Skocz do zawartości
Nerwica.com

Brunhilda

Użytkownik
  • Postów

    143
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Brunhilda

  1. No właśnie, nawet lekarze nie są do końca pewni, jak te leki działają! strasznie mnie wkurza, że w psychiatrii i psychologii prawie wszystko jest własciwie tylko hipotezą... Tyle jest różnych sprzecznych teorii i w którą uwierzyć?
  2. Własnie, ja cały czas zastanawiam się, na ile to, że lepiej funkcjonuję jest zasługą terapii i tego, co już udało mi się dzięki niej osiągnąć, zrozumieć, a na ile zasługa leków, które wyciszają fobię społeczną, depresję i panikę. Boje się odstawienia leków, co będzie, jak te wszystkie problemy wrócą? Załamałabym się kompletnie, bo juz teraz wiem, jak wspaniałe jest życie bez fobii. Niby psychiatra i psycholog zapewniają mnie, że to nie tak, że zmiany są trwałe. I ja im wierzę. Ale jak mam zły nastrój, to wydaje mi się, że psychoterapia to bzdura, a tylko chemia działa naprawdę.. Aż czasami mam ochotę odstawić leki, zeby sprawdzić, co by się stało
  3. Brunhilda

    Czy to powróci?

    haha, mam tak samo! Dla mnie w depresji najgorsze było poczucie, że ona nigdy się nie skończy i już zawsze będzie tak beznadziejnie. Niby wszędzie słyszałam, że z depresji się wychodzi, ale ja nie umiałam sobie tego wyobrazić, więc czułam, że to niemożliwe. Ale to przechodzi Bardzo powoli, na początku to są tylko takie "mgnienia" pozytywnych uczuć, później, powolutku, stają się coraz trwalsze. Np. ja lubie łazić po empikach, oglądać książki itp. A w depresji oczywiście kompletnie nie czułam takiej potrzeby. I któregos jestem w jakimś centrum handlowym, patrzę na wystawę księgarni i przez króciutki moment czuję potrzebę bliższego przyjrzenia się jednej z książek. Jak sobie to uświadomiłam, to zrozumiałam, że chyba zaczynam wychodzić z tego doła :) Co chcę powiedzieć? Że po depresji wraca się do normalności, tylko tak wolno, że jest to prawie niezauważalne. Ale jednak się dzieje. Inna sprawa, że doświadczenie takie jak depresja nie może nie pozostawić śladu. W pewnym sensie zdrowiejąc człowiek rodzi się po raz drugi. Wiele rzeczy zaczyna się inaczej (moim zdaniem lepiej) rozumieć, system wartości się zmienia itp U mnie tak się właśnie cały czas dzieje, na pewno to jest też efekt psychoterapii.
  4. Mafju88 - masz rację. Poza tym najważniejsze jest, żeby pamiętać, że terapeuta nie rozwiąże za nas naszych problemów. On nam ma w tym pomóc, ale najpierw to my musimy tego chcieć i się starać.
  5. citalopram - u mnie zero wpływu na apetyt i wagę
  6. Brunhilda

    witam po raz drugi

    witaj angola A może tylko dlatego tak się czujesz, bo boisz się, że zaburzenia wrócą po odstawieniu leków? taka autosugestia, ona może działać naprawdę z niespodziewaną siłą (sama się przekonałam )
  7. Ten Velafax/Venlectine to to samo co mój Velaxin. Ja zupełnie nie zauważyłam, żeby mi się zmniejszył apetyt, wręcz przeciwnie: dzięki temu lekowi odzyskałam apetyt, którego nie miałam kompletnie w czasie depresji. I się utyło...
  8. Właśnie. ja ostatnio stanęłam na wadze i się załamałam. Nigdy nie ważyłam tyle, co teraz: 57kg przy wzroście 165cm. I nie wiem, czy to wina Velaxinu, czy po prostu tego, ze w czasie depresji schudłam parę kilo, więc kiedy już znowu zaczęłam normalnie jeść, to niczego sobie nie żałowałam " bo przecież i tak jestem taka chuda". No i w ten sposób odzyskałam a potem przekroczyłam moją normalną wagę (55kg). Niby 2 kilo to nic, ale jak teraz nie zacznę uważać, to potem jeszcze troszkę mi przybędzie, potem jeszcze i się utucze jak prosiak w końcu! Kiepska sprawa. Trza ruszyć dupsko sprzed kompa i wziąć się za siebie
  9. Brunhilda

    nerwica mija!

