Sama nie wiem od czego zacząć.
Mam tyle myśli, które chciałabym z siebie wyrzucić ale mam tez jakąś blokadę, która mi na to nie pozwala.
Prawdopodobnie to co napiszę będzie chaotyczne ale może ktoś to przeczyta... być może uda się komuś udzielić mi pomocy.
Jakiejkolwiek.
Nie potrafię okreslić swojej przypadłości.
Mam straszne wahania nastroju.
Bywają dni, że jestem pełna optymizmu, śmieje się, żartuję, rozbawiam innych.
Ale jakiekolwiek, nawet najmniejsze niepowodzenie, odwraca mnie jakby do góry nogami.
Zaczynam płakac, trace chęć do życia. W głowie kotłuje się mnustwo mysli aż do tego stopnia, że nie mogę wytrzymać z bólu.
Czuję się wtedy beznadziejna, bezwartościowa... cieżko się o tym pisze
Przypuszczam, ze źródło tego co obecnie przezywam ma podłoże w dzieciństwie. Przez lata jeździłam z mamą po szpitalach. Ona mnie nie lubi chyba za to, że przeze mnie miała tyle problemów Inaczej traktuje mnie w porównaniu z rodzenstwem. Zawsze stawiano mi wysokie poprzeczki.
A nie wiem czy to ma sens co piszę...
Dzięki jak ktoś to przeczyta.
B.