Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak z tym walczyć...?


mylittlepony

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

Jak wiele osób na tym forum, mam dosyć duży problem z 'normalnym' funkcjonowaniem- nie wiem nawet jak dokładnie oddać w czym ten problem tkwi, ale powiedzmy, że wygląda to tak: Praktycznie cały czas czuję się bardzo samotna, nielubiana, niekochana, odpychająca. Mam wrażenie, że obcy ludzie, przechodnie, są do mnie wrogo nastawieni co wpędziło mnie w kompleksy. Nie mam już znajomych, bo się od nich odcięłam, czułam, że nie jestem im potrzebna i ostatecznie się odizolowałam. Sądzę, że moja rodzina mnie nie kocha. To jest wręcz jakaś obsesja, ciągle myślę o tym, że dla innych nic nie znaczę i nikogo nie mam na tym świecie. Z domu praktycznie nie wychodzę, mam duże opory, żeby coś gdzieś załatwić, nawet telefonicznie- boję się, że ktoś będzie dla mnie nie miły (bo po prostu często tego doświadczam ze strony obcych). Cały czas analizuję moje relacje z innymi ludźmi. Z drugiej strony jestem ŚWIADOMA tego, że to wcale tak nie jest. Bo wiem, że tak naprawdę gdybym się zabiła czy coś mi się stało to rodzina by to przeżywała, a znajomi jednak jeszcze co jakiś czas podejmują próby kontaktowania się ze mną- więc chyba nie jestem im obojętna; to trochę tak jakby w jednym ciele żyły dwie osoby, które różnie odbierają świat i ogólnie o skrajnie różnych poglądach- weźmy na przykład seksualność, ta jedna część mnie jest nastawiona hm... jak jakaś cnotka, a druga uważa, że to przecież nic złego. Bardzo dużo jest takich przykładów rozbieżności. To wszystko razem wzięte do kupy sprawia, że czuję się jakbym była nieźle zaburzona i że chcę nie istnieć, bo jestem taką porażką, która nie umie żyć w społeczeństwie. Bo to jest tak, że zaczynam się czymś martwić i współmiernie do tego się zachowuję (np. widzę, że ludzie mnie olewają i płaczę), a przy tym wszystkim mam świadomość, że to obiektywnie patrząc wcale nie jest tak (to ja się odizolowałam, bo coś sobie ubzdurałam), albo żeby dokładniej nakreślić jak to wygląda, to podam jeszcze taki przykład: jestem bardzo agresywna, praktycznie non-stop (nie wiem czemu) i przez to kłócę się z mamą, ona na moją agresję reaguje złością, a jak jest na mnie zła, to myślę sobie, że ona mnie nie kocha, jestem beznadziejna itd, a przecież to przez moją agresję ona zachowuje się w stosunku do mnie w ten sposób. Ja nie wiem kompletnie co z tym zrobić, nie mogę tak dalej funkcjonować, bo to jest bardzo uciążliwe, a na dodatek ta część mnie, która czuje, że jest niepotrzebna zachorowała na depresję i właśnie niedawno zakończyłam leczenie farmakologiczne + terapię. Nienawidzę siebie za takie postrzeganie rzeczywistości. Ubzdurałam sobie coś i to mi niszczy życie, bo z rodzina mam średnie stosunki, a znajomych nie mam w tej chwili żadnych, z domu nie wychodzę, młodość przecieka mi przez palce. Do tego dochodzi jeszcze inna rzecz, a mianowicie o ile mam empatię dla obcych ludzi, tak kompletnie nie mam jej dla rodziny, rzadko kiedy potrafię współczuć komuś z rodziny, mama mówi, że jest zmęczona, a do mnie to nie trafia. To też jest bardzo męczące, czuję się przez to taka pusta i wręcz bezduszna. Więc: jak z tym walczyć?

 

Przepraszam za chaos, ale naprawdę ciężko to jakoś spójnie wyłożyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tymi ludźmi daj sobie spokój. Takie myślenie, że są wrogo nastawieni jest mi znane, bo doświadczyłam nieraz przykrości ze strony obcych, więc miałam podobnie i się obawiałam np. chodzić do lekarza (nie wiem dlaczego, ale oni najczęściej gadają jakieś głupoty). Tylko to jest błędne koło, bo jeżeli będziesz oczekiwać złego od obcych, to sama będziesz niemiła, będziesz sprawiać złe wrażenie... a wtedy oni mili na pewno nie będą. Nie chodzi o to, żeby być jakimś przesłodzonym, tylko nie mieć negatywnych oczekiwań. Zachowywać się tak, jak chciałabyś, żeby inni Cie traktowali. A to, że niektórzy mają podły charakter, to już trudno, ale jak będziesz miła, to liczba tych "złych" osób w Twoim życiu się zmniejszy.