    Ja też z czuję się coraz lepiej, właściwie czuję się zdrowa, ale jednak nie tak naprawdę, bo co najmniej do wakacji mam brać leki. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że przez cały luty nie miałam żadnego pioważniejszego doła! To mój pierwszy po depresji tak długi okres dobrego samopoczucia tak dla ścisłości: deprecha zaczęła się gdzieś tak latem, powiedzmy w sierpniu, najgorzej czułam się na przełomie października i listopada. A teraz czuję się o wiele lepiej, nawet powiedziałabym: normalnie Wszystkim życzę tego samego!
  10. Ja mam w głowie totalny zamęt. Bo z jednej strony, jeśli założymy, ze rzeczywiście te leki nie działają, to byłby to dowód na to, że wpływ naszej podświadomości, nastawienia, w ogóle kwestii psychologicznych na to, co się z nami dzieje, jest o wiele większy niż mogłoby się zdawać. Ale takie mechanizmy mogą działać tylko dopóki pozostają nieuświadomione. No i co teraz z tymi, którzy wyszli z depresji dzięki tym lekom, a teraz dowiedzą sie, ze to był efekt placebo? Nie będą dłużej wierzyć w skuteczność leku, więc nie będzie on już na nich działał! I co dalej? Czy ci, którzy opublikowali te wyniki, zastanowili się nad tym? Nie ukrywam, że martwię się o siebie - biorę wenlafaksynę - dotychczas wydawała mi się bardzo skuteczna... No nie wiem, jutro mam wizytę u psychiatry, mam zamiar go trochę przycisnąc w tej sprawie "Wyjątkiem wydawało się działanie leku na naprawdę dotkniętych depresją." - tzn, że na nich placebo nie działało, czy że prawdziwy prozac działał? Jakieś mętne jest to stwierdzenie, rzeczywiście
  11. Ja coś niedawno czytałam o psychoanalizie. Freud zalecał, żeby analityk mówił jak najmniej, żeby powstrzymywał się od komentarzy, nawet jeśli miałby do powiedzenia coś konstruktywnego, bo to pacjent ma sam dojść do wszystkiego. To może po prostu trafiłaś na jakiegoś fana klasycznej psychoanalizy? A tak serio, to ja też bym się zniechęciła na twoim miejscu!
  12. Ja mam takie napady depersonalizacji od kiedy tylko pamiętam. Dlatego nigdy nie wpadałam na to, że to właśnie jest depersonalizacja, myślałam, że to naturalny stan, który przytrafia się każdemu. I pamiętam, że kiedyś opowiadałam o tym koleżance i byłam strasznie zdziwiona, ze ona nie wie, o czym mówię To wygląda tak: stoję sobie pod prysznicem i nagle zaczynam czuć takie zdziwienie swoim ciałem - że to ciało to JA. Wtedy to JA tak jakby ucieka z ciała i chowa się w umyśle, ale to nic nie pomaga, bo zaraz potem zaczyna mnie dziwić ten umysł, jak to możliwie, że ja to JA i dlaczego akurat JA? Nie umiem tego jaśniej opisać. W każdym razie chodzi o to, że na kilka sekund "wyobcowuję się" sama z siebie. Strasznie dziwne uczucie, nie cierpię go. To się uruchamia też np jak np zbyt długo przyglądam się swojej ręce nie poruszając nią. Dotychczas zdarzało mi się to raz na kilka miesięcy, ale ostatnio pojawia się częściej. Pewnie to ma związek z depresją, lekami, może psychoterapią... Ale i tak mnie niepokoi. Za bardzo kojarzy mi się ze schizofrenią, a przynajmniej z tym, jak sobie wyobrażam tą chorobę
  13. Brunhilda

    Taka sobie zagadka ;)

    Bo dzięki depresji zrozumiałeś, że chcesz zmienić siebie i swoje dotychczasowe życie? Zacząłeś nad tym pracować (np z pomocą terpauety) i sie udało, teraz żyjesz pełnią życia i już nie jesteś niewolnikiem swoich kompleksów, doświadczeń z dzieciństwa itp itd?
  14. Brunhilda

