierdziłam, że sama praca już mi nie wystarczy i zapisałam się na lekcje francuskiego. No i tak stopniowo robie coraz więcej. W październiku pójdę na studia.

Czyli co? Musisz czuć po prostu, że chcesz zrobić daną rzecz, że potrzebujesz tego i masz na to siłę. Nie ma co się spieszyć. Powodzenia, fajnie jest odkrywać świat na nowo :D

 

U mnie depresja nie pozostawia pustki - pozostawia wielką samoświadomość, lepsze zrozumienie siebie i innych. Pozostaje mi tylko działać Wink

tak, dokładnie tak :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialem zapytać czy ktoś znajduje sie w takim miejscu gdzie powoli odchodzi depresja i zaczyna sobie zdawać sprawę że ileś miesięcy, lat , czy nawet całe życie jest w pewnym sensie stracone, i "zaczyna żyć", uczy się od nowa, często najprostszych i prozaicznych czynności, ...

Myślę, że mogę Ci pomóc. U mnie akurat nie depresja a hipochondria.

 

No własnie jak to jest gdy choroba pozostawia pustkę która chciało by sie wypełnić?

Jak? Hmm troche złożone pytanie mimo swej prostoty i zwięzłości. Ciężko to określić jednoznacznie. W wielkim telegraficznym skrócie trzeba odbudować to co sie wali i zbudować na nowo to, co już się zawaliło.

 

Może ktoś jest na takim etapie, i chce odpowiedzieć jak to jest wracać do ludzi, codziennosci, pracy szkoły?

Hmm... Jeśli chodzi o codzienność. Wracam normalnie. A raczej do normalności. Staram się sprzątać :-) Niby nic takiego. Ale trzeba mieć na prawde spokojny umysł, aby znaleźć czas na rzeczy które nie są niezbędne do życia. Człowiek znerwicowany ogranicza sie do prostych czynności życiowych, tych najważniejszych. Dlatego ja staram się wyciszyć, aby mieć czas nie tylko na te fizjologiczne. Pracy jeszcze nie mam a jeśli chodzi o szkołę... Nałapałem dobrych ocen. Zgłaszałem się do odpowiedzi, żeby wyjść z kiepskiej sytuacji. Po feriach myślę, że będę już w stanie uczyć się dla siebie. Tak jak kiedyś :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie jestem w podobnej sytuacji. Wychodzę na prostą z nerwicy, po 8 latach. Dopiero teraz zauważam tą dziurę w życiu, której wcześniej albo nie zauważałem, albo nie dopuszczałem jej do świadomości. Uświadomiłem sobie, że nie mogę żyć okruchami życia w nieskończoność.

 

Ważne, żeby znaleźć w sobie odpowiednią motywację, cierpliwość i siłę do działania. Odbudowanie życia może być równie trudne jak zwyciężenie nerwicy czy też depresji. Zupełnie inaczej patrzy się na świat, wszystko wydaje się być nowe. Z początku to przytłacza, ale to powoli mija wraz z kolejnymi sukcesami.

 

Próbuję się powoli zmierzyć z nową rzeczywistością. Staram się przede wszystkim poznać nowych ludzi, odbudować też stare, zapomniane znajomości. Teraz wiem co przeszkadzało mi w relacjach z innymi, zmieniam to. Przestałem też chować się w domu, mimo że zdarza mi się w dalszym ciągu czuć pokusę wycofania się w bezpieczne miejsce.

 

Nie wszystko się udaje, ale to mnie nie zniechęca. Stosuję zasadę, że powodzenie jest dobrym nauczycielem, a niepowodzenie lepszym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No własnie jak to jest gdy choroba pozostawia pustkę która chciało by sie wypełnić?

 

Może ktoś jest na takim etapie, i chce odpowiedzieć jak to jest wracać do ludzi, codziennosci, pracy szkoły?

Ja mam to już za sobą, jestem dalej niż w tym momencie bo już mam raczej podstawowe sprawy poukladane. Ale mogę coś optymistycznego napisać. Z początku bywa że widzimy malo sensu w nowym życiu nie jest od razu jak byśmy chcieli wiadomo. Ale jak już z tego momentu wystartujemy to potem jest coraz lepiej, pustka się zapelnia, życie nabiera coraz większego sensu i jest coraz piękniejsze. A my sami się tym cieszymy podwójnie. Nawet jak piszesz, że uczymy sie podstawowych czynności- wlaśnie ale za to jak już się nauczymy to one sprawiają nam kilkakrotnie wiekszą radość niż gdybyśmy normalnie zawsze z tymi rzeczami stali. Z początku jest niepewność, która potem zamienia sie w spokój i pewność ;) Ja osobiście oceniam tą drogę do nowego życia i ukladanie go pozytywnie. Owszem bylo nieraz cholernie trudno ale obserwować jak nasze życie zmienia się na lepsze to chyba jest najpiękniejsze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja ostatnio w wielkim żalu usiadłam i zaczęłam zadawać sobie pytanie ,, co stało się z ostatnimi miesiacami mojego życia..gdzie się podziały " ?