Co do braku empatii dla rodziny... miałam podobnie. Teraz bardzo przeżywam, jak coś się dzieje z rodzicami, skarżą się na coś... ale w dalszym ciągu nie wiem, co mam im na to odpowiadać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co tak koncentrujesz się na tym, jak Cię widzą inni/co myślą o Tobie? Co Ci to daje?

Nie jesteś pozbawiona świadomości, że Twoje myślenie jest sprzeczne z działaniem, bo sama w poście to podkreślasz. Jaki masz zatem cel, by to dalej ciągnąć?

To jest trudne pytanie, ale chcę po prostu sama poczuć się wartościowa, a osiągnę to wtedy, kiedy zobaczę, że inni mnie akceptują. To jest dla mnie sygnał zwrotny. Niestety stanęło na tym, że boję się każdej konfrontacji, bo przecież kolejna osoba może pokazać mi, że jestem odpychająca. Poza tym, nie wiem na czym mam się koncentrować w życiu, najłatwiej mi chyba było obrać cel 'być pozytywnie odbieraną'...
Z tymi ludźmi daj sobie spokój. Takie myślenie, że są wrogo nastawieni jest mi znane, bo doświadczyłam nieraz przykrości ze strony obcych, więc miałam podobnie i się obawiałam np. chodzić do lekarza (nie wiem dlaczego, ale oni najczęściej gadają jakieś głupoty). Tylko to jest błędne koło, bo jeżeli będziesz oczekiwać złego od obcych, to sama będziesz niemiła, będziesz sprawiać złe wrażenie... a wtedy oni mili na pewno nie będą. Nie chodzi o to, żeby być jakimś przesłodzonym, tylko nie mieć negatywnych oczekiwań. Zachowywać się tak, jak chciałabyś, żeby inni Cie traktowali. A to, że niektórzy mają podły charakter, to już trudno, ale jak będziesz miła, to liczba tych "złych" osób w Twoim życiu się zmniejszy.

Co do braku empatii dla rodziny... miałam podobnie. Teraz bardzo przeżywam, jak coś się dzieje z rodzicami, skarżą się na coś... ale w dalszym ciągu nie wiem, co mam im na to odpowiadać..

Ale właśnie o to chodzi, że ja zawsze jestem uśmiechnięta i grzeczna, nie umiem być inna wobec obcych, a mimo to słyszę rzeczy, od których robi mi się przykro. Może nawet jestem przesłodzona, bo tak naprawdę jestem wyuczona określonych zachowań, reakcji, co również mi przeszkadza, bo nie umiem być naturalna (tzn. wyćwiczyłam to do perfekcji i nikt nie wie, że to jest fałszywe, ale chciałabym się wyluzować, nie musieć modulować głosu, udawać zdziwienia itd. bo dla mnie samej to nienaturalne, tylko bez tego pewnie w ogóle nie wiedziałabym jak się zachowywać i co powiedzieć).

A co było tym motorem do zmiany, co sprawiło, że zaczęłaś się przejmować? Tzn. wypracowałaś to jakoś, czy samo przyszło?

(przypuszczam, że jak wyjadę, a wyjeżdżam za kilka dni na studia, to również będę się przejmować nimi, bo nie będę wtedy mieć kontroli nad tym co się z nimi dzieje, póki jestem to wszystko obserwuję i chyba dlatego jestem spokojna, ale jak np. mama na coś się skarży to nie umiem dostosować swojego zachowania do tego co powiedziała i dalej koncentruję się na sobie, wiem tylko jak się zachowywać wobec obcych- jeśli się nie przejmuję nimi, to umiem to udać, ale ta zasada nie działa w kwestii rodziny)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właściwie sama nie wiem, co było powodem, trudno powiedzieć. Wiem jednak, że ciągłe rozmyślanie o śmierci i pytania z nią związane sprawiły, że zamartwiam się o bliskich, o to, że mogą umrzeć.. Jednak to jest przesada w drugą stronę i to tez jest problem. Uświadomiłam sobie, że to jest najpoważniejszy problem w moim życiu, bo śmierć nikogo nie ominie i wszelkie obawy z nią związane są uzasadnione..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właściwie sama nie wiem, co było powodem, trudno powiedzieć. Wiem jednak, że ciągłe rozmyślanie o śmierci i pytania z nią związane sprawiły, że zamartwiam się o bliskich, o to, że mogą umrzeć.. Jednak to jest przesada w drugą stronę i to tez jest problem. Uświadomiłam sobie, że to jest najpoważniejszy problem w moim życiu, bo śmierć nikogo nie ominie i wszelkie obawy z nią związane są uzasadnione..
Od 5. roku życia bałam się śmierci, ale tylko swojej- jak myślałam, że inni też przecież umrą, to uspakajałam się, ale w końcu to przestało działać i zaczęłam się martwić też śmiercią rodziny, jedynie widząc, że oni się nie boją, że są z tym oswojeni jakoś mnie podnosiło na duchu, ale teraz każda śmierć mnie przeraża, dosłownie każda (wliczając w to... owady). Śmierć jest jedyną rzeczą, która wyzwala we mnie silne emocje, ale nauczyłam się już o niej nie myśleć tak często jak kiedyś i panować nad lękiem. Chyba najlepszym rozwiązaniem (przynajmniej u mnie się to sprawdziło) jest skupienie się na jednym elemencie życia, który sprawia przyjemność. Kiedy zaczynam myśleć o śmierci, to staram się przekierować myśli na ten konkretny element życia, który może jest płytki, ale trudno, lepsze to niż ataki paniki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