    Depresja objawy

    No to ja Cię kopnę Idź, nie masz nic do stracenia - nawet jeśli to nie byłaby depresja, to dowiesz się, że jesteś zdrowa. A jeśli jednak coś jest nie tak, to im wcześniej coś sie zacznie z tym robić, tym lepiej! Moim zdaniem lepiej dmuchać na zimne, niż pozwalać takim stanom rozwijać się i potęgować...
  15. Metodą małych kroczków. Zrobisz coś małego kilka razy (np zmusisz się do wyjścia do ludzi, kiedy Ci źle), przekonasz się, że to działa i warto się przełamywać i stopniowo będziesz nabierać odwagi, żeby brać coraz więcej tej odpowiedzialności za siebie na siebie
  16. mala_ta - włóż te 250 tabletek do szafki, zamknij na kluczyk. Potem połknij ten kluczyk, zanim go odzyskasz, to najgorsze pewnie zdąży już minąć Nie no, wiem, to nieco obrzydliwa rada, ale nie mogłam się powstrzymać, przepraszam Ja też będę trzymać kciuki za Ciebie cały czas! Okropne są takie kryzysy, ale przechodzą na szczęście i o tym staraj się mysleć
  17. O właśnie. Lata mijają, a one jak zatruwały życie, tak zatruwają nadal. B., nie zastanawiaj się już, im wcześniej zaczniesz, tym szybciej będzie Ci lżej. (teraz to ja jestem taka mądra, a sama wiele lat łudziłam się, że wszystko się jakoś ułoży z czasem i nic z tym nie robiłam. Teraz żałuję, bo trauma z dzieciństwa zatruła mi większość życia)
  18. Nie, no co Ty! Przecież psycholog właśnie tego rodzaju problemami się zajmuje codziennie. Ja też się denerwowałam przed moimi pierwszymi wizytami, ale to jakoś samo wychodzi, ta rozmowa. Nie wiem, oni chyba wiedzą, jak sprawić, żeby pacjent poczuł się dobrze i pewnie. najlepiej zacząć od tego, co najbardziej Cię gnębi.
  19. - fajne jest to, że na imprezach panuje taka niezobowiązująca atmosfera i nie muszę się martwić, ze chłopak zaraz będzie chciał czegoś więcej, na co ja jeszcze dłuuugo nie będę gotowa, a jak ja nie będę chciała, to mnie wyśmieje (tak, tak, odzywają się moje lęki)
  20. Witaj na forumB.! Wcale nie piszesz chaotycznie! Tak sobie myślę, że pewnie masz rację z tym dzieciństwem jako podłożem twoich obecnych problemów. Ja właściwie ostatnio na mojej psychoterapii dowiaduję się, jak przeżycia z mojego dzieciństwa wpłynęły na to, jaka jestem teraz - ten wpływ jest o wiele większy, niż kiedyś myślałam. A jeśli chodzi o radę, to pewnie nie będzie to nic odkrywczego ani twórczego: poszukaj sobie psychologa, on już będzie wiedział, jak Ci pomóc trzymaj się i ciesz się tymi momentami, kiedy masz dobry nastrój!
  21. O rany, ja też się boję bliskości z mężczyznami, mój najblizszy kontakt z nimi dotychczas to była koleżeńska rozmowa i ewentualnie dotknięcie ramienia... a mam 21 lat, hmm. To chyba dlatego że w gimnazjum faceci strasznie mi dokuczali i teraz wciąż boję się upokorzenia z ich strony. Ale w niedzielę byłam na takiej małej imprezie z koleżanką i jej chłopakiem. I tak w atmosferze wygłupów przytulaliśmy się z tym z tym chłopakiem, żeby sprawdzić czy koleżanka go kocha i czy będzie zazdrosna. Niby to tylko było dla jaj, ale zobaczyłam, że mogę się poprzytulać z facetem i nic złego się nie dzieje, jest nawet miło:) Czuję, że to był mój pierwszy krok w stronę normalnych kontaktów z płcią przeciwną
  22. - to miły komplement chyba sobie radzę, tzn jakoś żyję i bywam szczęśliwa, chociaż w tej chwili jakoś tego nie czuję kompletnie. Czuję bezsilność i niepokój (jak ja go nie znoszę!!). Też myślę, że nie da się całkiem wyzdrowieć, ale chyba można złagodzić chorobę. Mój tata w młodości miał dosyć poważne problemy psychiczne, jakąś nerwicę natręctw, deprechę i takie tam różne syfy. Teraz też nie jest jakimś twardzielem, miewa gorsze okresy, ale to jest podobno nic w porównaniu z tym, co było. Żyje normalnie i nie musi brać leków. I ja bardzo chcę wierzyć, że w moim przypadku też tak będzie. Że to z czasem złagodnieje. Tylko jak przychodzi kryzys to szkoda gadać
  23. Mam kryzys Cholera, kiedy jest ze mn ą wszystko w porządku, to wydaje mi się, że to już koniec, wszystko mi się w głowie poukładało i już zawsze będzie dobrze. Ale nie jest, znowu się pogrążam. Próbu8ję wbic sobie do tej pustej głowy, że jestem w stanie to zwalczyć, ale to bzdura. można tylko przeczekać i najwyżej starać się, żeby mineło szybciej. No i własnie mnie po raz nie wiem już który dopadło - tak sobie dojrzewało we mnie od kilku tygodni I teraz czuję sie do dupy, męczy mnie niepokój okropny. kiedy jestem wśród ludzi, jeszcze da sie wytrzymać, ale kiedy np. jadę autobusem, ledwie się powstrzymuję, żeby nie wysiąść - niewiele mi brakuje do ataku paniki :// Zresztą wiecie o czym mówię na pewno. No i tak się zastanawiam, czy to moja wina? Przecież naprawdę się staram, wiem co mi szkodzi, a co pomaga i prowadzę zdrowy tryb życia. Dbam o swoją psychikę, i wcale nie robię czegoś takiego, że jak się dobrze czuję, to spoczywam na laurach i olewam tę całą higienę psychiczną, nie. A kryzysy i tak przychodzą. Czy to moja wina? Zawsze mi się wydawało, że tak, ale dzisiaj się nad tym zastanowiłam, i naprawdę nie ma w tym mojej winy, nie mogę sobie zarzucić, że nie walczę. Ale to wraca, nie chcę, żeby tak było przez całe moje życie! Czy to my mamy władzę nad swoją psychiką, czy ona nad nami?
×