Teraz myslę , ze nie mogę się winić za to ze nie byłam taka jak bym chciała. Że nie mogę martwić się o to że nie stałam się kims najlepszym (a na tym mi zależało ) bo było to spowodowane raczej zanikiem poczucia własnej wartości. Teraz staram się dawać sobie prawo do tego żeby bez poczucia winy czuć się nie na siłach... Dostałam nerwicę przez chaos mysli i emocji spowodowany problemami i okres kiedy stan mój był straszny nie był na pewno pustką tylko głuszą. Mój umysł zatkał sobie uszy żeby nie słuchać wojny mysli i emocji. Chciałam się odciąć. Ale tak na prawde działo się wiele. Dopiero teraz wraca mi rozsądne i zdrowe podejście. Takie które nie stresuje mnie. Takie które nie wymaga rzeczy niemożliwych. Takie które pozwala mi zrobić coś źle. Myślę że kwestią czasu jest moment w którym powiem sobie - wiem kim jestem lepiej niż kiedykolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie...

Myślałam, żeby założyćnowy temat, lecz myślę, że zapytam tu, bo jest pokrewny...

 

Ostanie miesiące sądla mnie koszmarem, bo po długich próbach wyjścia z tego wszystkiego znowu spadłam na dno. Czuję, że jest coraz gorzej, bo wyłączyłam już własne emocje na tyle, że powracają one tylko w chwili agresji bądź wielkiego żalu. Poza tym wegetuje na wszelki możliwy sposób.

 

Był taki okres, rok temu kiedy podjęłam myśl o terapii grupowej. Poszłam do pracy, poszłam ponownie na studia z myślą, żeporaz kolejny zacznę wszystko od nowa. Czułam, że właśnie choroba odchodzi, że zapełniam tą wewnętrzną pustkę, że tworzę na nowo swoje życie.

 

Ale jak w wielu historiach każdego z nas i to zaczęło upadać... pierwszy, drugi, dzisiąty raz. Wkońcu każdy dzieńznowu zaczął być walką chociażby o świadomeprzeżycie swojego istnienia.

 

Mam pytanie do tych, którym się udało.. Czy był taki moment, kiedy powiedzieliście sobie dość i ...zaczęło być lepiej? Wiem, żesukcesy przychodzą z wielką pracą nad sobą, nad słabością... ale jak pracować nad uczuciami, zwątpieniem, beznadziejnością, jeśli nie da się wtedy wierzyć, że te małe sukcesy prowadzą do zmian?

Jak szukać wiary w sobie nie mając jej; nie mając wsparcia i zrozumienia innych ludzi, nie mając tak naprawdę nikogo obok?

Jak to zrobiliście? Czy naprawdę możliwym jest, by z czasem życie rozjaśniło się, nabrało koloró, by nie trzeba było oszukiwać samego siebie i wmawiaćsobie, że jest lepiej? Dziś trudno mi w to uwierzyć, choć wiele razy myślałam, że już tak jest.. Niestety...

 

Życzę wszystkim wytrwałości, bo jesteście naprawde wielcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy był moment kiedy DOŚĆ zmieniło wszystko ?

Był ;)

Potem znów było tragicznie...ale za kazdym razem DOŚĆ było mocniejsze i działało lepiej... dojrzalej i świadomiej .

 

W pewnym momencie zaczęłam rozumieć jak wiele barier zaślepia mi oczy.

Chyba musiałam dojrzeć do tego by nosic na barkach swiadomość i ładunek wyniesiony przez naukę cierpienia i ,,przesiadywanie w obrzasze oddalonym od rzeczywstości ", będąc osobą zdrową. Silną. Umiejącą realnie patrzeć na świat i własną wartość. Zaczęłam czuć, że mogę zaufać sobie, że decyzje które podejmę jako właśnie Ja a nie jako Produkt mojego ,,złego" świata, będą dobre. Że wrzelkie ograniczenia są wytworem mojego umysłu. Że poczucie beznadziei nie ma sensu tak jak doszukiwanie się sensu we własnym życiu... Że nie muszę winić się za sprawy niezależne i mam prawo byc wolnym szczęśliwym człowiekiem ;) Że skoro żyję muszę istnieć prawdziwie i szczerze. To wszystko brzmi banalnie. Ale musiałam chyba rozgrzeszyć się przed samą sobą żeby chcieć wyzdrowieć. I chcieć znów zasmakować zycia ;) Akceptować swoje uczucia ale nauczyć się je racjonalnie interpretować.

Pewnie jeszcze będą mi wracać gorsze i o wiele gorsze dni, ale mam nadzieję że w koncu pozostaną z nich tylko melancholiczne nastroje a pozatym trzeźwe korzystanie z życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×