forumowiczko mylittlepony. Ja się na tym nie znam, więc chętnie się wypowiem.

Generalnie dziwność i niedopasowanie społeczne może mieć wiele kolorów i smaków. Co do Twojego postu, to owszem, ja sam mam drobne problemy, ale czy są podobne do Twoich, to jest wiele odcieni samotności,itp. i byłoby fajnie, gdyby każdy z nas miał swój odcień samotności, którego druga osoba nie zrozumie w 100%. I nawet jeśli wydaje nam się , że to szary kolor kurzu, to szarość też ma wiele odcieni i moja szarość inna jest od Twojej. Akurat ja także ograniczyłem kontakty ze światem i preferuję poznawanie świata przez poznanie siebie, ale w moim wykonaniu to rodzaj pułapki myślowej.

Odradzam powtarzanie wszystkich moich błędów, a tylko ich część.

Dlatego absolutnie nie powiem Ci, jak z tym walczyć. A także dlatego, że , o ile nie jesteś zawodową kickboxerką,

to zamiast kopać się z całym światem łatwiej Ci będzie zrozumieć Siebie, zrozumieć świat. A jak zrozumiesz nieco świat i Siebie, to zamiast walczyć z rzeczywistością możesz zacząć świadomie ową rzeczywistość delikatnie zmieniać.

W małym zakresie, ale zawsze. A świat da się zrozumieć na tyle, by było nam w nim ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

forumowiczko mylittlepony. Ja się na tym nie znam, więc chętnie się wypowiem.

Generalnie dziwność i niedopasowanie społeczne może mieć wiele kolorów i smaków. Co do Twojego postu, to owszem, ja sam mam drobne problemy, ale czy są podobne do Twoich, to jest wiele odcieni samotności,itp. i byłoby fajnie, gdyby każdy z nas miał swój odcień samotności, którego druga osoba nie zrozumie w 100%. I nawet jeśli wydaje nam się , że to szary kolor kurzu, to szarość też ma wiele odcieni i moja szarość inna jest od Twojej. Akurat ja także ograniczyłem kontakty ze światem i preferuję poznawanie świata przez poznanie siebie, ale w moim wykonaniu to rodzaj pułapki myślowej.

Odradzam powtarzanie wszystkich moich błędów, a tylko ich część.

Dlatego absolutnie nie powiem Ci, jak z tym walczyć. A także dlatego, że , o ile nie jesteś zawodową kickboxerką,

to zamiast kopać się z całym światem łatwiej Ci będzie zrozumieć Siebie, zrozumieć świat. A jak zrozumiesz nieco świat i Siebie, to zamiast walczyć z rzeczywistością możesz zacząć świadomie ową rzeczywistość delikatnie zmieniać.

W małym zakresie, ale zawsze. A świat da się zrozumieć na tyle, by było nam w nim ok.

To co piszesz ma w sobie dużo sensu i na pewno jest warte przemyślenia, a nawet i wdrożenia, ale z jednym się nie zgodzę- łatwiej właśnie kopać się ze światem, bo nie wymaga to tyle pracy i samozaparcia co zrozumienie siebie i świata. Nie jest to prawidłowe, ale zazwyczaj wybiera się prostsze rozwiązania. Do tych trudniejszych trzeba dojrzeć i znaleźć w sobie siłę na to, żeby zacząć je stosować w swoim życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×